Anna
Zamkowska
account manager,
Pośrednictwo
nieruchomości
Temat: ja, on... i jego matka
Co o tym myślicie, bo ja sama nie wiem na chwilę obecną. Szczęśliwym związkiem byliśmy do momentu, w którym zaczęła się mowa o zamieszkaniu we dwójkę… gdyż za pare miesięcy ma być wesele, tylko ja zastanawiam się jaki ono ma sens i czy warto wchodzić przez tę bramę..Matka wychowała go sama. Przelała na niego całą swoją miłość nie tylko do syna, ale też do mężczyzny – męża, kochanka, głowy rodziny. Teraz wymaga by on zastąpił jej wszystko. Przez lata swojej pracy wybudowała dom, więc teraz oczekuje abyśmy tam z nią zamieszkali, to znaczy ja się wprowadziła… i tworzyli „szczęśliwą” rodzinę w jej pojęciu szczęścia. Jest kobietą zaborczą i apodyktyczną. WYMAGA aby poświęcać jej każdy wolny czas, a gdy się tego czasu nie poświęca, zaczynają się wyrzuty i pretensje. Zna dobrze swojego syna, więc wie gdzie są jego słabe punty i jak w nie uderzyć – robi to natychmiastowo, gdy tylko coś nie idzie po jej myśli, czyli praktycznie zawsze, kiedy chcemy zrobić coś po swojemu (mieć swoje plany, spędzić weekend sami, poprzebywać we dwoje..itd).
On jest pomiędzy nami dwoma. Niby by chciał dobrze (bo kocha nas obie), ale chyba nie ma na to wystarczająco siły i motywacji. Całe życie pytał ją o zdanie, a teraz gdy nie mam jej poparcia ciężko mu podejmować jakiekolwiek decyzje, zwłaszcza gdy te decyzje miałyby dotyczyć jego życia w osobności, czyli „odcięcia pępowiny”. Takie decyzje oznaczają też wielkie awantury i wszystko co z tym związane – i dobrze sobie z tego zdaje sprawę. Jak również z tego, że związek z jego matką nie jest do końca zdrowy, ale szybko o tym zapomina gdy tylko ona zadzwoni.. wtedy widzę w jego oczach, że najchętniej zostawiłby wszystko co robi i popędził by spełnić kolejne jej żądanie.. A zostaje tylko dlatego, że chyba już mu głupio przede mną.. Wiem , że mnie kocha najlepiej jak potrafi, tylko nie wiem czy to jest taka miłość jakiej ja potrzebuje. Miłość ta oznacza poswięcenie godzin, dni, tygodni, miesięcy czasu razem, kiedy on będzie musiał go poświęcać swojej matce, gdyż inaczej nie umie. Próbował z nią rozmawiać (przy czym „próbował” to jest bardzo dobre słowo), ale żadna z rozmów nie przynosi długofalowych skutków. Ona ma swoje teorie, swój świat w którym on jest główną gwiazda na scenie i ona się tej gwiazdy nie pozwoli pozbyć.
Była mowa o zakupie mieszkania, ewentualnie o wynajęciu na pare miesięcy.. Była, bo teraz usłyszałam, że mamy pól domu więc chyba powinnam „odpuścić” i się dostosować..
Co o tym myślicie ? Czy warto chodzić w taki związek, gdy ma się świadomośc tego jak to będzie?