Temat: katastrofa w Smoleńsku
Magdalena Malgorzata J.:
Dziwne, ze o to samo nie prosi Pan tych, którzy wiedzą, że było naciski w kabinie pilotów. Jakieś konkretne dowody/słowa, skoro daje Pan przyzwolenie?
A widzi Pani, mamy kawałek merytorycznej dyskusji...
Pani jak widzę przyjęła założenie, że jedyny dowód na naciski to jasno wypowiedziane i zaprotokołowane słowa. Tymczasem, to uproszczenie, nie uważa Pani?
Proszę sobie wyobrazić, że codziennie wieczorem stoję pod Pani drzwiami i za każdym razem jak Pani wchodzi, czy wychodzi uśmiecham się i oblizuję wargi...
Nie wypowiadam przy tym ani słowa...
Niech mi Pani powie, poczuje się Pani "naciskana"? Będzie się Pani mnie bać? Zawiadomi Pani Policję? A przecież ja ani słówka... Prawda?
Jak zdefiniujemy więc naciski? Czy to będzie jasne werbalne polecenie, czy też np. wytworzona atmosfera? Nie usłyszała Pani ode mnie i nie usłyszy (póki nie ma dodatkowych dowodów), że p. Kaczyński sam, czy poprzez Błasika wywierał nacisk. Ale zgadzam się z tym, że w samolocie panowała atmosfera w której co najmniej nie wypadało nie spróbować wylądować. Piloci byli pod presją, nawet jeśli nie konkretnych osób, to pod presją sytuacji. Byli spóźnieni, uroczystość była ważna, wieźli ważne osoby, godzina się niebezpiecznie zbliżała. Głównym pasażerem był ten sam człowiek, który jednego z pilotów (pamięta Pani, że protasiuk w Gruzji był drugim pilotem wtedy jak nie wylądowali?) nazwał tchórzem. Piloci, co już dzisiaj także wiemy nie chcieli wystartować z Warszawy, bo nie znali pogody. Kto ich jednak "namówił" do startu? Ich przełożony, Generał Błasik. I ten sam Błasik podczas podchodzenia był w kabinie, mimo, że nie powinien. Po co był? Nie powiedział, nie ma tego na zapisach ze skrzynek. Ale z punktu widzenia pilotów, czy aby nie mógł być dlatego, by przypilnować tak jak chwilę wcześniej w Warszawie, by i tym razem nie stchórzyli?
Daleki jestem od wskazania kogokolwiek jako naciskającego, choć wyraźna sugestia Błasika w Warszawie by wystartować ma już takie znamiona. Ale jestem też przekonany, że piloci byli pod presją. Nie konkretnych ludzi, tylko całej otoczki, sytuacji, doświadczeń, czasu itd. Chce to Pani zanegować?
Ale, by dokończyć kwestię presji to nie ona jest bezpośrednią przyczyną katastrofy, tylko błędna decyzja o lądowaniu. Trzeba jednak powiedzieć, że pośrednią przyczyną tej decyzji mogła być presja, choć dla mnie to nie wina "naciskających", tylko słabego charakteru i wyszkolenia tych, co się tym naciskom poddali.