Temat: nie matura lecz chęć szczera...
Katarzyna B.:
"Według raportu jesteśmy w czołówce, jeżeli chodzi o udział na rynku pracy osób, które ukończyły szkoły ponadgimnazjalne. Wskaźnik ten w Polsce wynosi 68%, podczas gdy dla porównania w Niemczech jest to 59%, a w zwycięskiej Finlandii 47%."
a czy to jest ekonomicznie uzasadnione? możemy mieć 100% udziału osób po studiach w rynku pracy... co będzie świadczyło fatalnie o systemie edukacji i wykorzystaniu środków...
Oddzieliłabym edukację od rynku pracy, dlatego, że rynek pracy rządzi się swoimi prawami. Oczywiście mowa o obecnej sytuacji w Polsce. Wielu jest zdania, że od jakości wykształcenia zależy, czy później znajdziemy dobrą pracę. W nielicznych zawodach tak. Tymczasem bezrobocie dotyka wszystkich, bez względu na to jaką szkołę, uczelnię ukończyli, jaki kierunek, w jakim okresie, ile mają lat, jak duże mają doświadczenie zawodowe. W Polsce obecny problem z bezrobociem mógłby się rozwiązać, gdyby kończących studia było o połowę mniej i gdyby jeszcze wzrosła emigracja. Bo na powstawanie nowych miejsc pracy nie ma co liczyć. Tylko że to wcale nie podniosłoby jakości kształcenia (nie poziomu, tylko jakości), ale pod wpływem malejącej konkurencji walka z bezrobociem stałaby się mniejszym problemem. Ktoś stwierdzi, że gdyby podnieść poprzeczkę uczniom, to mniejsza ilość z nich decydowałaby się na studia (to nie jest wcale budujące, bo powinno studiować jak najwięcej ludzi, tylko nie w takich warunkach jakie nam proponuje nasze państwo). Mniej osób decydowałoby się na studia, ale tylko wtedy, gdy równocześnie wzrosłaby szansa na pracę dla ludzi po szkole średniej, czy zawodowej. W przeciwnym razie, młodzi będą dążyli do tego żeby kończyć studia i zwiększyć szansę na pracę. Koło się zamyka. Bo edukacja w naszym kraju nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na rozwój przyszłej kariery zawodowej. Nie w PL. Wymagania na rynku pracy skłaniają do tego żeby studiować. A jednocześnie te wymagania dziwnym trafem przewyższają kompetencje. To jest irracjonalne. Zadajmy sobie podstawowe pytanie, czy to, że zmaleje liczba ludzi z wyższym wykształceniem, poprawi nagle sytuację na rynku pracy? Moim zdaniem nie. Nie przy obecnym systemie nauczania (ciągle starym systemie) i nie w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się nasz kraj. Edukacja w PL różni się całkowicie od edukacji w Finlandii.
"Finowie rozpoczęli gruntowną reformę swojego systemu szkolnictwa w latach 70-tych ubiegłego wieku. Dzięki inwestowaniu w badania i rozwój i budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy zdołali podźwignąć się z biedy, która panowała tu aż do XX wieku. Dziecko w Finlandii zaczyna naukę w wieku 7 lat i zanim osiągnie 16 lat nie jest prawie wcale testowane, a nauczyciele starają się nie zadawać prac domowych. Praca nauczyciela to prestiż. Uczelnie pedagogiczne kształcą na najwyższym poziomie i są oblegane przez młodych ludzi – na jedno miejsce przypada tu minimum 8 kandydatów. „Dostać się na pedagogikę jest trudniej, niż na prawo czy medycynę”. Nauka jest całkowicie bezpłatna. Wszystkie koszty pokrywa państwo. Nawet koszty dojazdu do szkół. Fiński nauczyciel spędza w klasie średnio 4 godziny dziennie. Dodatkowo jest zobowiązany przeznaczyć 2 godziny tygodniowo na doskonalenie swoich umiejętności i kompetencji zawodowych - wszystkie kursy są finansowane przez państwo. Rok szkolny w Finlandii rozpoczyna się w połowie sierpnia i trwa do końca maja. Integralną częścią nauki jest zabawa, na pierwszym miejscu stawiana jest współpraca nauczyciela z uczniem na zasadzie partnerstwa.W fińskich szkołach nie ma podziału na uczniów zdolnych i słabych, wszyscy bez względu na umiejętności uczą się w tych samych grupach liczących po około 16 osób. Wszystkie szkoły w całym kraju oferują równie wysoką jakość kształcenia. Być może właśnie dlatego różnice między poziomem wiedzy najsilniejszych i najsłabszych uczniów są tu najmniejsze na świecie. Indywidualny tok nauczania zaczyna się w Finlandii już na poziomie szkoły średniej – od tego momentu uczniowie mogą sami wybierać sobie kursy. 66 proc. fińskich uczniów idzie na studia - to najwyższy odsetek w Europie. Dyplom wyższej uczelni uzyskuje z powodzeniem aż 93 proc. studentów, pod tym względem Finlandia nie ma sobie równych na świecie.Finlandii wystarczyło 40 lat, aby wspiąć się na szczyty międzynarodowych rankingów systemów edukacji. Finowie zrezygnowali z tradycyjnej koncepcji nauczania: wybrali decentralizację szkolnictwa i odeszli od sztywnych systemów oceniania, które są podstawą szkolnictwa w innych rozwiniętych krajach".
