Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jacek K.:
Marzenna M.:
Chyba logiczne jest że będąc w związku nie mozna myśleć że dobrze że on sie skończył
I tu jest błąd. Oczywiście, że można.
Moim koronnym dowodem będą moi znajomi. Ona wiedziała, że już nie jest a on ciągle mówił : jestem żonaty :))
oj Jacek mówimy o normalności a nie o kimś kto myśli ,że można być trochę w ciązy ;-)

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Małgorzata Machniewicz:
Proszę autorce wątku nie wkładać nie jej słów w klawiaturę :)
Nie odważyłbym się :)
Nigdy nie pisałam o tym, że czas w związku jest jakimkolwiek zamieraniem czegokolwiek.
Napisałaś coś takiego :
"A ja mam wrażenie, że czas skupiania się na sobie jest o tyle ważny, że jak pisano wcześniej, bycie w związku jest koncentrowaniem się na drugiej osobie..."
Być może ja nie czytam ze zrozumieniem :)
Ja tylko prowadzę luźne rozważania na temat tego co w okresie bezzwiązkowym można zrobić dla kolejnego związku a nie dla siebie- a to jest duża różnica.
No więc ja też takie rozważania prowadzę :)
I co widzę ? Ano to, że jeżeli ostatni dłuższy związek/małżeństwo skończyło się jakiś czas temu = z tego co czytam, u większości parę lat temu. I oni zajęli się intensywnie rozwojem osobistym, mającym na celu unikanie złych kobiet, wrednych kobiet, brzydkich i niedobrych mężczyzn, niepopełnianiem tych samych błędów w wyborze partnera = to ja widzę, że niczego się nie nauczyli. Bo ciągle jest zły ten drugi ! Nikt nie wspomina o tym, że sam zawalił, że sam zrobił źle, że sam postępował nie tak , jak powinien.
Nooooooooooooo............to jest faktycznie rozwój :)))
Nie wspomnę już o tym, że oczywiście mieli krótkie "związki" w tym okresie.
I właśnie ten rozwój, znowu pozwalał im zobaczyć, że ci partnerzy byli 100 lat za murzynami :))
Więc jak dla mnie, niczego się nie nauczyli, nie rozwinęli się - jedynie umacniają się w swoim poglądzie o własnej idealności.

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Ireneusz Adamczyk:
Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości, że kolejne związki były inne, niż ten poprzedni, a wpływ na to miał okres bezzwiązkowy? ;)
Ja widzę. Ty od zawsze jesteś "the best" ale rozwój pomaga Ci unikać złych kobiet :))))
Rozumiem nawet tego...........e tam:))))

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Marzenna M.:
oj Jacek mówimy o normalności...

O tej to powinni mówić ludzie, którzy od lat są w udanych związkach a nie ci, którzy się rozwijają mając nadzieję, że będą.
Ale tych pierwszym nikt nie uwierzy, bo oni są tak skoncentrowani na partnerze, że się nie rozwijają i nie wiedzą jaką sobie robią szkodę :))

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Kasia Szeliga:
Janusz N.:
Kasia Szeliga:
Czy można trenować jazdę na rowerze jeśli nie ma się roweru? Oczywiście, że nie można, bo nie ma się roweru.

Można trenować kondycję i wytrzymałość do jazdy na rowerze, bez roweru. Szczegóły techniki jazdy na rowerze trenuje się w trakcie jazdy, ale to jak szybko, długo i sprawnie będziemy jeździć zależy od naszych warunków fizycznych, a te są niezależne od roweru. Do dobrej i przyjemnej jazdy dobra kondycja jest niezbędna.

To właśnie napisałam...

Pewnie tak... ale nie wgłębiałem się w tekst poza pierwszymi dwoma zdaniami
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

tomasz L.:
albo o tym, z kim żył:)
Myślę, że na samym dnie "niewiedzy" tego z kim się żyło i tak jest jakieś nasze własne, osobiste "tabu", które nie pozwala widzieć ludzi takimi, jakimi oni naprawdę są, jakiś sposób idealizowania, jakiś rodzaj chorej dumy, jakaś krótko mówiąc - niewiedza.

