Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
Krystyna S.:
nigdy nie twierdziłam, że ratować trzeba zawsze i za wszelką cenę. czasami zdrowiej się rozstać. zastanawiam się nad czymś innym - skąd rosnąca łatwość podejmowania decyzji o rozstaniu. :)
Bo może to dla niektórych prostsze rozwiązanie, może ktoś nie chce i nie umie inaczej, nie ma zrozumienia siebie, a co dopiero partnera. Może to być niechęć do pracy nad sobą, albo chęć zmieniania partnera i ulepienia go na jakiś tam model. Tych "może" jest dużo. Ale chyba zapominamy, że życie to nauka stawania się Człowiekiem, nie tylko rozumnym, a świadomym, nie zatracającym swej uczuciowej płaszczyzny. To też w końcu branie odpowiedzialności za swe myśli, słowa, działania. Kiedy nie patrzymy na człowieka takim jaki jest, a na swoje wyobrażenia o nim i jaki powinien być, to też może stymulować chęć odejścia. Gdy nie umiemy słuchać i słyszeć, co druga strona ma do powiedzenia. No i nasuwa mi się też taka możliwość, że niechęć do rozwiązywania trudności i poszukanie drogi wyjścia z kryzysu wymaga zaangażowania, a z domu wyjść zawsze łatwiej :)
brakuje mi czasami interakcji, konfrontacji z innym spojrzeniem, weryfikacji przez partnera. :)
Podzielenie się innym spojrzeniem z partnerem jest z pewnością cenne. I tu dotykamy spraw komunikacji. Ale wyobraź sobie Kasia takie sytuacje, gdy np partner siedzi cały dzień przy komputerze. Nie wyobrażam sobie, że będąc w związku nawet miłe i rozwijające konwersacje z innymi miałyby zastąpić mi relacje w związku z partnerem. Jestem teraz sama, ale zastanawiam się nie raz co czują, jak reagują partnerzy/partnerki będące w związkach na takie sytuacje. Przecież tu są też pewne zobowiązania między nimi, wspólne obowiązki. Więc znowu się w takim przypadku kłania współodpowiedzialność wobec partnera i zobowiązań od których nie uciekamy lub zwiewamy.
nie jestem pewna kto bardziej szkodzi. :) trudno odmawiać partnerowi prawa do reagowania na nasze działania. nieufność powoduje reakcje.
żeby nas obdarować musi to "coś" mieć. i kiedy chce podejmuje decyzję o zrobieniu z tego "cosia" daru
to samo pisałam już dawno i w tym kawałku nie zmieniłam zdania.
To co napisałaś, właśnie charakteryzuje często "człowieka czynu i sukcesu", a pod maską siły
zobaczysz często człowieka bojącego się skonfrontowania z iluzją porażki.
to jest sukcesowy wyścig szczurów. strach przed konfrontacją z innymi silnymi, z oczekiwaniami środowiska, z lansowanymi postawami... w końcu z sobą samym.
Widzę trochę to inaczej. bo rozdzielam tu osoby tzw "perfekcjonistów" od "człowieka czynu". Człowiek czynu nakłada często maski i karmi się samousprawiedliwianiem- w postawie : osiągnę wszystkiego co chcę. I dodatkowo karmi się iluzją, że realizuje zamierzenia i inni go szanują i podziwiają. I niestety używa ludzi do osiągnięcia własnych profitów. Ale to co podoba mi się w postawie takich ludzi, to to, że jak przestają się bać poznać, dotknąć swej wrażliwości, swych emocji i już nałogowo nie są zniewoleni osiągnięciem celu i sukcesu, to ich naturalne predyspozycje przywódcze są dalej wykorzystane dla dobra grupy, ale ich zwycięstwem i największym sukcesem jest dotknięcie swego wnętrza. Wtedy przestaje taka osoba dbać o to, by być zauważonym i docenionym. Rozpisałam się tu sporo, by pokazać, że każdy z nas jest darem i każdy wnosi do świata wiele cennych wartości. Ale jednak warto znać też swe mechanizmy wspierające iluzje. Choć pozornie, ale nie odbiegłam od tematu.
właśnie dlatego każda sztuczność prowadzi do frustracji,
tak
niepewności, agresji, zagubienia. i nieporozumień. lansowany model człowieka wiecznie najeżonego, przebojowego,
ale ta niepewność wynikać może z lęku, że te sztuczne maski ktoś widzi.
bezwzględnego, walczącego, rozpychającego się to ślepa ulica.
oby każdy z nas był świadomy tez tego
część ludzi da się zdominować blokując rozwój, część ludzi się odwróci i odejdzie.. blokując rozwój, a część sprowokuje to do większej agresji niż samego agresora... poza efektem upuszczenia sobie krwi i udowodnienia sobie własnej "zaje...ści" nie widzę zysków. :)
zyski w postaci tej " zajebistości" to kolejna pożywka do utrwalania egotyzmu czy egoizmu, a więc też podtrzymywania złudzeń iluzji. I to blokuje wg. mnie prawdziwy rozwój. Bo osoba dominująca ma swój obszar pracy własnej tak samo jak "wojownik-agresor" czy osoba "leniwa" albo " zbobywca- człowiek czynu" czy jakakolwiek inna osobowość.
sama piszesz, że nawet na forach są spory. obiektywnie oceń ile na GL jest rozmów pokojowych, a ile szarpania się, przepychanek, obrażania, (za) mocnych słów, prób krzywdzenia... czyli walki.
Dlatego unikam zaglądania na niektóre grupy. Bo jest też pewne przyzwolenie innych na takie numery. To taka postawa asekuracyjna " ja nie pisze, inni piszą", ale często nie ma reakcji. Poza tym ja rozdzielam napisanie, jak ja to widzę, od tego jak się kogoś obraża. Ale na forach występuje też czynnik ludzki. Bo w grę wchodzą sympatie, antypatie i często nie bierze się pod uwagę to, co dana osoba ma do powiedzenia, ale czy ją np lubimy, czy nie itp.
może jest tak, bo rozmawiamy z osobami, na których nam nie zależy, a może jest tak bo boimy się że nasze pokojowe podejście będzie odczytane jako słabość i sprowokuje ataki. tak jak w twojej wcześniejszej wypowiedzi - czasami pomaga już tylko wrzaśnięcie. :)
Nie wiem, każdy ma swoje refleksje. Trochę o tym pisałam, ale pod innym kątem niż tu rozmawiamy. Mogę napisać to ze swojej strony, że czasem przydaje się odpoczynek, bo za ciężkie kamienie lecą. Nie rozpatruję tu w kategoriach, że rozmawiam z osobami na których nam nie zależy. Jeżeli nie zgadzam się z czymś, to nie znaczy, że daną osobę mam w du...ie. Ale rekcje są różne.
moje ulubione pierwsze prawo szadockie - "każdy problem ma swoje rozwiązanie, jeśli nie ma rozwiązania to nie ma problemu" :)
:) nie ma problemu, są zdarzenia do przejścia na drodze :)
:) czasami wniosek jest taki, że się nie da znaleźć rozwiązania które nas zadowala. to też jest wartościowa informacja. :)
ano :)

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

i tak też bywa :)

Obrazek
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Nikt nie da Ci tyle ile ja obiecam ;-)

