Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Delmore Schwartz

In The Naked Bed, In Plato's Cave


In the naked bed, in Plato's cave,
Reflected headlights slowly slid the wall,
Carpenters hammered under the shaded window,
Wind troubled the window curtains all night long,
A fleet of trucks strained uphill, grinding,
Their freights covered, as usual.
The ceiling lightened again, the slanting diagram
Slid slowly forth.
Hearing the milkman's clop,
his striving up the stair, the bottle's chink,
I rose from bed, lit a cigarette,
And walked to the window. The stony street
Displayed the stillness in which buildings stand,
The street-lamp's vigil and the horse's patience.
The winter sky's pure capital
Turned me back to bed with exhausted eyes.

Strangeness grew in the motionless air. The loose
Film grayed. Shaking wagons, hooves' waterfalls,
Sounded far off, increasing, louder and nearer.
A car coughed, starting. Morning softly
Melting the air, lifted the half-covered chair
From underseas, kindled the looking-glass,
Distinguished the dresser and the white wall.
The bird called tentatively, whistled, called,
Bubbled and whistled, so! Perplexed, still wet
With sleep, affectionate, hungry and cold. So, so,
O son of man, the ignorant night, the travail
Of early morning, the mystery of the beginning
Again and again,
while history is unforgiven.

Na łóżku nagim, w jaskini Platona

Na łóżku nagim, w jaskini Platona
Odbite światła pojazdów wolno sunęły po ścianie,
Cieśle tłukli młotkami pod ocienionym oknem
I całą noc wiatr nękał okienne zasłony.
Flota ciężarówek, zgrzytając, z wysiłkiem pięła się pod górę
Z przykrytym ładunkiem- to było jak zwykle.
Sufit rozświetlał się znowu i ukośny wykres
Sunął powoli naprzód.
Słysząc okrzyk mleczarza,
Który na każdy stopień wstępował z wysiłkiem, i brzęk butelek
Wstałem z łóżka, zapaliłem papierosa
I podszedłem do okna. Kamienna ulica
Rozłożyła przede mną ciszę, w której trwały budynki,
Czuwanie nocnej lampy i cierpliwość konia.
Czysta kopuła zimowego nieba
Kazała wrócić do łóżka ze zmrużonymi oczyma.

Dziwne rzeczy rosną w nieporuszonym powietrzu.
Swobodnie wyświetlany
Film szarzeje. Trzęsące wagony, wodospady kopyt
Rozlegają się daleko, narastają, to bliżej, to dalej.
Wóz ruszający zakrztusił się. Ranek, łagodnie roztapiając
Powietrze, na wpół przykryte krzesło wynurza
Z dna morza, roznieca zwierciadło,
Oddziela kredens od tła białej ściany.
Ptak odezwał się z wahaniem, zagwizdał, zawołał,
Zabulgotał i zagwizdał o tak! Oszołomiony, jeszcze wilgotny
Od snu, wzruszony, głodny i zziębnięty. Tak, tak,
Synu człowieczy, o nieświadoma nocy, prace
Wczesnego poranka, o tajemnice rozpoczynania
Znowu i znowu,
kiedy Historia jest nieprzejednana.

tłum. Zbigniew Herbert

Calmly We Walk Through This April's Day

Calmly we walk through this April's day,
Metropolitan poetry here and there,
In the park sit pauper and rentier,
The screaming children, the motor-car
Fugitive about us, running away,
Between the worker and the millionaire
Number provides all distances,
It is Nineteen Thirty-Seven now,
Many great dears are taken away,
What will become of you and me
(This is the school
in which we learn...)
Besides the photo and the memory?
(...that time is the fire in which we burn.)

(This is the school in which we learn...)
What is the self amid this blaze?
What am I now that I was then
Which I shall suffer and act again,
The theodicy I wrote in my high school days
Restored all life from infancy,
The children shouting are bright as they run
(This is the school in which they learn . . .)
Ravished entirely in their passing play!
(...that time is the fire in which they burn.)

Avid its rush, that reeling blaze!
Where is my father and Eleanor?
Not where are they now, dead seven years,
But what they were then?
No more? No more?
From Nineteen-Fourteen to the present day,
Bert Spira and Rhoda consume, consume
Not where they are now (where are they now?)
But what they were then, both beautiful;

Each minute bursts in the burning room,
The great globe reels in the solar fire,
Spinning the trivial and unique away.
(How all things flash! How all things flare!)
What am I now that I was then?
May memory restore again and again
The smallest color of the smallest day:
Time is the school in which we learn,
Time is the fire in which we burn.

Dla Rhody

Szliśmy spokojnie przez dzień kwietniowy,
Tutaj i tam poezja stolic,
W parku siedzieli żebrak i rentier,
Krzykliwe dzieci i samochody
Mijały nas i biegły dalej,
Od milionera do robotnika
Cyfra odległość zabezpiecza.
Tysiąc dziewięćset trzydziesty siódmy,
Wielu tak drogich zabrała śmierć,
Co pozostanie z ciebie i ze mnie
(Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Poza fotosem, poza pamięcią?
(...ten czas jest ogniem, który nas spala).

(Oto jest szkoła, tu się uczymy...)
Kim jestem tutaj, w sercu płomienia?
Kim jestem teraz, ja, który byłem,
Kim będę jutro, kogo powtórzę,
Studentem piszącym teodyceę
Czy odzyskałem znowu dzieciństwo,
Dzieci krzyczące tak błyszczą, biegnąc,
(Oto jest szkoła, tutaj się uczą...)
Uprowadzone przez grę chwilową!
(...ten czas jest ogniem, który je spala).

Żarłoczna szybkość, rozchwiany płomień!
Gdzie jest mój ojciec, gdzie Eleanor?
Zmarli przed laty; cóż mi, gdzie dziś są?
Wtedy kim byli?
To wszystko? Wszystko?
Od lat dwudziestych po dzień dzisiejszy
Bert Spira z Rhodą gryzą się, gryzą
Nie tym, gdzie dziś są (a gdzie dziś są?),
Ale kim byli, tak piękna dwójka;

Eksplozja minut w ścianach z płomienia,
W słonecznym ogniu glob się obraca,
Płaskość i piękno w tym wirze mija.
(Jak wszystko błyska! Jak wszystko płonie!)
Kim jestem teraz, ja, który byłem?
Czy pamięć może ciągle przywracać
Dnia nieznacznego nieznaczną barwę?
To czas jest szkołą, w niej się uczymy,
To czas jest ogniem, który nas spala.

tłum. Jarosław Marek RymkiewiczRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.01.10 o godzinie 20:24
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Michel Houellebecq

J’aime les hôpitaux, asiles de souffrance...


