Temat: 17 tysięcy Polaków umiera ze strachu...
Tak do kompletu. Do podpisania umowy potrzeba dwóch stron.
"Gdzie te kompetencje?
W firmach umowy z bankami podpisywały nie komputery, tylko konkretne osoby z zarządów, które są kontrolowane przez rady nadzorcze. Tłumaczenie, że "nie wiedzieliśmy, co podpisujemy", oznacza, że członkowie zarządów i rad nadzorczych spółek uwikłanych w opcje nie mają wystarczających kwalifikacji do kierowania firmami. Powinni natychmiast złożyć dymisje albo zostać odwołani na najbliższym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy.
Ci ostatni też nie są bez winy, bo to przecież od nich zależy, czy w radach nadzorczych zasiadają osoby wiedzące, co to opcje i ryzyko kursowe, czy też krewni albo przyjaciele, których jedyne kwalifikacje to znajomość z akcjonariuszami. Sprawa opcji obnażyła problem niskiej kompetencji władz spółek w Polsce, o którym mówi się od początku transformacji.
Rady nadzorcze to często towarzyskie i rodzinne koterie, których kontrola nad zarządem jest czysto iluzoryczna. Każdy członek rady nadzorczej na pewno wie, ile pobiera wynagrodzenia, ale niekoniecznie zdaje sobie sprawę, że za niewłaściwy nadzór nad spółką grożą mu kary finansowe. Kto z władz szkodzi spółce, podlega karze więzienia do lat pięciu i grzywnie.
Konsekwencją wpadki na opcjach powinny być tysiące wakatów w zarządach i radach nadzorczych polskich firm. Działania Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (SII) wskazują, że menedżerowie odpowiedzialni za opcyjne wpadki powinni zacząć się bać. SSI chce, aby członkowie zarządu znanej spółki mięsnej PKM Duda z własnej kieszeni pokryli straty spółki na opcjach. Gdy firma przyznała się do opcji, kurs jej akcji spadł o połowę w dwa dni."