Czyli i tak wrócimy do tematu pracy nad sobą.
albo o takim banale jak to, że i my i partner to istoty, które podlegają zmianom i jest to całkowicie naturalne, a to, że nie zawsze w stronę, która nam pasuje, lub tej, która łączy, to cóż:)
J.w.

W tzw. normalnych związkach ludzie akceptują z większą lub mniejszą łatwością różne zmiany, ale w związkach "problematycznych" niekoniecznie. Przecież piszemy o związkach, które się rozpadły i co ludzie robią sobie (lub nie robią..) żeby następne związki były bardziej satysfakcjonujące, więc siłą rzeczy musimy dotknąć tematów przykrych, a nie "normalnych".
jakaś obsesja:)
a będąc w związku, to nie wolno?:)
wchodząc w związek zamierasz osobowościowo, a wychodząc patrzysz co z tego zostało?:)
jakieś to wszystko kliniczne dla mnie:)
Nie tylko "wolno", ale wręcz "się powinno'!:))

I sądzę, że związki, które się rozpadają właśnie dlatego bywają burzliwe, krzywdzące, pełne pretensji i te de, że ludzie będąc w nich chcą być traktowani inaczej, niż są. A więc z pewnością sygnalizują problem, pokazują swoją osobowość, ale z jakiegoś powodu nie są słyszani.

Być może dlatego, że sami mijają się z prawdą o sobie, a być może dlatego, że ta druga osoba żyje w jakimś wyimaginowanym świecie, tego akurat nie wiemy...

Ale im dłużej trwa takie życie w niezrozumieniu, w mijaniu się z prawdą, w walce lub rezygnacji, tym bardziej prawdopodobne, że warto się po czymś takim zatrzymać i odnaleźć się w realiach.
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jacek K.:
Nic. Juz to napisałem. Dla ludzi jest ważniejszy rozwój osobisty, chociaż nie bardzo wiedza co to jest, niż związek.
I rozwój jest częstsza przyczyną rozpadu związku niż jego konsekwencją.
Rozumiem więc, że Twoim zdaniem człowiek nie powinien do niczego dążyć? Że jak już jest w związku, to czy mu dobrze czy źle, to ma zostawić sprawy jak są żeby tylko nie naruszyć "nietykalności" związku?

Moim zdaniem nie istnieją ludzie, dla których nieistotną sprawą jest wyrażanie siebie. Po prostu nie ma takich!!

Tak więc zupełnie trzeciorzędną rzeczą jest jak nazwiemy to dążenie do "bycia sobą" i wiecznego szlifowania umiejętności, wiedzy, wyglądu i te de, które najbardziej odpowiadają zgodności wewnętrznej człowieka z samym sobą. Nie musimy nazywać tego "rozwojem osobistym", tylko "dojrzewaniem" jeśli chcesz.

Fakt pozostaje faktem: nie da się być sobą takim jak w chwili urodzenia przez całe życie.

I jeśli to jest przyczyną rozpadu związków Twoim zdaniem, to ja nie wiem jak można w ogóle zakładać sensowność jakiegokolwiek związku.:((
Nie. Z mojego doświadczenia wiem, że jak długo ktoś (alko, narkoman, człowiek z lękami, depresją), nie powie sobie sam : dość ! - wszystkie terapie na nic się zdają.
Daleko nie wszystkie problemy psychiczne można załatwić samemu, choćby się nawet wrzasnęło do siebie wielkimi literami to DOŚĆ. Ale nie nazywałabym "terapią" czyjes chodzenie do terapeuty, jeśli idzie się bez przekonania, że ma być poprawa, lub że to terapeuta ma "coś" zrobić.
A wiara w szaman, po 5 minutowej z nim rozmowie w necie, to jest głupota. Nie terapia.
A tak się teraz "uzdrawia" lub uczy. I potem mówi się o rozwoju :(
Pierdoły i tyle!

