Temat: czy powiedziec tej drugiej o tym,ze jest zdradzana?!?!
Byl juz kiedys podobny watek i wypowiedzialam sie na jego temat podobnie jak zrobie to teraz.
Gdyby osoba pochodzila z mojego bliskiego srodowiska staralabym sie poruszyc z nia ogolnie temat zdrady majac nadzieje, ze byc moze taka rozmowa wzmoze jej czujnosc i otworzy oczy na sygnaly, ktorych sama nie dostrzega. Natomiast osobiscie nie ingerowalabym w te sprawe w otwarty sposob, tylko zostawila ja swemu naturalnemu biegowi, ludziom, ktorych bezposrednio dotyczy.
Nie z obojetnosci i nie z braku kobiecej solidarnosci. Z poczucia odpowiedzialnosci za swoje dzialanie.
Zwyczajnie nie mam pojecia co mogloby z niego wyniknac.
Moze rzeczywiscie cos pozytywnego, ale jesli nie? Przejaskrawie przyklad, zeby bylo wiadomo o co chodzi - a jesli prawda, ktora uslyszalaby ta dziewczyna ode mnie sprowokowalaby ja do jakiegos aktu desperacji?
Zdrade mozna zauwazyc. Mozna tez chciec jej nie widziec. Mozna zdradzac notorycznie, mozna zrobic jeden jedyny blad, ktorego sie potem zaluje. Pozwolilabym tym ludziom zyc ich wlasnym zyciem i samodzielnie ponosic skutki ich wlasnych decyzji.
I jeszcze cos.
Ale to wylacznie dla deterministow, jak ja.:)
Bylam kiedys w sytuacji, kiedy o tym, co dzieje sie w moim zwiazku wiedzieli wszyscy wkolo, tylko nie ja. I kiedy sprawa sie wydala, mialam mnostwo pretensji, ze nikt mi niczego wczesniej nie powiedzial, ze gdybym wiedziala, zdazylabym jeszcze to i owo uratowac.
Nie zdazylam uratowac nic. Wszystko sie ryplo.
Musialam zaczac na nowo, od poczatku. I to moje nowe bylo stokroc lepsze, niz to, czego tak kurczowo chcialam sie trzymac.
Teraz uwazam, ze najlepiej jest, kiedy sobie wszystko biegnie wlasnym torem.:)
Aneta S. edytował(a) ten post dnia 01.09.08 o godzinie 20:39