Temat: "Z jakiej pan jest redakcji: polskiej, czy niemieckiej?"
Marcin Chruślak:
Tomek Malec:
Jakoś w 2005r. gdy Po nie zgodziła się ani na koalicję, ani na ponowne wybory, Jarek jednak zdołał stworzyć rząd - wpierw mniejszościowy, a potem większościowy i mimo, że nie był to rząd, jakiego sobie wymarzył polityk pragnący zmienić ten kraj fasadowej demokracji i pseudokapitalizmu w kraj normalny, to jednak był to rząd, który zrobił nieco więcej niż obecnie kończący swoje czteroletnie przedstawienie...
Ale gdyby był tak dobry jak Pan twierdzi, to czemu przegrał w 2007? Obniżył podatki i przegrał :/....
Dobre pytanie.
Może wyborcy nie zauważyli, że obniżył?
Ale jak to nie zauważyli? Nie czytają gazet, nie oglądają telewizji?
A, zapomniałem, w gazetach i telewizji mówili o czymś innym.
Mój przedmówca zresztą już to wyjaśnił.
Co mi przypomina o problemie, który jest może ważniejszy od wyborów politycznych, czyli o mediach.
W idealnym świecie spodziewałbym się po nich krytycyzmu wobec wszystkich aktorów sceny politycznej, z naciskiem na aktualnie rządzących. Można powiedzieć, że w latach 2005-2007 taki krytycyzm - nawet posunięty do obsesji - media prezentowały wobec PiS-u. I już choćby z tego względu jest bardziej korzystne, że PiS dojdzie do władzy ;-) Będziemy wiedzieli wtedy nawet o tym, czy premier włożył słuchawkę (umożliwiającą wysłuchanie tłumacza)do ucha samodzielnie, czy ktoś musiał mu w tym pomagać. Nie wspominając o jakichś przekrętach. Gorzej, że znowu możemy nie zauważyć tych pozytywnych rzeczy, których dokonają. Może znowu będziemy mieć koszmary?
Obywatel w obecnych czasach jest bardziej konsumentem niż jednostką zdolną do samodzielnego osądu. I to kolejny problem. Media mogłyby być krytyczne, gdyby konsument był zdolny do wyrażenia sprzeciwu w stosunku do tych, którzy próbują mu udowodnić, że zgniła żaba owinięta sreberkiem jest smaczniejsze od pieczonego kurczaka. No ale jak już zjadł tę żabę, to mu głupio się do tego przyznać.
Psychologowie odkryli (.in. E. Aronson), że im więcej kosztowało cię osiągnięcie danego celu, tym bardziej jesteś przekonany, że ów cel był tego warty. (Pal sześć psychologie, wie o tym każdy facet, który musiał uganiać się za babą więcej niż trzy randki, nim w końcu pozwoliła mu się... pocałować.)
W latach 2005-2007 mieliśmy w kraju - jeśli wierzyć mediom - czasy ucisku, łapanek, gnojenia biznesu i obywateli. Każdy się bał i srał po kątach, bo w życiu co najmniej raz ukradł cukierka ze sklepu albo połamał ołówek koleżance, albo nazwał bliźniego obraźliwym epitetem, a za to wszystko groziło co najmniej dożywocie, jeśli nie odstrzał pod murem bez sądu.
Więc jak tu teraz wierzyć, że dopiero teraz mamy kryzys, a właściwie to raptem jego początek. No stary, co nam za kity wciskasz!
W idealnym świecie mielibyśmy (już od podstawówki) w szkołach przedmiot dotyczący mediów, manipulacji i propagandy, aby choć nabyć elementarnego pojęcia o sztuce robienia z człowieka wystraszonego barana. Równie praktyczny byłby przedmiot dotyczący podstaw ekonomii, gdzie Kowalski dowiedziałby się, jak kombinować, by na drodze życia nie popaść w nadmierne zadłużenie, a po okresie aktywności zawodowej nie dorabiać z braku oszczędności.
Co nas sprowadza z powrotem do wyborów. Bo aby zmienić przynajmniej jedno (edukację), a pośrednio i drugie (media), trzeba by nam polityków, którzy to rozumieją. Na razie chyba żadna opcja tego nie rozumie. Albo się tym nie chwali...
Tomek Malec edytował(a) ten post dnia 05.10.11 o godzinie 12:29