Tzn. ja nie mówię, że nie ma oszołomów, ale irytuje mnie zrównywanie normalnej profesjonalnej terapii, lub choćby coachingu z cwaniactwem, na które jest niestety również popyt.

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Rozumiem więc, że Twoim zdaniem człowiek nie powinien do niczego dążyć? Że jak już jest w związku, to czy mu dobrze czy źle, to ma zostawić sprawy jak są żeby tylko nie naruszyć "nietykalności" związku?
Wręcz przeciwnie Beatuń, wręcz przeciwnie !!
Ale nie powinien dążyć do czegoś, co temu związkowi szkodzi.
Bo jeżeli dobrze, to po co psuć ? A jeżeli źle, to po con pogarszać ?
Moim zdaniem nie istnieją ludzie, dla których nieistotną sprawą jest wyrażanie siebie. Po prostu nie ma takich!!
Oczywiście, że nie ma. Ale będąc w związku, trzeba się zastanowić, czy wyrażanie siebie bez granic, ma sens ?
Tak więc zupełnie trzeciorzędną rzeczą jest jak nazwiemy to dążenie do "bycia sobą" i wiecznego szlifowania umiejętności, wiedzy, wyglądu i te de, które najbardziej odpowiadają zgodności wewnętrznej człowieka z samym sobą. Nie musimy nazywać tego "rozwojem osobistym", tylko "dojrzewaniem" jeśli chcesz.
Bardzo mi sie podoba Twoja propozycja :)
Fakt pozostaje faktem: nie da się być sobą takim jak w chwili urodzenia przez całe życie.
I znowu masz rację. Ale ja nie zgadzam się i nigdy się nie zgodzę z teorią => że każdy ma prawo odejść, na przykład po 20 latach, bo zmienił patrzenie na świat i postanowił sie "rozwijać".
Znaczy....on to prawo ma ale to nie jest, według mnie, rozwój.
Tylko skrajny egoizm.
I jeśli to jest przyczyną rozpadu związków Twoim zdaniem, to ja nie wiem jak można w ogóle zakładać sensowność jakiegokolwiek związku.:((
Beata, akurat Ty dobrze wiesz o czym ja piszę.
Jeżeli jestem praktykującym katolikiem wraz z moja partnerką i nagle, po 10 latach, postanawiam być świadkiem jehowy a mojej partnerce to nie odpowiada a ja tego nie potrafię zaakceptować - to mam moralne prawo ją z tego powodu opuścić ?
Przecież ja się "rozwijam".
Daleko nie wszystkie problemy psychiczne można załatwić samemu, choćby się nawet wrzasnęło do siebie wielkimi literami to DOŚĆ. Ale nie nazywałabym "terapią" czyjes chodzenie do terapeuty, jeśli idzie się bez przekonania, że ma być poprawa, lub że to terapeuta ma "coś" zrobić.
I znowu się zgadzamy.
Podstawą jest DOŚĆ i CHCĘ. Potem trzeba to z terapeutą kontynuować.
Pierdoły i tyle!
Masz Prawo tak uważać. jak i ja :)
Tzn. ja nie mówię, że nie ma oszołomów, ale irytuje mnie zrównywanie normalnej profesjonalnej terapii, lub choćby coachingu z cwaniactwem, na które jest niestety również popyt.
No widzisz. Terapeuta-psycholog raczej w 99,9% cwaniakiem nie jest. Może być nieudacznikiem.
A skoro piszesz, że coach może być oszołomem lub naciągaczem, to wydaje mi się, że ten procent jest już zdecydowanie mniejszy.
Ale, ja rozumiem, że ludzie wierzą w to, co im w danej minucie jest potrzebne.
Nie zauważając, że sobie szkodzą :(

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:

I jeszcze jedno. Ja wiem, bez zbędnych słów, o czym Ty mówisz.
Ale sama widzisz, że jak do tej pory, tłumaczenie ludzi : "co im dał okres pozazwiązkowy" i "jak się rozwinęli" => jest dosyć cienkie i niejasne.

