Adam Kowalik prawnik
Temat: "Nienawidzący Boga" (Rz 1, 30)
Straszliwa i dotąd zagadkowa katastrofa pod Smoleńskiem spowodowała w kraju wielkie rozbudzenie patriotyzmu i uczuć religijnych, co wyraziło się w postawieniu i kulcie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Ale jednocześnie to ożywienie miłości Ojczyzny i więzi z Kościołem przeraziło ogromnie liberałów, ateistów i ludzi, dla których Bóg, Kościół, Ojczyzna nie są najwyższymi wartościami. Skąd takie przerażenie i wściekłość?Harcerze postąpili szlachetnie i godnie, stawiając krzyż jako religijną i patriotyczną interpretację tragedii. Postawili go tam, gdzie spontanicznie zaczęli się gromadzić Polacy, żeby uczcić pamięć wszystkich poległych na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim jako głową państwa. Jednak harcerze, nie znając ideologii liberalistycznej Platformy Obywatelskiej ani jej nienawiści do zmarłego prezydenta, nie wiedzieli i nie spodziewali się, że PO i rząd potraktują to jako hołd dla Lecha Kaczyńskiego oraz jako akt wrogi im i wszystkim ateistom - zarówno tym, którzy swoje poglądy ograniczają do sfery prywatnej, jak i tym, którzy otwarcie je manifestują. I oto harcerze nastąpili na minę. Trudno młodych ludzi za to winić, bo istotnie życie polityczne w Polsce coraz częściej polega na zakłamaniu. Dlatego nie wiedzieli, że naruszyli dogmat liberalistycznej i dzisiaj "jedynie słusznej koncepcji państwa i polityki".
Dogmat ateizmu publicznego
Trzeba przypomnieć, że o ile twórcy Wspólnoty Europejskiej od 1957 r. przyjmowali twórczą rolę religii, o tyle już ich następcy, ateiści publiczni, w traktacie z Maastricht parafowanym w 1991 r. przyjęli ukrytą tezę, że UE będzie budowana na ateizmie i w całości ma być ateistyczna.
Nowa lewica, postkomuniści, postmoderniści, masoni i klasyczni ateiści dostrzegli w budowaniu Unii jeden zasadniczy problem. Jak usunąć religię z życia państwa europejskiego i jak zdobyć legitymizację na przywódców tego nowego superpaństwa, kiedy w jego skład wchodzą narody religijne? Sekularyści francuscy zaproponowali następujący chwyt: tworzone superpaństwo europejskie nie atakuje religii państw członkowskich, nawet ją "zabezpiecza", ale tylko religię w sferze osobistej i prywatnej obywateli, nie publicznej i państwowej. Natomiast życie publiczne ma się oprzeć na sekularyzmie, czyli nieobecności religii. Argument był taki: jest wiele religii, zwalczają się one nawzajem, dzielą społeczeństwo, podzielą więc i Unię, ateizm zaś jest jeden, łączy więc i jest ponadreligijny. W każdym razie zjednoczona Europa nie może wyrastać z korzeni religijnych. Było to przeciwstawienie się idei Jana Pawła II, na którego zlecenie Papieski Uniwersytet Laterański i Katolicki Uniwersytet Lubelski zorganizowały od 3 do 7 listopada 1981 r. w Watykanie wielkie kolokwium ogólnoeuropejskie na temat: "Chrześcijańskie korzenie Narodów Europejskich". Miałem zaszczyt czynnie uczestniczyć w tym wydarzeniu razem z wieloma wybitnymi Europejczykami. Ze smutkiem jednak dodam, że było tam także wielu Polaków, którzy utworzyli potem tzw. katolewicę. Oni też odrzucili ideę obecności Kościoła w życiu publicznym.
Po latach Valéry Giscard d'Estaing, wielki mason i szef zespołu opracowującego tzw. konstytucję europejską, powiedział cynicznie do Papieża Jana Pawła II, że konstytucja wykluczająca udział Kościoła w życiu publicznym sprzyja Kościołowi katolickiemu, bo oczyszcza go i pozbawia pokus ziemskich i politycznych, przez to więc nie będzie atakowany przez społeczeństwa.
