Beata
B.
właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy
Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany
Katarzyna B.:Ja myślę sobie, że najpierw należałoby wyjść od początkowych założeń, czyli o rozpadzie jakich związków piszemy?
Jeśli wyjdziemy od tego, że każdy chce być szczęśliwy i robi wiele, aby zaznać szczęścia, to rozpad związku będziemy mogli przypisać niezaznawaniu go. I tu powstaje pytanie: dlaczego?
Jeśli wyjdziemy z założenia, że celem samorozwoju są dobre relacje z ludźmi, w tym zdrowe związki miłosne, to moim zdaniem można dopuścić się takiego uproszczenia, jak w pytaniu wątkowym. W końcu grupa jest "o związkach", a nie o "samorozwoju", więc moim zdaniem można rozpatrywać dowolnie "wąsko" dowolnie wybrany aspekt działania człowieka w konkretnym kontekście.
To jest oczywiste, że jeśli ktoś np. popracuje nad umiejętnością rozmowy, to robi to dla siebie. I może od tego zyskać jego związek. Tak samo zresztą, jak mogą zyskać na tym jego interesy handlowe!:))
Ale jak mówię: Autorka chciała dyskusji nad tym wycinkiem rzeczywistości, więc czemu o tym nie dyskutować?
Ale...
Ale znów potrzebny byłby cały szereg zastrzeżeń, że inaczej jest jak trafią na siebie dwie równie znerwicowane osoby, inaczej jak tylko jedna ma tą przypadłość, a jeszcze inaczej jak żadna. Inaczej będzie u ludzi ekspansywnych, a inaczej u wycofujących się. Inaczej dla tych, którzy w miłości upatrują najwyższą "walutę", a inaczej u takich dla których najcenniejsze jest mieć "władzę". I te de i te pe...
Ja rozumiem Twój punkt widzenia i jak widzisz częściowo go podzielam, z tym, że ja dokonałam dla celów tej dyskusji zawężenia do osób "zneurotyzowanych", które jakby "bardziej" wymagają pracy nad sobą i nawet jeśli w związku starały się znaleść rozwiązania, to nie potrafiły ich wdrożyć w życie, stąd związek się rozpadł.
To nieprawda, że po "złym" związku ludzie wychodzą najczęściej z przekonaniem, że to ta druga osoba była "zła". Równie wiele osób sobie wyrzuca, że nie dość się starali i że sa "nie tacy", skoro zostali odtrąceni. Wszystko zależy o jakim typie zaburzeń mówimy.
i żeby zacząć myśleć i pracować musi stracić związek?Czasami tak właśnie jest, że nie ma innego wyjścia. Jak chcesz, to mogę poszerzyć ten wyjątek, ale będę musiała pisać o nerwicy, a nie o "normalnych" ludziach.
to mnie właśnie nurtuje - dlaczego nie w związku ludzie mają siłę do zmian tylko dopiero jak zostaną sami?