I szczerze, Ty dajesz konkretne argumenty, z którymi można się zgodzić lub nie.
Inni ? Ble, ble, ble....
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jacek K.:
Wręcz przeciwnie Beatuń, wręcz przeciwnie !!
Ale nie powinien dążyć do czegoś, co temu związkowi szkodzi.
Bo jeżeli dobrze, to po co psuć ? A jeżeli źle, to po con pogarszać ?
Przykro mi, że nie widzisz sprzeczności w tym, co piszesz.:((

Ja nie wierzę, że człowiek celowo psuje coś, jeśli mu z tym dobrze jeśli tylko jest zdrowy psychicznie i nie ma jakiś nieuświadomionych potrzeb, które popychają go do ich zaspokojenia.

Nie jest tak, że związek ma większą wartość, niż życie człowieka. No więc nie ma się czemu dziwić, że ludzie stłumieni, nieusatysfakcjonowani w związku dążą albo do jego modyfikacji, żeby mogli czuć się spełnieni, albo odejść jeśli nie ma szans na porozumienie.
Oczywiście, że nie ma. Ale będąc w związku, trzeba się zastanowić, czy wyrażanie siebie bez granic, ma sens ?
Jak długo mówimy o zdrowych postawach, to dlaczego nie?
I znowu masz rację. Ale ja nie zgadzam się i nigdy się nie zgodzę z teorią => że każdy ma prawo odejść, na przykład po 20 latach, bo zmienił patrzenie na świat i postanowił sie "rozwijać".
Znaczy....on to prawo ma ale to nie jest, według mnie, rozwój.
Tylko skrajny egoizm.
A dlaczego to jest "egoizm"?

Moim zdaniem w praktyce to nigdy tak się nie dzieje..

Że najpierw jest jakieś niespełnienie, brak satysfakcji, przegrana "walka" o akceptację, a potem dopiero bardziej radykalne próby osiągnięcia poczucia sensu własnego życia.

Bo do tego to się per saldo sprowadza.

Nie można oczekiwać, że ktoś ma się doprowadzić na skraj autodestrukcji żeby tylko nie zmieniać statusu związku.
Beata, akurat Ty dobrze wiesz o czym ja piszę.
Jeżeli jestem praktykującym katolikiem wraz z moja partnerką i nagle, po 10 latach, postanawiam być świadkiem jehowy a mojej partnerce to nie odpowiada a ja tego nie potrafię zaakceptować - to mam moralne prawo ją z tego powodu opuścić ?
Przecież ja się "rozwijam".
Gdybym rozumiała co masz na myśli, to bym nie dyskutowała żeby to ogranąć>:((

"Moralne" prawo powiadasz...i jednocześnie łączysz to z nieakceptacją...

No to gdzie jest ta "moralność" w życiu bez akceptacji, czyli w gwałceniu potrzeb drugiego człowieka, nieliczeniu się z nim, bez szacunku?

Co w tym "moralnego"?

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

a wiec zawiazujcie i wiazcie sie - po tych wsyzstkich hymnach zwiazkowych :P
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jacek K.:
Ale sama widzisz, że jak do tej pory, tłumaczenie ludzi : "co im dał okres pozazwiązkowy" i "jak się rozwinęli" => jest dosyć cienkie i niejasne.
A ja myślę, że nikt tu nie jest pisarzem noblowskim, żeby mógł być zrozumiały bez choćby odrobiny chęci ujrzenia co chciał napisać, a nie jak napisał..

No i mam wrażenie, że robimy za starych pierdzieli co to nie pamiętają sami jak byli młodzi..:((

Myślę, że młodzi ludzie nie mają łatwo, kiedy najpierw im zabraniamy związków, bo muszą się uczyć, zdobyć zawód, a potem się czepiamy, że się starzeją a jeszcze związku nie mają.

I do czego oni mają się śpieszyć, kiedy nie mają możliwości usamodzielnienia się mieszkaniowego i finansowego? Do zabawy w dom?

No i jak mają nabrać "wprawności" związkowej inaczej, niż wchodząc w związki?

