Mariusz
B.
Coach twórczej
kariery
Temat: STATUS JAMOCHŁONA
STATUS JAMOCHŁONAPotrzeba w człowieku głębszego sensu i znaczenia, jest na tyle głęboko zakorzeniona, że nie można tak łatwo nałgać czy oszukać innych i siebie, nawet kiedy włożyło się w to sporo wysiłku. Ta potrzeba może być, co najwyżej sfrustrowana czy wypierana, ale nie wyrwana z korzeniami. Prędzej czy później człowiek staje przed pytaniem, które go dopadnie bezwarunkowo i osobiście. To pytanie można uznać za „troskę ostateczną", a dotyczy ono —„obłędnego biegu z przeszkodami do celu, który nie istnieje". W żadnej z minionych epok życie duchowe człowieka nie było tak daleko od głębi jak obecnie. Wir odśrodkowy, napędzany centryfugą kultury medialnej wypycha na peryferie bycia, które aspirują do bycia całością. Konsumpcja degraduje do statusu jamochłona i stara się ten fakt potwierdzić normą społeczną Jest jakimś paradoksem, że poszukiwania sensu zmierzają w odwrotnym kierunku, chyba, że jest to tylko faza cyklu, a obecny czas jest tylko maksymalnym wychyleniem na zewnątrz, po którym nastąpi koncentracja. Ześrodkowanie zaczyna się od poznawania siebie, bo jak bez tego wyobrazić sobie można relacje. Często pojęcie medytacji kompletnie dowolnie rozumiane, kojarzone jest mętnie z czymś, co ma związek z jakimś ześrodkowaniem. Jedni mają skojarzenia z siedzeniem w kucki i gapieniem się na swój pępek (omfaloskopia), inni natomiast kojarzą medytację z wchodzeniem w trans i autohipnozą. Etymologia pojęcia medytacji i dotyczy przywodzenia do środka (medio) i wszystko, co uruchamia ten proces może spełniać te cele. Ciekawe, że słowo „lekarstwo"(medere) ma ten sam rodowód.
T.S. Eliot mówił o skierowaniu uwagi na spoczywającym wewnątrz nas, w głębi punkt, „wirującego światła", wobec którego intelekt gaśnie, a jego miejsce zajmuje cisza i milczenie. Przenosi to punkt ciężkości i uwagi z głowy trochę niżej, w okolice serca (jak mówią mnisi), czy w miejsce zwane Hara, na co zwracają uwagę japońscy buddyści. Kulturowe wydziedziczenie, z głębi, którego obecnie przeżywamy społeczny rozkwit, reaguje rubasznie nie tyle na wieloznaczność pojęcia medytacja, w rozwoju -„A co to ja...filozof?", ale podobne reakcje budzą wszystkie pojęcia kojarzone, ale nie do końca z potrzebą myślenia w ogóle. Skojarzenia z pojęciem konieczności analizy jakiejkolwiek informacji wywołuje chichot i reakcję typu: „Analizę moczu to zrób se sam." Rzymianie jako kultura nastawiona bardziej pragmatycznie od Greków, z której czerpali garściami i brali co się dało, pojęcie medytacji (łac. meditari) oznaczyli jako —„poświęcać uwagę, ćwiczyć". Nawet to okrojone znaczenie, jeśli tylko dotyczyłoby codziennej chwili czasu na rozważenie, zastanowienie się, co przyniósł mijający dzień, jakie przyniósł doświadczenia i czego one uczą, nawet jako moment refleksji, nie należy do zwyczajów praktykowanych. Powszechnie wiadomo, że największą przeszkodą na drodze do duchowego rozwoju jest ruchliwość i zmienność ludzkiego umysłu.
W tradycji chrześcijańskiej Kassjan, pouczony przez opata Isaaka, Ewargiusza Pontyjskiego wymienia trzy etapy życia duchowego:
1. Czytanie i rozważenie tekstu
2. Ćwiczenie, zdolność do powtórzenia własnymi słowami.
3. Wizja czy przykłady z życia.
Opracowanie
Alan P. Stroganowski