I tak u podstaw ideologii UE legł dogmat, że wszystko, co publiczne, społeczne i państwowe, musi być świeckie i areligijne, czyli ateistyczne. A zatem nie można eksponować godła chrześcijańskiego w żadnym nieprywatnym miejscu, zwłaszcza gdy sprzeciwi się temu choćby jeden niechrześcijanin - na miliony katolików. Idea państwa w całości świeckiego, czyli ateistycznego, została przyjęta przez zdecydowaną większość inteligencji UE i Ameryki, legitymującą w ten sposób władzę nielicznych ateistów lub nawet ludzi niemoralnych nad całymi narodami religijnymi, które zresztą są przez to traktowane jako niedojrzałe społecznie i intelektualnie oraz zacofane kulturowo. Niektórzy przyjęli ateistyczną teorię polityki świadomie, ale zastanawiające jest, że większość czyni to samo nieświadomie, podświadomie, czy też z motywów utylitarnych, jak kiedyś przyjmowano nierozumne poglądy marksizmu. Społeczeństwa dają się modelować jak plastelina przez grupę znaczących ideologów. Z reguły nowa ideologia po stosunkowo niedługim czasie przemija, ale ogół i tę następną nową ideologię przyjmuje jak zarówno tym, którzy swoje poglądyograniczają do strefy prywatnej, jako nieomylne objawienie, choć jest ona sprzeczna z poprzednią lub też nierozumna. Roztropność przynosi religia chrześcijańska, ale i to dokonuje się zawsze z wielkimi trudnościami, zwykle w walce o prawdę.
Krzyż jako znak sprzeciwu
Okazuje się, że teoria ateistyczna państwa również w Polsce znajduje podatny grunt. Przygotowała go ideologia marksistowska ucząca, że partia rządząca musi być ateistyczna i sama ma charakter boski. Toteż nawet nie zauważyliśmy, jak od lat 80. ubiegłego wieku życie polskie nadal przenikały poglądy marksistowskie i zarazem liberalistyczne, które zgodnie dążą do całkowitego wyeliminowania religii z życia publicznego. Dostrzegaliśmy tylko, że dzieje się coś złego w polityce, ustawodawstwie, pedagogice, kulturze, etyce, życiu religijnym. Dopiero z czasem spostrzegliśmy, że rodzi się sprzeciw w stosunku do religii w życiu publicznym, że jest to sprzeciwianie się obecności krzyża Chrystusowego we wszystkich dziedzinach. Wielkie modne kierunki są na początku niezauważalne dla ogółu, bezbarwne i bezwonne, jak czad. Kiedy jednak zginął tragicznie Lech Kaczyński i jego zespół, to jakby zerwała się tama powodziowa. Całą władzę i wszystkie ważniejsze stanowiska objęła PO, która właśnie wyznaje po cichu ów dogmat nieobecności Kościoła i Boga w życiu polskim i przyjmuje liberalistyczne "uwolnienie" od wielu zasad moralności publicznej. Dość wspomnieć, że obietnica perspektyw materialnych i atmosfera całkowitej wolności seksualnej porwały wielkie rzesze młodzieży. Tym razem SLD, zrzeszenia ateistyczne, mniejszości religijne i etniczne, większość członków PO uznali, że nadszedł czas na usunięcie ostatniej przeszkody na drodze do pełnej wolności, a mianowicie Kościoła katolickiego. Wielu działaczy SLD okazało się wściekłymi wrogami krzyża i Kościoła. Jakby zerwały się wszystkie normy etyczne.
Silny asumpt do tego wybuchu dał nowy prezydent z PO, żądając usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w imię ateizmu państwowego. Kiedy nastąpił zdecydowany protest prawowiernych katolików, zastosowano metodę opartą na oszustwie, twierdząc, że chodzi tylko o przesunięcie krzyża o kilkadziesiąt metrów, w miejsce bardziej godne, że krzyż był postawiony bez zgody Kościoła i miasta itp. Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna mówił, że z inicjatywą usunięcia krzyża wystąpiła kuria warszawska (TVP Info, 5.08.2010). Przy tym również pewna część duchownych poparła podstępny zamiar usunięcia krzyża bez zobowiązania się do zastąpienia go jakąś inną formą upamiętniającą tragedię smoleńską.