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie


Obrazek

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Kryśka - nie gniewaj się :)
Pozwoliłem sobie w myśl pkt 12 :) na te kilka słów od "mnie" ... bo od pewnego czasu strasznie "lubię" takie prawa ...
Krystyna S.:
Proste prawa życia
1. Prawo wzajemności. Zanim osądzisz błędy innych, zwróć uwagę na własne błędy. Ten kto rzuca błotem - nie może mieć czystych rąk
- by to prawo realizować - trzeba mieć coś więcej niż "listę Praw Życia"
... a gdy to "coś" się posiada - "lista Praw Życia" przestaje być potrzebna....
(a na rzucanie błotem bez zostawia sobie śladów na rękach - wynaleziono dawno sposobów wiele... wystarczy wręcz tylko poczucie bycia wszechwiedzącym... :) i już)
2. Prawo bólu. Obrażony człowiek zadaje ból innym.
chyba, że świadomość jego sięga wyżej niż koniec własnego nosa... bo bywa jednak (wbrew powszechnej ostatnio opinii), że ból uszlachetnia... i uwrażliwia na cierpienie innych
no tak.. ale taki człek się nie obraża....(...)
3. Prawo wyższego poziomu. Przechodzimy na wyższy poziom dopiero wtedy, gdy zaczynamy traktować innych lepiej, niż oni nas traktują.
... choć nie zawsze tak się da... no i tak sobie myślę prócz tego, że klasyfikowanie poziomami (...) może zaprowadzić wielu prosto na ... najniższy poziom, wiec myślę, że ostrożnie z tym "poziomowaniem" (w każdym tego słowa znaczeniu ;))
4. Prawo bumerangu. Kiedy pomagamy innym – pomagamy jednocześnie samym sobie.
... o ile dobrze zrozumiemy definicję słowa "pomoc" w odniesieniu do własnych możliwości...
i faktycznych potrzeb tych, którym się pomaga (...)
5. Prawo młotka. Nigdy nie sięgaj po młotek, by zabić komara na czole współrozmówcy.
... chyba, że to Twój wybór świadomy (...)
6. Prawo wymiany. Zamiast ustawiać innych na miejsca, postaw siebie na ich miejscu.
... chyba, że nie chcesz być prezydentem, posłem itd... ;)
albo daj sobą pomiatać - skoro to lubisz...
- ale jeśli innych granice nie dotykają Twoich - po prostu daj im szaleć na własny rachunek
7. Prawo nauki. Każdy człowiek, jakiego spotykamy na swojej drodze, może nas czegoś nauczyć.
... choćby tego, że może być wielu takich jak on
8. Prawo charyzmy. Ludzie interesują się człowiekiem, który interesuje się nimi.
? ........ choć to nie zawsze działa - ładnie brzmi.
9. Prawo 10 punktów. Wiara w najlepsze cechy innego człowieka powoduje, że zaczyna on te cechy przejawiać.
... bywa, ze tylko w naszych oczach... szczególnie, gdy tylko wierzymy w te cechy u niego (...)
10. Prawo sytuacji. Nigdy nie doprowadzaj do tego, by sytuacja znaczyła dla ciebie więcej, niż relacje.
... chyba, że to nie ty do tego doprowadzisz...
11. Prawo Boba. Kiedy Bob ma problemy, to oznacza, że największym problemem jest Bob.
...? a jeśli nie - to przeczytaj ten punkt tyle razy, aż w to uwierzysz.
12. Prawo dostępności. Autoironia i umiejętność śmiania się z siebie pomaga innym czuć się z nami swobodnie.
... wszystko ma swoje granice - ale o tym - w innym punkcie.
13. Prawo okopów. Kiedy szykujesz się do bitwy, wybieraj dla siebie takie okopy, żeby zmieścili się w nich przyjaciele.
... tylko co z ciebie za przyjaciel skoro narażasz na bitwy przyjaciół... ?
(bitwy, boje, wojenki czy wojny... zwykle ranią tych, którzy najmniej są winni...)
14. Prawo rolne. Wszystkie relacje można i należy kultywować.
... a relacje związane z seksem po za małżeńskim ? ...
(a co tam - "jak wszyscy to wszyscy - babcia tyż!")
15. Prawo 101 procent. Znaleźć jeden procent, z którym się zgadzamy i skierować tam 100 procent swoich wysiłków.
.. fajne :)
obiad sam się ugotuje :)
16. Prawo cierpliwości. Podróż z innymi zawsze przebiega wolniej, niż podróż w pojedynkę. Jeśli chcesz zajść daleko – idźcie razem, jeśli chcesz iść szybko – idź sam.
... tylko nie zapomnij, że cel nie zawsze jest tak samo blisko... i że Twoje "szybko" - może okazać się wolniejsze niż "wolno" - innych
17. Prawo drugiej strony medalu. Prawdziwy sprawdzian relacji nie polega na tym, w jakim stopniu jesteśmy lojalni wobec przyjaciół, którym idzie źle. Polega on na tym, jak bardzo cieszymy się, gdy osiągają oni sukces.
... szczególnie gdy osiągają go na naszych plecach... ;)
18. Prawo współpracy. Wspólna praca zwiększa prawdopodobieństwo wspólnego sukcesu.
... chyba, że się spieszysz... to patrz pkt 16

Prócz (min) tego - ok :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 10.12.13 o godzinie 12:52

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

"i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie"

a jasne! - bo dlaczego nie?
skoro jest na to ogólne przyzwolenie a wręcz MODA?
:)
.. tyle że wg mnie - nie do końca o to chodzi...... a dokładniej - chyba nie tak należy odczytywać treść problemu, jakiego dotykają słowa z tytułu wątku.

prócz tego tak się zastanawiam...
W wielu wypowiedziach krytykuje się lub też nie - problem (cząstkowo w temacie) kryjący się cicho w słowach
"bo dziś tak niewielu chce w ogóle naprawiać swój związek"...
... a co znaczy w ogóle to... "naprawiać związek" ?
Pytam, bo wg mnie - jeśli w związku dochodzi do rozwałki więzi uczuciowej między ludźmi - to co i jak tu "naprawiać"?
... wg mnie - tu tylko teraz trzeba - z kulturą i klasą - postarać się dla siebie, dla najbliższych i całej reszty - nauczyć żyć jak człowiek(i).... tyle, że osobnoTen post został edytowany przez Autora dnia 10.12.13 o godzinie 13:21

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Leszek N.:
"i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie"

a jasne! - bo dlaczego nie?
:)
skoro jest na to ogólne przyzwolenie a wręcz MODA?
:)
"moda na nietrwałe związki". znak czasów
.. tyle że wg mnie - nie do końca o to chodzi...... a dokładniej - chyba nie tak należy odczytywać treść problemu, jakiego dotykają słowa z tytułu wątku.

