Temat: Dlaczego 5 na 8 kobiet zadradza swoich partnerów?
Beata B.:
Opisałeś to tak dobrze, że w zasadzie nic nie można by dodać, gdyby nie maleńkie "ale".
Otóż za pierwszym razem ktoś może nie wiedzieć, że robi coś, co sprawi przykrość drugiemu na serio. I od tego pierwszego razu jest rozmowa wyjaśniająca, że coś zwyczajnie nas boli, lub jest dla nas ważne i niezależnie od tego, jakim jest dziwactwem w oczach naszej połowicy, to powinna zaakceptować naszą inność.
Recydywa jest chyba niewybaczalna, gdyż świadczy o braku szacunku dla drugiej osoby i ewidentnie jest złą wolą.
Zawsze jest jakiej "ale" :) Więc dopisując ale do Twoje ale, powiem, że teoretycznie można przyjąć, tak jak mówisz. Nie mniej jednak w praktyce to się sprawdzi może w kilku procentach. Dlaczego? Otóż dlatego, że po takim zdarzeniu rozmowa nie ma najczęściej charakteru wyjaśniającego, lecz obwiniająco - roszczeniowy. W takiej sytuacji ludzie czują się zranieni, więc sytuację widzą przez pryzmat swojego żalu. Następuje seria ocen (jesteś zły, nieuczciwy, nie kochasz mnie itp.), seria roszczeń (jak to zrobisz, to...) i seria oświadczeń na swój temat (czuję się zraniony, oszukany, nieszczęśliwy itp.).
Innymi słowy jedna strona mówi i nie obchodzi ją sposób myślenia (odczuwania) partnera, bo przecież ja tu jestem ofiarą, a on (ona) stoi tam, gdzie kiedyś stało ZOMO ;) Po takiej rozmowie nie wiesz w dalszym ciągu, gdzie tkwiła przyczyna tego zdarzenia, a partner Ci tego na pewno nie wyjaśni - osądzony będzie raczej szukał wykrętów, niż otworzy się i powie, jak się rzeczy mają w jego świecie.
A problem dalej będzie sobie tykał jak bomba zegarowa...
Rozmowa wyjaśniająca jest bardzo trudną rzeczą i rzadko kto potrafi ją przeprowadzić. Często po prostu nie chcemy poznać prawdy, bo może się okazać, że przynajmniej za część sytuacji odpowiadamy sami, a to najtrudniej przyjąć do wiadomości ;)