Ja nie wiem skąd się bierze przeświadczenie, że albo się ma taki "dar" od Bozi i się za pierwszym razem od razu jest mistrzem związkowym, albo się jest wybrakiem, któremu już nic nie pomoże?
Sylwia S.

Sylwia S. Specjalista ds.
ubezpieczeń
zdrowotnych

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Daniel Dziedzic:
To do dzieła ;) Na co czekasz ;)

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:

Nie jest tak, że związek ma większą wartość, niż życie człowieka. No więc nie ma się czemu dziwić, że ludzie stłumieni, nieusatysfakcjonowani w związku dążą albo do jego modyfikacji, żeby mogli czuć się spełnieni, albo odejść jeśli nie ma szans na porozumienie.
A nie może być tak, że ludzie psuja coś fajnego, bo są niezadowoleni z samego siebie ? Przekładając to na związek, partnera. I wtedy odejście, niczego nie zmieni.
Beata, jest tyle możliwych konstelacji, że tego się tutaj nie ogarnie.
Jak długo mówimy o zdrowych postawach, to dlaczego nie?
I to jest sens dyskusji :)
Kto określi te zdrowe granice ? No właśnie ten który je przekroczy.
I ta postawa, dla innych będzie niezdrowa a dla niego, konieczna :)
Moim zdaniem w praktyce to nigdy tak się nie dzieje..
Ja mam przykład mojego kolegi. Wpadł w pewną sektę. Nic go nie mogło powstrzymać. I tylko wytrwałość jego żony, uratowała długoletnie małżeństwo.
Teraz sam to przyznaje, że wpadł "w opętanie".
Że najpierw jest jakieś niespełnienie, brak satysfakcji, przegrana "walka" o akceptację, a potem dopiero bardziej radykalne próby osiągnięcia poczucia sensu własnego życia.
Tak być może. Ale już nie zawsze jest tak, że przyczyna tego jest niedopasowany partner.
Nie można oczekiwać, że ktoś ma się doprowadzić na skraj autodestrukcji żeby tylko nie zmieniać statusu związku.
Niestety, bardzo często bywa tak, że ludzie doprowadzają się na skraj autodestrukcji,mimo dobrego statusu związku.
No to gdzie jest ta "moralność" w życiu bez akceptacji, czyli w gwałceniu potrzeb drugiego człowieka, nieliczeniu się z nim, bez szacunku?
Nie zrozumiałaś mnie. Skoro ja nagle zmieniam się o 180 stopni a moja partnerka się z tym nie zgadza. A ja jej niezgody nie akceptuję.
To kto zaczął "psuć" związek ? Ja, który moją zmianą zburzyłem jego "porządek" i "ustalone zasady" ? Czy ona, która sobie z tymi zmianami nie radzi ?
Co w tym "moralnego"?
No właśnie, z mojej strony, nic.

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:

Dlatego od dawna piszę, że tematy powinny być podzielone, na grupy wiekowe :)

Ps. Nie sądzę, że my mieliśmy inaczej :) W"naszych" czasach, też oczekiwano od nas nauki i zdobycia zawodu :)
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jacek K.:
A nie może być tak, że ludzie psuja coś fajnego, bo są niezadowoleni z samego siebie ? Przekładając to na związek, partnera. I wtedy odejście, niczego nie zmieni.
Napisałam wcześniej: zdrowi psychicznie ludzie, jak są usatysfakcjonowani swoim życiem, to zwyczajnie nie mają czego zmieniać!

Skoro są z siebie niezadowoleni, to już nie bardzo możemy mówić, że cokolwiek w takim życiu gra..:((
Kto określi te zdrowe granice ? No właśnie ten który je przekroczy.
I ta postawa, dla innych będzie niezdrowa a dla niego, konieczna :)
Napisz to inaczej, bo jest to niezrozumiałe.
Ja mam przykład mojego kolegi. Wpadł w pewną sektę. Nic go nie mogło powstrzymać. I tylko wytrwałość jego żony, uratowała długoletnie małżeństwo.
Teraz sam to przyznaje, że wpadł "w opętanie".
Odwrotnie: pokaż mi jednego zdrowego psychicznie i silnego, "bezproblematycznego" człowieka, którego pociągnęła sekta...

