Temat: Czego i kogo pragną "wolne" kobiety?
Fajnie słyszeć cos takiego:-) niesamowite wręcz, ale tak działa chemia na poczatku i wszytsko wydaje się piękne:-)
Wczoraj wieczorem rozmawiałem z moim przyjacielem. Zresztą od dłuższego czasu wracamy do tego tematu. Myślimy podobnie, że wielu współczesnych mężczyzn jeszcze nie zrozumiało, że nigdy nie spełnią zyczeń wspólczesnej kobiety i jeszcze próbują je realizować gubiąc w tym wszystkim gdzieś samych siebie. Z naszego punktu widzenia, wspólczesna kobieta ma scisle określony plan na życie i cele do realizacji. Cele krótko i długo terminowe. Plan ten i cele stoja w sprzeczności z podejściem do zycia wielu mężczyzn. Wielu innych te cele realizuje i robi to z wielkim zapałem do bycia w "głównym nurcie"...
Ta reszta, do której nalezymy jest dziwna.
Fascynujemy jako barbażyńcy i jednocześnie nie pasujemy do ślicznej układanki i obrazka z księciem na biąłym rumaku. Szybciej Bohun, czy Jedruś, a na pewno nie Pan Michał, czy Skrzetuski.
W kobiecych oczach, jesteśmy zbyt nieokrzesani, za mało ambitni, nie posiadamy modnych przyjaciół, nie jeździmy w modne miejsca na wycieczki, nie ubieramy się zgodnie z najnowszymi trendami i kanonami. Z jednej strony zachowujemy nasz męski charakter i trudno nas za to nie lubić, z drugiej strony swoja niezyciowością przerażamy i wprowadzamy w kompletne zagubienie.
Z jednej strony, to dobrze, że mamy zasady i idziemy przez życie zgodnie z imperatywem kategorycznym Kanta. Z drugiej strony te same wrtości przerażają.
Zastanawiam się - czy potrafiłbym inaczej???
Czy wymieniłbym ludzi, nie miejsca i gadzety. Czy zamieniłbym własne zdanie i samodzielny tok myslenia, na kolejną podwyżkę załatwioną przytakiwaniem i włążeniem w tyłek? Czy błyskotliwa kariera i kolejne rzeczy, które trzeba koniecznie kupić, zastapiłyby mi poczucie dobrego smaku i godność własną?
Czy pożyteczne i ważne układy towarzyskie z osobami, z którymi, pomimo usilnych prób, nie ma o czym rozmawiać, rzeczywiście rekompensują ten specyficzny rodzaj niesmaku, jaki zostaje w ustach??? Może jestem niedojrzały, ale kocham ta moja niedojrzałość i nigdy nie będę zabiegał o wzgledy kogoś, z kim, nie chce mi się zwyczajnie gadać. Może jestem jak czołg, bo nie będe udawał, ze coś mne bawi, jezeli jest niesmaczne, albo nie na miejscu, albo kogos może dotykać i ranić. Nie znam się na żartach i kawałach plasujących się poniżej poziomu i dotykających kogoś osobiście. Nie jestem wyluzowany i nie rozumiem, jak można się bawic kosztem kogos innego, budując na tym swój wasny, tak to się teraz nazywa, kapitał towarzyski...
Czy to jest az tak nienormalne, że pragne otaczać się ludźmi, ktorych kocham lub lubię, a nie przedmiotami i grupami osób, które coś tam mogę mi załatwić, jak odpowiednio to rozegram. Czy koniecznie musze być miły dla ludzi z salonów towarzyskich,
kiedy zwyczajnie pustka, która prezentują pozwala mi się jedynie
uśmiechnąć na wspomnienie ich pseudointeligenckich tyrad i monologów.
Czy aby byc z kobietą, muszę stać się tacy jak oni...
Uśmiecham się, bo w efekcie wczorajszej rozmowy doszliśmy do pewnego wniosku, zupełnie nie logicznego dla naszych czasów. Czujemy się nieco jak pierwsi chrześcijanie... obydwaj doszliśmy do wniosku, że ważna jest tylko miłość... a cała reszta, czy rzeczywiście ma jakiekolwiek znaczenie? Mój przyjaciel świetnie stwierdził, że nie będzie kochał bardziej kobiety, na wycieczce do Indii... Nie bedzie jej bardziej kochał rzeźbiąc pięknie swoje ciało na siłowni, nie bedzie jej bardziej kochał zdrowo się odzywiając...
Moze prawdziwym problemem, jest to, że zwyczajnie akceptujemy kobiety, które kochamy takimi jakimi są. Ze wszystkimi wadami i z całym inwentarzem nielogicznych zachowań. Nie przychodzi nam do głowy, ze moglibyśmy żądać od nich jakichkolwiek zmian. Patrze na relacje, gdzie to mężczyźni stawiają ostre wymagania i o dziwo kobiety w takich związkach kwitną... czyzby przyzwyczajenie od dzieciństwa do coraz to kolejnych wymagań i stawiania kolejnych wyzwań dawało znac o sobie??? jak nie ma żądań, to nagle nie ma co udoskonalać w sobie???
Ja nie zauważam przyrostu masy ciała, widzę za to emocje kryjące sie za oczyma, widzę zrezygnowanie, kiedy kolejny raz doprowadzam do załamania, bo nie udalo się mnie zmienić w księcia z bajki, bo kolejny raz zrobiłem i powiedziałem coś, co burzy cąły porzadek rzeczy...
W końcu doszliśmy do wniosku, że chyba tak już jest, ze niektórzy mężczyźni powinni prowadzić samotne zycie:-) i to stwierdzenie pełne jest optymizmu i wiary w człowieka... dodam, jedynie, ze samotne nie znaczy singlowskie, ale zwyczajnie samotne. bez wyrywania "lachonów" co weekend na imprezie, a za to z dobrą lekturą do poduszki... i garstka świetnych przyjaciół :-D
Karol Jacek C. edytował(a) ten post dnia 20.02.08 o godzinie 10:21