prócz tego tak się zastanawiam...
W wielu wypowiedziach krytykuje się lub też nie - problem (cząstkowo w temacie) kryjący się cicho w słowach
"bo dziś tak niewielu chce w ogóle naprawiać swój związek"...
... a co znaczy w ogóle to... "naprawiać związek" ?
Leszek, tu możemy rozmawiać o dwóch ..."poziomach".
jeden to taki kiedy rozstajesz się z egoistycznych powodów, nie próbując nawet się dogadać, zrozumieć, nie wyciągając ręki do partnera. zwyczajnie... przestało być fajnie, to bye. wiesz... panna przytyła dwa kilo to rzucasz, facet zaczął zarabiać tysiąc mniej - rzucasz.
drugi to, jak to nazwałeś, rozwałka. etap kiedy zdrowiej się rozstać, bo żadne mediacje, rozmowy, tłumaczenia i próby nie przynoszą nic poza kolejnym niezrozumieniem i złością.
Pytam, bo wg mnie - jeśli w związku dochodzi do rozwałki więzi uczuciowej między ludźmi - to co i jak tu "naprawiać"?
chyba nawet wtedy naprawianie jest możliwe - tylko powinno prowadzić do "mądrzejszego" rozstania. :)
... wg mnie - tu tylko teraz trzeba - z kulturą i klasą - postarać się dla siebie, dla najbliższych i całej reszty - nauczyć żyć .... osobno
widzisz, i tu chyba jest sedno podziału - w pierwszym przypadku decydujesz, bo to dla CIEBIE lepiej. w drugim, bo to lepsze także dla innych. :)

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Leszek N.:
Kryśka - nie gniewaj się :)
Leszku, ja się nie gniewam. Znalazłam te prawa w internecie i podchodzę do nich z uśmiechem i dystansem. A tak nawiasem mówiąc, nie lubię, jak się mówi do mnie Kryśka. Wolę Krystyna lub zdrobniale. :) Może dlatego, że nikt tak do mnie nie mówił.
Pozwoliłem sobie w myśl pkt 12 :) na te kilka słów od "mnie" ... bo od pewnego czasu strasznie "lubię" takie prawa ...
No i mamy tu podobnie :) I cieszy mnie, że to napisałeś.
Krystyna S.:
Proste prawa życia
1. Prawo wzajemności. Zanim osądzisz błędy innych, zwróć uwagę na własne błędy. Ten kto rzuca błotem - nie może mieć czystych rąk
- by to prawo realizować - trzeba mieć coś więcej niż "listę Praw Życia"
Jak najbardziej. to otwartość na wymianę, zaufanie i wiele innych.
... a gdy to "coś" się posiada - "lista Praw Życia" przestaje być potrzebna....
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że możemy żyć po swojemu, że możemy wypowiadać swoje zdanie, że możemy odmawiać, nie wywołując konfliktów, złościć się, nie raniąc innych, bronic swoich interesów, nie naruszając interesów innych, nie dać się wykorzystywać, poniżać, lekceważyć. Gdy to " coś" mamy w sobie, nie zmienia to faktu, że relacje z osobami mamy różne.
(a na rzucanie błotem bez zostawia sobie śladów na rękach - wynaleziono dawno sposobów wiele... wystarczy wręcz tylko poczucie bycia wszechwiedzącym... :) i już)
Ja tu mam swoją filozofię, każdy ma prawo żyć jak chce. Im więcej w nas akceptacji do siebie, tym większa akceptacja innych. Możemy się również przyglądać, jak wzajemnie się uzupełniamy z drugim człowiekiem.
2. Prawo bólu. Obrażony człowiek zadaje ból innym.
chyba, że świadomość jego sięga wyżej niż koniec własnego nosa... bo bywa jednak (wbrew powszechnej ostatnio opinii), że ból uszlachetnia... i uwrażliwia na cierpienie innych
no tak.. ale taki człek się nie obraża....(...)
Uważam, że tym co się w nas obraża jest nasze ego. Ale rozróżniam tu sytuacje, gdy ktoś używa wyzwisk, obelg i wszelkie sytuacje niszczące godność każdego człowieka. Bo wychodzę z założenia, że każdy z nas może wnieść coś wartościowego,twórczego, kreatywnego.
3. Prawo wyższego poziomu. Przechodzimy na wyższy poziom dopiero wtedy, gdy zaczynamy traktować innych lepiej, niż oni nas traktują.
... choć nie zawsze tak się da... no i tak sobie myślę prócz tego, że klasyfikowanie poziomami (...) może zaprowadzić wielu prosto na ... najniższy poziom, wiec myślę, że ostrożnie z tym "poziomowaniem" (w każdym tego słowa znaczeniu ;))
Zgadzam się z tym. Nie ma panów i niewolników. Wszyscy jesteśmy istotami czującymi, przezywającymi swoje życie najlepiej jak potrafimy.
4. Prawo bumerangu. Kiedy pomagamy innym – pomagamy jednocześnie samym sobie.
... o ile dobrze zrozumiemy definicję słowa "pomoc" w odniesieniu do własnych możliwości...
Tak też. Mam tu jeszcze inne spojrzenie. Bo to co wniesiemy wspólnie do życia danej osoby, to co ona wnosi może rozjaśniać też naszą ogólnoludzką świadomość.
i faktycznych potrzeb tych, którym się pomaga (...)
5. Prawo młotka. Nigdy nie sięgaj po młotek, by zabić komara na czole współrozmówcy.
... chyba, że to Twój wybór świadomy (...)
6. Prawo wymiany. Zamiast ustawiać innych na miejsca, postaw siebie na ich miejscu.
... chyba, że nie chcesz być prezydentem, posłem itd... ;)
tu akurat powiem: dziękuję :))))
albo daj sobą pomiatać - skoro to lubisz...
- ale jeśli innych granice nie dotykają Twoich - po prostu daj im szaleć na własny rachunek
Albo raczej pozwolić ponosić każdemu konsekwencje za swe myśli, słowa i działania.
7. Prawo nauki. Każdy człowiek, jakiego spotykamy na swojej drodze, może nas czegoś nauczyć.
... choćby tego, że może być wielu takich jak on
Gdy jest zgada w nas na wymianę, to jak najbardziej, ta nauka wpływa na nasze wzrastanie np. większą dojrzałość, tolerancję, otwartość serca, akceptację swoich i innych słabości, zalet i wad.
8. Prawo charyzmy. Ludzie interesują się człowiekiem, który interesuje się nimi.
? ........ choć to nie zawsze działa - ładnie brzmi.
Poczucie oddzielenia od drugiego człowieka może być moim zdaniem tylko na poziomie fizycznym.
9. Prawo 10 punktów. Wiara w najlepsze cechy innego człowieka powoduje, że zaczyna on te cechy przejawiać.
... bywa, ze tylko w naszych oczach... szczególnie, gdy tylko wierzymy w te cechy u niego (...)
Odkrycie tych cech też u siebie jest pierwszym krokiem, by widzieć je w drugiej osobie.
10. Prawo sytuacji. Nigdy nie doprowadzaj do tego, by sytuacja znaczyła dla ciebie więcej, niż relacje.
... chyba, że to nie ty do tego doprowadzisz...
Leszku, uważam, że jednak jest nasz współudział w wydarzeniach, jakie nas spotykają.
11. Prawo Boba. Kiedy Bob ma problemy, to oznacza, że największym problemem jest Bob.
...? a jeśli nie - to przeczytaj ten punkt tyle razy, aż w to uwierzysz.
Bob nie jest problemem, problemem może być nasze widzenie Boba i tego co tworzymy w myślach na jego temat przez nasze np uwarunkowania.
12. Prawo dostępności. Autoironia i umiejętność śmiania się z siebie pomaga innym czuć się z nami swobodnie.
... wszystko ma swoje granice - ale o tym - w innym punkcie.
Zbytnia jednak powaga może i często występuje w sytuacji przewrażliwienia. Można zostać nadal wrażliwym i umieć się śmiać.
13. Prawo okopów. Kiedy szykujesz się do bitwy, wybieraj dla siebie takie okopy, żeby zmieścili się w nich przyjaciele.
... tylko co z ciebie za przyjaciel skoro narażasz na bitwy przyjaciół... ?
Tu pełna zgoda z Twoja sugestią.
(bitwy, boje, wojenki czy wojny... zwykle ranią tych, którzy najmniej są winni...)
Dodam, że nie ma wygranych w bitwach. Są na ogół poranieni
14. Prawo rolne. Wszystkie relacje można i należy kultywować.
... a relacje związane z seksem po za małżeńskim ? ...
Nawet jeśli taka sytuacja wystąpi, to uważam, że nie bez powodu. Ale to odrębny temat.
(a co tam - "jak wszyscy to wszyscy - babcia tyż!")
15. Prawo 101 procent. Znaleźć jeden procent, z którym się zgadzamy i skierować tam 100 procent swoich wysiłków.
.. fajne :)
też mi się podoba. :)
obiad sam się ugotuje :)
16. Prawo cierpliwości. Podróż z innymi zawsze przebiega wolniej, niż podróż w pojedynkę. Jeśli chcesz zajść daleko – idźcie razem, jeśli chcesz iść szybko – idź sam.
... tylko nie zapomnij, że cel nie zawsze jest tak samo blisko... i że Twoje "szybko" - może okazać się wolniejsze niż "wolno" - innych
Ok. Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się pewne powiedzenie bodajże tybetańskie: "nie idź przede mną-mogę nie nadążyć, nie idź za mną- nie mogę prowadzić, idź ze mną jak chcesz i bądźmy razem towarzyszami na Drodze"
17. Prawo drugiej strony medalu. Prawdziwy sprawdzian relacji nie polega na tym, w jakim stopniu jesteśmy lojalni wobec przyjaciół, którym idzie źle. Polega on na tym, jak bardzo cieszymy się, gdy osiągają oni sukces.
... szczególnie gdy osiągają go na naszych plecach... ;)
:)
18. Prawo współpracy. Wspólna praca zwiększa prawdopodobieństwo wspólnego sukcesu.
... chyba, że się spieszysz... to patrz pkt 16
czyli tak modny teraz " wyścig szczurów". smutne to :(
Prócz (min) tego - ok :)
Z minami Leszku, to pewnie jest tak jak z różą. Zanim poznamy jej aromat w sobie, przychodzi się nam nie raz pokłóć jej kolcami, albo dotykamy tak jej łodygi, gdy poznamy kiedy sami siebie raniliśmy lub raniliśmy innych.
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