Zamiar i próba usunięcia krzyża spod Pałacu "państwowego" stanowiły silne uderzenie nie tylko w cześć ofiar, ale także w wolność i godność ludzi czczących te ofiary oraz w polski katolicyzm, a nawet w godność krzyża Chrystusowego. Trzeba przypomnieć jeszcze raz, że według Soboru Watykańskiego II państwo i Kościół mają autonomię instytucjonalną i funkcjonalną, ale powinny współpracować dla dobra całego społeczeństwa i narodu i uznawać Boga i Jego prawa. Państwo nie jest bogiem ani czymś niezależnym od Boga i moralności (por. ks. prof. A. Maryniarczyk); partia nie ma przymiotów boskich, czego chciała Komunistyczna Partia Związku Sowieckiego ze Stalinem na czele. Jest to po prostu obłęd. Nie wiadomo, czy usunięcie krzyża było pomysłem nowego prezydenta, dyrektywą PO czy nakazem Brukseli. W każdym razie było to po myśli ateistycznej ideologii liberalistycznej: niszczyć Polskę jako ostatni bastion katolicyzmu w Europie. Może istnieć obawa, że prezydent "zmienił się" po wyborach. Starsi pamiętają, jak tuż po wojnie Bolesław Bierut, prezydent Krajowej Rady Narodowej, a najpierw agent sowiecki i niemiecki, podtrzymywał pobożnie rękę Prymasa Augusta Hlonda niosącego monstrancję podczas procesji Bożego Ciała. Dlatego ludzie wierzący słusznie chcą się przeciwstawiać ateizmowi państwowemu i polityce zakłamania. Bez Boga państwo i życie społeczne staną się piekłem.
Sprawa krzyża smoleńskiego jest symptomem sytuacji ogólnopolskiej
Państwo bez Boga czy przeciw Bogu to nie tylko taki sobie pogląd, lecz ścisły program działania "nowej moralności" i hasło do walki z polskim prawowiernym katolicyzmem. Toteż 9 sierpnia Lewica, PO, osobiści wrogowie Pana Boga, ateiści ruszyli do ataku - na razie słownego, ale z zapowiedzią, że nastąpią akty administracyjne, prawne i fizyczne. Do tych bowiem ludzi dołączył element reprezentujący degradację moralną rosnącej części społeczności zniszczonej przez marksizm i liberalizm. Element ten wyzywa obrońców religii pod Pałacem Prezydenckim, popycha, grozi użyciem przemocy, bluźni przeciwko krzyżowi, szydzi, urządza niemoralne happeningi, zażywa narkotyki, pije alkohol, urządza wyzywające sceny. Raz zdarzyło się nawet, że ludzie ci przynieśli drabinę, by ironizować, że to też "drewno" godne czci. Innym razem sporządzili "krzyż" z puszek po piwie. Urządzają antyreligijne demonstracje chuligańskie. I co najgorsze, czynią to legalnie i bezkarnie, a nawet powiadają, że za zgodą władz Warszawy. Warszawo, co się z tobą stało pod rządami "pobożnych" liberałów? Przy próbie usunięcia krzyża nie zabrakło policji, służb miejskich, borowców, tajniaków. Kto tak niszczy naszą Polskę? Szczerze wierzących już nie chroni żadne prawo, bo dla wiary nie ma miejsca w prawie państwowym. Nawet sądy coraz częściej osądzają katolików niesprawiedliwie, sugerując się prawem unijnym, że człowiek religijny to albo nieobywatel, albo szkodnik. Rozwijana jest natomiast prawna ochrona psów, nawet wściekłych, kotów, ropuch, kretów, niektórych gatunków owadów, płazów, a także roślin.
