Roman Zawadza

Roman Zawadza Właściciel,
Freelancer, Broker
informacji naukowej

Temat: Habilitacja po polsku

W ferworze przedwyborczej kampanii wiceszef sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego dr Artur Górski (PiS) zapowiedział rychłą likwidację stopnia doktora habilitowanego. Gratuluję pomysłu i odwagi oraz życzę determinacji w jego urzeczywistnianiu. Zgadzam się, że habilitacja w obecnym kształcie jest symboliczną pępowiną łączącą w nauce polskiej czasy współczesne z tradycją PRL-u. Jest ona również źródłem coraz powszechniej krytykowanego feudalizmu w nauce polskiej. Większość nowoczesnych krajów europejskich, śladem nauki anglosaskiej, odrzuca habilitację jako zbędny balast na drodze do nowoczesności, efektywności i większej konkurencyjności w nauce. Niestety środowiska naukowe w Polsce nie są w stanie, w imię dobra wspólnego, wznieść się ponad partykularyzm i egoizm grupowy oraz zachowania korporacyjne. Z tego powodu likwidacja habilitacji jest zadaniem tyle ambitnym co trudnym: wymaga większości sejmowej i zwalczania fałszywych stereotypów.

W ferworze przedwyborczej kampanii wiceszef sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego dr Artur Górski (PiS) zapowiedział rychłą likwidację stopnia doktora habilitowanego. Gratuluję pomysłu i odwagi oraz życzę determinacji w jego urzeczywistnianiu. Zgadzam się, że habilitacja w obecnym kształcie jest symboliczną pępowiną łączącą w nauce polskiej czasy współczesne z tradycją PRL-u. Jest ona również źródłem coraz powszechniej krytykowanego feudalizmu w nauce polskiej. Większość nowoczesnych krajów europejskich, śladem nauki anglosaskiej, odrzuca habilitację jako zbędny balast na drodze do nowoczesności, efektywności i większej konkurencyjności w nauce. Niestety środowiska naukowe w Polsce nie są w stanie, w imię dobra wspólnego, wznieść się ponad partykularyzm i egoizm grupowy oraz zachowania korporacyjne. Z tego powodu likwidacja habilitacji jest zadaniem tyle ambitnym co trudnym: wymaga większości sejmowej i zwalczania fałszywych stereotypów.

Jednym z istotnych problemów związanych z habilitacją jest sama procedura obowiązująca obecnie przy jej uzyskaniu. Procedura ta sankcjonowana jest wprowadzonym przez gabinet Leszka Millera rozporządzeniem ministra edukacji narodowej i sportu z dnia 15 stycznia 2004 r. w sprawie szczegółowego trybu przeprowadzania czynności w przewodach doktorskim i habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora (Dz. U. Nr 15, poz. 128).

Analiza tego rozporządzenia dostarcza ciekawych informacji i uzasadnienia, dlaczego pewne grupy interesu oraz ówcześni decydenci bronią jej „jak niepodległości”. Natomiast zmiana rozporządzenia nie wymaga żmudnej drogi parlamentarnej, lecz tylko dobrej woli i chęci obecnego ministra nauki i szkolnictwa wyższego i może być przeprowadzona od zaraz. Ucywilizowanie i usprawnienie tej procedury oraz dostosowanie jej do norm europejskich spowoduje, iż środowiska, które je wprowadziły i pragną zachować, stracą w znacznej mierze zainteresowanie i motywację do obrony tak zobiektywizowanej habilitacji, nie podatnej na proceduralne i interpretacyjne manipulacje.

Na szczególną uwagę zasługują dwa paragrafy. W par. 12. pkt 2 stwierdza się: „W przypadku gdy rozprawę habilitacyjną stanowi część pracy zbiorowej, należy przedłożyć oświadczenia wszystkich jej współautorów określające indywidualny wkład każdego z nich w jej powstanie”. Przypomnę, że w nieznowelizowanej wersji (Dz. U. Nr 92, poz. 410 z 1991 r.), odpowiedni fragment brzmiał: „oświadczenia wszystkich jej współautorów, w tym również kandydata, określające...” itd. Uwagę zwraca więc nierównoprawne traktowanie stron. To przecież na podstawie oświadczeń współautorów dotyczących ich własnego wkładu recenzenci będą zgodnie z pkt 2 par. 14 oceniali wkład habilitanta: „W przypadku gdy rozprawę habilitacyjną stanowi część pracy zbiorowej, recenzja powinna zawierać ocenę indywidualnego wkładu habilitanta w jej powstanie”.