ja tam raczej widzę problem w tym, że teraz mało kto tak naprawdę myśli o konsekwencjach swoich decyzji i postępowań w kontekście dłuższej perspektywy czasowej. ja myślę, że wiele problemów dotyczących rozpadów związków to w dużej mierze już samo niedojrzałe podejmowanie decyzji o ich tworzeniu (lub dojrzałe ale nastawione wyłącznie na czerpanie korzyści czyli na dłuższą metę skazane na nietrwałość)
w końcu w przyrodzie nie ma źródeł czegokolwiek bez zasilania tych źródeł "z innej strony" - nie ma czegoś z niczego. nawet dla wina w kanie trzeba było wody nanieść (może przesadziłem ale co tam :) )
w tych przypadkach, o których myślę naprawianie czegokolwiek to jak wysysanie stęchłego mleka z dywanu.

jeszcze raz klepnę swoje zdanie: dla mnie problem nietrwałych związków to wciąż nie tyle brak chęci naprawiania trupów ale ogólne samo nastawienie wyłącznie na korzyści bez starania się jak to teraz nieładnie mówić zapracować, zasłużyć na przyjemność z relacji, bez troski o to aby drugiej stronie też nie przestało być przyjemnie - to chyba te pierwsze prawo wzajemności choć te prawa i mądrości można spisywać na tysiące sposobów.

a to czy się rozstajemy aby tylko nam lub aby wszystkim było lepiej to ma to jakieś znaczenie? chyba nie oczekujemy od nikogo poświęcania się i unieszczęśliwiania związkiem do momentu, aby jeszcze komuś się takie rozstanie "opłaciło". w końcu jak partner/ka nieszczęśliwa to i druga strona jeśli kocha to cierpi, dzieci też nie będą szczęśliwe widząc cierpienie rodzica.

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
Leszek N.:
"i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie"

a jasne! - bo dlaczego nie?
:)
skoro jest na to ogólne przyzwolenie a wręcz MODA?
:)
"moda na nietrwałe związki". znak czasów
.. tyle że wg mnie - nie do końca o to chodzi...... a dokładniej - chyba nie tak należy odczytywać treść problemu, jakiego dotykają słowa z tytułu wątku.

prócz tego tak się zastanawiam...
W wielu wypowiedziach krytykuje się lub też nie - problem (cząstkowo w temacie) kryjący się cicho w słowach
"bo dziś tak niewielu chce w ogóle naprawiać swój związek"...
... a co znaczy w ogóle to... "naprawiać związek" ?
Leszek, tu możemy rozmawiać o dwóch ..."poziomach".
jeden to taki kiedy rozstajesz się z egoistycznych powodów, nie próbując nawet się dogadać, zrozumieć, nie wyciągając ręki do partnera. zwyczajnie... przestało być fajnie, to bye. wiesz... panna przytyła dwa kilo to rzucasz, facet zaczął zarabiać tysiąc mniej - rzucasz.
... tyle, że tu nie było coś mi się wydaje - związku... a układ jedynie (przynajmniej z jednej strony)
drugi to, jak to nazwałeś, rozwałka. etap kiedy zdrowiej się rozstać, bo żadne mediacje, rozmowy, tłumaczenia i próby nie przynoszą nic poza kolejnym niezrozumieniem i złością.
myślę - że nie musi być ani złości ani nieporozumień... choć pewnie tak jest w wielu przypadkach
Czasami jednak (wg mnie) po prostu - bywa, że ludzie dorastają do świadomości ... że to wszystko było i jest - nie tak.... i czas to zmienić.

a naprawa - polegać powinna wg mnie - na właściwym rozpoczęciu i świadomym trwaniu w nowym - nawet jeśli byłby (a wiem, że to możliwe) z dotychczasowym partnerem - związku (tyle, że po czasie danym sobie na - uświadomienie)
Pytam, bo wg mnie - jeśli w związku dochodzi do rozwałki więzi uczuciowej między ludźmi - to co i jak tu "naprawiać"?
chyba nawet wtedy naprawianie jest możliwe - tylko powinno prowadzić do "mądrzejszego" rozstania. :)
więc nie naprawa związku a tworzenie nowego - tym razem jasno określonego i nazwanego - układu :)

