konto usunięte

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Izabela K.:
potrafią, ale im się nie chce
o motywacji piszę od początku. :) jak nie musimy, to na ogół odpuszczamy. jak da się zaliczyć maturę na nędzne minimum, a mimo to załapać się na studia... to wolimy posiedzieć z chłopakiem w parku zamiast kuć.
to jeden z przejawów owej "bylejakości", o której wcześniej pisaliście,
niektórzy wysyłają sms-em życzenia imieninowe czy świąteczne nawet bliskim osobom,
bo szkoda im czasu i energii na bezpośredni kontakt
dla mnie to smutne i nie na miejscu
Młoda niedawno pytała po co wysyłać do Babci kartki pocztowe skoro można pchnąć smsa. :)
jak wyżej
dzieciaki się chętnie uczą. albo bylejakości, albo jakości. ułatwiając im szkolne życie uczymy bylejakości. :)
a teraz coś w temacie:
tak sobie myślę, że inteligencja człowieka zmienia się w ciągu życia,
czy więc nie danie sobie szansy studiowania, przy słabych wynikach
w dotychczasowej nauce, nie jest zaprzepaszczeniem potencjału niektórych osób?
a czy posyłanie na studia armii słabeuszy nie powoduje spadku poziomu studiów co negatywnie wpływa na rozwój zdolnych, a nawet średnich? :)
możemy gdybać i pochylać się nad jednostkowymi przypadkami... tylko, że to tylko gdybanie. mamy jedno podejście i nigdy się nie dowiemy co by było gdybyśmy wybrali inaczej.
system dotyczy wszystkich/większości, a nie jednostek. czasami to krzywdzące dla jednostek, ale tak działają systemy.
znam takich, których predyspozycje i inteligencja rozwinęły się dopiero na studiach
a jak się tam dostali? :)
niemniej jednak, produkowanie wykształconych miernot, które zaliczyły maturę
na 30% uważam za bezsens, bo przecież nie każdy ma predyspozycje do "pracy umysłowej"
rodzi mi się więc tutaj dylemat: zachęcać do studiowania pomimo dotychczasowych porażek,
edukacyjnych, czy też nie,
jakimś rozwiązaniem wydaje się wyższy próg procentowy zaliczenia matury,
choć trzeba przyznać, że zarówno wtedy jak i dzisiaj istniało ryzyko wykształcenia ludzi niekompetentnych, bez względu na wyniki matury,
czy też zmarnowania potencjału tych, którzy mogliby wiele pożytecznych rzeczy zdziałać
Iza... liczba słabych przy niższych wymaganiach rośnie. a słabi, upychani w szkołach i na uczelniach muszą wpływać na obniżenie poziomu nauczania - bo poza misją nauczania jest też rzeczywistość wskaźników. szkoła musi mieć wyniki.

to nie starszym robimy krzywdę, tylko dzieciakom. nie weryfikując ich predyspozycji powodujemy, że tracą czas osiągając mierne wyniki.

nie każdy musi studiować i nie jest to żadna ujma. im szybciej zrozumieją to rodzice, szkoły i rynek pracy tym lepiej dla młodych.
Karol Κάρολος Z.

Karol Κάρολος Z. Nie policzkuje się
ściętej głowy

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Nie wolno też zapominać, że większość facetów (tak mi się wydaje), którzy w tamtym czasie byli potencjalnymi poborowymi, podjęli decyzjię o studiach, by uniknąć spędzenia pewnego okresu czasu pośród męźczyzn ubranych w mundury.
Katarzyna Z.

Katarzyna Z. ....a wariatka
jeszcze tańczy ....

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Karol Κάρολος Z.:
Nie wolno też zapominać, że większość facetów (tak mi się wydaje), którzy w tamtym czasie byli potencjalnymi poborowymi, podjęli decyzjię o studiach, by uniknąć spędzenia pewnego okresu czasu pośród męźczyzn ubranych w mundury.

Należy jednak pamietać, że również i ci mężczyźni musieli najpierw zdać matrurę, a później egzaminy wstępne (również na studia wieczorowe i zaoczne, na których też często było kilku kandydatów na 1 miejsce - chyba, że była to np. fizyka na uniwersytecie) ;-)
Karol Κάρολος Z.