Media interpretują obronę krzyża z pozycji bez Boga. Na 10 komentatorów wystąpiło 2 czy 3 światłych. To dla nowej propagandy. Media widocznie boją się Platformy, która już faktycznie zawładnęła głosem Polski. Smutne jest stanowisko niektórych duchownych, głównie dominikanów, nieznających katolickiej teologii społeczno-politycznej. Nawet niektórzy katolicy paplają bezmyślnie, np. że "krzyż ma łączyć, a nie dzielić" lub że "trzeba budować Polskę na drodze dialogu". W jednej i drugiej formule chodzi przecież o przyjęcie przez wierzących pozycji ateistów państwowych. Sens formuły zależy od konkretnego kontekstu. W tym kontekście krzyż będzie łączył wierzących i ateistów rzekomo tylko wtedy, kiedy go nie będzie, a w drugim przypadku dialog oznacza przyjęcie bez sprzeciwu stanowiska ateistów publicznych, np. po wymianie kilku grzecznościowych zdań. Prezydent, rząd, PO i SLD nie chcą żadnego dialogu, chcą natomiast wprowadzić ideologię brukselską i tyle. Uważają, że dialog z jakimiś ustępstwami narusza autorytet państwa ateistycznego.
Krzyż smoleński, czczony w dobrej wierze, nie godzi ani w inne wyznania, ani w inne narodowości, właśnie wtedy kiedy jest czczony szczerze i z miłością. Przychodzili tu w owych smutnych dniach i polscy żydzi, i muzułmanie. Jedni i drudzy to wspaniali Polacy, często lepsi od wielu naszych polityków i pracowników mediów. Łączą się z ofiarami i nami przez swoją wiarę, przez swoje człowieczeństwo i serce. Tymczasem niektórzy ludzie zarażeni liberalizmem bez Boga wołają, że obrona krzyża "przynosi wstyd Polsce w oczach świata". Że obrona krzyża przed Pałacem Prezydenckim to porażka państwa i przegrana Polski, że Kościół się skompromitował, nie usuwając krzyża siłą, i że to Kościół wywołał wojnę religijną, broniąc krzyża przed ateistami państwowymi. Że krzyż upamiętniający m.in. Lecha Kaczyńskiego to upartyjnienie krzyża i wywyższanie partii narodowych.
I oto do "obrony" Polski przed wierzącymi katolikami i patriotami w klasycznym znaczeniu ruszył SLD na podobieństwo ciężkozbrojnej konnicy. Zachęciły go ostatnio szczególnie umizgi PO, która jednocześnie szantażuje w ten sposób PSL, że w razie jego niepełnej uległości rozwiąże KRUS i zmniejszy dotacje z Unii. Ale też ataki SLD są teraz bardziej butne, gdyż podczas wyborów poparło go wielu katolików - "pożytecznych idiotów politycznych", jak mówi Stanisław Michalkiewicz.
Hejże, na Kościół!
Niechaj i ci katolicy, którzy poparli SLD, przyjrzą się, kogo poparli! A oto okrzyki bojowe SLD pod adresem Kościoła katolickiego. Żąda on:
- absolutnego rozdziału Kościoła i państwa, tak żeby Kościół katolicki został całkowicie usunięty z życia publicznego;
- zerwania z tradycją polską, w której losy katolików i państwa były ze sobą związane;
- wycofania z nauczania historii wszystkich elementów o zasługach Kościoła dla Polski;
- wyprowadzenia religii ze szkół państwowych i społecznych do świątyń, nie mówiąc już o wykreśleniu możliwości zdawania religii na maturze;
- usunięcia z mediów wszelkich audycji religijnych, zwłaszcza katolickich, gdyż nie uwzględniają one pluralizmu wyznań i religii;
- zlikwidowania kościelno-rządowej Komisji Majątkowej, która zwracała i zwraca Kościołowi mienie "sprawiedliwie" zabrane przez PRL;
- usunięcia krzyży ze wszystkich instytucji publicznych i miejsc nieprywatnych, nawet z ośrodków opieki paliatywnej;
- zlikwidowania wszystkich etatów kapelanów w szpitalach, wojsku, policji, straży pożarnej, więzieniach itd., przede wszystkim ze względów oszczędnościowych;
- przestrzegania Konstytucji, ale tylko w interpretacji ateistycznej, a jeśli nie, wtedy trzeba ją nowelizować;
- zerwania konkordatu, gdyż państwo świeckie nie może zawierać żadnych umów ze Stolicą Apostolską;
- rozwiązania Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, by nie było wpływu Kościoła na jakiekolwiek decyzje państwa;
- odrzucenia etyki chrześcijańskiej na forum publicznym na rzecz etyki lewicowej (czytaj: ateistycznej);
- usunięcia z życia społecznego, politycznego i w ogóle publicznego religii i działalności religijnej, gdyż należą one tylko do obszaru serca, są prywatne i osobiste;
- "Polska ma być dla wszystkich", ale nie dla katolików jako takich, lecz tylko dla ateistów publicznych.
