Temat: Czy można pogodzić potrzebę posiadania partnera i związku...
Jacek K.:
Beata. Tym razem nie chodziło o potocznie rozumiana wolność osobistą. Czyli on chce wyjść z kumplami na piwo a ona z koleżankami na kawę. Bo to normalne i nie podlega dyskusji.
Chodzi o obszar duchowo-myślowy - tak bym to określił.
A o czym ja piszę wg. Ciebie?
Kiedy np. jedno widzi, że drugiemu jest źle. I jak na to zareagować.
Zresztą Twoja wypowiedź jest jakby dowodem na
nierozumienie, niewidzenie, niewyczuwanie tego, co komunikuje druga osoba. Więc jak w ogóle można dyskutować o
adekwatnymreagowaniu, kiedy jedna osoba ocenia sytuację po swojemu, nie biorąc poprawki, że ta druga naprawdę może mieć całkiem inaczej?
Reagowanie to jest trudna sztuka, która zwyczajnie się nie udaje kiedy zakłada się posiadanie racji, wpływu na innych i niewyczucie chwili w ścisłym powiązaniu z akceptacją odmienności.
I jak daleko może pójść ten, co chce to zatrzymać w swoim intymnym świecie.
Cóż....moim zdaniem każdy sam wybiera. A więc
może, w sensie
ma prawo pójść nawet tak daleko, że zbudować
iluzję bycia w związku, czyli wspólnych interesów, stołu i łóżka, a oziębłości emocjonalnej.
Tylko niech się potem nie dziwi, że z takich niby związków ludzie rezygnują.
I doprecyzuję. Jaką rolę ogrywa czas trwania związku ?
Żadną i każdą!
Bo to akurat zalezy od konkretnej pary.
Są ludzie, którzy nie boją się zranienia, odrzucenia i odważnie wchodzą w otwieranie się w związku, a są tacy, którzy potrzebują najpierw "sprawdzić", dostać "gwarancję" że warto zaufać.
Nie muszę dodawać, że co dla jednego będzie "testowaniem" partnera, dla drugiego będzie "nieprzydatnością" związkową?