J’aime les hôpitaux, asiles de souffrance
Où les vieux oubliés transforment en organes
Sous les regards moqueurs et pleins d’indifférence
Des internes qui se grattent en mangeant des bananes.

Dans leurs chambres hygiéniques et cependant sordides
On distingue très bien le néant qui les guette
Surtout quand le matin ils se dressent, livides,
Et réclament en geignant leur première cigarette.

Les vieux savent pleurer avec un bruit minime,
Ils oublient les pensées et ils oublient les gestes
Ils ne rient plus beaucoup, et tout ce qui leur reste
Au bout de quelques mois, avant la phase ultime,

Ce sont quelques paroles, presque toujours les mêmes ;
Merci je n’ai pas faim mon fils viendra dimanche.
Je sens mes intestins, mon fils viendra quand même.
Et le fils n’est pas là, et leurs mains presque blanches.

Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy...

Lubię przytułki bólu, szpitale, gdzie starzy,
Chorzy ludzie zmieniają się z wolna w organy
Pod okiem obojętnych lub drwiących lekarzy,
Którzy drapią się w głowę i jedzą banany.

W czystych salach, skąd jednak ohyda wyziera,
Dostrzega się tę nicość, która ich otacza,
Zwłaszcza to widać rano, gdy się ich ubiera,
I słychać to o fajkę błaganie palacza.

Starzy umieją płakać dźwięku nie wydając,
Zapominają myśli i proste wyrazy,
Nie śmieją się zbyt często, a wszystko, co mają
Przez te kilka miesięcy przed ostatnią fazą,

To tych prostych słów parę, wciąż tych samych prawie:
Dziękuję, syn, jak zwykle, przyjdzie w poniedziałek;
Nie jestem głodny, syn się w końcu jednak zjawi.
Syna nie ma, a ręce mają prawie białe.

tłum. Maciej Froński

Nature

Je ne jalouse pas ces pompeux imbéciles
Qui s’extasient devant le terrier d’un lapin
Car la nature est laide, ennuyeuse et hostile ;
Elle n’a aucun message à transmettre aux humains.

Il est doux, au volant d’une puissante Mercedes,
De traverser des lieux solitaires et grandioses ;
Manoeuvrant subtilement le levier de vitesses
On domine les monts, les rivières et les choses.

Les forêts toutes proches glissent sous le soleil
Et semblant refletér d’anciennes connaissances ;
Au fond de leurs vallées on pressent des merveilles,
Au bout de quelques heures on est mis en confiance ;

On descend de voiture et les ennuis commencement.
On trébuche au milieu d’un foulis répugnant,
D’un univers abject et dépourvu de sens
Fait de pierres et de ronces, de mouches et de serpents.

On regrette les parkings et les vapeurs d’essence,
L’éclat serein et doux des comptoirs de nickel ;
Il est trop tard. Il fait trop froid. La nuit commence.
La forêt vous étreint dans son rêve cruel.

Przyroda

Nie zazdroszczę tym wszystkim idiotom, co w lesie
Umierają z zachwytu nad norą królika,
Gdyż przyroda jest brzydka, nieprzyjazna, dzika,
I żadnego przesłania nam, ludziom, nie niesie.

Z fotela Mercedesa jest zupełnie miło
Podziwiać te cudowne miejsca, te pustkowia,
Zmieniając delikatnie biegi w wozie, człowiek
Przemierza góry, rzeki i co by tam było.

Tuż za oknami lasy ślizgają się w słońcu
I stare znajomości widać jak na dłoni;
W głębi ich dolin jedno cudo drugie goni,
Nawet pewności siebie nabiera się w końcu.

Wysiadasz z samochodu i wpadasz w kłopoty.
Utykasz w środku jakiejś wstrętnej gmatwaniny,
Wszechświata nikczemnego, gdzie sensu ni krztyny,
Za to muchy i węże, chaszcze i wykroty.

Tęsknisz za parkingami, za pracą silnika
I za błyszczącą ladą przydrożnego bistra;
Jest późno. Coraz chłodniej. W dali księżyc błyska.
Las cię w swym śnie okrutnym powoli zamyka.

tłum. Maciej FrońskiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.01.10 o godzinie 15:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Paul Celan

Sprich auch du


Sprich auch du,
sprich als letzter,
sag deinen Spruch.

Sprich –
Doch scheide das Nein nicht vom Ja.
Gib deinem Spruch auch den Sinn:
gib ihm den Schatten.

Gib ihm Schatten genug,
gib ihm so viel,
als du um dich verteilt weißt zwischen
Mittnacht und Mittag und Mittnacht.

Blicke umher:
sieh, wie's lebendig wird rings –
Beim Tode! Lebendig!
Wahr spricht, wer Schatten spricht.

Nun aber schrumpft der Ort, wo du stehst:
Wohin jetzt, Schattenentblößter, wohin?
Steige. Taste empor.
Dünner wirst du, unkenntlicher, feiner!
Feiner: ein Faden,
an dem er herabwill, der Stern:
um unten zu schwimmen, unten,
wo er sich schimmern sieht: in der Dünung
wandernder Worte.

Powiedz i ty

Powiedz i ty,
powiedz jako ostatni,
powiedz swą sentencję.

Mów –
lecz nie oddzielaj „nie” od „tak”.
Daj swej sentencji również sens:
daj jej cień.

Daj jej cienia dość,
daj jej tyle,
ile widzisz go wokół siebie
podzielonego między północ, południe i pólnoc.

Rozejrzyj się wkoło:
patrz, jakie życie staje się w krąg –
przy śmierci! Jakie życie!
Prawdę powiada, kto cień wypowiada.

