Temat: katastrofa w Smoleńsku
Rząd Donalda Tuska, który przed kamerami
prezentuje życzliwość w stosunku do rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, za kulisami usiłuje podzielić rodziny na lepsze i gorsze. Członkowie rodzin smoleńskich, którzy wykazują dociekliwość, są w bezpardonowy sposób obrażani przez prominentnych działaczy Platformy Obywatelskiej.
Otwarty atak na rodziny zaczął się po tym, jak część rodzin ofiar katastrofy w październiku podpisało list do premiera z prośbą o spotkanie. Zanim do niego doszło, szef rządu zasugerował, że rodzinom chodzi o pieniądze.
– Jest oczywiście problem – bo być może tego ma dotyczyć spotkanie – roszczeń. I pracuje zespół, bo nie chcemy, w najmniejszym stopniu nie chcielibyśmy, aby roszczenia rodzin, te roszczenia finansowe były realizowane czy jakoś tam dogadywane w atmosferze konfliktu – mówił Donald Tusk na spotkaniu z dziennikarzami w Brukseli.
Na te słowa rodziny zareagowały oburzeniem – w liście nie było ani słowa o jakichkolwiek roszczeniach.
„Rosjanie wprowadzili mnie w błąd”
Na spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem i przedstawicielami jego rządu przyszło blisko 200 osób, krewnych i bliskich ofiar smoleńskiej katastrofy. Mimo zawartej w liście prośby, na spotkaniu nie było żadnego prokuratora. – To dawało wygodne stanowisko przedstawicielom rządu, którzy na każde pytanie o przebieg śledztwa odpowiadali, że prokuratura jest niezależna, rząd nie ma wiedzy, wszelkie pytania i wątpliwości należy kierować do śledczych – mówi nam jedna z osób biorących udział w spotkaniu.
Część rodzin chciała się dowiedzieć, dlaczego Ewa Kopacz z trybuny sejmowej kłamała, mówiąc, że po katastrofie w Smoleńsku teren przekopano i przesiano ziemię na metr głębokości oraz że zidentyfikowano każdy najmniejszy skrawek ludzkiej tkanki.
– Udało nam się w końcu uzyskać odpowiedź od pani minister, że to Rosjanie ją wprowadzili w błąd – mówi „GP” Dariusz Fedorowicz, brat Aleksandra Fedorowicza, tłumacza, który zginął w katastrofie.
– Wiele naszych pytań pozostało bez odpowiedzi: m.in. nie wyjaśniono nam, dlaczego śledztwo zostało oddane stronie rosyjskiej, dlaczego minister Ewa Kopacz twierdziła publicznie, że polscy lekarze byli przy sekcjach zwłok, gdy w rzeczywistości byli jedynie przy identyfikacji ofiar katastrofy – wylicza Dariusz Fedorowicz, który podkreśla, że wiele rodzin nie może się pogodzić z tym, że w Polsce nie zbadano ciał ofiar katastrofy.
– Tego typu badania często mają dla śledztwa fundamentalne znaczenie, ponieważ na podstawie tych badań można ustalić mechanizm śmierci. Pytałem, dlaczego przedstawiciele rządu twierdzili, że taki jest wymóg jurysdykcji rosyjskiej i czy w takim razie Polska podlega rosyjskiemu prawu. Pani minister Kopacz odpowiedziała mi wówczas, że jest to wymóg ustawy o pochówkach z 1952 r. Wszystkie te tłumaczenia były dla mnie nieprzekonujące – relacjonuje nam Dariusz Fedorowicz.
Ewa Kochanowska, wdowa po śp. rzeczniku praw obywatelskich dr. Januszu Kochanowskim, uważa, że to spotkanie niewiele wniosło pod względem merytorycznym. – Widać było, że rząd nie otrząsnął się z bezwładu, który spowodował, że bez słowa sprzeciwu Polska oddała śledztwo Rosjanom – mówi.
Skandaliczne słowa
Kilka dni temu do USA poleciała grupa osób, m.in. poseł PiS Antoni Macierewicz, szef zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, Anna Fotyga, zajmująca się w PiS sprawami zagranicznymi, oraz Paweł Kurtyka, syn prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, który zginął w katastrofie. Celem wizyty jest m.in. rozmowa z republikańskimi kongresmanami na temat pomocy w powołaniu międzynarodowej komisji, która zajęłaby się zbadaniem przyczyn katastrofy.
Absolutny i totalny skandal, ocierający się wręcz o zdradę – tak o wyjeździe powiedział rzecznik rządu Paweł Graś. Chętnych do komentarzy było więcej.
Szef MSZ Radosław Sikorski stwierdził, że jest to „inicjatywa kuriozalna”, a sprzyjający PO dziennikarze, nie licząc się z uczuciami ofiar katastrofy ani z tym, że do USA pojechali ludzie, którzy te rodziny reprezentują, ochoczo sprawę komentowali. Najbardziej skandaliczną wypowiedzią wykazał się Jarosław Kuźniar z TVN24, który informując o wyjeździe do USA, stwierdził: „ciekawe, czy dolecą”.
Członkowie rodzin ofiar katastrofy w rozmowie
z „GP” tak komentowali wystąpienie rzecznika rządu: - To nie pierwsza ordynarna wypowiedź pana Grasia. On sobie wręcz kpił i szydził już wcześniej z katastrofy smoleńskiej i jej ofiar.
– To wyjątkowo haniebna wypowiedź – stwierdził Dariusz Fedorowicz.
– Zamiast cieszyć się z tej inicjatywy i jej dopomóc, to dyskredytuje się całe przedsięwzięcie. Jak mamy w takim razie odczytywać intencje rządu odnośnie do wyjaśnienia przyczyn tej tragedii? – zastanawia się Ewa Kochanowska.
– Jeśli urzędnicy państwowi pozwalają sobie na obraźliwe wypowiedzi, powinni podać się do dymisji – mówi Beata Gosiewska, przypominając, że atakowana była także m.in. przez Julię Piterę. – Nie jest dopuszczalne, żeby urzędnicy pana premiera obrażali rodziny, by mówili nieprawdę i nas dyskredytowali.
Magdalena Nowak