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Leszek N.:
... tyle, że tu nie było coś mi się wydaje - związku... a układ jedynie (przynajmniej z jednej strony)
a kiedy jest związek? dwoje ludzi podejmuje decyzję o byciu razem. są emocje, jakieś uczucia, plany, oczekiwania, bycie razem... i nagle jednemu przestaje być przyjemnie i rzuca.
a kiedy jest układ? czy ten modelowy związek na bazie miłości to nie jest w pewnym sensie "układ"? oparty na wymianie ... niematerialnej? :)
myślę - że nie musi być ani złości ani nieporozumień... choć pewnie tak jest w wielu przypadkach
Czasami jednak (wg mnie) po prostu - bywa, że ludzie dorastają do świadomości ... że to wszystko było i jest - nie tak.... i czas to zmienić.
i ta świadomość nie powoduje nieporozumień ani złości? po żadnej ze stron? :) złości, że nie jest tak... nieporozumień, bo druga strona nie rozumie, jest zaskoczona, walczy... pretensji, bo pojawia się rozczarowanie i poczucie straty (czasu, bezpieczeństwa, zaufania, partnera)...
w drodze do "uświadomienia sobie" zwykle są negatywne emocje, szukanie winy, oskarżenia... przechodzenie przez (uczciwą) analizę nie jest łatwe i nie jest przyjemne.
a naprawa - polegać powinna wg mnie - na właściwym rozpoczęciu i świadomym trwaniu w nowym - nawet jeśli byłby (a wiem, że to możliwe) z dotychczasowym partnerem - związku (tyle, że po czasie danym sobie na - uświadomienie)
od pewnego etapu trzeba przejść do nowego. a czasami warto powalczyć o stare zamiast się poddawać przy pierwszym problemie.
więc nie naprawa związku a tworzenie nowego - tym razem jasno określonego i nazwanego - układu :)
naprawa to ogólnie praca nad wzajemnymi relacjami. może prowadzić do naprawy związku i bycia razem dalej, a może prowadzić do "przemyślanego" rozstania - kiedy wiemy dlaczego i sprawdziliśmy, że inaczej się nie da.
czasami naprawa to przewietrzenie i posprzątanie w związku. przegadanie złogów, wyrzucenie tego co nas gniecie, wygrzebanie się spod codziennej rutyny, powiedzenie na głos czego oczekujemy i czego nam brak. a do tego trzeba mieć zaufanie i... trzeba chcieć. bo jak już się bierzemy za porządki, to sprzątają obie strony. :)

zastanawiam się czasami czy ten brak naprawy i łatwe rozstania nie są spowodowane w takim samym stopniu niechęcią mówienia, co niechęcią usłyszenia co ma do powiedzenia partner/ka. :)

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
naprawa to ogólnie praca nad wzajemnymi relacjami. może prowadzić do naprawy związku i bycia razem dalej, a może prowadzić do "przemyślanego" rozstania - kiedy wiemy dlaczego i sprawdziliśmy, że inaczej się nie da.
czasami naprawa to przewietrzenie i posprzątanie w związku. przegadanie złogów, wyrzucenie tego co nas gniecie, wygrzebanie się spod codziennej rutyny, powiedzenie na głos czego oczekujemy i czego nam brak. a do tego trzeba mieć zaufanie i... trzeba chcieć. bo jak już się bierzemy za porządki, to sprzątają obie strony. :)
... powinny obie - ale już nie przeszkadzam ;)

zastanawiam się czasami czy ten brak naprawy i łatwe rozstania
czy łatwe? no nie powiedziałbym ... one nigdy nie są łatwe (chyba, że mówimy o rozstaniu pary z kilku tygodniowym stażem)
nie są spowodowane w takim samym stopniu niechęcią mówienia, co niechęcią usłyszenia co ma do powiedzenia partner/ka. :)
o .. i wg mnie tu może być ten zardzewiały gwóźdź łączący dwie deseczki (powstałe ze złączenia swego czasu dwóch w jedną deskę - niby grobową... czy - po grób... ?) pęknięty ...
po pierwsze, bo jedna, druga lub obie strony nie chcą z różnych przyczyn - rozmawiać mówić
(gdy tylko jedna chce - to to nie ma sensu.... )
po drugie, bo nie chcą już słuchać ... szczególnie wyrzutów (może nie mają już siły?).
Zewsząd atakują nas informacje o tych co to wygrywają, osiągają sukcesy niewyobrażalne, są super pod każdym względem - a tylko my jesteśmy te ofiary co niczego nie potrafią osiągnąć lub osiągają zbyt dużym kosztem ...
... nie chcą szczególnie od kogoś - kto podobno ich kocha...( ł ?)

Mimo wszystko - naprawa związku .... no dobra - może i jest gdzieś tam możliwa (choć brzmi mi to trochę bez sensu, pewnie z powodu mojego do tych słów podejścia ... bo co? napraw - co? swoje podejście ? czyli - zmień siebie? - bo dotąd to co robiłeś/aś to niby co - wbrew swojej naturze robiłeś/aś? ... nie - zgodnie z nią. Byłeś/byłaś sobą. Teraz się zmień! hmmm... bo nie zostaniesz zaakceptowany na dalsze lata wspólnego życia... tiaaa... .... ok - robić coś więcej dla - ale co z tym co było dotąd? Skoro trudno nam rezygnować dla partnera/partnerki z kawałków siebie - to czy to jest warte nazwania "związkiem z uczuciem"? .... Dziś ze wszystkich stron wszystko wrzeszczy - NIE DAWAJ SIĘ!, BĄDŹ SOBĄ!, TY MASZ PRAWO!, BĄDŹ SOBĄ!, NIE DAJ SIĘ TŁAMSIĆ!, PRACOWAŁEŚ CIĘŻKO CAŁY ROK - WIĘC WEŹ POŻYCZKĘ I WYJEDŹ NA ZASŁUŻONY URLOP!! ... KUP DZIŚ - PIERWSZĄ RATĘ ZAPŁACISZ W MARCU! ... ? ... no dobra ... poniosło mnie... )

(...)

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Leszek N.:
... powinny obie - ale już nie przeszkadzam ;)
chodziło mi o to, że często kiedy się decydujemy na wyrzucenie tego co nas boli jesteśmy jednocześnie święcie oburzeni, że partner też robi podobne podsumowanie. często podchodzimy do jego słów jak do rewanżu, chęci przerzucenia odpowiedzialności. dlatego jeśli chcemy sprzątać to musimy zakładać porządki totalne. z obu stron. :)
czy łatwe? no nie powiedziałbym ... one nigdy nie są łatwe (chyba, że mówimy o rozstaniu pary z kilku tygodniowym stażem)
właśnie o tym jest wątek - o łatwości rozstań. o łatwości/szybkości podejmowania takiej decyzji.
o .. i wg mnie tu może być ten zardzewiały gwóźdź łączący dwie deseczki (powstałe ze złączenia swego czasu dwóch w jedną deskę - niby grobową... czy - po grób... ?) pęknięty ...
po pierwsze, bo jedna, druga lub obie strony nie chcą z różnych przyczyn - rozmawiać mówić
(gdy tylko jedna chce - to to nie ma sensu.... )
po drugie, bo nie chcą już słuchać ... szczególnie wyrzutów (może nie mają już siły?).
Leszek, jeśli nie chcą słuchać to nie usłyszą lekkich pęknięć tynku. ale to ich nie ochroni przez zawaleniem się ściany. ten huk usłyszą z pewnością. :)
a jeśli nie chcą JUŻ słuchać to znaczy, że kiedyś rozmowy były. i nic nie pomogły. może mówili, ale nie słuchali...? :)
Zewsząd atakują nas informacje o tych co to wygrywają, osiągają sukcesy niewyobrażalne, są super pod każdym względem - a tylko my jesteśmy te ofiary co niczego nie potrafią osiągnąć lub osiągają zbyt dużym kosztem ...
era ludzi sukcesu. amerykański styl prowadzący do tragedii. wychodzi brak zaufania, budowanie pięknie odmalowanych fasad, niewolnicze biegnie w chomiczym kółku. można udawać przed obcymi, ale jak udawać w domu? jeśli zarzucamy partnerowi, że udawał latami to może my byliśmy ślepi? i głusi...? :)
... nie chcą szczególnie od kogoś - kto podobno ich kocha...( ł ?)
w tym jest problem... ludzie zaczynają mówić na etapie pretensji. tworzą wrażenie, że jak już coś mówią to źle. to trochę tak jakby komunikację w firmie uruchamiać tylko wtedy kiedy konkurencja wykopała nas z rynku. :)
pamiętam żart o mężczyźnie, który powiedział żonie że nie mówi że ją kocha, bo powiedział to w kościele 20 lat temu i do tej pory nic się nie zmieniło... :) czasami przydaje się powiedzieć, odnowić, dać sygnał że nie przychodzimy wieczorem do domu tylko dlatego, żeby nam deszcz na łeb nie kapał.