Poglądy te są, jak każdy człowiek kultury zachodniej i klasycznej widzi, absolutnie mętne i makabryczne. Na przykład SLD głosi, że chce przestrzegania Konstytucji w sprawie autonomii Kościoła i państwa, a faktycznie autonomię tę rozumie po swojemu, tj. ateistycznie, czyli chce zmiany Konstytucji. Powraca czysty bolszewizm, a my myśleliśmy, że już u nas minął, bo był błędny. Dla SLD nadal żyje i ma być naczelnym programem na XXI wiek. Buduje on na nienawiści do Kościoła i do Boga. Przy tym przedstawiciele SLD są nadal tak związani z Rosją, że atakują jedynie Kościół katolicki, a sympatią obdarzają Cerkiew prawosławną. Okazuje się też po raz kolejny, że na przywódców partii nie mogą być wybierani ludzie zbyt młodzi i nierozważni.
Zamieszanie intelektualne wdarło się już w dużym stopniu również do kręgów niebolszewickich. Także media przedstawiające demonstracje wokół krzyża prezydenckiego 9 i 10 sierpnia są wyraźnie przeciwne jego obrońcom. Obwiniają spokojnych ludzi Kościoła, zwłaszcza tych broniących krzyża, a niewyraźnie karcą antykrzyżową manifestację chuliganów, narkomanów, szyderców, satanistów (widać było ich gesty) i innych. Władze Warszawy wydały zezwolenie na chuligańskie nękanie przez całą noc modlących się przy krzyżu, choć Dominik Taras "Rambo", organizator hucpy, starając się o zezwolenie na ten "happening", argumentował, że "tylko chce zniszczyć tych ludzi [obrońców krzyża] śmiechem". Faktycznie, i śmiechem można niszczyć, a tym bardziej lżeniem, bluźnierstwami i ohydną nienawiścią. Prawdziwy zamiar zdradzały też transparenty: "Precz z krzyżami", "Na stos z mocherami" [pisownia oryginalna], "Krzyże do kościoła", "Polska państwem prawa", oczywiście ateistycznego, "Precz z krzyżakami". Władze mówią, że wszystko odbyło się legalnie i pokojowo. Ciekawe, czy mówiłyby tak samo, gdyby to nie odnosiło się do katolików, gdyby np. jakieś grupy w czasie uroczystości Wojska Polskiego 15 sierpnia wołały: "Precz z prezydentem", "Na stos z ministrami", "Zniszczyć wojsko śmiechem" lub "Maszerować tylko w koszarach". Tymczasem katolicy w sekularyzmie nie mają równych praw publicznych.
Moralna makabra happeningu Tarasa miała jednak pewną dobrą stronę. A mianowicie, pokazała liberalizującym dziennikarzom KAI, do czego prowadzi sekularyzm i liberalizm, czemu oni hołdują w Kościele. Może zrozumieją, że "prawdziwi" liberałowie dążą do wojny religijnej. Ale błędne poglądy liberalne podzielają też inni. Media atakują np. Episkopat, że nie usuwa krzyża. Niektórzy duchowni domagają się, by biskupi walczyli z krzyżem w miejscach publicznych i z jego obrońcami, wtedy "wypełnią swoją misję apostolską". Inni mówią, że ten krzyż może się stać "zarazą dla Polski". Ksiądz Adam Boniecki powiedział, że krzyż przez obronę został "zdesakralizowany". Dosyć często nawet pseudoteologowie powiadają, że obrońcy miejsca pamięci krzyżowej po katastrofie z 10 kwietnia to "fanatycy religijni".
