Temat: co z tym "Y"?
No to ja powiem tak: niektórzy ludzie (zwłaszcza moi znajomi studiujący kierunki medyczne) nie mogą znaleźć pracy podczas studiów, bo: w zawodzie nie znajdą (gdy są np. na 1 roku), jeśli będą pracować np. w marketach (nie umniejszam takiej pracy, tylko podaję przykładowo), to w żaden sposób nie wpłynie to na ich CV, za to będzie przy niewielkich zarobkach ogromną stratą czasu, który zazwyczaj przeznaczyliby na naukę tych wszystkich skomplikowanych rzeczy.
1000 złotych to często zarobek przy pracy na pełen etat, jeśli to pół etatu, to już jest 500 złotych, czyli mniej więcej tyle ile wynosi stypendium (no może kilkadziesiąt złotych więcej), więc wiele osób woli się pilnie uczyć niż pracować. Zwłaszcza, jeśli te osoby chcą później pracować naukowo lub w zawodzie powiązanym z ich kierunkiem, gdzie też bardziej będzie się liczyło doświadczenie zdobywane w zawodzie, nawet w formie wolontariatu, ale taki człowiek później lepiej się orientuje na czym polega dana praca niż człowiek, który całe studia przeleciał z dostatecznymi wynikami za to z doświadczeniem wyniesionym z marketu czy sklepu.
Ale i tak uważam, że wcale nie jest z nami tak źle, bo znam bardzo wiele osób, które studiują i pracują. Sama pierwszą pracę podjęłam mając 19 lat i studiując dziennie.
Jednak wydaje mi się, że obecne realia powodują, iż studenci wolą inwestować w swoja wiedzę niż pieniądze w zawodzie, którego nie chcą później wykonywać. Teraz najlepiej jest studiować dwa kierunki, znać kilka języków, móc sobie do CV wpisać "coś" powiązanego z kierunkiem studiów (nie na wszystkich są praktyki, a na wielu jest ich bardzo mało), więc czasami trudno w taki rozkład tygodnia wpisać sobie jeszcze pracę.
Jak najbardziej popieram inwestycję w naukę, jednak nie do końca rozumiem osoby, które skupiają się tylko na niej, gdyż to doświadczenie (choćby w formie wolontariatu) daje później bardzo dużo, więcej niż same piątki w indeksie (wykluczam tu pracę naukową).