W mojej opinii narusza to zasadę równoprawności i równości pomiędzy współpracownikami zdecydowanie na niekorzyść habilitanta – oświadczenia współautorów są traktowane jako jedynie wiarygodne źródło oceny wkładu habilitanta, którego zdanie lub odwołanie nie jest przewidziane w żadnym trybie. W szczególności nie ma on prawa do złożenia własnego oświadczenia. Oznacza to, że wkład habilitanta oceniany jest nie tylko poprzez pryzmat samooceny współautorów, a więc nie jest wyrażony w sposób jawny, lecz będący dalej przedmiotem subiektywnej i swobodnej interpretacji recenzentów: „tyle co łaska z tego co zostało”. A przecież recenzenci, w dużej mierze wywodzą się z grona naukowych konkurentów habilitanta. W sposób oczywisty otwiera to pole do manipulacji i nadużyć. Tu z konieczności dotykam równie trudnego i kontrowersyjnego tematu: na ile pracownicy naukowi w kraju czy za granicą stanowią wzór wszelkich cnót moralnych, a w jakim stopniu kierują się oni własnymi ambicjami i interesami lub uczuciem zawiści?

Żeby nie musieć odpowiadać na tak drastycznie postawione pytania, w krajach rozwiniętych opracowano i wprowadzono bardziej obiektywne, parametryczne i zalgorytmizowane metody oceny pracy naukowej. Omawiane rozporządzenie charakteryzuje natomiast zupełny brak takich kryteriów, jak choćby używany przez ministerstwo przy innych okazjach tzw. impact factor czasopism, w których opublikowano zgłoszone do habilitacji prace, czy liczba cytowań. Wprowadza to do oceny działalności naukowej podwójne standardy: nowoczesne, wolnorynkowe (parametryczne i zobiektyzowane) przy podziale pieniędzy, przyznawaniu nagród naukowych czy ocenie działalności instytutów z jednej strony; a inne, skrajnie subiektywne i uznaniowe (rodem z PRL-u), przy wyznaczaniu ścieżki kariery naukowej – z drugiej. W przeciwnym razie, należy niezwłocznie rozwinąć i upowszechnić pomysł pisania oświadczeń, np. wprowadzając obowiązek informowania przez autorów wszystkich prac wspólnych z udziałem Polaków, w specjalnie poświęconym temu zagadnieniu rozdziale, o wkładzie każdego z nich (a nie tylko części) do powstałej właśnie publikacji. Wierniej i niewątpliwie rzetelniej oddawałaby ona stan faktyczny niż analogiczna informacja pisana po latach. Ponadto pogłębiałaby wzajemne zaufanie i zrozumienie między współautorami oraz zapobiegłaby późniejszym konfliktom. Stanowiłaby niezmiernie cenny i oryginalny wkład Polski do dorobku nauki światowej.

Moje odniesienie się do uprzednio obowiązującego rozporządzenia nie oznacza jego aprobaty, ilustruje jedynie, w jak niekorzystnym i dyskryminującym habilitanta kierunku dokonano zmian w roku 2004. W istocie, większość moich zarzutów stosuje się również do uprzednio obowiązującej wersji. To co mogło być tolerowane w roku 1991 dziś, 15 lat później, wobec gwałtownego rozwoju mediów elektronicznych, wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i związanego z tym poszerzenia możliwości współpracy z jednej strony oraz postępującej komercjalizacji nauki z drugiej, jest niewybaczalnym i blokującym rozwój nauki w Polsce anachronizmem. Procedury, dodajmy, niespotykanej w innych krajach; świat ruszył do przodu, a Polska pozostała w cieniu postkomunistycznych rozwiązań.

Przepis posiada istotne mankamenty prawne, gdyż nie przewiduje wielu typowych sytuacji, które mogą się wydarzyć, w szczególności:

* bywają prace zbiorowe, w których liczba współautorów jest znaczna, np. w fizyce cząstek i wysokich energii rozprawy mogą mieć więcej niż 50 autorów;
* część współautorów opuszcza środowisko akademickie zmieniając zawód i zainteresowania;
* współautorzy (lub ich część) odmawiają wydania takiego oświadczenia;
* uzyskane oświadczenia (lub ich część) są sprzeczne między sobą lub z odczuciami i oceną habilitanta, co prowadzi w sposób nieuchronny do konfliktów personalnych i wyniszczających sporów o priorytety;
* oświadczenia są sprzeczne z podpisanymi wcześniej zobowiązaniami wynikającymi z praw autorskich.