Lecz teraz kurczy się miejsce, gdzie stoisz:
dokąd teraz, rozebrany z cienia, dokąd?
Wznoś się. Po omacku.
Coraz cieńszy, coraz mniej poznawalny, delikatniejszy!
Delikatniejszy: nić,
po której opaść chce gwiazda:
by płynąć dołem, dołem,
gdzie siebie widzi, jak migocze: w wydmach
wędrujących słów.

tłum. Feliks Przybylak

Todesfuge

Schwarze Milch der Frühe wir trinken sie abends
wir trinken sie mittags und morgens wir trinken sie nachts
wir trinken und trinken
wir schaufeln ein Grab in den Lüften da liegt man nicht eng
Ein Mann wohnt im Haus der spielt mit den Schlangen der schreibt
der schreibt wenn es dunkelt nach Deutschland dein goldenes Haar Margarete er schreibt es und tritt vor das Haus und es blitzen die Sterne er pfeift seine Rüden herbei
er pfeift seine Juden hervor läßt schaufeln ein Grab in der Erde
er befiehlt uns spielt auf nun zum Tanz

Schwarze Milch der Frühe wir trinken dich nachts
wir trinken dich morgens und mittags wir trinken dich abends
wir trinken und trinken
Ein Mann wohnt im Haus der spielt mit den Schlangen der schreibt
der schreibt wenn es dunkelt nach Deutschland dein goldenes Haar Margarete
Dein aschenes Haar Sulamith wir schaufeln ein Grab in den Lüften da liegt man nicht eng

Er ruft stecht tiefer ins Erdreich ihr einen ihr andern singet und spielt er greift nach dem Eisen im Gurt er schwingts seine Augen sind blau
stecht tiefer die Spaten ihr einen ihr andern spielt weiter zum Tanz auf

Schwarze Milch der Frühe wir trinken dich nachts
wir trinken dich mittags und morgens wir trinken dich abends
wir trinken und trinken
ein Mann wohnt im Haus dein goldenes Haar Margarete
dein aschenes Haar Sulamith er spielt mit den Schlangen

Er ruft spielt süßer den Tod der Tod ist ein Meister aus Deutschland
er ruft streicht dunkler die Geigen dann steigt ihr als Rauch in die Luft
dann habt ihr ein Grab in den Wolken da liegt man nicht eng

Schwarze Milch der Frühe wir trinken dich nachts
wir trinken dich mittags der Tod ist ein Meister aus Deutschland
wir trinken dich abends und morgens wir trinken und trinken
der Tod ist ein Meister aus Deutschland sein Auge ist blau
er trifft dich mit bleierner Kugel er trifft dich genau
ein Mann wohnt im Haus dein goldenes Haar Margarete
er hetzt seine Rüden auf uns er schenkt uns ein Grab in der Luft
er spielt mit den Schlangen und träumet der Tod ist ein Meister aus Deutschland

dein goldenes Haar Margarete
dein aschenes Haar Sulamith

Fuga Śmierci

Czarne mleko świtania pijemy je zmierzchem
pijemy południem i rankiem pijemy je nocą
pijemy i pijemy
sypiemy w przestworzach hen grób tam nie leży się ciasno
Mieszka w domu ów mąż ten igra z wężami i pisze
i pisze gdy się ściemnia do Niemiec twe włosy złociste Margarete
to pisze i staje przed dom a gwiazdy się iskrzą on gwiżdże na psy swe gończe
i gwiżdże na Żydów też swych i każe grób sypać pod ziemią
rozkaz nam daje no grajcież do tańca

Czarne mleko świtania pijemy cię nocą
pijemy cię rankiem południem pijemy cię zmierzchem
pijemy i pijemy
Mieszka w domu ów mąż ten igra z wężami i pisze
i pisze gdy się ściemnia do Niemiec twe włosy złociste Margarete
Twe włosy spopielone Sulamit sypiemy w przestworzach hen grób tam nie leży się ciasno

On krzyczy ryć głębiej w głąb ziemi wy jedni wy drudzy śpiewać i grać
i sięga do pochwy po stal wygraża ma oczy niebieskie
ryć głębiej łopatą wy jedni wy drudzy do tańca wciąż grać

Czarne mleko świtania pijemy cię nocą
pijemy południem i rankiem pijemy cię zmierzchem
pijemy i pijemy
mieszka w domu ów mąż twe włosy złociste Margarete
twe włosy spopielone Sulamit on igra z wężami

On krzyczy grać słodziej tę śmierć śmierć mistrzem co rodem jest z Niemiec
on krzyczy ciemniej pociągnąć po skrzypcach potem w przestwór wstąpicie jako dym
potem grób posiądziecie pośród chmur tam nie leży się ciasno

Czarne mleko świtania pijemy cię nocą
pijemy południem śmierć mistrzem co rodem jest z Niemiec
pijemy cię zmierzchem i rankiem pijemy i pijemy
śmierć mistrzem co rodem jest z Niemiec jego oczy niebieskie
i trafia cię kulą z ołowiu i trafia dokładnie
mieszka w domu ów mąż twe włosy złociste Margarete
psy szczuje na nas swe gończe w przestworzach daruje nam grób
on igra z wężami i marzy śmierć mistrzem co rodem jest z Niemiec

twe włosy złociste Margarete
twe włosy spopielone Sulamit

tłum. Jacek BurasRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.01.10 o godzinie 15:53

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Lawrence Ferlinghetti

In Goya’s greatest scenes


In Goya’s greatest scenes we seem to see
the people of the world
exactly at the moment when
they first attained the title of
"suffering humanity"
They writhe upon the page
in a veritable rage
of adversity
Heaped up
groaning with babies and bayonets
under cement skies
in an abstract landscape of blasted trees
bent statues bats wings and beaks
slippery gibbets
cadavers and carnivorous cocks
and all the final hollering monsters
of the
"imagination of disaster"
they are so bloody real
it is as if they really still existed

And they do
Only the landscape is changed
They still are ranged along the roads
plagued by legionnaires
false windmills and demented roosters
They are the same people
only further from home
on freeways fifty lanes wide
on a concrete continent
spaced with bland billboards
illustrating imbecile illusions of happiness
The scene shows fewer tumbrils
but more strung-out citizens
in painted cars
and they have strange license plates
and engines
that devour America