Karol Κάρολος Z. Nie policzkuje się
ściętej głowy

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Katarzyna Z.:
Należy jednak pamietać, że również i ci mężczyźni musieli najpierw zdać matrurę, a później egzaminy wstępne (również na studia wieczorowe i zaoczne, na których też często było kilku kandydatów na 1 miejsce - chyba, że była to np. fizyka na uniwersytecie) ;-)

Jak się ma nóż na gardle człowiek jest wstanie zrobic wszystko :) równiez zdać egzaminy wstępne na studia, by tylko uniknać wizyty na poligonie :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 11.05.13 o godzinie 10:53

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Anna Maria D.:
Miało być w liceach dzielenie na kierunki ścisłe i humanistyczne, więc jeśli ktoś wybierał przedział ścisły to nie miał zajęć np. z historii. Nie wiem czy to w końcu funkcjonuje, czy nie. Zdecydowanie jest za dużo wiedzy do wklepania i chcąc nie chcąc ta najważniejsza, podstawowa gdzieś umyka.

Kiedyś tak było. Były klasy ogólne, humanistyczne czy ścisłe. Można było sobie wybrać jeszcze dodatkowe zajęcia fakultatywne, jak jakiś przedmiot ucznia interesował. A to co poruszyłaś o wklepywaniu wiedzy też nie zdaje egzaminu, bo nie motywuje to uczniów do samodzielnego myślenia, tylko odtwarzania. Z kolei nauczyciele mają dany materiał do przekazania uczniom i nie jestem pewna, czy jest tu czas na "wyłapywanie" tych zdolniejszych, czy pracę nad słabszymi.
Ostatnio rozmawiałam z koleżanka, która jest nauczycielką i powiedziała mi, że b. istotne jest jak nauczyciel prowadzi lekcje, czy wprowadza nowości, czy potrafi zainteresować przedmiotem. Niestety powiedziała mi również, że wielu młodych ludzi nie chce się uczyć- chce skończyć szkołę, mieć papierek, a rodzice i tak zapłacą za naukę. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich uczniów, bo jest bardzo dużo ludzi młodych, zdolnych i pełnych entuzjazmu.
Katarzyna Z.

Katarzyna Z. ....a wariatka
jeszcze tańczy ....

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Karol Κάρολος Z.:
Katarzyna Z.:
Należy jednak pamietać, że również i ci mężczyźni musieli najpierw zdać matrurę, a później egzaminy wstępne (również na studia wieczorowe i zaoczne, na których też często było kilku kandydatów na 1 miejsce - chyba, że była to np. fizyka na uniwersytecie) ;-)

Jak się ma nóż na gardle człowiek jest wstanie zrobic wszystko :) równiez zdać egzaminy wstępne na studia, by tylko uniknać wizyty na poligonie :)

Czyli mamy to o czym pisze Kasia B-S, motywację :-)

Wydaje mi się, że nie ma idealnego systemu edukacji. Są tylko trochę lepsze lub trochę gorsze. Po 25 latach obserwacji dochodzę do wniosku, że np. niemiecki należy chyba do tych trochę lepszych. Też jest jeszcze w dużej mierze "przestarzały" i ciagle reformowany, ale jego wyniki końcowe są zadowalające. I piszę to, mimo tego, że od początku podchodziłam do niego bardzo sceptycznie. Dzisiaj, z pespektywy lat, widzę, że ten rozpowszechniony tutaj dualny system nauki (na wszystkich poziomach - od robotnika wykwalifikowanego czy rzemieślnika, po pracownika wyższego stopnia) sprawdza się w praktyce.

konto usunięte

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

prof. Jan Hartman podkreśla, że "mówi się, że szkoły i uczelnie uczą nieważnych i niepraktycznych rzeczy, a w dodatku robią to źle". "Z tego powodu absolwenci nie mogą znaleźć pracy lub znajdują pracę marną, bo pracodawca młodych nie szanuje. Wolałby zamiast lewych magistrów prawych majstrów. Inni mówią, że te tłumy magistrów mają mimo wszystko dużą przewagę nad niemagistrami, odbierając im wszelkie szanse. Wszystko to są półprawdy" - dodaje.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/hartman-o-szkolach-trze...
Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Czyli dzieciom szkodzi szkoła?

Można tak powiedzieć. Szkoła jest zbudowana na założeniach, że wszystkie dzieci w tej samej grupie wiekowej mają podobne możliwości rozwojowe. Nie bierze się pod uwagę indywidualnych różnic. Ponadto istnieje od dawna ustalony kanon nauczania matematycznego. Kiedy do klasy trafiają dzieci po matematyce dla przedszkolaków, które liczą do tysiąca, trudno im wysiedzieć na zajęciach, na których przez np. 20 minut poznają liczbę 1, na następny dzień znowu przez 20 minut poznają liczbę 2. I tak aż do grudnia. One się nudzą, dlatego wyrywają się do odpowiedzi i przeszkadzają, bo zadają mnóstwo pytań i nie wtedy, kiedy trzeba. Dzieje się tak, bo mają rozpędzone umysły i chcą się uczyć nowego. W przedszkolu nie przeszkadzały, bo nauczyliśmy nauczycielki, jak z nimi postępować. Kiedy Zosia przychodzi do pani i mówi, że umie liczyć do 146, nauczycielka stwierdza: „Bardzo dobrze, cieszę się. A tu jest Basia, ona nie umie liczyć. Weź kasztany i naucz ją”. I jest spokój. W szkole ta sama Zosia na okrzyk: Umiem liczyć do 250 otrzymuje odpowiedź: „To sobie w drugiej klasie tak policzysz, teraz liczymy do 10”. Sama to słyszałam. Powodem jest to, że szkolne nauczycielki realizują programy dostosowane do średnich uczniów, w zeszytach ćwiczeń są zadania, z którymi średni uczeń sobie poradzi. Wszystko na miarę średniego ucznia.