Współpraca naukowa powstaje zazwyczaj w klimacie wzajemnego zaufania, co nie wyklucza rywalizacji, a także nierzadko ostrych dyskusji i sporów. W większości przypadków ta dynamika tworzenia uniemożliwia w sposób oczywisty precyzyjne określenie ról i wyważenie wkładów osobistych w poszczególne pomysły czy rachunki; na to nakłada się dodatkowo czynnik czasu. Myślenie, iż wspólna praca jest prostą sumą wkładu poszczególnych autorów podważa samą ideę współpracy i kłóci się ze zdrowym rozsądkiem.

Najczęściej cytowane i poważane prace w moim Instytucie powstały właśnie jako rezultat szerokiej współpracy międzynarodowej. Próba rozkładu tak powstałej pracy na czynniki pierwsze może prowadzić nie tylko do drobnych zadrażnień, ale i do poważnych konfliktów o priorytety w ramach dobrze działającej grupy badawczej, a w skrajnych przypadkach nawet do jej rozpadu. Co więcej, może też być sprzeczna z podpisanymi wcześniej zobowiązaniami wynikającymi z praw autorskich, a więc mieć też konsekwencje prawne.

Z drugiej strony spory o priorytet w nauce należą do najbardziej zaciekłych, mają swoją długą i ciekawą i historię; są też częściowo udokumentowane od czasów Newtona. Nie ma powodu przypuszczać, że ulegają im tylko najwięksi; jesteśmy ich świadkami na co dzień, podczas konferencji czy seminariów. W nauce, inaczej niż np. w sztuce czy literaturze, nie wykształcił się osobny zawód recenzenta. Z drugiej strony współczesną naukę cechują coraz węższe specjalizacje. Z konieczności więc najbardziej kompetentnymi recenzentami zostają naukowi rywale i konkurenci habilitanta. Łatwo się domyśleć, że w takiej sytuacji przysłowiowym języczkiem u wagi mogą stać się sprawy formalne i drugorzędne z punktu widzenia meritum, jak np. wzajemna niesprzeczność różnych oświadczeń, domniemanie wkładu habilitanta, itp. Może to prowadzić do pogłębienia oportunizmu, klientyzmu czy wręcz wasalizmu w nauce.

Da się również zauważyć, że kandydaci do tytułu profesora nie są już poddawani takim wymyślnym oraz obstrukcyjnym procedurom i nie muszą udowadniać swego współautorstwa w pracach, pod którymi widnieje ich nazwisko. Albo pomysł jest dobry i należy go bezwzględnie i powszechnie stosować, albo godzić się na zarzut podwójnych standardów i podwójnej moralności oraz działań korporacyjnych. Uważam, iż rozporządzenie z dnia 15 stycznia 2004 r. w sprawie szczegółowego trybu przeprowadzania czynności w przewodach doktorskim i habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora (Dz. U. Nr 15, poz. 128) w omawianym powyżej zakresie:

* jest sprzeczne z międzynarodowymi regulacjami o prawach autorskich;
* narusza w sposób istotny zasadę równoprawność i równości pomiędzy współpracownikami zdecydowanie na niekorzyść habilitanta, przez to stawia go w poniżającej sytuacji osoby dyskryminowanej, niewiarygodnej i mającej mniej praw niż pozostali współpracownicy;
* prowokuje konflikty ze współpracownikami (aktualnymi lub byłymi) o pierwszeństwo odkrycia naukowego, które było (i według wspomnianych wcześniej praw autorskich jest nadal) dziełem wspólnym w równym stopniu. Może też doprowadzić do rozbicia, poprzez poróżnienie, dobrze działających międzynarodowych lub krajowych grup badawczych. W dobie rywalizacji o fundusze europejskie jest to gol samobójczy ze strony naszego kraju;
* jest niedostosowane do współczesnych warunków swobodnej konkurencji i gospodarki wolnorynkowej;
* wprowadza uregulowania prawne niespotykane w innych krajach europejskich i przez to jest niezrozumiała dla współpracowników zagranicznych. Jest sprzeczne z duchem podpisanej przez Polskę Deklaracji Bolońskiej;
* stawia współpracowników polskich w sytuacji upośledzonej w stosunku do kolegów z zagranicy, którzy takich oświadczeń nie potrzebują. Przez to osłabia ich wiarygodność i międzynarodową pozycję a także pozycję nauki polskiej;
* utrudnia w dużej mierze, poprzez obstrukcyjne działanie, swobodę współpracy i wolność badań naukowych. W tym kontekście sprzeczne jest też z międzynarodową kartą nauczyciela akademickiego i jest ortogonalne wobec obecnych trendów w nauce światowej;
* nie daje gwarancji obiektywnej oceny, a jest w głównej mierze testem lojalności współpracowników;
* jest podatne na interpretacyjne manipulacje recenzentów – naukowych konkurentów habilitanta. Może więc być skutecznym narzędziem do zwalczania konkurencji;
* ma charakter korporacyjny – wymierzone jest w grupę niesamodzielnych pracowników nauki, podporządkowując ją jeszcze bardziej grupie samodzielnych pracowników;
* jest dysfunkcjonalne, uzależnia karierę osobistą od nieprzejrzystych, często niemożliwych do spełnienia procedur i dobrej woli osób trzecich;
* wprowadza do życia naukowego podwójne standardy;
* sprzyja powstawaniu nieformalnych grup i układów oraz uczy konformizmu.

O jakości prawa tworzonego za rządów Leszka Millera świadczy choćby tzw. afera Rywina. To porównanie nie jest przypadkowe, ponieważ w tym ostatnim przypadku również z zapisów ustawy „zniknęło” kilka słów. Można zadać retoryczne pytanie, jakie istotne argumenty doprowadziły do zmiany uregulowań prawnych w roku 2004? Retoryczne, ponieważ na to i na inne postawione tu pytania nie udało mi się uzyskać odpowiedzi w drodze korespondencji z ministerstwem.

Minister uchyla się również od napisania listu motywacyjnego do współautorów zagranicznych. Chodzi o zamieszczenie na internetowych stronach ministerstwa (w kilku głównych językach świata lub co najmniej po angielsku) apelu-prośby, którego celem byłoby zmotywowanie współautorów zagranicznych do pisania oświadczeń. Przecież rozporządzenia polskiego ministra nie muszą obowiązywać obywateli państw trzecich. Dlatego też formułowany tu postulat powinien zawierać, moim zdaniem, następujące inicjatywy:

1. informację o istniejących przepisach z dosłownym ich przytoczeniem, mam na myśli pkt 2 par. 12 oraz dla podkreślenia powagi sytuacji pkt 2 par. 14, kwestionowanego przez mnie rozporządzenia;
2. wyczerpujące uzasadnienie, dlaczego właśnie w Polsce takie przepisy obowiązują i są niezbędne; przekonanie naukowców, że nie oznacza to podważenia czy naruszenia ich praw autorskich;
3. gorący apel-prośbę do potencjalnych zaświadczeniodawców o rzetelne ustosunkowanie się do ministerialnych wymagań.

Myślę, że tak jak minister nakłada obowiązek dostarczenia oświadczeń, tak też powinien wspierać i uwiarygodniać poczynania osób chcących takie zaświadczenia uzyskać. Przy czym siła oddziaływania apelu będzie prawie w całości zależała od wypełnienia nakazu zapisanego w punkcie b).

Taka standaryzowana i obowiązkowa forma listu zapobiegłaby też możliwym manipulacją jego treścią w celu uzyskania oświadczeń od współautorów. Jednocześnie stanowiłaby niepowtarzalną okazję do rozpowszechnienia idei oświadczeń oraz próbę jej zaszczepienia w innych krajach – wszak dobrymi rozwiązaniami należy się dzielić. Tymczasem przekonującego uzasadnienia nie ma nawet w języku polskim. Jak można przekonać współpracowników do pisania oświadczeń, nie będąc samemu przekonanym? Co więcej, ministerstwo uchyla się od wzięcia odpowiedzialności za negatywne skutki wynikające z chęci podporządkowania się rozporządzeniu, jak np. poróżnienie współautorów, zerwanie współpracy czy ewentualne postępowania sądowe.

dr Andrzej Borowiec

ANDRZEJ BOROWIEC, adiunkt w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego, autor ponad 50 publikacji z fizyki teoretycznej i matematycznej. Zasiada w komitecie redakcyjnym wydawanego od 2003 roku przez World Scientific w Singapurze „International Journal of Geometric Methods in Modern Physics”. W 2006 roku zorganizował w Lądku Zdroju Zimową Szkołę Fizyki Teoretycznej pt. „Aktualne zagadnienia matematyczne teorii grawitacji i kosmologii”.