W największych scenach Goyi

W największych scenach Goyi wydaje się nam że widzimy
ludzi całego świata
dokładnie w tym momencie kiedy
po raz pierwszy zyskali sobie miano
"cierpiącej ludzkości"
Wiją się na tych kartkach
w rzeczywistej wściekłości walki
Zwaleni na stos
Jęczący wraz z dziećmi i bagnetami
pod cementowym niebem
w abstrakcyjnym krajobrazie powalonych drzew
pogiętych posągów skrzydeł nietoperzy i dziobów
śliskich szubienic
trupów i mięsożernych kogutów
i tych wszystkich wrzeszczących potworów
"wyobraźni zagłady"
są tak cholernie prawdziwi
jakby istnieli naprawdę

Tak też jest
Tylko krajobraz się zmienił
Stoją tak nadal ustawieni wzdłuż dróg
ścigani przez legionistów
fałszywe wiatraki i oszalałe koguty
Są to ci sami ludzi
tylko dalej od domu
na autostradach o pięćdziesięciu pasmach
na żelbetonowym kontynencie
na pocętkowanym słodkimi ogłoszeniami
co pokazują bzdurne złudzenia szczęścia
Scena przedstawia mniej jaszczyków
za to więcej okaleczonych ludzi
w malowanych samochodach
o dziwnych numerach rejestracyjnych
i silnikach
które pożerają Amerykę

przełożył Tadeusz Rybowski

* * *

That "sensual phosphorescence
my youth delighted in"
now lies almost behind me
like a land of dreams
wherein an angel
of hot sleep
dances like a diva
in strange veils
thru which desire
looks and cries

And still she dances
dances still
and still she comes
at me
with breathing breasts
and secret lips
and (ah)
bright eyes

* * *

Ten "zmysłowy blask, który
radował mnie w młodości"
teraz jest już poza mną
jak kraina snów
gdzie anioł
snu upalnego
tańczy jak diwa
w niezwykłych zasłonach
przez które pożądanie
spogląda i krzyczy

A ona wciąż tańczy
tańczy wciąż
i podchodzi
do mnie
z unoszącą się piersią
z sekretem na ustach
i (ach)
płonącym wzrokiem

przełożyła Teresa Truszkowska

Women in Rooms

Seeing women in small rooms
is not the same as
being with women anywhere else
It is something about
the womb of the affair
I look across the night courtyard
and see through the curtains
an intimate interior
Two women move about in it
slowly
gravely
lightly
their gestures at once
transparent and profound
I am a voyeur of their
erotic
ordinary lives
I am inside their lives
inside their bodies
inside their eyes
where lies the mystery—
Of a sudden
the light goes out
like a candle blown
And they with it
like moths blown out
into a dark landscape

Kobiety w pokojach

Oglądanie kobiet w małych pokojach
to nie to samo co
przebywanie z kobietami gdziekolwiek indziej
Jest w tym coś
z wielkiej tajemnicy
Wzrok biegnie przez nocny dziedziniec
i widzę za firanką
intymne wnętrze
Dwie kobiety przechadzają się po nim
niespiesznie
uroczyście
beztrosko
ich gesty są zarazem
znaczące i zrozumiałe
Podglądam ich
erotyczne
zwyczajne życie
Jestem w ich życiu
w ciałach
w oczach
gdzie kryje się tajemnica —
Wtem
światło gaśnie
jak zdmuchnięta świeca
A one z nią
jak ćmy wymiecione
w ciemny krajobraz

przełożył Andrzej Szuba

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Allen Ginsberg

An Asphodel


O dear sweet rosy
unattainable desire
...how sad, no way
to change the mad
cultivated asphodel, the
visible reality...

and skin's appalling
petals--how inspired
to be so Iying in the living
room drunk naked
and dreaming, in the absence
of electricity...
over and over eating the low root
of the asphodel,
gray fate...

rolling in generation
on the flowery couch
as on a bank in Arden--
my only rose tonite's the treat
of my own nudity.

Autumn 1953

Asfodel

O drogie rozkoszne różowe
nieziszczalne pragnienie
... jakie to smutne, że nie można
zmienić szalonego
wytwornego asfodela, widzialnej rzeczywistości...

i przerażających płatków
skóry – jakie to wzniosłe
móc sobie tak leżeć w salonie
po pijaństwie nago
i marzyć, przy wyłączonym
świetle...
przeżuwać bez końca płytki korzeń
asfodela,
szary los...

układać pokolenie do snu
na kwiecistej kanapie
jak na klombie w Arden –
moja jedyna róża dziś wieczór to
rozkosz własnej nagości.

Jesień 1953

przełożył Andrzej Szuba


In Back of the Real

railroad yard in San Jose
I wandered desolate
in front of a tank factory
and sat on a bench
near the switchman's shack.

A flower lay on the hay on
the asphalt highway
--the dread hay flower
I thought--It had a
brittle black stem and
corolla of yellowish dirty
spikes like Jesus' inchlong
crown, and a soiled
dry center cotton tuft
like a used shaving brush
that's been lying under
the garage for a year.

Yellow, yellow flower, and
flower of industry,
tough spiky ugly flower,
flower nonetheless,
with the form of the great yellow
Rose in your brain!
This is the flower of the World.

Na zapleczu rzeczywistości

bocznicy kolejowej w San Jose
wędrowałem samotny aż
dotarłem przed fabrykę cystern
i usiadłem na ławce
obok budki dozorcy.

Kwiat leżał na kępce siana
na asfaltowej szosie
- pomyślałem okropny
wyschły kwiat - miał
kruchą czarną łodygę
i koronę żółtawo brudnych
ostrych płatków podobnych
cierniowej koronie Jezusa a w środku
suchą splamioną bawełnianą kępkę
jak stary pędzel do golenia
rok temu rzucony
gdzieś koło garażu.