A my chcemy żeby mniej ludzi kończyło studia? Żeby dzielić na lepszych i gorszych? To nie jest dobre rozwiązanie. Chyba że chcemy mieć głupsze społeczeństwo.
Inne ciekawostki z raportu na temat Polski w porównaniu z Finlandią:
średnia długość trwania edukacji wynosi nieco ponad 15 lat (w Finlandii 16,94);
a sukcesem jest długość edukacji czy skuteczność, czyli na przykład dopasowanie nauczania do rynku pracy?
Jak to dopasowanie miałoby wyglądać? Ludzie z zawodem, przygotowani do pracy fizycznej wyjeżdżają z kraju. Ludzie po studiach wyjeżdżają za chlebem. Dlatego, że pracy brakuje. Na wątku Praca ktoś zasugerował, że rozwiązaniem byłoby w obecnej sytuacji tworzenie miejsc pracy przez państwo, dlatego, że nie możemy liczyć na prywatnych przedsiębiorców, czy to krajowych, czy zagranicznych. Im nie opłaca się inwestować w naszym kraju. Tymczasem rząd chce jeszcze zmniejszyć ilość urzędników. No więc bezrobocie będzie się zwiększać. Do 2020 r. poziom bezrobocia ma wzrosnąć do 18%, jeśli się nie mylę, obecnie wynosi 14%.
na jednego nauczyciela przypada 9,61 ucznia (w Finlandii – 14,3 ucznia);
budujące.
Ze względu na niż demograficzny, tworzy się klasy przepełnione i zamyka część szkół. A to obniża jakość kształcenia. Nauczyciel nie jest w stanie zapanować nad tak dużą ilością dzieci i poświecić każdemu więcej czasu. Ale nagle dzieci więcej rodzić się nie będzie, bo młodych nie stać na zakładanie rodzin. I znowuż brak perspektyw wpływa na sytuację osobistą ludzi. I pośrednio też na zwiększającą się ilość rozwodów.
wydatki na edukację stanowią 11,45% wszystkich wydatków rządu (w Finlandii – 12,13%);
ale czy są wydatkowane efektywnie, skoro osoby z wykształceniem wyższym (na które wydano najwięcej) nie znajdują pracy albo znajdują pracę w supermarkecie...?
Niekoniecznie wydano, bo wielu opłaca studia z własnej kieszeni. I w obecnej sytuacji według mnie wszystkie studia powinny być odpłatne, bo to również motywuje do tego żeby zdobywać doświadczenie zawodowe i uczyć się jednocześnie. Przynajmniej absolwenci niektórych kierunków, uważanych za mało rozwojowe nie kończyliby tylko z papierem w ręku. Oczywiście najlepiej byłoby gdyby państwo opłacało naukę wszystkim i w jednakowym stopniu, ale nie w takiej sytuacji jaką mamy obecnie.
szkoły ponadgimnazjalne kończy 83,51% uczniów (w Finlandii 93,32%);
a ile % poprawnych punktów zalicza u nich egzamin? :)
Z tego co wiem oni nie mają żadnych punktów ani skali ocen.
szkoły wyższe kończy 55,38% uczniów (W Finlandii 48,94%)."
znowu trzeba te % porównać z wymaganiami... :) mamy obniżone standardy od matur. nadprodukcję studentów i dyplomowanych...
Nie. Nie ma żadnej nadprodukcji. Mamy dużo ludzi wysoko wykształconych, ale nie dostosowanych do marnego i zmniejszającego się rynku pracy w PL. Więc ich zdolności się umniejsza i dostosowuje do tego jak jest. Mowa o średniej, bo zawsze jakieś rozbieżności w poziomach kształcenia będą. Jeżeli sytuacja tak wygląda, a nie inaczej, i nie zmienimy tego szybko, to według mnie powinno się inwestować w naukę na eksport (tak jak robi to Finlandia), którą docenią inne kraje. Bo wykształconych Polaków doceniają za granicą. Polska nam nie zapewni tego co kraje już rozwinięte. Jeszcze wiele dekad musi upłynąć i musi zmienić się całkowicie rząd. Bo ten idzie w niewłaściwym kierunku.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 13.05.13 o godzinie 17:19