Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany
Katarzyna B.:
o tym samym. bo jeśli dziewczyna nie może się odblokować w łóżku bo jest pulchna i niszczy tym związek (bo o takiej sytuacji mówimy)
Czytaj ze ZROZUMIENIEM, please!
Nie pisałam o tym, jak WYGLĄDA dziewczyna, tylko JAKIE MA O SOBIE ZDANIE - bez precyzowania, że np. "uważa się za pulchną". Nie musi być pulchna, żeby mieć kompleksy na punkcie swojego ciała... Ona w ogóle nie musi źle fizycznie wyglądać, żeby mieć kompleksy.
to odchudzona w ramionach zwolennika pulchnych znowu może stracić pewność siebie. dlatego "odchudzanie" to nie praca nad przyszłym związkiem tylko leczenie tego co nie zadziałało w poprzednim.
Po pierwsze - "odchudzanie" to było słowo użyte w Twoim "podsumowaniu" tego, co napisaliśmy w wątku. Ty tak "rozumiesz" moje wypowiedzi. Kompletnie wypaczasz sens tego, co napisałam.
Po drugie - znowu piszesz o czymś zupełnie innym. Ja nie próbuję "rozkminiać" JAKI WYGLĄD może odpowiadać przyszłemu partnerowi. Nie obchodzą mnie jego preferencje odnośnie wyglądu, tylko jedna ogólna preferencja odnośnie seksu:
********** BRAK PROBLEMÓW W ŁÓŻKU SPOWODOWANYCH KOMPLEKSAMI **********
(nota bene, sama przed chwilą się zgodziłaś, że te problemy niszczą związek)
Skupiam się na tym, co ta dziewczyna może SAMA zrobić w okresie "bezzwiązkowym", żeby siebie zaakceptować. Jeśli pozna "amatora pulchnych" (swoją drogą - to czy ktoś jest pulchny widać "na pierwszy rzut oka", więc dziewczyna, która schudła zmniejsza szanse na zainteresowania sobą "amatora pulchnych") i przestanie siebie akceptować, to dochodzi do "patologicznej" sytuacji, w której partner jest "panem i władcą" jej poczucia własnej wartości. Nie wiem czy wtedy można mówić o tym, że ona siebie kiedykolwiek zaakceptowała skoro nadal polega na "wyroku" partnera. Czyli znowu dochodzimy do tego, że Ty patrzysz na to tylko przez pryzmat jej wyglądu, a ja - jej POSTRZEGANIA tego wyglądu. Przecież ona nadal może być pulchna, ale siebie zaakceptować i wtedy w ogóle nie dojdzie do sytuacji, o której piszesz...
Cała moja wypowiedź sprawdzała się do:
********** KOMPLEKSY NEGATYWNIE WPŁYWAJĄ NA RELACJE Z LUDŹMI **********
I nic poza tym. Nigdzie nie precyzuję, JAKI człowiek powinien być i JAK wyglądać, żeby jego związki były udane. Piszę cały czas o tym, że to negatywne postrzeganie siebie źle wpłynie na JAKIKOLWIEK związek. Możesz się z tym nie zgodzić, ale nie polemizuj z czymś, czego tu nie ma....
słowa odchudzanie, tusza, kilogramy, preferencje są tu umowne. można sobie podstawić dowolny powód "samorozwoju".
Tak, umowne, tylko że zdajesz się nie dostrzegać, że
POZBYCIE SIĘ KOMPLEKSÓW JEST ZAWSZE SAMOROZWOJEM
ale
SAMOROZWÓJ NIE MUSI OZNACZAĆ POZBYCIA SIĘ KOMPLEKSÓW
Jak gdyby zbiór SAMOROZWÓJ jest większy niż zbiór KOMPLEKSY.:]
oraz
POZBYCIE SIĘ KOMPLEKSÓW WPŁYWA NA RELACJE Z LUDŹMI
ale
SAMOROZWÓJ NIE ZAWSZE WPŁYWA NA RELACJE Z LUDŹMI (a w każdym razie nie w takim stopniu)
Dla fizyka samorozwojem może być przeprowadzanie doświadczeń, ale to nie znaczy, że jego relacje z ludźmi się zmienią. Natomiast jeśli ten fizyk ma jakieś kompleksy na punkcie wyglądu, to ich pozbycie się ma bezpośredni wpływ na jego relacje - bo np. stanie się pewniejszy siebie, zacznie się lepiej ubierać etc.
do czego ma przygotować samorozwój w przerwach skoro nie potrafiliśmy sobie poradzić i rozwiązać problemu w trakcie związku?
Ale problemy występujące w trakcie związku mają swe źródło w osobach go tworzących. Nie biorą się "z powietrza". Mogą się brać właśnie z czyiś kompleksów... Istnienie związku nie jest czymś niezbędnym, żeby te kompleksy zniwelować.
samorozwoje i doskonalenia są tu często przedstawiane jak rozwiązywanie starych problemów, które doprowadziły do rozpadu poprzedniej relacji. jak się mają do kolejnej, która pewnie będzie zupełnie inna i zaskoczy nas nowymi problemami?
Jak ktoś szuka partnera, który będzie "żerował" na jego kompleksach powstałych np. już w SZKOLE PODSTAWOWEJ - to jego problem... Ja skupiam się na tym, co ma doprowadzić do UDANEGO związku.
piszę o kobiecie, której brak pewności siebie. rozwaliła tym jeden związek, a teraz leczy to co jej zdaniem nie zagrało wcześniej (umownie - tusza) i licząc na to, że jest to recepta na wszystkie związki (ale kolejny partner może oczekiwać czegos innego niż poprzedni).
te umowne "kilogramy" to tylko jeden "pretekst" do czucia się gorszą/nieakceptowaną. pretekst, który ona zna a który może się mieć nijak do (umownie) "preferencji" kolejnego partnera.
Tylko że w tym co napisałam, celem jest POZBYCIE SIĘ KOMPLEKSÓW, a więc POZBYCIE SIĘ ŹRÓDŁA, A NIE OBJAWÓW (jak to by lekarz powiedział;]). A Ty piszesz o sytuacji, kiedy jej się tylko WYDAJE, że coś się poprawiło, bo schudła...