Żółty, żółty kwiat,
kwiat przemysłu,
twardy ostry i szpetny,
mimo to kwiat -
o kształcie ogromnej żółtej
Róży w twym mózgu!
Oto jest kwiat Świata.

przełożył Bogdan Baran

Homework

Homage to Kenneth Koch

If I were doing my Laundry I'd wash my dirty Iran
I'd throw in my United States, and pour on the Ivory Soap,
scrub up Africa, put all the birds and elephants back in
the jungle,
I'd wash the Amazon river and clean the oily Carib & Gulf of Mexico,
Rub that smog off the North Pole, wipe up all the pipelines in Alaska,
Rub a dub dub for Rocky Flats and Los Alamos, Flush that sparkly
Cesium out of Love Canal
Rinse down the Acid Rain over the Parthenon & Sphinx, Drain the Sludge
out of the Mediterranean basin & make it azure again,
Put some blueing back into the sky over the Rhine, bleach the little
Clouds so snow return white as snow,
Cleanse the Hudson Thames & Neckar, Drain the Suds out of Lake Erie
Then I'd throw big Asia in one giant Load & wash out the blood &
Agent Orange,
Dump the whole mess of Russia and China in the wringer, squeeze out
the tattletail Gray of U.S. Central American police state,
& put the planet in the drier & let it sit 20 minutes or an
Aeon till it came out clean

Boulder, April 26th, 1980

Praca domowa

W hołdzie Kennethowi Kochowi

Gdybym miał robić Pranie, wyprałbym mój uświniony Iran,
Wrzuciłbym do maszyny moje Stany Zjednoczone i zalał mydłem Ivory,
wyszorowałbym Afrykę, a wszystkie ptaki i słonie umieścił z powrotem w dżungli.
Oczyściłbym Amazonkę, oleiste Karaiby i Zatokę Meksykańską,
Szczyściłbym ten smog z Bieguna Północnego, oczyścił wszystkie rurociągi na Alasce,
Zrobiłbym szuru-buru Skalistym Równikom i Los Alamos,
Wypłukał ten połyskujący Cez z Kanału Miłości,
Zrosiłbym Kwaśnym Deszczem Partenon i Sfinksa,
Odprowadziłbym Ścieki z basenu Morza Śródziemnego i przywróciłbym mu jego lazur,
Przywróciłbym trochę błękitu niebu nad Renem, wybieliłbym
Obłoczki ażeby śnieg był znowu biały jak śnieg,
Oczyściłbym Hudson Tamizę i Neckar, odsączyłbym mydliny z Jeziora Erie
Potem wsadziłbym do maszyny Całą Ogromną Azję i zmył krew i Wietnamski Defoliant,
Wrzuciłbym to całe rosyjskie i chińskie paskudztwo do wyżymaczki,
wycisnąłbym kapusiowatą Szarość z policyjnego stanu w środku Stanów,
i włożyłbym planetę do suszarki i potrzymał tam przez jakieś 20 minut albo Wieczność aż byłaby całkiem czysta.

Boullder, 26 kwietnia 1980

przełożył Andrzej Szuba
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Gerardo Beltrán

Son tus zapatos la barca

turgentes, desafiantes, rápida la marea,
pisan el mundo, pisan la estrella de la suerte con
sus finos tacone


Gonzalo Rojas

Sólo te calza la noche
y esos zapatos que siguen
el eco de tus pasos
melodiosos,
armoniosos
y rítmicamente elevados
hacia el cielo
-o cuando menos del sillón al techo-
siguiendo la largura de tus piernas
divertidas
de tanta belleza
que sube y que baja.

(Del tacón a tu cabello
-tan rojizamente iguales el arriba
y el abajo-,
toda tu desnudez
apenas desvestida
de encaje).

Rápidos,
traviesos,
desafiantes.

Quitar o no quitar
y caminar navegando sin rumbo definido.

Son tus zapatos la barca
y el infinito
el mar.

Łodzią są buty twoje
obrzmiałe, butne, szybki przypływ,
depczą świat, gwiazdę szczęścia depczą
cienkimi obcasami


Gonzalo Rojas

Obuta jesteś jedynie w noc
i te obcasy, co idą
za echem twoich kroków
melodyjnych,
harmonijnych
i rytmicznie wzniesionych
aż do nieba
- albo przynajmniej z fotela do sufitu -
postępujących za długością twych nóg
uradowanych
tak wielkim pięknem,
co wznosi się i opada.

(Od obcasów po twoje włosy
– tak rudawo podobne to, co w górze
i w dole –
cała twoja nagość
ledwie rozebrana
z koronek)

Szybkie,
psotne,
butne.

Zdjąć albo nie zdjąć
i kroczyć płynąc bez określonego kursu.

Łodzią są buty twoje,
a nieskończoność
morzem.

Lección de geografía

Apaga la luz
y muéstrame tus ríos,
tus lagos,
tus montañas.

Muéstrame tus cielos,
tus nubes,
tus relámpagos.

Muéstrame tus urbes
y todos sus rincones.
los más oscuros,
los más iluminados.

Muéstrame el fuego que te guía
y llévame por todos sus caminos.

Y al final,
muéstrateme a ti misma,

abierta,

completa,

total.

Korepetycje z geografii

Zgaś światło
i pokaż mi swoje rzeki,
jeziora,
góry.

Pokaż mi swoje nieba,
obłoki,
błyskawice.

Pokaż mi swoje miasta
i wszystkie ich zakątki,
te najciemniejsze
i najjaśniej oświetlone.

Pokaż mi ogień, który cię prowadzi
i weź mnie na wszystkie swoje drogi.

I w końcu
pokaż mi siebie samą,

otwartą,

wszystką,

całkowitą.

Nosotros

Mi vida entera cabe en un pronombre,
su breve luz y su caudal de sombras,
su detención, su juicio, su sentencia:

porque el delito de decir nosotros
me ha condenado a una prisión de espejos
en los que solamente me reflejo yo
y todas las formas posibles
de tu ausencia.

Ya sólo serás real
en mi certeza,
en un dolor agudo que no pasa

y en ese día final
que será mío,

tuyo
e inevitablemente

nuestro.

My

Całe me życie mieści się w zaimku,
jego blask krótki, jego złoża cieni,
aresztowanie, proces oraz wyrok,

bo za przestępstwo powiedzenia "my"
jestem skazany na więzienie luster
w których odbijam się wyłącznie ja,
jak również wszelkie możliwe postacie
twojej nieobecności.