Przy tym ani dziennikarze, ani politycy uparcie nie chcą zrozumieć, dlaczego ludzie bronią krzyża w miejscu, gdzie znajdowało się centrum żałoby narodowej. Otóż najpierw dlatego, że rząd chce zapomnieć z jakichś powodów o tragedii smoleńskiej, następnie dlatego, że ludzie nie wierzą władzy, iż coś w tym miejscu powstanie, gdyż te bardzo lubią oszukiwać prostych ludzi, zwłaszcza katolików. I wreszcie dlatego, że nie chcą przyjąć argumentu, jakoby krzyż nie mógł tam stać, bo państwo musi być ateistyczne. Zapanowała jakaś dziwna tępota co do zrozumienia zasadniczych motywów i intencji całej sprawy. Na przykład owi dziennikarze i politycy "nie wiedzą", że chodzi tu nie o sam znak krzyża, ale o los Kościoła katolickiego pod rządami liberałów lub lewaków. Nie wiedzą też, dlaczego pewna opiniotwórcza gazeta niemal codziennie atakuje Kościół polski, a politycy i władze umywają ręce.
Oto np. pewien znany felietonista polityczny proponuje charakterystyczny "ratunek" dla Kościoła polskiego. Ma on się wyrzec "nadmiernego bogactwa". Duchowni powinni pozbyć się luksusowych aut i swoje "ogromne dochody" oddać na biednych. Kurie nie mogą czerpać "olbrzymich dochodów" z udostępniania swoich budynków i pomieszczeń. "Ogromne sumy" z tacy muszą być wysoko opodatkowane. A jeśli Kościół będzie bronił krzyży w miejscach publicznych wbrew prezydentowi i rządowi, to "ostatecznie pogrąży się w "odmęcie religii schorowanej wyobraźni"". Jest tu nawiązanie do książki księdza liberała - Józefa Tischnera, pt. "W krainie schorowanej wyobraźni" (Kraków 1999), gdzie czytamy m. in., że "polska wiara jest chora" i że "kryzys Kościoła nie polega na braku wiary, lecz raczej na jej nadmiarze".
Co dzieje się z Polską?
Staje przed nami zasadnicze pytanie: co się dzieje z Polską i z polskim katolicyzmem po śmierci Papieża Jana Pawła II? Okazuje się, że jeszcze raz zostaliśmy oszukani po Okrągłym Stole przez pewne grupy. Ośrodki lewackie, postmodernistyczne i liberalne odsłoniły "bluźnierczą obrzydliwość" (Mk 13, 14) - w służbie obcym bogom. Czuje się snujący po wielu obszarach życia publicznego "swąd szatana" (Paweł VI). "Jeśli nasza Ewangelia - nauczał św. Paweł Apostoł Narodów - jest przed kimś zakryta, to tylko przed tymi, którzy są na drodze do zagłady, gdyż bóg tego świata zaślepił ich pozbawione wiary umysły, aby nie zobaczyli blasku Ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga" (2 Kor 4, 3-4). Co jest u wrogów krzyża? "Wielu bowiem - pisze św. Paweł - postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusa... Ich losem jest zagłada, ich bogiem brzuch, a ich chwała w tym, czego winni się wstydzić" (Flp 3, 18-19). Ci, którzy nienawidzą krzyża Chrystusa, nienawidzą i Boga: "Kto Mnie nienawidzi - mówił Jezus - ten i Ojca mego nienawidzi... Trwają w nienawiści do Mnie i do mojego Ojca - bez powodu" (J 15, 23-24.25). Wrogowie Boga niszczą i upadlają siebie samych i społeczeństwa, muszą więc być usunięci przez wybory z życia publicznego, inaczej przez swą pychę doprowadzą w Polsce do wojny religijnej.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik