Temat: Absolwenci marketingu
Mysle ze niedoskonalosci systemu edukacji ktore wymienilismy wynikaja z samej jego natury, oraz sedna sysytemu, to znaczy sposobu finansowania
- "edukacja" (celowo biore w cudzyslow) jest "bezplatna";
Finansowanie instutucji swiadczacych uslugi edukacyjne nie jest bezposrednio powiazane ze jakoscia swiadczonych uslug.
Nie mam na mysli bzdurnych programow ministerialnych "badajacych jakosc" mauczania.
Jedynym kryterium przydatnym do oceny jakosci nauczania na danej uczelni jest to jak radza sobie jej absolwenci - jaka maja prace po jej ukonczeniu, czy dostaja podwyzki, czy pracuja w zawodzie.
Skoro jakosc uslugi nie ma znaczenia dla systemu finansowania to nie ma tez zadnego bodzca do podnoszenia tej jakosci. To czy "wyrodukujemy" super specjaliste zarabiajacego 100.000 rocznie czy tez kogos kto bedzie sprzedawal frytki moze nam poprawic samopoczucie, ale nie wplynie na to ile kasy wplynie z ministerstwa, wiec na dluzsza mete ni ejest czynnikiem motywujacym do zmiany.
To ze uczelnie dopiero teraz zaczynaja sledzic losy absolwentow, by sie pochwalic w jakims rankingu Polityki czy Wprost, a moze dostac kilka pln wiecje z ministerstrwa tez niczego nie zmieni.
System powinien byc oparty na
a) sobodzie wyboru studenta i finansami podazajacymi za jego wyborem
b) spowodowanej przez to konkurencji uczelni
Przydalaby sie tez zmina mentalnosci ktora obecnie glosi ze studia sa:
"prawem ktore mi sie nalezy"
Otoz uwazam ze nic sie nikomu "nie nalezy" a studia nie sa "prawem" ale dobrem za ktore zawsze ktos placi (bezposrednio student albo podatnicy) oraz najwazniejsza inwestycja w zyciu.
Wiec z przerazeniam obserwuje demonstracje studentow przeciwko oplatom za drugi czy trzeci kierunek.
Oznacza to mniej wiecej tyle ze 23-25 letni ludzie (podobno elita spoleczenstwa) nie sa w stanie zrozumiec ze to czego sie domagaja to de facto sytuacja w ktorej oni zmuszaja rzad by opodatkowal reszte spoleczenstwa by finansowala ich zyciowe wybory
Studenci idac na owe "bezplatne" studia nie ponosza wiec bezposrednich kosztow swoich wyborow, co powoduje ze "idzie sie na studia bo sa modne" bo Studenci nie rozumieja ze studia nie sa bezplatne i ze sa najwazniejsza inwestycja w ich zyciu. A to by bardzo pomoglo
Wiec jesli poprzez swoj wybor uczelni kierowaliby finanse na wybrane kierunki, wiedzac ze to jest walka o ich przyszlosc, uczelnie musialyby o nich konkurowac, a konkurowa cmoglyby tylko jakoscia.
TO oznacza ze jakosc" wyprodukowanego" absolwenta bylaby najlpesza rekomendacja dla przyszlych absolwentow. Tylko tyle i az tyle
To pozytywne Maciej co piszesz, ale powiedz czy dajac swoim studentom do opracowania jakis temat:
-polecasz im w czesci poswieconej przegladowi literatury, by krytycznie przeanalizowali zrodla ( student w Polsce - o rany, jak ja mam krytykowac mojego nauczyciela czy jakis tekst Portera?)
-polecasz by przedstawili kilka alternatywnych rozwiazan i je skrytykowali
-czy polecasz im przedstawic mozliwe praktyczne zastosowania przedstawionych rozwizan
Jesli tak, to wierz mi ze jestes pozytywnym wyjatkiem.
Skoro na UJ, uznawanym za "super uczelnie" studentow marketingu uczy sie przez pol roku definicji - a pozniej przeprowadza z nich egzamin, na ktorym przyszly marketer siedzi i klepie te definicje, to co tu komentowac?
Zgoda, swiat akademicki to w duzej czesci laboratorium. Ale nawet w tym laboratorium, zamiast klasc nacisk na to by student opanowal definicje "wywiadu poglebionego" - moze by go tak naklonic by w ramach cwiczen przeprowadzil ow wywiad, chocby z kims z rodziny, kolega?
Nawet w dziedzinie danych ilosciowych, te dane na cwiczeniach sa zawsze latwiejsze w opracownaiu niz prawdziwe dane statystyczne.
Pomimo to, ile polskich uczelni marketingu prowadzi zajecia z SPSS, chocby na prostych probkach, by na 3 roku przjes cdo analizy prawdziwych danych?
Ile polskich uczelni wymaga uzasadnienia wyboru metody badawczej w pracach licencjackich/magisterskich i przedstawienia alternatyw?
Przecietny polski student nie jest glupszy od przecietnego studenta z USA czy UK.
Ale juz polski absolwent jest produktem polskiego systemu edukacji, czyli osoba ktora nie jest w stanie krytycznie analizowac odbieranych tresci i nie stara sie nawet znalezc praktycznego zastosowania dla tego czego sie "nauczyl"
Zmiany nie leza w interesie nikogo kto bylby wladny je przeprowadzic. Kadra akademicka jest oczywiscie zainteresowana w utrzymywaniu mitu "bezplatnej edukacji" czyli ciaglego finansowania swoich uslug przez podatnikow, bez wzgledu na jakosc swiadcoznych uslug.
Minsterstwo oczywiscie jest zainteresowane dalszym trwaniem w pozycji "dziel i rzad" a wiec opodatkowaniu wszyskich podatnikow by dac te pieniadze wybranym instytucjom (oficjalnie oczywiscie na podstwawie obiektywnych kryteriow ;-)
A studentom jest wszystko jedno do momentu pierwszej rozmowy o prace.
Wiec maszynka kreci sie dalej.