Mirek
Jasiński
prezes zarządu,
Regan Consulting
Temat: Zrobić Ratnera! Sukces i upadek w biznesie
Zamiast recenzji zachęcam do lektury słowami Geralda ze wstępu:
W roku 2006 ukazała się książka pod tytułem Najgorsze decyzje w historii. Mowa tam była o Neronie, który spalił Rzym, i o Ewie, która zjadła jabłko i o decyzji, która zablokowała instalację systemu ostrzegania o tsunami na Oceanie Indyjskim. Wśród takich zdarzeń wspomniano także o przemówieniu, które wygłosiłem w 1991 roku. Nikogo nie pozbawiłem przez nie życia i nie przekroczyłem prawa; nie powiedziałem zresztą nic, czego bym już wcześniej nie mówił, a jednak straciłem swoją firmę, reputację i majątek. Nieczęsto można tak dokładnie wyliczyć koszty czyjegoś błędu. Zapewne to właśnie sprawia, że moja historia jest tak atrakcyjna dla autorów różnych list. Coś mówi o naszym społeczeństwie fakt, że ludzie chcą znać konkretne wymiary strat, jakie poniosłem: Ł650 tysięcy rocznych zarobków, Ł500 milionów straty na wartości firmy i bilionowy obrót utracony praktycznie z dnia na dzień.
Tygodnie, a nawet miesiące po wygłoszeniu przemówienia były dla mego życia jak trzęsienie ziemi. Miałem nadzieję, że zainteresowanie mną szybko przeminie, że ludzie zapomną o przemówieniu, że przestaną mnie nazywać pan Szajsner i że powiedzonko „zrobić Ratnera” wyjdzie z użycia. Myliłem się: jeśli wpisać moje nazwisko do Google’a, czego zresztą sam spróbowałem (kto nie próbował?), pierwszym rezultatem jest hasło w wikipedii: „zrobić Ratnera”. Moje nazwisko widniało kiedyś na setkach sklepowych szyldów w całym kraju, a teraz jest bardziej znane jako synonim szajsu.
Minęło kilka lat, nim ogarnąłem skutki tego przemówienia w różnych sferach mego życia – emocjonalnej, towarzyskiej i finansowej. Choć z początku nie zdawałam sobie z tego sprawy, okazało się, że był to najważniejszy moment mego życia. Dotąd zresztą dziwnie zabarwia wszystko, co było przedtem i wszystko, co nastąpiło potem. Podczas pisania tej książki zauważyłem, że przemówienie pojawia się na wielu jej stronach – czasem wprost, a czasem tylko w tle, jak cień, który ledwo widać, ale który może wszystko przesłonić.
Nie jest przyjemnie być znanym tylko z jednego powodu – sądzę, że to prawda nawet w przypadku tak wspaniałego osiągnięcia, jak zdobycie olimpijskiego medalu. Chyba jesteśmy jednak bardziej skomplikowani, niż to wynika z nagłówków w gazetach. A cóż dopiero, gdy tytuł do sławy jest negatywny i głupi, gdy jest nim coś, co trwało zaledwie pół godziny? Trudno z tym żyć, zwłaszcza że przez lata, które upłynęły od tego zdarzenia, napisano o nim wiele rzeczy zwyczajnie nieprawdziwych. Obecnie często występuję publicznie i zawsze wywołuję zdumienie i niedowierzanie, gdy wyjaśniam, że nigdy nie powiedziałem, że moja biżuteria to szajs.
Minęło 16 lat od czasu mojego przemówienia. Niekiedy dziennikarze pytają mnie, czy żałuję. Oczywiście, że żałuję! Cholernie! Kto by nie żałował? Jednak z upływem czasu, zaczynam doceniać także to, co zyskałem: jak Frank Sinatra rozumiem, że możliwość powrotu to wspaniała rzecz.