Roman
Zawadza
Właściciel,
Freelancer, Broker
informacji naukowej
Temat: Co dalej młody doktorze? Czyli o karierze naukowej po...
Obecni doktoranci mają w gruncie rzeczy status studenta na wyższym poziomie, zmieniała się więc pozycja doktorów w hierarchii uczelni." Doktorzy spadli do roli dawnych asystentów z całym bagażem obowiązków administracyjnych, bibliotecznych i innych, bowiem doktoranci nie mogą pełnić np. funkcji sekretarza na egzaminach wstępnych, więc powierza się tę funkcję doktorom. Nie wiem czy jeszcze palą w piecach w domach profesorskich jak naukowe nie jest dla nich, ale chcą uzyskać stopień naukowy. Czasami jakaś instytucja bardzo potrzebuje młodego naukowca i ci średni, a nie najlepsi, są również zatrudniani. W tej sytuacji doktorat nie wystarcza jako przepustka do autentycznego świata nauki. Musi być dalszy próg. Pytanie pozostaje jaki. W tej chwili jedynym takim progiem jest habilitacja. Czy powinna zostać? Na to pytanie jako przedstawiciel nauk humanistycznych odpowiem zdecydowanie tak.Ważną rzeczą w karierze naukowej jest ocena wartości uczonego, jego oryginalności twórczej. Właściwie chodzi o system tej oceny. Jeśli habilitacja, jako część systemu oceny, ma zniknąć, to co dalej? Obecny system oceniania pracownika jest w dużej mierze grzecznościowy, a nie obiektywny. Nie ma ogólnie przyjętego zestawu parametrów, którymi można obiektywnie mierzyć pracownika. Nawet ocena negatywna bezpośrednio nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Okresowe ankiety stosowane na uczelniach są mało wyczerpujące i mało mówiące o rozwoju pracownika. W wielu szkołach nie rozróżnia się wartości publikacji w byle zagranicznym czasopiśmie, od tej publikowanej w dobrym czasopiśmie krajowym, czy też publikacji w dobrym czasopiśmie lub pracy zbiorowej, od publikacji w słabym krajowym czasopiśmie, jak lokalne zeszyty naukowe. Przy ocenie patrzy się na ilość, a nie jakość publikacji. Co więcej w przedstawianej o pracowniku opinii przełożony zwykle odpowiada na pytanie, czy dany doktor jest zdolny do prowadzenia samodzielnych badań, czyli czy zrobi habilitację, czy nie. Oceny pracowników nawet na dużych uczelniach są ciągle generalnie pobłażliwe. Jaką więc mamy gwarancję jakości w mniejszych szkołach? Żadnej. Pracownik, który się nie sprawdził musi dostać przynajmniej trzy negatywne oceny, przez co zajmuje miejsce przez kilka lat, które powinien zwolnić dla młodych. Często czekamy 6-8 lat żeby się go pozbyć.
Zniesienie habilitacji będzie krokiem w tył, a nie w przód jeśli chodzi o gwarancje wysokiego poziomu w nauce. Habilitacja wbrew krążącym opiniom nie zwalnia kariery, lecz jest oceną czegoś, co się zrobiło. Jest to tylko krok, po nim powinny następować dalsze, co zapobiegnie stagnacji i zaprzestaniu badań. Młody doktor musi zdawać sobie sprawę z tego, co go czeka, co dalej będzie musiał robić. Praca naukowa to ciężka i mozolna praca, która może też być przyjemnością, a pracownik nauki musi wykazywać chęć działania i tworzenia. Konkurencja w nauce musi istnieć jako źródło zachęty dla tych, którzy powinni ciągle coś odkrywać. Po habilitacji przyjdą wyższe stanowiska i tytuł naukowy. Ci, którzy się wspięli na tę wyżynę też muszą być ciągle oceniani. Dla niektórych doktorów doktorat jest często końcem kariery. Często brak im wizji, uporu i wytrwałości, by pracować dalej. Doktorat nie jest więc przepustką do dalszej kariery, a tylko jednym z jej etapów.
Kiedy można by zrezygnować z habilitacji? Na pewno nie w najbliższej przyszłości w Polsce. Nie mamy tradycji oceny pracowników. Przykłady zagraniczne są złudne, ponieważ zwykle pozbawione kontekstu, który daje tradycja oraz wartości wyznawane od pokoleń. Brak etosu pracy w Polsce w ogóle często przenoszony jest na grunt nauki. Tam gdzie za granicą nie ma potrzeby kontrolować, u nas jest to ciągle konieczne. Czy ktoś z nas zostawiłby studentów bez kontroli, żeby sami pisali egzamin?
Zasadniczym punktem moich rozważań jest kwestia „kariery" zawodowej młodego doktora. Zanim jednak odpowiemy na pytanie o „karierę" powinniśmy zastanowić się, czym jest praca na uczelni i jaki obraz pracy naukowej powinniśmy przekazywać przyszłym pokoleniom.
Jak mamy rozumieć ideę kariery naukowej, czy jest to zdobywanie tylko stopni i tytułów naukowych, pięcie się po stopniach struktury uczelnianej, hierarchii naukowej? Jeśli tak to za jaką cenę? Alternatywnie, czy kariera naukowa to jest dorobek naukowy, a stopnie naukowe, jakkolwiek istotne, wypływać powinny z chęci opisania czegoś, co się odkryło i zaświadczyć o wartości odkrycia? W obydwu wypadkach, chociaż oczywiście drugi wydaje się tym właściwym rozumieniem, obrana droga powinna doprowadzić do tytułu profesora. Kariera musi się rozwijać tak, aby osiągnięcia i rezultaty badań doprowadziły do tytułu profesora, a kolejne stopnie ten rozwój w jakiś sposób dokumentowały.