I teraz będziesz rzeczywista tylko
w mojej pewności
i w dojmującym bólu, co nie mija,

w dniu ostatecznym,
który będzie mój,

twój,
a więc nieuchronnie

nasz.

wszystkie wiersze z cyklu „A la velocidad de la luz”
("Z prędkością światła", 2008) w tłumaczeniu Leszka Engelkinga
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.01.10 o godzinie 09:33
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Lawrence Raab

The Sudden Appearance of a Monster at a Window


Yes, his face really is so terrible
you cannot turn away. And only
that thin sheet of glass between you,
clouding with his breath.
Behind him: the dark scribbles of trees
in the orchard, where you walked alone
just an hour ago, after the storm had passed,
watching water drip from the gnarled branches,
stepping carefully over the sodden fruit.
At any moment he could put his fist
right through that window. And on your side:
you could grab hold of this
letter opener, or even now try
very slowly to slide the revolver
out of the drawer of the desk in front of you.
But none of this will happen. And not because
you feel sorry for him, or detect
in his scarred face some helplessness
that shows in your own as compassion.
You will never know what he wanted,
what he might have done, since
this thing, of its own accord, turns away.
And because yours is a life in which
such a monster cannot figure for long,
you compose yourself, and return
to your letter about the storm, how it bent
the apple trees so low they dragged
on the ground, ruining the harvest.

z tomu “What We Don’t Know About Each Other”, 1993

Nagłe pojawienie się potwora w oknie

Tak, jego twarz jest tak straszna,
że nie można się odwrócić.
Tylko ta cienka szyba między nami i nim,
zaspocona jego oddechem.
Za nim ciemna mazanina drzew
w ogrodzie, gdzie chodziliśmy
jeszcze godzinę temu, kiedy przyszła burza,
patrząc, jak woda kapie z sękatych gałęzi,
ostrożnie omijając opadłe owoce.
W każdej chwili może wsadzić pięść
wprost przez szybę. A po naszej stronie
możemy coś schwycić, na przykład
nóż do otwierania listów albo nawet
spróbować, bardzo powoli,
wysunąć rewolwer z szuflady biurka,
przy którym siedzimy, pisząc
list właśnie leżący przed nami.
Nic takiego się nie stanie.
I nie dlatego, że żal go albo że w jego twarzy
pełnej blizn, odgadujemy jakąś bezbronność,
co w naszej twarzy zwykle oznacza współczucie.
Nie dowiemy się nigdy, czego chciał,
co mógłby zrobić, bo sam, z własnej woli,
odwrócił się. A ponieważ
nasze życie jest takie, ze nie ma w nim
miejsca na różne potwory,
bierzemy się w garść i powracamy
do listu o burzy, która zgięła
jabłonie tak nisko, że niemal do ziemi,
i zepsuła owocobranie.

tłum. Czesław Miłosz

The Poem that Can't Be Written

is different from the poem
that is not written, or the many

that are never finished - those boats
lost in the fog, adrift

in the windless latitudes,
the charts useless, the water gone.

In the poem that cannot
be written there is no danger,

no ponderous cargo of meaning,
no meaning at all. And this

is its splendor, this is how
it becomes an emblem,

not of failure or loss,
but of the impossible.

So the wind rises. The tattered sails
billow, and the air grows sweeter.

A green island appears.
Everyone is saved.

”The New Yorker” 2009, Aprlil 6

Wiersz którego nie da się napisać

różni się od wiersza
nienapisanego i od mnóstwa

nigdy niedokończonych - tych łodzi
zagubionych we mgle, dryfujących

po bezwietrznych szerokościach,
gdzie nie pomogą mapy i nie ma wody.

W wierszu którego nie da się
napisać nie ma nic niebezpiecznego,

nie ma ciężkiego ładunku znaczenia,
żadnego znaczenia. I w tym

jego świetność, tak
staje się symbolem,

nie porażki albo straty,
ale niemożliwego.

Więc wzmaga się wiatr, nadymają postrzępione
żagle i powietrze staje się słodsze.

Pojawia się zielona wyspa.
Wszyscy ocaleni.

tłum. Krzysztof Stachnik
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Alda Merini

Confessione


Tu mi domandi per sempre,
ma io non ho vita continua;
ti nutrirei di attimi soltanto.
Sono l’apparizione che dilegua,
e il tempo che intercorre fra due tappe
è una tregua a favore della morte.
Io vivo nello spazio di un amplesso:
tu stesso mi maturi senza accorgerti
sotto il tepore delle tue carezze…
Ma ti confesso, e credimi:
non c’è forma di donna che continui,
dentro di me, il rovescio dell’amante.

Wyznanie

Ty o mnie prosisz na zawsze,
lecz moje życie jest nieciągłe,
karmiłabym cię tylko chwilami.
Jestem widzeniem, które się rozmywa,
a czas, który rozdziela kolejne etapy,
to rozejm ze wskazaniem na śmierć.
Żyję w przestrzeni objęcia:
choć tego nie widzisz, ty sam mnie hodujesz
temperaturą swoich pieszczot...
Ale wyznaję, a ty mi uwierz:
w moim wnętrzu nie ma kobiety
która dopełnia rewers kochanki.

tłum. Jarosław Mikołajewski

I sandali

Hai dimenticato i sandali amore
I tuoi sandali di desiderio
li ha trovati sotto il mio letto
il mio portiere
scopando notte tempo di notte
ha trovato i tuoi sandali;
vieni a prendere i tuoi sandali amore.

I sandali di legno di sandalo
I sandali di legno biblico
I sandali di legno di sandalo
I sandali di legno biblico
Buttali in testa al signore
Che ci ha diviso il cuore.

Sandały

Zapomniałeś zabrać sandały miłości
twoje sandały pożądania
pod moim łóżkiem znalazł je
mój portier
omijając noc w nocny czas
znalazł twoje sandały;
przyjdź kochany po swoje sandały
sandały z drzewa sandałowca
sandały z biblijnego drzewa
walnij nimi w głowę
Pana który rozłupał nam serce.

tłum. Jarosław Mikołajewski

La Terra Santa

Ho conosciuto Gerico,
ho avuto anch'io la mia Palestina,
le mura del manicomio
erano le mura di Gerico
e una pozza di acqua infettata
ci ha battezzati tutti.
Lě dentro eravamo ebrei
e i Farisei erano in alto
e c'era anche il Messia
confuso dentro la folla:
un pazzo che urlava al Cielo
tutto il suo amore in Dio.

