Temat: Dlaczego tak wiele osób nie może znaleźć odpowiedniego...
Marta R.:
Zreszta wydaje mi sie iz zwiazki ludzi, ktorzy gdzies kiedys poznali sie przypadkowo, zaprzyjaznili sie, przebywali w tym samym otoczeniu itp...i dopiero pozniej narodzilo sie w nich "to" szczegolne zainteresowanie druga osoba - takie zwizazki maja nieporowywalnie wieksze szanse powodzenia...
Podpisuje sie pod tym pogladem oburacz. Maja wieksze szanse na cos fajnego i trwalego, ale to oczywiscie nie regula.
Najgorsza jest chyba desperacja poszukiwania tego kogos, kto zapelni pustke, ale na ten temat to juz sie pewnie wszyscy nagadali.. Chodzi o to, ze wowczas najlatwiej o pomylke, bo nie spotykamy osoby taka, jaka jest tylko nasze wyobrazenie o niej..
I zawod gotowy.. (to tez jakis taki wyswiechtany poglad, ale przeciez nie falszywy..)
Tak w ogole to witam Wszystkich :)
Coś w tym jest, sama jestem na to idealnym przykładem. Po dłuższym okresie "znajomości niemiłosnej" z partnerem łatwiej stworzyć i utrzymać związek, bo wiemy więcej o tej drugiej osobie, znamy ją, choć z drugiej strony i na nowo poznajemy.
Jak myślę o moich klezankach, które "czekają na miłość" to zastanawiam się gdzie tkwi problem...
Sama też długo byłam sama, ale jakoś nie przypominam sobie, żebym myślała wyłącznie o znalezieniu faceta. Po prostu pewnego dnia pojawił się ponownie w moim życiu i stwierdziłam, że to jest "TO".
Ale widzę też, że nie zawsze jest to takie proste.
Możemy się zarzucać stereotypami o tym, że ON lub ONA zbyt duzo oczekuje, i czasem coś w tym jest... Tylko że im jesteśmy starsi tym trudniej, bo stajemy się bardziej wygodni, bo mamy mniej okazji do poznania ludzi, bo praca powoduje, że mamy mniej czasu aby poświcić go na przyjemności... W czasie studiów (a nierzadko i w szkole średniej) budujemy większość naszym relacji zarówno na stopie przyjacielskiej jak i uczuciowej. Tak na dobrą sprawę, gdyby wziąć większość związków pod lupę to ludzie zazwyczaj poznają się podczas studiów albo też niedługo po ich ukończeniu i jeśli w tym okresie nie spotkało się tej 2giej połówki to potem naprawdę robi się problem... WIększość kolegów i koleżanek wychodzi za mąż/lubo też się żenią :-) a przysłowiowy singiel zaczyna się zastanawiać co z nim jest nie tak... Pójście na wesele, nawet dobrych znajomych urasta do rangi problemu, bo Z KIM U LICHA SIĘ TAM UDAĆ? Przeciez nie samemu i zaczyna się gonitwa, człowiek sam się nakręca i dołuje...
I jak w takim razie temu zaradzić?Czekać na opatrzność?
Co o tym myslicie?