Praca na uczelni powinna być oparta o stały rozwój, niekończącą się naukę i samodoskonalenie. Tak jak w świecie wielkich korporacji, tak i na uczelni obowiązują Darwińskie zasady naturalnej selekcji, czyli przetrwania najlepszych. Uczelnie można więc wyobrazić sobie jako stożek, u którego podstaw są najmłodsi, a na szczycie profesorowie i tych jest najmniej.
Każdy stopień naukowy jest jakimś podsumowaniem pewnego stadium kariery i jako taki jest pewnym etapem rozwoju pracownika. Człowiek jest jednak z natury istotą leniwą, i chociaż większość ludzi pracujących na uczelni ma bardzo dobre pomysły naukowe ich realizacja często przysparza wielu cierpień. Stąd też większość pomysłów zostaje, słowami Szekspira z „Zakochanego Szekspira": „safely locked in here" (bezpiecznie zamknięte w głowie). Habilitacja jest więc pewnym stadium w pracy naukowej, koniecznym, ale wypływającym z wewnętrznej potrzeby pracy twórczej. Jest to przecież książka, których oczekuje się od humanistów, a filologów szczególnie.
W naukach humanistycznych nie można zastosować modelu struktury, w której pracownicy naukowi z doktoratem prowadzą badania naukowe dla profesora. Humaniści są przede wszystkim indywidualistami, tak więc okres przed habilitacją staje się dla doktora probierzem własnych możliwości, a sama habilitacja powinna potwierdzić, czy ktoś robi postępy, czy też nie. Jest to czas wyzwalania w sobie samodzielności badawczej, własnych wizji i zdolności odkrywania czegoś nowego Rozprawa habilitacyjna jest więc wynikiem zainteresowań i podsumowaniem czegoś co się zrobiło, pokazuje umiejętność samodzielnego stawiania problemów badawczych, zadawania pytań. Stąd przy habilitacji nie ma opiekuna naukowego.
Dla polskich naukowców mit zagranicy jest nadal bardzo silny. Co jakiś czas media przekazują historię o polskich naukowcach (głównie w naukach ścisłych) pracujących zagranicą odnoszących spektakularne sukcesy. Są to przypadki pojedyncze. Istotnie w naukach ścisłych zagraniczne laboratoria i instytuty często oferują sprzęt niedostępny w Polsce, jeśli jednak chodzi o sposoby finansowania to i w USA i w Anglii podstawę stanowią państwowe o prywatne granty, o które tak jak wszędzie, uniwersytety muszą zabiegać. Nie wszystkie uniwersytety są tak samo i dobrze finansowane (np. University of Statesboro, Georgia).
Jeśli chodzi o filologie to te mity też pokutują zwłaszcza, w wyobrażeniach, że pobyt zagranicą daje większe możliwości niż badania prowadzone w Polsce.'6 Programy doktoranckie różnych uniwersytetów stoją dla nas otworem. W naukach humanistycznych stypendia zagraniczne mogą stanowić podstawę uzupełniania przygotowanych materiałów, a czas spędzony na zagranicznym uniwersytecie może przyspieszyć pisanie pracy habilitacyjnej, ze względu na brak obciążeń administracyjno-dydaktycznych oraz dostępność źródeł. Wyjazd zagranicę nie jest jednak niezbędny, aby napisać dobrą pracę habilitacyjną. Mogę przytoczyć szereg nazwisk koleżanek i kolegów z Instytutu, którzy pisali rozprawy habilitacyjne w kraju, korzystając z polskich bibliotek kontaktów korespondencyjnych z uczonymi zagranicznymi i Internetu.
Dla młodych doktorów zostających na uczelni bardzo ważną sprawa powinna być wymiana myśli. W naukach humanistycznych i społecznych, w przeciwieństwie do nauk ścisłych, gdzie w 90% praca na uczelniach to praca zespołowa, praca naukowa jest pracą indywidualną. Humaniści w zasadzie to indywidualiści, jak już wyżej wspomniałam, stąd też tworzenie zespołów badawczych nie ma na celu przygotowywania jednej publikacji, lecz raczej publikacji zbiorowych. Zespoły badawcze to forum, na którym można się wypowiedzieć, przedstawić wyniki własnej pracy, posłuchać i dowiedzieć się czegoś o pracy innych. W literaturze w języku angielskim jest bardzo wiele obszarów, gdzie prace zbiorowe (to jest dla mnie nowa wersja interdyscyplinarności diachronicznej) są o wiele bardziej wyczerpujące, aniżeli prace indywidualne. Warunkiem dobrego rozwoju całego zakładu jest ciągłe tworzenie jego pozytywnego wizerunku, oraz ciągła wymiana myśli i wzajemne uczenie się. Kilka lat temu była moda na zespoły interdyscyplinarne ponad podziałami na dyscypliny, takie zespoły oczywiści nadal są potrzebne, ale w większości były to zespoły jednej publikacji. Proponowany przez mnie model jest oparty na zespole z jednej dziedziny, a jego członkami mogą być ludzie zajmujący się różnymi aspektami danego przedmiotu. Dążenie do wspólnego celu, jakim jest publikacja książki, stwarza możliwość dynamicznego rozwoju wszystkich członków zespołu. Taki wspólny cel tworzy środowisko, w którym można dzielić się swoją pasją, ale także zadawać pytania badawcze i dzielić się wątpliwościami. Nic nie działa bardziej jak kubeł zimnej wody na przekonanego o własnych racjach młodego doktora niż zapytanie: „so what's is your take on it?" (czyli co tak naprawdę Pan/Pani chce w pracy zrobić?). Co więcej regularne spotkania gwarantują wymianę myśli i chęci ciągłego rozwoju.