Noi tutti, branco di asceti
eravamo come gli uccelli
e ogni tanto una rete
oscura ci imprigionava
ma andavamo verso le messe,
le messe di nostro Signore
e Cristo il Salvatore.

Fummo lavati e sepolti,
odoravamo di incenso.
E, dopo, quando amavamo,
ci facevano gli elettrochoc
perchč, dicevano, un pazzo
non puň amare nessuno.

Ma un giorno da dentro l'avello
anch'io mi sono ridestata
e anch'io come Gesů
ho avuto la mia resurrezione,
ma non sono salita ai cieli
sono discesa all'inferno
da dove riguardo stupita
le mura di Gerico antica.

Ziemia Święta

Poznałam Jerycho,
ja również miałam swoją Palestynę,
ściany domu wariatów
były murami Jerycha,
a woda z zainfekowanej kałuży
wszystkich nas ochrzciła.
Tam, w środku, wszyscy byliśmy Żydami
a Faryzeusze stali ponad nami,
był tam także Mesjasz
zagubiony w tłumie:
wariat, który wykrzykiwał w niebo
całą swoją miłość do Boga.

My wszyscy, stado ascetów
byliśmy jak ptaki
choć niekiedy wplątani
w mroczną sieć,
chodziliśmy na msze
msze naszego Pana
i Chrystusa Zbawiciela.

Umyci i pogrzebani,
pachnieliśmy kadzidłem.
A potem, gdy kochaliśmy,
poddawali nas elektrowstrząsom,
mówili, że wariat
nie może nikogo kochać.

Lecz pewnego dnia ja także
podniosłam się z grobu
ja także jak Chrystus
zmartwychwstałam,
nie wstąpiłam do nieba
lecz zstąpiłam do piekieł
skąd znów przyglądam się zdumiona
murom antycznego Jerycha.

tłum. Magdalena Kamińska

Poeti lavorano di notte

poeti lavorano di notte
quando il tempo non urge su di loro,
quando tace il rumore della folla
e termina il linciaggio delle ore.

I poeti lavorano nel buio
come falchi notturni od usignoli
dal dolcissimo canto
e temono di offendere Iddio.

Ma i poeti, nel loro silenzio
fanno ben più rumore
di una dorata cupola di stelle.

Poeci pracują nocą

Poeci pracują nocą
kiedy czas ich nie pogania,
kiedy milknie hałas tłumu
i kończy się lincz godzin.

Poeci pracują w ciemności
jak nocne sokoły albo
słodkośpiewne słowiki.
I LĘKAJĄ SIĘ OBRAŻAĆ BOGA.

Ale poeci, w swojej ciszy,
robią więcej hałasu
niż złocisty nieboskłon gwiazd.

tłum. Magdalena Kamińska
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Jacques Prévert

Le jardin


Des milliers et des milliers d'années
Ne sauraient suffire
Pour dire
La petite seconde d'éternité
Où tu m'as embrassé
Où je t'ai embrassèe
Un matin dans la lumière de l'hiver
Au parc Montsouris à Paris
A Paris
Sur la terre
La terre qui est un astre.

Ogród

Miliony miliony lat
To jeszcze nie dosyć
Aby wyrazić w słowach
Małą sekundą wieczności
Gdyś ty mnie całowała
Gdym ja ciebie całował
Poranek w zimowym świetle
Park Montsouris w Paryżu
W Paryżu
Na tym świecie
Na świecie który jest gwiazdą.

tłum. Józef Waczków

Pour toi, mon amour

Je suis allé au marché aux oiseaux
Et j'ai acheté des oiseaux
Pour toi
Mon amour
Je suis allé au marché aux fleurs
Et j'ai acheté des fleurs
Pour toi
Mon amour
Je suis allé au marché à la ferraille
Et j'ai acheté des chaînes
De lourdes chaînes
Pour toi
Mon amour
Et je suis allé au marché aux esclaves
Et je t'ai cherchée
Mais je ne t'ai pas trouvée
Mon amour

Dla ciebie, moja miłości

Poszedłem na targ z ptakami
i kupiłem ptaków
Dla ciebie
moja miłości
Poszedłem na targ z kwiatami
i kupiłem kwiatów
Dla ciebie
moja miłości
Poszedłem na targ żelastwa
i kupiłem kajdany
ciężkie kajdany
Dla ciebie
moja miłości
I poszedłem na targ niewolników
I szukałem ciebie
Ale nie mogłem ciebie znaleźć
moja miłości

tłum. Józef Waczków

Les enfants qui s’aiment

Les enfants qui s'aiment s'embrassent debout
Contre les portes de la nuit
Et les passants qui passent les désignent du doigt
Mais les enfants qui s'aiment
Ne sont lŕ pour personne
Et c'est seulement leur ombre
Qui tremble dans la nuit
Excitant la rage des passants
Leur rage, leur mépris, leurs rires et leur envie
Les enfants qui s'aiment ne sont lŕ pour personne
Ils sont ailleurs bien plus loin que la nuit
Bien plus haut que le jour
Dans l'éblouissante clarté de leur premier amour

Zakochane dzieci

Zakochane dzieci całują się stoją
Przed drzwiami nocy
I przechodnie grożą im palcem
Lecz zakochane dzieci
Nie widzą nikogo
I to ich cień jedynie
Drży pośród nocy
Wywołując wściekłość przechodniów
Ich wściekłość ich wyrzuty ich śmiechy i zazdrość
Lecz zakochane dzieci nie widzą nikogo
Są gdzie indziej daleko od nocy
Daleko wyżej od dnia światłości
W jarzącym blasku swej pierwszej miłości

tłum. Kazimierz Andrzej Jaworski

Déjeuner du matin

Il a mis le café
Dans la tasse
Il a mis le lait
Dans la tasse de café
Il a mis le sucre
Dans le café au lait
Et il a reposé la tasse
Sans me parler
Il a allumé
Une cigarette
Il a fait des ronds
Avec la fumée
Il a mis les cendres
Dans le cendrier
Sans me parler
Sans me regarder
Il s'est levé
Il a mis
Son chapeau sur sa tęte
Il a mis
Son manteau de pluie
Parce qu'il pleuvait
Et il est parti
Sous la pluie
Sans une parole
Sans me regarder
Et moi j'ai pris
Ma tęte dans ma main
Et j'ai pleuré.

