Temat: Pan Komorowski u progu wywolania strasznej awantury i...
Jacek T.:
widzi Pan, a jednak mozna rozmawiac na spokojnie, bez obrazania innych i bez zaperzania sie. Musze przyznac ze jak przeczytalem Panska definicje normalnosci to pomyslalem ze pomylil ja Pan ze stagnacja. Dla mnie to co Pan opisal jest stagnacja wlasnie i brakiem wizji oraz niechecia do sterownosci Panstwa. Dla mnie w ogole pojecia takie jak normalnosc w polityce jest podejrzana. Nie rozumiem go w tym kontekscie, chyba ze mialoby byc jakos zakorzenione w etyce. Panstwo ma byc skuteczne, zeby zapewnic bezpieczne zycie swoich obywateli. Od 2007 mamy szkodliwa stagnacje
No to z kimś mnie Pan Pomylił. Nie miewam w zwyczaju obrażać rozmówców i myślę, że znajdzie Pan nawet "po Waszej stronie" kilka osób, które to potwierdzą.
A co do reszty - nasz spór będzie nieustający, bo poruszamy się w kompletnie innych wymiarach i przestrzeniach. Pan przeczytał co ja napisałem i jak Pan to nazwał? Przypomnę, ja użyłem następujących pojęć:
- Patrzeć do przodu nie w tył,
- Rozwaga i spokój
- brak wojen
- brak zmian prawa do bieżącej koncepcji
- działanie demokratycznych instytucji kontrolnych
- nie zajmowanie się jedynie katastrofą smoleńską
- Wymiar sprawiedliwości zajmujący się sprawiedliwością a nie zemstą
- Nieszukanie haków
- brak mściwości
- brak obrażalstwa
- brak kompleksów
- nieużywanie siły i straszewnia.
Wymieniłem wszystkie, nic nie pominąłem z mojej wypowiedzi. I Pan to zbiorczo nazwał stagnacją. No i jaką mamy wspólną przestrzeń do dyskusji? Nie spodziewam się, by był Pan w stanie zrozumieć jakiekolwiek następne zdanie. I dla Pana dobrego samopoczucia, nie oznacza to wcale, ze jest Pan głupcem, tylko że mowimy dwoma różnymi językami.
Nawet jeśli znajduję jakieś zdanie z którym się zgodzić mogę bez najmniejszego problemu, np to: "Panstwo ma byc skuteczne, zeby zapewnić bezpieczne zycie swoich obywateli.", to zaraz się okaże, że wyciągniemy z tego zupełnie inne wnioski. Bo To co ja nazywam "skuteczne" Pan nazywa "szkodliwą stagniacją". A to co w Pana języku jest ukryte pod "skuteczne", to w moim będzie tłumaczone na "krzykliwe, straszące, nieprzewidywalne i niebezpieczne".
Skuteczność dla mnie jest funkcją faktów a nie deklaracji, gestów i proporców. Szacunek to funkcja porozumienia i współpracy nie zaś groźby i siły. Pan nigdy nie dopuści do siebie, że jeśli sąsiad głośno puszcza muzyke w nocy, to skuteczniejsza będzie grzeczna prośba by ściszył, bo moje dzieci się budzą, niż żądanie by natychmiat skurwiel ściszył bo wezwę policję. Nawet jeśli bowiem ulegnie i ściszy ze względu na mój szantaż, to i tak wcześniej czy później "ucieknie" mi powietrze z koła, bo mnie po prostu kurwa nie lubi. A jak go grzecznie poproszę a do tego jeszcze podziękuję, jeśli ściszy, to może mi nawet zaproponuje, że mi dzieci popilnuje jak będę w potrzebie. Dla mnie to skuteczne działanie - w Pana języku będzie to "polityka na kolanach". Róznica między nami jest więc w obrębie słów "forma" i "tresć". Ja wolę treść.
Zbyt malo mnie Pan zna zeby wiedziec co jak w zyciu oceniam. Niech sobie wiec Pan daruje takie oceny.
Ależ mam prawo do dowolnych ocen, czy się ona Panu podobają czy nie. Nie wygłaszam ich na podstawie chwilowego uniesienia, tylko tak rzetelnej oceny Pana wystąpień na jakie mnie stać. Wypowiadając się tak jak Pan to robi musi mieć Pan świadomość, że ktoś to oceni. Oczywiście Pańska cena może być zupełnie inna... Moja jest taka i sobie jej darować nie będę.
