Temat: Sprawność w działaniu. Jak ją rozumiesz, jak oceniasz z...
Artur Smolik:
co zrobić z niesprawnymi, jak się wobec nich zachować? Bierzemy udział w działaniu zespołowym, w którym nie wszyscy są jednakowo zręczni, jedni okazują większe zdolności i umiejętności, drudzy mierne, inni wreszcie w pełni zasługują na miano fajtłap...
...Co więc robić z marnymi pracownikami, którzy nie zajmują właściwych ich kompetencjom i wydajności stanowisk w społeczeństwie, organizacjach społecznych? Prakseolog radzi
pozbywać się, moralista może mieć nadzieję, że ludzie się poprawią. Zarysowuje się ostry dylemat między sprawnością i moralnością, między sprawnością i sprawiedliwością...
[T.Pszczołowski; Dylematy sprawnego działania; Warszawa 1982]
Posłużę się własnym doświadczeniem.
W mojej opinii opisany konflikt wydaje się iluzoryczny. Gdybym był bardziej odważny, powiedziałbym, że go nie ma. W każdym razie odkryłem sposób, jak sobie z nim-w imię sprawności -poradzić.
Na potrzeby działania dzielę współpracowników na tych, którzy chcą i pozostałych.
Widywałem zdolnych, którym się nie chciało, głównie z powodu awersji do myślenia.
Jest mi po drodze z tymi „co chciało im się chcieć” (Wyspiański). Absolutnie mi to wystarczy, więc nigdy nie miałem problemu z decyzją. Nie pozbywałem się, jak radzi prakseolog, ani nie miałem nadziei, że się poprawią, jak podpowie moralista.
„Dajcie mi w zamian kilku chcących, a ruszymy z posad bryłę Ziemi”- wyobrażam sobie anons prasowy.
Co dla mnie znaczy niesprawność? Znaczy tyle, co brak zaangażowania. Ile można zrobić z tak niesprawnymi? NIC
Ile można zrobić z chcącymi, ale mniej sprawnymi? Prawie wszystko. Jak się do tego zabrać? To już jest powołanie menadżera. Więcej: po tym poznać menadżera. Przecież każdy spryciarz potrafi zażądać: „ dajcie wszystko w najlepszym gatunku, a ja wam zrobię pokaz sprawności”
Rozwiązanie „ konfliktu” między sprawnością a sprawiedliwością nie wydaje się trudne. Warto zawrzeć umowę z pracownikami: „ dajemy z siebie wszystko, jedziemy na maximum” i tego się później trzymać. Będę obstawał, że to nie jest naiwność, raczej umiejętność odróżnienia prawdziwego entuzjazmu.
Przy okazji rozwiązuje się pozorny konflikt między sprawnością a moralnością, bo jeśli odrzucimy opisany wyżej pomysł, to cóż zostanie? Eutanazja? Segregacja?
Nieodmiennie trzymam się tego kryterium: czy Tobie się chce? Skuteczne.
Pominąłem przypadek, kiedy brakuje umiejętności , ale dopisuje zapał. Postrzegam to tak:
Po pierwsze:
Jest nie do wyobrażenia, jak wiele można nauczyć innych mając właściwy klucz. Pomyślmy, co trzeba do nauki. Chęci właśnie. I o to zabiegamy.
Po drugie:
Co decyduje o sukcesie przedsięwzięcia, jeśli trafnie zostało określone? Suma energii uczestników. I o to zabiegamy
Po trzecie:
Miałem przypadek dwójki współpracowników źle obsadzonych wbrew predyspozycjom. Każdy czuł się więźniem narzuconej roli. Wystarczyły szczere rozmowy i zwyczajna zamiana miejsc.
Po czwarte:
Zadaniem menadżera jest konfiguracja przedsięwzięcia i rozpisanie ról. Ma to tak zrobić, by inkorporować każdy poziom umiejętności , zgromadzić i i zatrzymać ludzi zaangażowanych, nie pomijając mniej zręcznych, których zastał w przedsiębiorstwie.
Niektórzy sądzą, że problemy rozwiązuje się przy pomocy ludzi. Moim zdaniem trzeba ku temu ludzkiej energii. To duża różnica.
Po piąte:
W sprzyjających okolicznościach większość z nas potrafi się ścigać „sama ze sobą". Jeśli więc osoba mniej zręczna prześcignie samą siebie? Proszę sobie wyobrazić efekt, jaki to wywoła w całym zespole ?
Ostatnie pytanie Pana Artura jest frapujące. Ale zostawiam do następnej okazji ...
Proszę wybaczyć cytowanie na początku.
Pozdrawiam pasjonatów sprawnego działania.
Albert Muras edytował(a) ten post dnia 08.06.12 o godzinie 14:28