Temat: WYŻSZA SZKOŁA BANKOWA - opinie
Studiowałam przez pół roku na WSB w Toruniu. Poziom tych ludzi - tragedia. Do egzaminów chyba tylko ja się uczyłam "normalnie", siedziałam w bibliotece, czytałam książki. Reszta - testy z ubiegłych lat, kserówki, skany. Nawet byli tacy "wykładowcy", którzy przesyłali pytania egzaminacyjne na maila i na egzaminie zadawali nie dość, że te same, to nawet kolejności nie zmienili. I co? I zdarzyły się w całej tej patologii osoby, które tego nie zaliczyły nawet na 3!!!
To była tzw. "ścieżka dla nieekonomistów". Co można myśleć o poziomie studentów, którzy wysyłają do wykładowcy takie maile:
"Dzień dobry. my jesteśmy studentami dla nieeonomistów i my mamy prośbe. Czy mogli byśmy dostać łatwiejsze pytania na egzaminie. Bardzo panią prosimy. Studenci Dla Nieekonomistów".
Miałam na WSB jeden przedmiot z taką p. dr... która więcej opowiedziała o zwyczajach kanarków i jakichś tam kopalniach, niż o rachunkowości ;/ ;/ Sama do wszystkiego dochodziłam z podręczników. A reszta biegała tylko z testami z ubiegłych lat. Zabawnie było zobaczyć ich przerażenie, gdy p. dr wyciągnęła na egzaminie testy, i już z daleka było widać, że to nie te! :D (Ale zdali wszyscy, bez obaw.)
Albo sposób prowadzenia zajęć... Bez laptopa taki doktor czy profesor nie potrafi w ogóle przeprowadzić wykładu! Pamiętam, jak przenosiliśmy się dwa razy do innego budynku i z powrotem, bo prowadzący nie mógł laptopa podłączyć - i co się okazało - po prostu nie włączył jakiejś listwy. Kiedy po ponad godzinie perturbacji w końcu zajęcia się rozpoczęły, wyglądało to tak, że "dr" wyświetlał slajdy, a my przepisywaliśmy ich treść...
Są tacy wykładowcy, którzy dają swoje wykłady w formie elektronicznej, wtedy to już w ogóle nie trzeba się zjawiać na zajęcia.
Sprawa specjalności do wyboru. Okazało się w październiku, po rozpoczęciu zajęć dydaktycznych, że można sobie wybrać specjalność. Trzeba oczywiście za nią zapłacić. Jak wygląda zdobywane owej specjalności? Ano idzie się na jeden dodatkowy wykład, często, zaliczany na obecność albo na jakiś śmieszny projekt... I już. Ma się zaszczytny tytuł magistra finansów i rachunkowości, o specjalności gospodarka nieruchomościami (np.) i heeeejjjjaaaaaaaaaaa!...
Większość zdaje bez problemu, jedzie na warunkach, stara się opóźnić terminy jak tylko się da. Zielonego pojęcia po dziś dzień większość nie ma, czym są aktywa, a czym pasywa, nie odróżnia przychodów od kosztów. Dla mnie ta cała farsa była i jest obrzydliwa, nie chciałam za nią dłużej płacić prawie pięciuset złotych miesięcznie i rzuciłam to w cholerę.
Agnieszka Wieczorek edytował(a) ten post dnia 26.07.11 o godzinie 11:13
Ta wypowiedź została przeniesiona dnia 04.01.2013 o godzinie 13:34 z tematu "Opinie o WSB"