Mimo wszystko - naprawa związku .... no dobra - może i jest gdzieś tam możliwa (choć brzmi mi to trochę bez sensu, pewnie z powodu mojego do tych słów podejścia ... bo co? napraw - co?
relacje. przestrzeń. komunikację. :) od wyśmiewanego kwiatka dla żony po wytłumaczenie mamusi, że nie wolno jej się wtrącać w wasze życie... od w sumie nieistotnego opuszczania deski po rzeczy bardzo ważne jak opieka nad dzieckiem.
swoje podejście ?
też. w końcu naprawa nie może polegać tylko na naprawianiu jej podejścia :)
czyli - zmień siebie?
i tak, i nie. nie wiem jak rozumiesz "zmień siebie". ale z pewnością mieści się w tym "pamiętaj, zastanów się, zwracaj uwagę, słuchaj, dbaj o bycie razem".
- bo dotąd to co robiłeś/aś to niby co - wbrew swojej naturze robiłeś/aś? ...
niekoniecznie. w związku pojawiają się rutyna, zapominanie, wykorzystywanie pewnych schematów obowiązków czy zachowań, brak komunikacji, brak zrozumienia dla zmian całego układu... coś co uważamy za naturalne i wygodne może z roku na rok coraz bardziej psuć relacje, bo uwiera drugą stronę. zmiana tego to dla nas drobiazg... tylko jak podjąć decyzje o zmienie skoro nie wiemy że uwiera...? :)
nie - zgodnie z nią. Byłeś/byłaś sobą. Teraz się zmień!
Leszek... dlaczego to takie przerażające w związku? w pracy potrafimy się dostosować, zrozumieć nowe realia, dopasować do nowego planu produkcji, zrozumieć wymagania szefa, podwładnego i kierowcy :) w relacjach ze znajomymi potrafimy zwrócić uwagę na to czego ludzie nie akceptują i to zmienić... dla poprawy atmosfery, dla poprawy relacji. a w związku prośba o zmianę zachowania, podejścia, o pamiętanie, dbanie jest traktowana jak atak na suwerenność i łamanie nam kręgosłupa. dlaczego jak twierdzy bronimy tego jacy jesteśmy? zamiast posłuchać co dotyka i boli partnera. może się czepia, może nie ma racji.. a może ma. może niezauważenie dla nas się zdeptaliśmy, zrobiliśmy męczący, uciążliwi, raniący... może można to zmienić kiedy się wie, że drugą stronę to rani. i kiedy nam jeszcze zależy na tym żeby nie cierpiała bardziej niż na własnych przyzwyczajeniach. :)
hmmm... bo nie zostaniesz zaakceptowany na dalsze lata wspólnego życia...
ale to jest konsekwencja naszego działania. jeśli nam zależy to walczymy, staramy się. a jeśli zależy nam na udowadnianiu, że nie będzie nam tu jakaś baba narzucała... to może faktycznie nie ma sensu i lepiej zostawić babę dla satysfakcji "bycia sobą". :)
tiaaa... .... ok - robić coś więcej dla - ale co z tym co było dotąd?
ale takiego planu nie da się zrobić w powietrzu. czasami coś więcej jest kosztem tego co dzisiaj, czasami powoduje zmianę totalną, czasami dodatkowy wysiłek.
to w końcu chcemy tego związku czy chcemy udowodnić, że będzie ale tylko na naszych warunkach?
po to rozmawiamy żeby się porozumieć, dogadać, znaleźć kompromis lub wyjście. nawet jeśli zaczynamy od awantury i pretensji. ale dogadamy się jeśli na byciu razem zależy na bardziej niż na udowadnianiu racji i forsowaniu swojego (dotyczy obu stron!).
Skoro trudno nam rezygnować dla partnera/partnerki z kawałków siebie - to czy to jest warte nazwania "związkiem z uczuciem"? ....
straszny dramat rysujesz :) zawsze decydując się na związek coś oddajemy... żeby zyskać to na czym zależy nam bardziej - PARTNERA. samotni moglibyśmy kupić czerwoną wyścigówke, a kupujemy pralkę i meble dla dzieci... samotni moglibyśmy wyjechać na miesiąc na Karaiby, w związku musimy pracować więcej... mamy mniej czasu dla siebie, ale mamy więcej wspólnego. rezygnujemy ze skarpetek na dywanie, bo ją to wkurza. nie zapraszamy codziennie koleżanek, bo on potrzebuje spokoju... no żesz... :) partner nas zmienia. tak jak zmienia nas nowa praca, przeprowadzka na wieś, doświadczenie i tysiące innych rzeczy. tylko te inne traktujemy jako naturalne następstwo naszych decyzji, a zmiany wywołane przez związek jak... atak na suwerenność. czasami jak słucham tego "partner wymaga, zmienia, niszczy" to sobie myślę kto ludzi zmusił do tych związków. kto ich ukarał mieszkaniem z żoną lub mężem. kto skazał na wieczne cierpienie we dwoje. :) kto ich zaprzągł do wozu po jego dwóch przeciwległych końcach i smaga batem zmuszając do przeciągania tego całego bajzla na swoją stronę... :)

nie mówię o łamaniu komuś kręgosłupa i zamianie Leszka w Marcina... mówię o naprawie relacji, zrobieniu rachunku rzeczy, które można zmienić żeby było lepiej. do tego niezbędna jest chęć i... zaufanie, że partner nie przesadzi ze zmienianiem nas w tresowanego pudla. że będzie uczciwy i powie co faktycznie jest problemem. że nie wykorzysta naszej dobrej woli do wyszarpania domu, samochodu czy ustępstw w sprawie studiów córki... :)
ale jeśli nie ma zaufania to co oni do diabla robią razem? :)
Dziś ze wszystkich stron wszystko wrzeszczy - NIE DAWAJ SIĘ!, BĄDŹ SOBĄ!, TY MASZ PRAWO!, BĄDŹ SOBĄ!, NIE DAJ SIĘ TŁAMSIĆ!, PRACOWAŁEŚ CIĘŻKO CAŁY ROK - WIĘC WEŹ POŻYCZKĘ I WYJEDŹ NA ZASŁUŻONY URLOP!! ... KUP DZIŚ - PIERWSZĄ RATĘ ZAPŁACISZ W MARCU! ... ? ... no dobra ... poniosło mnie... )

(...)
dzisiaj tak wrzeszczą media i sprzedawcy. szkoda, że tyle osób daje się wciągać w tę grę także w domu...