Czego sie Pan bal w tzw IV RP??? Wtedy powody do strachu mieli przestepcy. lapowkarze, i klamcy lustracyjni (i slusznie zreszta) ale Pan?
Dlaczego ja? Z wielu, wielu powodów.
Po pierwsze - jestem prawie wykształciuchem. Już samo to było niebezpieczne. Pamięta Pan jak powstało to określenie? Ano konferencja rektorów Polskich śmiała się nie zgadzać z koncepcjami IV RP. No to okaząło się, że to nie są "Prawdziwi Polacy", tylko wykształciuchy. Autor - Dorn. Kudy mnie tam, do tak szacownego grona jak rektorzy, ale zgadzając się z ich obawami znalazłem się na bardzo niebezpiecznej pozycji. Jeśli bowiem oni wykształciuchy, to ja kto?
Po drugie - jestem zapewne agentem i członkiem układu. No bo skoro dziennikarze dosyć gremialnie się nie zgadzali z rewolucyjnymi posunięciami rodem z IV RP i się okaząło, że ich media są agenturalne, układowe i ogólnie niepolskie a moje opinie były jota w jotę takie same, to bez wątpienia jestem agentem, albo układowcem. Innego wyjścia nie ma.
Po trzecie - mógłbym zostać zesłany w kamasze. Jeśli lekarze chcąc negocjować swoje warunki pracy mogli być tak potraktowani - to dlaczego ja nie? A nuż bym chciał coś negocjować?
Po czwarte mógłbym zostać wymieniony. Jeśli nie zgadzając się z ideami IV RP nocnym głosowaniem zostałbym odwołany i wymieniony na takiego Skotnickiego, który zechce się zgodzić z rewolucjonistami, to ten nowy wymieniony ja, zajął by się dobrze moja rodziną?
Po piąte mógłbym się stać łapownikiem. Agent Tomek mógłby mnie rozkochać w sobie i namówić do czegoś, co moja na wskroś do tej pory uczciwa dusza nawet by nie rozpatrywała w snach. Ale tak by mnie długo przekonywał i rozkochiwał, aż bym, słaby człowiek uległ.
Po szóste mógłbym zostać zlikwidowany. Jeśli np. taka komisja kodyfikacyjna (Pan Pamięta, to takie grono profesorów prawa, co to zawsze oceniało nowe prawne pomysły), która nie zgadzała się ze światłymi pomysłami p. komisarza rewolucyjnego Ziobry została zlikwidowana, a to samo groziło Trybunałowi konstytucyjnemu za nie zgadzanie się z jedynie słuszną ustawą lustracyjną, to co ze mną szarym żuczkiem, skoro ani się nie zgadzałem na zmiany Ziobry, ani nie podobało mi się prawo lustracyjne w wersji IV RP?
O nie, Panie Jacku. Miałem się czego bać. Bałem się rewolucji, bo to co robił Kaczyński w tym czasie to czysta rewolucja. Pan wie jak to działa? ano my i tylko my mamy rację. Zmiany muszą iść szybko, więc na ten czas wyłączymy demokrację, wszelkiego rodzaju bezpieczniki typu komisja kodyfikacyjna, wolne media, trybunał konstytucyjny. Oczywiście, jak juz ta nasza Polska będzie taka piękna jak sobie wyobrazimy, to znowy to powłączamy. Jeśłi ktoś nam przeszkadza - usunąć. Nie w imię naszych interesów, w imię prawdy i zasad. W imię Prawa i Sprawiedliwości. Bo tylko my mamy rację...
Czy nigdy Pana nie zastanowiło, jak to jest, że tyle wydawąło by się wykształconych, inteligentnych ludzi nie zgadzało się z tą ideą? Że Rektorzy, media, Komisja kodyfikacyjna, trybunał Konstytucyjny i kto tam jeszcze mówiło nie? Ja nie będę Pana przekonywał wcale że mieli rację. Pytam tylko, czy jeśli przypadkiem troszkę tej racji by mieli, to nie bął by się Pan wyłączyć wszystkie bezpieczniki tak by dojść do tego upragnionego eldorado IV RP bez hamulcowych, krytyków i jakichkolwiek testów? Ja byłem przerażony. Jeden człowiek mógł wszystko co chciał a chciał rewolucji. Pan mi powie, zna Pan jakiś przykład rewolucji, która nie kończyła się despotyzmem? Oczywiście zawsze to było w imię.... np. Prawa i Sprawiedliwości.
Teraz się nie boję. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale się nie boję. Jest normalnie.