Przecież sekty ściągają właśnie ludzi, którzy nie są szczęśliwi i obiecują im to szczęście.
Tak być może. Ale już nie zawsze jest tak, że przyczyna tego jest niedopasowany partner.
A moim zdaniem nie ma znaczenia co jest przyczyną, kiedy faktem jest niedopasowanie.
Niestety, bardzo często bywa tak, że ludzie doprowadzają się na skraj autodestrukcji,mimo dobrego statusu związku.
Podaj przykład, bo nie przychodzi mi do głowy jakim cudem?
Nie zrozumiałaś mnie. Skoro ja nagle zmieniam się o 180 stopni a moja partnerka się z tym nie zgadza. A ja jej niezgody nie akceptuję.
To kto zaczął "psuć" związek ? Ja, który moją zmianą zburzyłem jego "porządek" i "ustalone zasady" ? Czy ona, która sobie z tymi zmianami nie radzi ?
A do czego potrzebne jest ustalenie winy?
Beata Konczarek

Beata Konczarek interesuje mnie
praca wylacznie w
branzy opakowan

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Jak Jacek z Beatą zaczynaja rozmawiac to wątek zaczyna przyrastać z prędkością światła!
Każde z nich ma racje a walczą jakby to co pisze ta druga strona było najważniejsze na świecie, a nie po ich myśli.

Jacek zgodzę sięz Tobą, że najważniejsze przewinienie ludzkie to patrzenie "co ta druga osoba xle zrobiła/pomyślała".
Moja przyjaciólka zawsze naszych facetów określa mianem debili/kretynów, bez wzgledu na to co robili.
To my ZAWSZE miałysmy racje- jest sama od wielu lat.

Ale nie zgodze się z Tobą, ze okres bezzwiązkowy jest jedynie "karą za nasze grzechy". Moze służyć rozwojowi, spokojnemu wpatrzeniu się w siebie.
Nie powiesz mi chyba, ze poszukiwanie zwiazku, byle by był, byle nie byc samemu, a potem narzekanie- to nie jest głupota?

To nie jest tak, ze musimy ŁAPAĆ zwiazki, bo być samemu to wstyd, to znaczy że jest się nienormalnym (tak wiele razy wynika z tego co piszecie), to znaczy, ze my jesteśmy jacyś "nie tacy", że nikt nas nie chce itd.

Uwazam, że być z kimś to kogoś kochać, a to nie przytrafia się na każdym rogu.
To co mam sobie kogoś znaleźć, zeby nie być jakaś "nie taka"?
A jak znajdę się wtedy na tym właściwym rogu i spotkam tego kogoś właściwego, to co wtedy? Wtedy bedę zajęta z kimś, z kim nie chciałbym być zajęta. i co wtedy?

Być samemu to nie grzech. I wcale nie jest prawdą (jak powszechnie się tu sugeruje), że człowiek jest stworzony do zwiazku.

Człowiek jest stworzony i na tym kropka.
Musi wybrać dla siebie najlepszą drogę. A szukanie związku na siłe z przypadkową osobą, to nie jest najlepsza droga.Beata Konczarek edytował(a) ten post dnia 19.07.11 o godzinie 12:24