To chyba dobrze, że poziom jest obniżany, skoro tak wiele dzieci sobie nie radzi?

To błędne koło. Dla słabszych wszystko jest za trudne, dla uzdolnionych – banalne. Na dodatek rodzice też nie stają po stronie uzdolnionego dziecka. Kiedy taki dzieciak przyniesie ze szkoły uwagi, mama czy tata mówią, że powinno być takie jak koledzy. Nieustannie słyszy: równaj do średniej. Nie minie osiem miesięcy i pierwszoklasiści już wiedzą, że nie trzeba się spieszyć z rozwiązywaniem zadania, bo potem człowiek się nudzi. Nie szukają innych rozwiązań, bo już wiedzą, że tylko jedna metoda jest poprawna i akceptowana. Pani ma zawsze rację i choćby zadanie było nie wiem jak głupie, nie odzywaj się, bo to się nie opłaca.

Pocierpią, ale w wyższych klasach będą miały szansę się wykazać.

To tak nie działa. Są okresy rozwojowe szczególnie wrażliwe na rozwijanie zdolności matematycznych: ten pierwszy przypada na ostatnie lata wychowania przedszkolnego i początkowe lata nauki szkolnej. W tym czasie dzieci rozwijają typ rozumowania, który pozwala na odnoszenie sukcesów w edukacji matematycznej. Chodzi o pewną logikę, która potem gwarantuje też sukcesy w nauce fizyki, biologii, chemii. Jeżeli jednak uzdolnienia te nie będą pielęgnowane, nie sposób tego nadrobić w późniejszym czasie. To jak z roślinką: jeżeli przestanie się ją podlewać, uschnie. I późniejsze intensywne podlewanie nic nie pomoże. Następny kluczowy okres rozwijania uzdolnień matematycznych przypada na początek klasy czwartej. Jeżeli nauczyciel nie potrafi interesująco przekazać wiedzy, wybija się resztki zdolnych. Ostaną się te uzdolnione dzieci, które są oporne na socjalizację. Przetrwają te, które są mniej wrażliwe emocjonalnie i społecznie.


http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/70314...
Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Witam,
Jestem tegoroczną maturzystką. Poziom oświaty mnie poraża. W porównaniu z maturą mojej siostry starszej o 14 lat jest to matura dla DEBILI, bo mamy wszystko podane - tablice matematyczne, fragment z którego wystarczy coś wypisać. Mimo to dużo osób sobie nie radzi, a dlaczego?
Ponieważ w szkole nie trzeba się uczyć, wiele osób przechodzi z klasy na tzw. "farcie", bez nauki można bardzo ładnie wyjść na ocenę dostateczną czy nawet dobrą. Planuję iść na studia, chce rozwijać siebie i mieć większą możliwość pracy. A na szkołach wyższych, uniwersytetach szara masa głupków, którym rodzice zapłacą za studia zaoczne i wtedy mają papierek i magisterkę.


http://wpolityce.pl/artykuly/53320-wstrzasajacy-list-o...
Anna Maria D.

Anna Maria D. Grafik komputerowy

konto usunięte

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

"Według raportu jesteśmy w czołówce, jeżeli chodzi o udział na rynku pracy osób, które ukończyły szkoły ponadgimnazjalne. Wskaźnik ten w Polsce wynosi 68%, podczas gdy dla porównania w Niemczech jest to 59%, a w zwycięskiej Finlandii 47%."
a czy to jest ekonomicznie uzasadnione? możemy mieć 100% udziału osób po studiach w rynku pracy... co będzie świadczyło fatalnie o systemie edukacji i wykorzystaniu środków...