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Leszek N.:

na pokrzepienie. przed kolejną wymianą. :)))


Obrazek

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
Leszek N.:
czy łatwe? no nie powiedziałbym ... one nigdy nie są łatwe (chyba, że mówimy o rozstaniu pary z kilku tygodniowym stażem)
właśnie o tym jest wątek - o łatwości rozstań. o łatwości/szybkości podejmowania takiej decyzji.
? .. przypadkiem chyba odpowiedziałem ;)
Zewsząd atakują nas informacje o tych co to wygrywają, osiągają sukcesy niewyobrażalne, są super pod każdym względem - a tylko my jesteśmy te ofiary co niczego nie potrafią osiągnąć lub osiągają zbyt dużym kosztem ...
era ludzi sukcesu. amerykański styl prowadzący do tragedii. wychodzi brak zaufania, budowanie pięknie odmalowanych fasad, niewolnicze biegnie w chomiczym kółku. można udawać przed obcymi, ale jak udawać w domu? jeśli zarzucamy partnerowi, że udawał latami to może my byliśmy ślepi? i głusi...? :)
tu nie musiał nikt niczego udawać... i nie musiał nikt być ślepy ani głuchy - jest inna alternatywa
... nie współmiernie rosnące wymagania/oczekiwania stron (i myślę, że to jest źródło wielu przypadków sporych w temacie problemów)
w tym jest problem... ludzie zaczynają mówić na etapie pretensji. tworzą wrażenie, że jak już coś mówią to źle. to trochę tak jakby komunikację w firmie uruchamiać tylko wtedy kiedy konkurencja wykopała nas z rynku. :)
pamiętam żart o mężczyźnie, który powiedział żonie że nie mówi że ją kocha, bo powiedział to w kościele 20 lat temu i do tej pory nic się nie zmieniło... :) czasami przydaje się powiedzieć, odnowić, dać sygnał że nie przychodzimy wieczorem do domu tylko dlatego, żeby nam deszcz na łeb nie kapał.
... zgrabnie to napisałaś :) i chyba przypadkiem zbliżyłaś się do tego o czym chciałem napisać za chwilkę ;)
niżej... naj - niżej

Mimo wszystko - naprawa związku .... no dobra - może i jest gdzieś tam możliwa (choć brzmi mi to trochę bez sensu, pewnie z powodu mojego do tych słów podejścia ... bo co? napraw - co?
relacje. przestrzeń. komunikację. :) od wyśmiewanego kwiatka dla żony po wytłumaczenie mamusi, że nie wolno jej się wtrącać w wasze życie... od w sumie nieistotnego opuszczania deski po rzeczy bardzo ważne jak opieka nad dzieckiem.
wiem, że to zawsze są indywidualne kwestie - i u każdej pary inne - ale ta wyliczanka jest...... jak dla mnie - zbyt błaha
dwoje kochających się ludzi nie będzie kruszyło kopii o brak opuszczanej deski - w to NIGDY nie uwierzę ... a prawdziwe powodu najczęściej są cholernie głęboko ... bywa, że nie wychodzą na jaw nigdy
swoje podejście ?
też. w końcu naprawa nie może polegać tylko na naprawianiu jej podejścia :)
nie łap za słówka :P - dobrze wiesz, że to tyczy obu stron :)
czyli - zmień siebie?
i tak, i nie. nie wiem jak rozumiesz "zmień siebie". ale z pewnością mieści się w tym "pamiętaj, zastanów się, zwracaj uwagę, słuchaj".
guzik prawda - to są standardy w związkach trwających nie z powodu chwilowego widzimisię dwojga związanych uczuciowo (no chyba że źle pojmuję ten wszechświat)
- bo dotąd to co robiłeś/aś to niby co - wbrew swojej naturze robiłeś/aś? ...
niekoniecznie. w związku pojawiają się rutyna, zapominanie, wykorzystywanie pewnych schematów obowiązków czy zachowań, brak komunikacji, brak zrozumienia dla zmian całego układu... coś co uważamy za naturalne i wygodne może z roku na rok coraz bardziej psuć relacje, bo uwiera drugą stronę. zmiana tego to dla nas drobiazg... tylko jak podjąć decyzje o zmienie skoro nie wiemy że uwiera...? :)
Rozmowa - ro nierozłączny element współegzystencji w związku - tyle, że tematy rozmów bywają niewłaściwe... fakt
Ale jednak skoro dwoje ROZMAWIA - to nie wierzę, że nie przemycają informacji "od siebie" ważnych..... a prócz tego, jak para jest ze sobą już dłużej niż rok - to nie zdążyli się poznać ? nie wiedzą co którego rusza a czego nie dotykać nawet w rozmowie bo go/ją to rusza??
(kolejny temat woda :P)
nie - zgodnie z nią. Byłeś/byłaś sobą. Teraz się zmień!
Leszek... dlaczego to takie przerażające w związku? w pracy potrafimy się dostosować, zrozumieć nowe realia, dopasować do nowego planu produkcji, zrozumieć wymagania szefa, podwładnego i kierowcy :) w relacjach ze znajomymi potrafimy zwrócić uwagę na to czego ludzie nie akceptują i to zmienić... dla poprawy atmosfery, dla poprawy relacji. a w związku prośba o zmianę zachowania, podejścia, o pamiętanie, dbanie jest traktowana jak atak na suwerenność i łamanie nam kręgosłupa. dlaczego jak twierdzy bronimy tego jacy jesteśmy? zamiast posłuchać co dotyka i boli partnera. może się czepia, może nie ma racji.. a może ma. może niezauważenie dla nas się zdeptaliśmy, zrobiliśmy męczący, uciążliwi, raniący... może można to zmienić kiedy się wie, że drugą stronę to rani. i kiedy nam jeszcze zależy na tym żeby nie cierpiała bardziej niż na własnych przyzwyczajeniach. :)
Po pierwsze - nikt nie żąda rozwodu czy nie zrywa związku po pierwszej kłótni, pierwszym niedomówieniu, pierwszej wypomince itd TO JEST PROCES DŁUGOTRWAŁY
(cały czas mówimy o związkach a nie kaprysach mam nadzieję ;))
Po drugie - nie porównuj tego o czym piszemy do kwestii pracy - szczególnie na naszym pogiętym rynku, gdzie dla zachowania płynności finansowej zginamy/wykręcamy czasami kark wręcz w ósemkę - także dla tego co mamy w całości "W DOMU" przecież...
Po trzecie - jeśli już wplątałaś w temat "pracę" to chyba widzisz różnicę ?
- z pracy się wraca do domu.... a nie odwrotnie ! (tak być powinno... bywa, że nie jest)
- gdzie może człowiek pozwolić sobie na odrobinę luzu? ... na tzw komfort "puszczenia bąka" bez obawy, że konsekwencje będą większe niż może ufajdane majtki i ewentualnie gromki śmiech dzieci? czy gromkie ale z humorem burczenie "drugiej połówki" ...

