Temat: Kto - gdzie: czyli rozkład prawdopodobieństwa
Jestem studentem elektroniki na UZ-ecie, od początku studiów zastanawia mnie niesamowita pustka na kierunkach inżynierskich. Kiedy składałem podanie o przyjęcie było 0,75 osoby na miejsce, tyle, że przyjęto wszystkich i zostało jeszcze 20 wolnych miejsc. Z kolei na kierunki humanistyczne było prawdziwe oblężenie. Biorąc pod uwagę przesycenie rynku pracy pedagogami, politologami itp. wydaje mnie się to co najmniej dziwne. Nie chcę tutaj nikogo urazić - zdaję sobię sprawę, że dla wielu osób może to być prawdziwa pasja, a robienie tego co się w lubi i dostawanie za to pieniędzy jest rzeczą niezmiernie przyjemną, z tym że z tymi pieniędzmi jest tu zdecydowanie gorzej. Dam taki przykład z mojego podwórka, moja koleżnka skończyła pedagogikę w Poznaniu, nie pamiętam dokładnie na której uczelni - zdaję się, że na UAM, w każdym bądź razie teraz zarabia nawet trochę mniej niż wynosiło jej stypendium na uczelni: z naukowym, dodatkiem socjalnym i wszystkim co tam miała dostawala 950 na rękę. Teraz pracuję w jakieś placówce opieki społecznej i zarabia troche ponad 1000 brutto. To akurat tyle żeby nie umrzeć z głodu w Poznaniu, co prawda podziwiam jej determinację, ale bycie altruistą powinno mieć pewne granice. W każdym razie zmierzam do tego, że dziwi mnie, iż znaczna większość ludzi wybiera zawody w których nie ma dla nich przyszłości, a szerokim łukiem omijane są te gałęzie nauki gdzie jest masowy niedosyt specjalistów. Macie może drodzy forumowicze jakąś koncepcję na ten temat? Niemożliwe, żeby 70% społeczeństwa było tak leniwe, żeby wybierać takie studia poprostu dlatego, że są łatwiejsze, chociaż kto wie może się mylę.
Maciej Kujawa edytował(a) ten post dnia 07.01.08 o godzinie 14:04