Inne ciekawostki z raportu na temat Polski w porównaniu z Finlandią:

średnia długość trwania edukacji wynosi nieco ponad 15 lat (w Finlandii 16,94);
a sukcesem jest długość edukacji czy skuteczność, czyli na przykład dopasowanie nauczania do rynku pracy?
na jednego nauczyciela przypada 9,61 ucznia (w Finlandii – 14,3 ucznia);
budujące.
wydatki na edukację stanowią 11,45% wszystkich wydatków rządu (w Finlandii – 12,13%);
ale czy są wydatkowane efektywnie, skoro osoby z wykształceniem wyższym (na które wydano najwięcej) nie znajdują pracy albo znajdują pracę w supermarkecie...?
szkoły ponadgimnazjalne kończy 83,51% uczniów (w Finlandii 93,32%);
a ile % poprawnych punktów zalicza u nich egzamin? :)
szkoły wyższe kończy 55,38% uczniów (W Finlandii 48,94%)."
znowu trzeba te % porównać z wymaganiami... :) mamy obniżone standardy od matur. nadprodukcję studentów i dyplomowanych...
Anna Maria D.

Anna Maria D. Grafik komputerowy

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Katarzyna B.:
"Według raportu jesteśmy w czołówce, jeżeli chodzi o udział na rynku pracy osób, które ukończyły szkoły ponadgimnazjalne. Wskaźnik ten w Polsce wynosi 68%, podczas gdy dla porównania w Niemczech jest to 59%, a w zwycięskiej Finlandii 47%."
a czy to jest ekonomicznie uzasadnione? możemy mieć 100% udziału osób po studiach w rynku pracy... co będzie świadczyło fatalnie o systemie edukacji i wykorzystaniu środków...
Oddzieliłabym edukację od rynku pracy, dlatego, że rynek pracy rządzi się swoimi prawami. Oczywiście mowa o obecnej sytuacji w Polsce. Wielu jest zdania, że od jakości wykształcenia zależy, czy później znajdziemy dobrą pracę. W nielicznych zawodach tak. Tymczasem bezrobocie dotyka wszystkich, bez względu na to jaką szkołę, uczelnię ukończyli, jaki kierunek, w jakim okresie, ile mają lat, jak duże mają doświadczenie zawodowe. W Polsce obecny problem z bezrobociem mógłby się rozwiązać, gdyby kończących studia było o połowę mniej i gdyby jeszcze wzrosła emigracja. Bo na powstawanie nowych miejsc pracy nie ma co liczyć. Tylko że to wcale nie podniosłoby jakości kształcenia (nie poziomu, tylko jakości), ale pod wpływem malejącej konkurencji walka z bezrobociem stałaby się mniejszym problemem. Ktoś stwierdzi, że gdyby podnieść poprzeczkę uczniom, to mniejsza ilość z nich decydowałaby się na studia (to nie jest wcale budujące, bo powinno studiować jak najwięcej ludzi, tylko nie w takich warunkach jakie nam proponuje nasze państwo). Mniej osób decydowałoby się na studia, ale tylko wtedy, gdy równocześnie wzrosłaby szansa na pracę dla ludzi po szkole średniej, czy zawodowej. W przeciwnym razie, młodzi będą dążyli do tego żeby kończyć studia i zwiększyć szansę na pracę. Koło się zamyka. Bo edukacja w naszym kraju nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na rozwój przyszłej kariery zawodowej. Nie w PL. Wymagania na rynku pracy skłaniają do tego żeby studiować. A jednocześnie te wymagania dziwnym trafem przewyższają kompetencje. To jest irracjonalne. Zadajmy sobie podstawowe pytanie, czy to, że zmaleje liczba ludzi z wyższym wykształceniem, poprawi nagle sytuację na rynku pracy? Moim zdaniem nie. Nie przy obecnym systemie nauczania (ciągle starym systemie) i nie w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się nasz kraj. Edukacja w PL różni się całkowicie od edukacji w Finlandii.

"Finowie rozpoczęli gruntowną reformę swojego systemu szkolnictwa w latach 70-tych ubiegłego wieku. Dzięki inwestowaniu w badania i rozwój i budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy zdołali podźwignąć się z biedy, która panowała tu aż do XX wieku. Dziecko w Finlandii zaczyna naukę w wieku 7 lat i zanim osiągnie 16 lat nie jest prawie wcale testowane, a nauczyciele starają się nie zadawać prac domowych. Praca nauczyciela to prestiż. Uczelnie pedagogiczne kształcą na najwyższym poziomie i są oblegane przez młodych ludzi – na jedno miejsce przypada tu minimum 8 kandydatów. „Dostać się na pedagogikę jest trudniej, niż na prawo czy medycynę”. Nauka jest całkowicie bezpłatna. Wszystkie koszty pokrywa państwo. Nawet koszty dojazdu do szkół. Fiński nauczyciel spędza w klasie średnio 4 godziny dziennie. Dodatkowo jest zobowiązany przeznaczyć 2 godziny tygodniowo na doskonalenie swoich umiejętności i kompetencji zawodowych - wszystkie kursy są finansowane przez państwo. Rok szkolny w Finlandii rozpoczyna się w połowie sierpnia i trwa do końca maja. Integralną częścią nauki jest zabawa, na pierwszym miejscu stawiana jest współpraca nauczyciela z uczniem na zasadzie partnerstwa.W fińskich szkołach nie ma podziału na uczniów zdolnych i słabych, wszyscy bez względu na umiejętności uczą się w tych samych grupach liczących po około 16 osób. Wszystkie szkoły w całym kraju oferują równie wysoką jakość kształcenia. Być może właśnie dlatego różnice między poziomem wiedzy najsilniejszych i najsłabszych uczniów są tu najmniejsze na świecie. Indywidualny tok nauczania zaczyna się w Finlandii już na poziomie szkoły średniej – od tego momentu uczniowie mogą sami wybierać sobie kursy. 66 proc. fińskich uczniów idzie na studia - to najwyższy odsetek w Europie. Dyplom wyższej uczelni uzyskuje z powodzeniem aż 93 proc. studentów, pod tym względem Finlandia nie ma sobie równych na świecie.Finlandii wystarczyło 40 lat, aby wspiąć się na szczyty międzynarodowych rankingów systemów edukacji. Finowie zrezygnowali z tradycyjnej koncepcji nauczania: wybrali decentralizację szkolnictwa i odeszli od sztywnych systemów oceniania, które są podstawą szkolnictwa w innych rozwiniętych krajach".
A my chcemy żeby mniej ludzi kończyło studia? Żeby dzielić na lepszych i gorszych? To nie jest dobre rozwiązanie. Chyba że chcemy mieć głupsze społeczeństwo.
Inne ciekawostki z raportu na temat Polski w porównaniu z Finlandią:

średnia długość trwania edukacji wynosi nieco ponad 15 lat (w Finlandii 16,94);
a sukcesem jest długość edukacji czy skuteczność, czyli na przykład dopasowanie nauczania do rynku pracy?
Jak to dopasowanie miałoby wyglądać? Ludzie z zawodem, przygotowani do pracy fizycznej wyjeżdżają z kraju. Ludzie po studiach wyjeżdżają za chlebem. Dlatego, że pracy brakuje. Na wątku Praca ktoś zasugerował, że rozwiązaniem byłoby w obecnej sytuacji tworzenie miejsc pracy przez państwo, dlatego, że nie możemy liczyć na prywatnych przedsiębiorców, czy to krajowych, czy zagranicznych. Im nie opłaca się inwestować w naszym kraju. Tymczasem rząd chce jeszcze zmniejszyć ilość urzędników. No więc bezrobocie będzie się zwiększać. Do 2020 r. poziom bezrobocia ma wzrosnąć do 18%, jeśli się nie mylę, obecnie wynosi 14%.
na jednego nauczyciela przypada 9,61 ucznia (w Finlandii – 14,3 ucznia);
budujące.
Ze względu na niż demograficzny, tworzy się klasy przepełnione i zamyka część szkół. A to obniża jakość kształcenia. Nauczyciel nie jest w stanie zapanować nad tak dużą ilością dzieci i poświecić każdemu więcej czasu. Ale nagle dzieci więcej rodzić się nie będzie, bo młodych nie stać na zakładanie rodzin. I znowuż brak perspektyw wpływa na sytuację osobistą ludzi. I pośrednio też na zwiększającą się ilość rozwodów.
wydatki na edukację stanowią 11,45% wszystkich wydatków rządu (w Finlandii – 12,13%);
ale czy są wydatkowane efektywnie, skoro osoby z wykształceniem wyższym (na które wydano najwięcej) nie znajdują pracy albo znajdują pracę w supermarkecie...?
Niekoniecznie wydano, bo wielu opłaca studia z własnej kieszeni. I w obecnej sytuacji według mnie wszystkie studia powinny być odpłatne, bo to również motywuje do tego żeby zdobywać doświadczenie zawodowe i uczyć się jednocześnie. Przynajmniej absolwenci niektórych kierunków, uważanych za mało rozwojowe nie kończyliby tylko z papierem w ręku. Oczywiście najlepiej byłoby gdyby państwo opłacało naukę wszystkim i w jednakowym stopniu, ale nie w takiej sytuacji jaką mamy obecnie.
szkoły ponadgimnazjalne kończy 83,51% uczniów (w Finlandii 93,32%);
a ile % poprawnych punktów zalicza u nich egzamin? :)
Z tego co wiem oni nie mają żadnych punktów ani skali ocen.
szkoły wyższe kończy 55,38% uczniów (W Finlandii 48,94%)."
znowu trzeba te % porównać z wymaganiami... :) mamy obniżone standardy od matur. nadprodukcję studentów i dyplomowanych...
Nie. Nie ma żadnej nadprodukcji. Mamy dużo ludzi wysoko wykształconych, ale nie dostosowanych do marnego i zmniejszającego się rynku pracy w PL. Więc ich zdolności się umniejsza i dostosowuje do tego jak jest. Mowa o średniej, bo zawsze jakieś rozbieżności w poziomach kształcenia będą. Jeżeli sytuacja tak wygląda, a nie inaczej, i nie zmienimy tego szybko, to według mnie powinno się inwestować w naukę na eksport (tak jak robi to Finlandia), którą docenią inne kraje. Bo wykształconych Polaków doceniają za granicą. Polska nam nie zapewni tego co kraje już rozwinięte. Jeszcze wiele dekad musi upłynąć i musi zmienić się całkowicie rząd. Bo ten idzie w niewłaściwym kierunku.Ten post został edytowany przez Autora dnia 13.05.13 o godzinie 17:19
Anna Maria D.

