konto usunięte
Temat: Praca i oszustwa w ogłoszeniach pracy
Masz wysokie kwalifikacje, ale jesteś bezrobotny? Nie przejmuj się, takich jak Ty w Polsce jest kilkaset tysięcy i choć rzekomo jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie odczuł wybitnie mocno ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego, to i tak niczego to nie zmienia w sferze zatrudnienia.Większość ofert pracy to oferty z góry już „zaklepane”. Dla znajomków, dla rodziny, dla znajomych rodziny i znajomych znajomków. Firmy ogłaszają się, ale 90% ogłoszeń w chwili pojawienia się w prasie lub internecie, jest już nieaktualnych. Dlaczego? Otóż aby dana firma wyglądała na taką, która daje wszystkim ludziom szanse, ogłasza się ona z daną ofertą pracy. Tymczasem stanowisko pracy, o które się ubiegasz wysyłając setną cv-ałkę w miesiącu jest już nieaktualne. Tak jest w niemal 100% w przypadku ogłoszeń na stanowiska kierownicze i dyrektorskie, ponieważ przedsiębiorstwa mają zazwyczaj system awansów wewnętrznych. Nawet jeśli zostaniesz wezwany na rozmowę kwalifikacyjną, to i tak z góry jesteś skazany na porażkę. Znajomości to nadal jedna z najcenniejszych przywar w Polsce. Jeśli je masz, możesz być skończonym imbecylem i analfabetą, a zajdziesz daleko. Jeśli ich nie masz, możesz być geniuszem, a ugrzęźniesz w bagnie na wieki. Nawet do pracy, a raczej służby w policji musisz mieć szerokie plecy. W przypadku takowych znajomości możesz nie spełniać niemal żadnych wymogów stawianych przyszłym policjantom, możesz seplenić, mieć wadę wzroku, kręgosłup jak ósemka, 150 cm wzrostu w kapeluszu na rolkach i 140 kilogramów wagi – i tak cię przyjmą. Jeśli zaś jesteś wysportowany, wykształcony, znasz kilka języków i wyglądasz jak Arnold Schwarzenegger za najlepszych lat – nie masz szans, gdy nie masz znajomości.
Inna sprawa to rekrutacje na stanowiska szeregowe. Dobitny przykład to rekrutacje na posadę przedstawiciela handlowego/medycznego. Od pewnego czasu jest tendencja do przyjmowania ludzi lekko mówiąc nierozgarniętych, bo w końcu jaki Regionalny lub Krajowy Kierownik Sprzedaży chciałby, aby za kilka miesięcy jakiś świetny handlowiec poprzez swoje wyniki zajął jego stanowisko? Dlatego nie dziwi sytuacja, gdy przedstawicielem handlowym zostaje niewygadany gbur nie mający pojęcia o technikach sprzedażowych. Ważne, aby robił to co mu się nakazuje i nic ponadto. Ma być tylko trybikiem zadowolonym ze swojej służbowej skody lub toyoty oraz komórki i laptopa. Ma się cieszyć, że może być gnojony przez szefa. Ma się cieszyć, że może raz na kwartał jeździć na durnowate szkolenia wymyślane przez durnowate szefostwa działów HR i PR danych firm. Jesteś inteligentny? Musisz sam wpaść na pomysł zarobku, we większości firm na ciebie nie postawią!
Największą głupotą są wymagania przyszłych pracodawców (zazwyczaj imbecyli, którzy są szefami, ponieważ mają to samo nazwisko co założyciel danej firmy lub też byli kapusiami w czasach komuny, przez co dorobili się trochę lepiej niż ci, którzy nie kapowali). Przykładowy przedstawiciel handlowy w Polsce widziany okiem przyszłego szefa powinien:
- mieć nie mniej niż 20 i nie więcej niż 25 lat oraz 50 lat doświadczenia,
- biegle znać jeden język obcy, a kolejne dziesięć będzie dodatkowym atutem (chociaż owa znajomość kompletnie mu się nie przyda, gdyż będzie pracował w Polsce i posługiwał się tylko językiem polskim),
- mieć miłą aparycję (najlepiej aby była to ładna i łatwa, ale głupia dziewczyna, aby na każdym szkoleniu mogła przysłużyć się szefostwu swoją urodą, ewentualnie przystojny maczo, aby szefowa mogła dać się poskromić przy okazji spotkań szkoleniowych),
- skrupulatnie donosić na koleżanki i kolegów (każdy kto powie cokolwiek złego na szefa dostanie dyscyplinarkę i wilczy list),
- być odpornym na stres (w końcu w kołchozie pracy harówka wymaga odporności, tym bardziej odporności wymaga ciągłe wysłuchiwanie obelg od nierozgarniętego szefostwa),
- być kreatywnym (aby podpowiadać szefowi pomysły na rozwój firmy, które później przedstawia on jako swoje),
- nie narzekać i wychwalać pod niebiosa firmę, w której się pracuje,
- nie mieć punktów karnych na koncie, ponieważ należy liczyć się z tym, że podczas pierwszego miesiąca pracy dostanie się ich tyle, że o nasze prawo jazdy upomni się drogówka,
- należy również posiadać wykształcenie wyższe magisterskie, ponieważ każdy sprzedawca cukierków powinien ukończyć Uniwersytet Warszawski, a przedstawiciel medyczny winien być lekarzem medycyny, gdyż darmowe studia opłacane z kieszeni podatnika są szczytem ambicji lekarza (przez co później wyjeżdża on do Anglii lub Szwecji leczyć obcokrajowców).
Jeżeli więc jesteś osobą inteligentną i rozgarniętą daleko w prywatnej firmie nie zajdziesz, musisz być przygotowany na to, że prędzej czy później wylecisz z hukiem z pracy. Jeśli zaś masz znajomości lub jesteś lizusem i twój poziom inteligencji równa się poziomowi inteligencji leniwca, zapewne zajdziesz bardzo daleko.
W przypadku, kiedy otworzysz własną działalność gospodarczą, to o ile nie załatwi cię milion niepotrzebnych pseudoprzepisów dotyczących własnej firmy, to zrobi to zapewne skarbówka, która wlepi ci mandat za to, że oddychasz powietrzem. Wszystkiemu przyklasną politycy i będą się reklamować, jakim to jesteśmy przychylnym człowiekowi krajem, gdzie każdy (oprócz ludzi zdolnych) ma równe szanse na rozwój.
Widok wspaniałych i zdolnych, młodych absolwentów krajowych uczelni, którzy po odebraniu dyplomu magistra idą zarejestrować się do pośredniaka, nikogo już nie dziwi. Chwilę później wyuczony, zdolny człowiek wyjeżdża na zachód i wymyśla przeróżne cuda, za które dostaje prestiżowe nagrody i dobre pieniądze. Kraj, który daje mu tą nagrodę i pieniądze inwestuje w Polaka, po kilku latach dając mu obywatelstwo, jednocześnie rozwijając swój potencjał naukowo – gospodarczy, zaś Polska nadal tkwi w beznadziei. Państwo polskie nie dba o swojego obywatela, to robią to inni. Szkoda tylko, że dzieje się to kosztem właśnie owych obywateli. Kosztem nas.