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:
Napisałam wcześniej: zdrowi psychicznie ludzie, jak są usatysfakcjonowani swoim życiem, to zwyczajnie nie mają czego zmieniać!
Nie wszystkie "problemy" są chorobami psychicznymi.
No i pokaż mi człowieka zdrowego psychicznie :)
Skoro są z siebie niezadowoleni, to już nie bardzo możemy mówić, że cokolwiek w takim życiu gra..:((
Ale to niezadowolenie może wypływać ze szczegółów, które są do zlikwidowania poprzez np. zaakceptowania przez nowego partnera.
Napisz to inaczej, bo jest to niezrozumiałe.
Ale co ? To, że ten co postanowił przekroczyć granice, nie uzna, że to zrobił ? A jego partner, uzna, że już tak ?
To jest cienka czerwona linia.
Przecież sekty ściągają właśnie ludzi, którzy nie są szczęśliwi i obiecują im to szczęście.
Napisałem "sekta", bo nie chciałem wchodzić w szczegóły.
Kiedyś Ci o nim opowiadałem ale pewnie już nie pamiętasz. Nieistotne :)
A moim zdaniem nie ma znaczenia co jest przyczyną, kiedy faktem jest niedopasowanie.
Ale niekoniecznie musi być. To jest tak subiektywne jak i te granice.
Chora walka o władzę, jednej strony, w związku, może doprowadzić do jego upadku. Ale, według mnie, wcale nie musi świadczyć o niedopasowaniu.
Tylko o "kłopotach" jednej strony. I jak długo, druga strona, jest gotowa o tym rozmawiać, ulepszać i szukać rozwiązań - to chyba szkoda rezygnować ?
Podaj przykład, bo nie przychodzi mi do głowy jakim cudem?
Podałem jeden wyżej. Ale to jeden z wielu.
Drugim może być nieuzasadnione poczucie krzywdy.
A do czego potrzebne jest ustalenie winy?
Do niczego.
A gęba jest do tego aby ze sobą rozmawiać.
Choc wielu dochodzi do tego wniosku, po czasie :)

konto usunięte

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata Konczarek:
Ale nie zgodze się z Tobą, ze okres bezzwiązkowy jest jedynie "karą za nasze grzechy". Moze służyć rozwojowi, spokojnemu wpatrzeniu się w siebie.
Beata, gdzie Ty to przeczytałaś ? :)
Spokojne wpatrzenie się w siebie, niekoniecznie oznacza rozwój.
Bo jak czytam wypowiedzi, to widzę (powtórzę), szukanie winnego. Nie wpatrzenia się w siebie.
Ale jest z pewnością niezbędne.
Nie powiesz mi chyba, ze poszukiwanie zwiazku, byle by był, byle nie byc samemu, a potem narzekanie- to nie jest głupota?
Jest. To jest jasne.
Uwazam, że być z kimś to kogoś kochać, a to nie przytrafia się na każdym rogu.
No właśnie !
Dlatego uważam, że ludzie zbyt szybko z tego rezygnują.
A co do rozwoju i byciu w okresie bez związkowym.
Nie uważam, że to jest kara. To jest czas na złapanie oddechu.
Ale nie uważam, że można się na coś przygotować. Bo nie można.
Bo nie można się przygotować na coś, czego nie znamy.
Musi wybrać dla siebie najlepszą drogę. A szukanie związku na siłe z przypadkową osobą, to nie jest najlepsza droga.
Oczywista oczywistość :)
I ktoś tam napisał, że mężczyzn rozstania nie bolą. Oprócz wątroby.
Kretynizm, przepraszam. Myślę i jestem przekonany, że często bardziej i dłużej, niż kobiety.
Ale zdanie takie, świadczy o "słusznym" wyborze kierunku samorozwoju.
Elżbieta J.

Elżbieta J. Początek drogi

Temat: Okres bezzwiązkowy - czas stracony czy zyskany

Beata B.:

Myślę, że młodzi ludzie nie mają łatwo, kiedy najpierw im zabraniamy związków, bo muszą się uczyć, zdobyć zawód, a potem się czepiamy, że się starzeją a jeszcze związku nie mają.

I do czego oni mają się śpieszyć, kiedy nie mają możliwości usamodzielnienia się mieszkaniowego i finansowego? Do zabawy w dom?
Moje dziecko w tym tygodniu bawi się w dom. Chodzi rano do pracy, potem wraca, ale nie do siebie tylko do swojej dziewczyny. Tam nocuje i stamtąd znowu jedzie rano do pracy. Wszyscy moi znajomi są zdziwieni, że ja na to pozwalam.

:))

Następna dyskusja:

Czy nadchodzi czas kobiet?




Wyślij zaproszenie do