konto usunięte
Temat: nie matura lecz chęć szczera...
rynek pracy powinien się dostosowywać do poszukujących pracy? dość ciekawa koncepcja.czyli w przypadku nadprodukcji marketingowców, rynek pracy powinien się przestawić na tworzenie dodatkowych miejsc pracy dla armii takich osób? przy nadprodukcji filozofów rynek pracy powinien reagować zwiększonym popytem na filozofów?
tylko rynek pracy tworzą głównie firmy. a nie znam takiej, która w odpowiedzi na potrzeby osób, które źle wybrały kierunek studiów, zacznie masowo tworzyć zbędne miejsca pracy.
sprzedajemy swoją pracę, a ktoś ją kupuje. Tak jest u nas i tak jest na cudownym Zachodzie. Skoro ktoś kupuje, to płaci za to co jest mu potrzebne - jak szuka zbrojarza-betoniarza czy inżyniera, to ma w nosie nadprodukcję humanistów. jak chcemy się zatrudnić, rozwijać, to musimy gonić potrzeby rynku. kształcić się nie w modnych tylko potrzebnych kierunkach, przekwalifikowywać, a nie czekać aż ktoś dostrzeże, że się pomyliliśmy i szybciutko tworzyć dla nas miejsce pracy.
tego nie są w stanie zrozumieć zarówno ci, którzy tworzą system edukacji jak i rodzice i uczniowie.
to, że 10 lat temu było zapotrzebowanie na marketingowców nie oznacza, ze ten trend będzie trwał kolejne dziesięć lat. z prostej arytmetyki wynika ilu nowych marketingowców może wchłonąć rynek – albo jesteśmy wybitni i mamy szansę, albo studiujemy bez planu.
kierunku studiów nie wybiera się na podstawie tego, że dzisiaj firny poszukują speca X cz Y. na tym polega planowanie i zarządzanie systemem - ono ma przewidywać przyszłość, tworzyć prognozy, a nie tworzyć kierunek studiów wtedy, kiedy jest pik zapotrzebowania na pracownika. bo wtedy jest już za późno.
nie kupuje się formy do produkcji butów modnych w tym sezonie. bo w tym sezonie już je ktoś produkuje i wypuszcza na rynek. zanim uruchomimy produkcję, zdobędziemy odbiorców… rynek będzie szukał już czegoś innego.
żaden rząd nie pomoże ludziom, którzy myślą kategoriami "oni muszą nam dać, muszą umożliwić, muszą stworzyć". żaden rząd nie może pomóc ludziom którzy reklamują dzieciaka z zaliczeń papierkiem na dysfunkcię, którzy oczekują że dostaną świetną pracę po tym jak zaliczyli maturę na 30%... nikt nie pomoże ludziom, którzy wybierają rządzących, siadają na kanapie i oczekują, że rząd za nich zaplanuje i stworzy rynek pracy specjalnie pod kierunek studiów, który nieopatrznie wybrali.
działania państwa powinny wpływać na wzrost wartości inwestycji, tworzyć narzędzia zachęcające do tworzenia miejsc pracy i dostosowywać system edukacji (w tym podnoszenia kwalifikacji) do przyszłych potrzeb. ale państwo nie jest od niwelowania skutków wyboru kiepskiego kierunku edukacji, bo komuś się wydawało że to fajne/łatwe/kolega mówił, że na tym zarabia. edukacja to inwestycja. szalenie czasochłonna i kosztowna. jak nie myślimy po co się uczymy, czego chcemy, to na końcu mamy małowartościowy produkt który trudno na rynku pracy sprzedać.
produkujemy armię młodych ludzi, którzy machają dyplomem, ale są niedouczeni, niesamodzielni, roszczeniowi, niezahartowani, nie potrafiący planować… są tacy w pracy, w życiu, w związku. „daj, bo mi się należy”.
nie są tacy, bo są gorsi. są tacy, bo zamiast ich motywować i hartować "ułatwiamy" im życie. chronimy przed światem zamiast stopniowo przygotowywać do zmierzenia się z nim.