Anna Maria D. Grafik komputerowy

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

A to ciekawy artykuł na temat stereotypowego postrzegania uczelni niepublicznych i publicznych
http://naszymzdaniem.dlastudenta.pl/artykul/Panstwowa_...
Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Katarzyna B.:
Inne ciekawostki z raportu na temat Polski w porównaniu z Finlandią:

Może warto porównać realne wydatki na edukację jednego ucznia ...

Wydatki na ucznia (w PPS)
kraj kwota rocznie
Bułgaria 2138,9
Litwa 2761,4
Rumunia 2940
Polska 3061,7
Łotwa 3126,1
Estonia 3216,6
Węgry 4008,1
Czechy 4441,9
Portugalia 5006,7
UE 6003,2
Hiszpania 6141,3
Słowenia 6323,4
Finlandia 6388,9
Włochy 6464,7
Niemcy 6480,8
Francja 6509,9
Irlandia 6740,4
Belgia 7012,9
Cypr 7100,9
Szwecja 7411
Japonia 7420,8
Niderlandy 7477,2
Liechtenstein 7677,3
Wielka Brytania 7937,4
Islandia 7965,5
Austria 8583,1
Norwegia 9290
USA 11085,4
Dania 14307,7

Wynika z tego że zajmujemy zaszczytne czwarte miejsce ... ale od końca Ten post został edytowany przez Autora dnia 13.05.13 o godzinie 22:07
Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

... i ciekawy tekst na temat edukacji w Finlandii
http://finlandia.2taj.net/Edukacja

konto usunięte

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Anna Maria D.:
Nie. Nie ma żadnej nadprodukcji.
jest. jest nadprodukcja studentów po nikomu niepotrzebnych kierunkach.
Mamy dużo ludzi wysoko wykształconych, ale nie dostosowanych do marnego i zmniejszającego się rynku pracy w PL
w pierwszych zdaniach chciałaś oddzielić edukację od rynku pracy... teraz łączysz. i słusznie, bo nie da się tego oddzielić. bo nie uczymy się dla zabawy czy z nudów tylko po to żeby znaleźć odpowiednią pracę, zapewnić sobie odpowiedni poziom życia. jeśli uczymy się bez celu, wybieramy liceum, bo nie mamy pomysłu na życie, studiujemy nie biorąc pod uwagę co po studiach... to tracimy czas i pieniądze. mamy dużo ludzi z dyplomem. może są "wysoko wykształceni" tylko co to znaczy? że mają papier? a czy są przydatni? czy mogą naleźć pracę? rzesze zbędnych na rynku marketingowców, politologów, ludzi po stosunkach międzynarodowych czy europeistyce... przychodzą na rozmowę kwalifikacyjną i ... nic nie potrafią.
człowiek po "studiach europejskich" kupuje na GL projekt na zaliczenie. niby miał przedmiot... ale uczyli go danych statystycznych, a nie praktyki.
Więc ich zdolności się umniejsza i dostosowuje do tego jak jest.
czyli system jest jednak do luftu? i o tym mówimy od początku tego wątku.
produkujemy dużo dyplomów bez wartości.
żaden pracodawca nie niszczy dobrego materiału (pracownika) jeśli jest mu potrzebny, bo żaden rozsądny pracodawca nie wyrzuca pieniędzy w błoto. ale skoro 80% ma dyplom wyższej uczelni, a połowa z nich nic nie potraf, to część musi trafić na zmywak. o byle jaki, tani materiał się nie dba. o tym piszę od początku, mówiąc o konsekwencjach obniżania standardów i psucia systemu.
system nie motywuje, produkuje byle jakich fachowców, którym się płaci marnie bo nie ma w nich nic czego nie można łatwo zastąpić kolejnym "dyplomowanym".
Mowa o średniej, bo zawsze jakieś rozbieżności w poziomach kształcenia będą. Jeżeli sytuacja tak wygląda, a nie inaczej, i nie zmienimy tego szybko, to według mnie powinno się inwestować w naukę na eksport (tak jak robi to Finlandia), którą docenią inne kraje.
inne kraje doceniają wybitne wyjątki. wybitne dają sobie radę i tu. tylko takich jest niewielu.
reszta wyjeżdża i robi tam to, co może robić i tu, tylko za większe pieniądze. oni tam nie stają się super fachowcami. ale dostają zastrzyk motywacji (finansowej), a rynek pracy umie ich wykorzystać zgodnie z własnymi wymaganiami. nadal większość z nich na rynku pracy dostaje niżej płatne prace. tyle, że tam płacą więcej za podobną pracę jaką mogą robić i tu.
"chłonny zachodni rynek" nie jest łasy na dyplomy, a na umiejętności. stąd popyt na polskich hydraulików, spawaczy, górników, budowlańców... to nie są tuzy polskiej edukacji.
Bo wykształconych Polaków doceniają za granicą. Polska nam nie zapewni tego co kraje już rozwinięte. Jeszcze wiele dekad musi upłynąć i musi zmienić się całkowicie rząd. Bo ten idzie w niewłaściwym kierunku.
rząd się musi zmienić i wszystko będzie pięknie? a może warto żebyśmy wszyscy zaczęli realnie oceniać system, analizować sytuację, umieć się dopasować do rynku pracy i... nie upierali się, że system jest super żeby po dwóch dniach uznać, że jednak wszystko jest do niczego. :) oczekiwanie, że rząd za nas będzie myślał to dopiero niewłaściwy kierunek.

konto usunięte

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Witold S.:
Wynika z tego że zajmujemy zaszczytne czwarte miejsce ... ale od końca
dlatego trzeba uważać na statystyki. 1% wydatków rządu Niemiec to nie to samo co naszego.
Anna Maria D.

Anna Maria D. Grafik komputerowy

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Katarzyna B.:
w pierwszych zdaniach chciałaś oddzielić edukację od rynku pracy... teraz łączysz. i słusznie, bo nie da się tego oddzielić. bo nie uczymy się dla zabawy czy z nudów tylko po to żeby znaleźć odpowiednią pracę, zapewnić sobie odpowiedni poziom życia. jeśli uczymy się bez celu, wybieramy liceum, bo nie mamy pomysłu na życie, studiujemy nie biorąc pod uwagę co po studiach... to tracimy czas i pieniądze. mamy dużo ludzi z dyplomem. może są "wysoko wykształceni" tylko co to znaczy? że mają papier? a czy są przydatni? czy mogą naleźć pracę? rzesze zbędnych na rynku marketingowców, politologów, ludzi po stosunkach międzynarodowych czy europeistyce... przychodzą na rozmowę kwalifikacyjną i ... nic nie potrafią.
A skąd taki pomysł, że akurat ludzie po tych kierunkach nie mogą znaleźć pracy, a po innych mogą? Dlaczego specjaliści z kilkuletnim doświadczeniem szukają pracy bardzo długo, ewentualnie podejmują się samozatrudnienia? Dlaczego fachowcy znajdują marnie płatną pracę albo wcale i zmuszeni są wyjeżdżać za granicę? Dlaczego ekonomiści (choć takie duże było zapotrzebowanie na nich) nie mogą znaleźć pracy albo pracują za najniższa krajową? To jest bzdura. To że jakiś odsetek ludzi po tego typu kierunkach nie może znaleźć pracy, jest tak samo prawdopodobny jak odsetek tych, którzy wybrali kierunki tak bardzo dziś potrzebne. Kilka lat temu SM było kierunkiem uważanym za przyszłościowy z uwagi na rozszerzenie granic, trudno było się dostać, poziom był wysoki, nagle się okazuje, że to jest kierunek zbędny i w dodatku wrzucany do jednego worka z kierunkami humanistycznymi. O czym to świadczy? O tym, że ludzie nie mają o wielu sprawach pojęcia, tylko powtarzają jak mantrę gdzieś zasłyszane bzdury. I pytanie, co dziś opłaca się studiować w PL i co daje gwarancję znalezienia pracy? A może po prostu warto studiować dla siebie i po to żeby się rozwijać i robić to co się lubi, a nie to co jest obecnie trendem? Bo trendy się zmieniają. Za kilka lat kierunki, na które dziś jest zapotrzebowanie też stracą na znaczeniu.
czyli system jest jednak do luftu? i o tym mówimy od początku tego wątku.
produkujemy dużo dyplomów bez wartości.
żaden pracodawca nie niszczy dobrego materiału (pracownika) jeśli jest mu potrzebny, bo żaden rozsądny pracodawca nie wyrzuca pieniędzy w błoto. ale skoro 80% ma dyplom wyższej uczelni, a połowa z nich nic nie potraf, to część musi trafić na zmywak. o byle jaki, tani materiał się nie dba. o tym piszę od początku, mówiąc o konsekwencjach obniżania standardów i psucia systemu.
system nie motywuje, produkuje byle jakich fachowców, którym się płaci marnie bo nie ma w nich nic czego nie można łatwo zastąpić kolejnym "dyplomowanym".
A może to pracodawcy wykorzystują moment kryzysu i zatrudniają na chwilę, na umowy śmieciowe, bo to im się opłaca? I nie ma znaczenia jaki dyplom absolwent ma w kieszeni. Oni często nie weryfikują umiejętności. Na rozmowach są przeprowadzane nic nie mówiące o kandydacie testy i zatrudnia się osoby z przypadku albo z polecenia. Sytuacja w PL jest absurdalna. Pracodawcy nie mogą znaleźć pracowników, a pracownicy nie chcą pracować za najniższą krajową. A wiem jak to wygląda w praktyce bo zajmuję się rekrutacją pracowników do warszawskich firm.