To jak sprzątanie po dzieciach... nie zauważamy tego, że zbieramy po kątach ich skarpetki czy prasujemy sterty koszulek - nawet kiedy wiemy, że potrafią już sprzątać i prasować same...
nie tylko robimy to dlatego bo te Bąki kochamy... ale też dlatego bo cały czas chcemy by One kochały nas! ... mimo wszystko

...........
Zastanawia mnie - dlaczego ludzie tak szybko zapominają o tym, co było podstawą zaistnienia ich związku....
Kiedyś wystarczała im jedna łyżka na dwoje - dziś potrzebują dwu kompletów po 68 części dla 4 osób... Kiedyś wyjście do kina raz na pół roku - było super wydarzeniem! za które się sobie wzajem dziękowało... dziś brzmi to ździebko inaczej: "nooo boooo!! ty nawet do kina ze mną tylko raz na pół roku chodzisz! "
Kiedyś za kwiatka dla Niej - był buziak... bo dostała kwiatka
Dziś?... za kwiatka - albo opiernicz: "przestaniesz ty wydawać pieniądze na pierdoły?!" albo z drugiej strony: "bo ty mi ani kwiatka nie przyniesiesz.... a jak nawet - to zwykle nie takiego jaki bym dostać chciała!" (końcówkę trochę podrasowałem :P)

Chodzi mi o to, że ludzie zapominają szybko o tym co miało wartość dla nich kiedyś... apetyt rośnie (i zmienia się) w miarę jedzenia (w miarę upływu lat) ... i ludzie się zmieniają...

Dajmy innym prawo do bycia innymi niż byli 20 lat temu - i zrozummy ... że też nie jesteśmy tacy sami - jak przed tymi dwudziestoma laty.
(więc jeśli ta obok - to jakby nie całkiem ta - lub ten obok to jakby nie całkiem ten ... to żadna tragedia :) ... albo poznajcie się na nowo (a przecież to może być na prawdę miłe :)) - albo poznajcie nowego Kogoś :) )
... wtedy wszystko zacznie się SUPER jak przed dwudziestu laty.... tyle, że na podobny koniec pewnie czasu braknie :P
i już

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

postaram się krótko... :)

kiedy mówimy zmianach "wtedy a teraz" to jakbyśmy nie widzieli procesu. a nie zmieniamy się skokowo. czegoś przez te lata nie widzieliśmy, coś przeoczyliśmy, coś nam umknęło i nagle po dwudziestu latach budzimy się obok człowieka na widok którego robi nam się wewnętrzne "fuj"... naprawa ma na celu niedopuszczenie do tego "fuj". do, sory za język, okresowych przeglądów związku żeby nie obudzić się z ręką w nocniku, kiedy karmimy się już tylko pretensjami i rozczarowaniami. :)

co do rzeczy irytujących, które z czasem tworzą wielgarny problem. są takie, które ignorujemy na początku, potem zaciskamy zęby, potem zębami zgrzytamy, aż wreszcie wrzeszczymy "mam dość tego siorbania przez 20 lat!". banalny przykład? może. ale podobnie jak deska do toalety czy nie słuchanie może być przyczynkiem do niekontrolowanego wybuchu. i kroplą przepełniającą czarę rozczarowania.

co do porównania pracy i związku - jest jak najbardziej na miejscu. pokazuje na jakie ewolucje na batucie jesteśmy się w stanie zdecydować dla ratowania posady. jak potrafimy być elastyczni, kreatywni, "po parą", skupieni na utrzymaniu zatrudnienia. i to codziennie. a w związku... oczekujemy, że cokolwiek chcemy i jacykolwiek jesteśmy powinno być akceptowane.
a związek nie ma jakości sam z siebie - chcesz dobrego związku to o niego dbasz i rozwijasz. podobnie jak o karierę zawodową. prosta analogia konsekwencji - nie starasz się w pracy to nie utrzymujesz zdobytego zatrudnienia albo lądujesz przy kiepskim biurku. nie starasz się w związku to go tracisz albo masz kiepski związek. :)
oczywiście może się tak trafić, że pomimo naszych starań szef nas wywali na rzecz bratanka, a żona skrytykuje nasze starania i wywali z kwiatkiem... tylko czy należy zakładać że tak będzie i się nie starać? :)

skoro związek to dla nas coś ważnego to dlaczego nie potrafimy być elastyczni, kreatywni, uważni...? bo zdobyliśmy i starać się nie trzeba? :) dlaczego w pracy nie wypada puścić bąka "bo co ludzie powiedzą", ale już domu to full swoboda? dlaczego do pracy nie pójdziemy w rozciągniętym dresie bo jak to tak między ludzi, a w domu to można w dziurawych gaciach... czyżby tam nie było ludzi? czyżby nie zasługiwali na widok ładnych gaci i odrobinę szacunku? :) ja wiem, że nie można w domu chodzić w garniturze, że dom to swoboda i relaks, że gdzieś trzeba móc przestać się na chwilę starać... ale przekonanie, że w domu są inne norny prowadzi do zdeptania, o którym pisałam. a czasami prowadzi do zachowywania się w domu tak jak nigdy nie zachowalibyśmy się publicznie. do odreagowywania stresu na rodzinie... bo w pracy trzeba się pilnować, a stres gdzieś trzeba wyładować.
zaniedbujemy siebie, partnera i związek skupiając się na innych frontach. i to jest normalne u różnych osób w mniejszym bądź większym stopniu. obie strony sobie stopniowo odpuszczają bycie pięknym i zadbanym 24/7. ale czasami trzeba się opamiętać i nie drapać po tyłku jedząc rodzinny obiad. chociaż czasami. :)

ps. znałam pewną cudowną Kobietę, której mąż nie widywał bez makijażu i z potarganymi włosami. miała czworo dzieci, dom na głowie bo czasy były patriarchalne, prowadziła własną firmę bo co tam czasy... :) i codziennie wstawała pół godziny wcześniej żeby się przygotować na spotkanie z rodziną. od kiedy pamiętam, zawsze jej się chciało chcieć. :)

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

no i udało Ci się :D ... krótko :P

Prawda nadal leży gdzieś pośrodku - i będzie tam leżała po wsze czasy :)

Raczej wiem o czym piszesz i zgadzam się z Twoim tokiem "owijania w bawełnę" :P ( wcale że nie z powodu zbliżających się Świąt ;) ) ... różnice są tylko w pewnych szczegółach ... a dokładniej - w podejściu do pewnych kwestii wraz z ich ujmowaniem w słowa :)
(i moje przykłady są fajniejsze! :D)

adt
łatwo jest odejść - technicznie (bo to proste i jest na to jakby społeczne przyzwolenie)
łatwo też (tym bardziej) - gdy pomyliliśmy uczucie z kaprysem (itp)
gdy to jednak był Związek - IM nigdy nie było i nie będzie - łatwo... a przyczyn było, jest i będzie - setki

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
ps. znałam pewną cudowną Kobietę, której mąż nie widywał bez makijażu i z potarganymi włosami. miała czworo dzieci, dom na głowie bo czasy były patriarchalne, prowadziła własną firmę bo co tam czasy... :) i codziennie wstawała pół godziny wcześniej żeby się przygotować na spotkanie z rodziną. od kiedy pamiętam, zawsze jej się chciało chcieć. :)

Subiektywne :)

Jeśli to priorytet dla tych dwojga to ok - tak fajnie- po starodawnemu :))

Mój "kochanek" np. to mnie widzi na co dzień w dresach i nie może wytrzymać w bałaganie wiec sprząta, gdy tylko przekroczy mój próg :)

Trochę się na mnie denerwuje, ale da się wytrzymać :)

Poza tym mówi, ze inne dziewczyny to rano brzydkie, a wieczorem ładne, a ja mam odwrotnie :)))



Wyślij zaproszenie do