inne kraje doceniają wybitne wyjątki. wybitne dają sobie radę i tu. tylko takich jest niewielu.
Kolejna bzdura. Skąd takie informacje, że za granicą pracuje się tylko na zmywakach? Jeżeli ktoś nie zna języka, wyjeżdża pierwszy raz, nie ma tam doświadczenia i nie ma wykształcenia, to owszem tak bywa. Ale po jakimś czasie ludzie pracę zmieniają na coraz lepszą. Mamy na uczelniach system ECTS i suplementy do dyplomu które są ważne w krajach europejskich. Jeżeli się ma wykształcenie wyższe, zna język to rozmowy kwalifikacyjne zaczynają się tam od poziomu supervisora, zgodnie z kompetencjami i nabywa się doświadczenie zgodne z poziomem wykształcenia. A nie zaczyna się od parzenia kawy pracodawcy jak w PL.
reszta wyjeżdża i robi tam to, co może robić i tu, tylko za większe pieniądze. oni tam nie stają się super fachowcami. ale dostają zastrzyk motywacji (finansowej), a rynek pracy umie ich wykorzystać zgodnie z własnymi wymaganiami. nadal większość z nich na rynku pracy dostaje niżej płatne prace. tyle, że tam płacą więcej za podobną pracę jaką mogą robić i tu.
"chłonny zachodni rynek" nie jest łasy na dyplomy, a na umiejętności. stąd popyt na polskich hydraulików, spawaczy, górników, budowlańców... to nie są tuzy polskiej edukacji.
Jeżeli polscy fachowcy są tam mile widziani, to tylko świadczy o tym, że są dobrymi fachowcami i często przewyższają możliwościami ich rodowitych obywateli. Szkoda że tam, a nie w Polsce.
Bo wykształconych Polaków doceniają za granicą. Polska nam nie zapewni tego co kraje już rozwinięte. Jeszcze wiele dekad musi upłynąć i musi zmienić się całkowicie rząd. Bo ten idzie w niewłaściwym kierunku.
rząd się musi zmienić i wszystko będzie pięknie? a może warto żebyśmy wszyscy zaczęli realnie oceniać system, analizować sytuację, umieć się dopasować do rynku pracy i... nie upierali się, że system jest super żeby po dwóch dniach uznać, że jednak wszystko jest do niczego. :) oczekiwanie, że rząd za nas będzie myślał to dopiero niewłaściwy kierunek.
Rząd od tego jest żeby myślał, zwłaszcza przyszłościowo. Bo pracują za pieniądze obywateli. A społeczeństwo ma prawo wymagać. To nie obywatele powinni się dostosowywać do rynku pracy tylko odwrotnie, rynek pracy powinien stwarzać ludziom możliwości rozwoju. Wymaga się od uczniów wyższego poziomu, od rządu już nie? A może właśnie rząd dąży do tego, żeby społeczeństwo było głupsze, bo na wszystko się będzie godzić? Jeżeli dalej będziemy tak myśleć, że to obywatele mają się do czegoś dostosować, to nic się nie zmieni.
Witold S.

Witold S. ... połatany :)

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

Anka, zarzucasz wszystkim schematyczne myślenie, a sama posługujesz się sloganami.
Owszem, Polacy na zachodzie znajdują pracę, ale ... za połowę stawki jakiej oczekuje tamtejszy pracownik.
Stąd coraz częstsze protesty przeciwko zatrudnianiu emigrantów.
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: nie matura lecz chęć szczera...

chyba zawsze aktualne.

http://www.youtube.com/watch?v=TroenoOkXHoTen post został edytowany przez Autora dnia 14.05.13 o godzinie 10:31



Wyślij zaproszenie do