Śniadanie

Nalał kawy
Do filiżanki
Nalał mleka
Do filiżanki
Wsypał cukier
Do kawy z mlekiem
Małą łyżeczką
Kawę zamieszał
Wypił kawę
Filiżankę odstawił
Bez słowa
Papierosa zapalił
Kółka z dymu
Puszczał sobie chwilę
Strząsnął popiół
Do popielniczki
Bez słowa
Bez spojrzenia
Wstał
Włożył kapelusz
Na głowę
Włożył
Płaszcz od deszczu
Bo padało
I wyszedł
Na deszcz
Bez słowa
Bez spojrzenia
A ja głowę
W dłoniach schowałam
I zapłakałam

tłum. Ewa Fiszer

Trois allumettes

Trois allumettes une à une allumées dans la nuit
La première pour voir ton visage tout entier
La seconde pour voir tes yeux
La dernière pour voir ta bouche
Et l'obscurité tout entière pour me rappeler tout cela
En te serrant dans mes bras

Trzy zapałki

Trzy zapałki kolejno zapalone nocą
Pierwsza by zobaczyć twoje oczy
Druga by zobaczyć twoje usta
Trzecia by zobaczyć całą twoją twarz
I całkowity spokój
Aby wszystkiego nauczyć się na pamięć
Gdy obejmę cię swymi ramionami

tłum. Konstanty Ildefons Gałczyński

Trzy zapałki – słowa Jacques Prévert, muzyka Andrzej Nowak
i Marek Piekarczyk, śpiewa Krystyna Chylińska z zespołem TSA,
z albumu „TSA”, 1983
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 31.01.10 o godzinie 09:16

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Nicolás Guillén

Pero que te pueda ver


Si es que me quieres matar,
no esperes a que me duerma,
pues no podré despertar.
Muerto,
ay, muerto y también dormido,
no es ni morir ni soñar,
no es ni recuerdo no olvido.
Muerto,
ay, muerto y también dormido.

Mátame al amanecer,
o de noche, si tú quieres;
pero que te pueda ver
la mano;
pero que te pueda ver
las uñas;
pero que te pueda ver
los ojos,
pero que te pueda ver.

Ale żebym mógł widzieć

Jeżeli zabić mnie pragniesz,
nie czekaj, aż będę spał,
bo się już zbudzić nie potrafię.
Umarły,
ach, umarły i śpiący poza tym
ani to sen, ani umieranie,
ani to zapomnienie, ani pamięć.
Umarły,
ach, umarły i śpiący poza tym.

Zabij mnie o świcie
albo w nocy, jeżeli chcesz;
ale żebym mógł widzieć
twoją rękę;
ale żebym mógł widzieć
twoje paznokcie;
ale żebym mógł widzieć
twoje oczy,
ale żebym mógł widzieć.

przełożył Jan Zych

Iba yo por un camino

Iba yo por un camino,
cuando con la Muerte di.
"Amigo!", gritó la Muerte,
pero no le respondí;
miré no más a la Muerte,
pero no le respondí.

Llevaba yo un lirio blanco,
cuando con la Muerte di.
Me pidió el lirio la Muerte,
pero no le respondí,
pero no le respondí;
miré no más a la Muerte,
pero no le respondí.
Ay, Muerte,
si otra vez volviera a verte,
iba a platicar contigo
como un amigo:
mi lirio, sobre tu pecho,
como un amigo;
mi beso, sobre tu mano,
como un amigo;
yo, detenido y sonriente,
como un amigo.

Szedłem sobie ja raz drogą

Szedłem sobie ja raz drogą,
gdy ze Śmiercią się spotkałem.
- Przyjacielu! krzyknęła Śmierć,
ale nic nie odpowiedziałem,
ale nic nie odpowiedziałem;
spojrzałem tylko na Śmierć,
ale nic nie odpowiedziałem.

Ręku niosłem lilię białą,
gdy ze Śmiercią się spotkałem.
Prosiła mnie o lilie Śmierć,
ale nic nie odpowiedziałem,
ale nic nie odpowiedziałem;
spojrzałem tylko na Śmierć,
ale nic nie odpowiedziałem.

Ach Śmierci,
gdybym znowu cię zobaczył,
pogadałbym sobie z tobą,
jak przyjaciel,
z moją lilią na twej piersi,
jak przyjaciel,
pocałowałbym cię w rękę,
jak przyjaciel,
zatrzymałbym się z uśmiechem,
jak przyjaciel.

przełożył Jan ZychMarta K. edytował(a) ten post dnia 05.02.10 o godzinie 08:20

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Josif Brodski

Элегия


Подруга милая, кабак все тот же.
Все та же дрянь красуется на стенах,
все те же цены. Лучше ли вино?
Не думаю; не лучше и не хуже.
Прогресса нет. И хорошо, что нет.

Пилот почтовой линии, один,
как падший ангел, глушит водку. Скрипки
еще по старой памяти волнуют
мое воображение. В окне
маячат белые, как девство, крыши,
и колокол гудит. Уже темно.

Зачем лгала ты? И зачем мой слух
уже не отличает лжи от правды,
а требует каких-то новых слов,
неведомых тебе - глухих, чужих,
но быть произнесенными могущих,
как прежде, только голосом твоим.

1968

Elegia

Najmilsza moja, wciąż ta sama knajpa,
ciągle te same kicze lśnią na ścianach,
te same ceny. A czy lepsze wino?
Nie sądzę; ani lepsze, ani gorsze.
Nie ma postępu, i dobrze, że nie ma.

Pilot z pocztowej linii, jak upadły
anioł, sam goli wódę. No i jeszcze
skrzypce, zupełnie jak za dawnych czasów
drażnią wrażliwą wyobraźnię. W oknie
majaczą białe, jak panieństwo dachy, dachy,
a dzwony biją i huczą. Już ciemno.

Czemu kłamałaś? A mój słuch dlaczego
kłamstwa od prawdy nie może odróżnić
i oczekuje słów zupełnie nowych,
obcych dla ciebie - głuchych i nieznanych,
lecz które mogą być wypowiedziane
tak jak uprzednio, tylko twoim głosem.

1968

przełożyła Katarzyna Krzyżewska


Зимним вечером в Ялте

Сухое левантинское лицо,
упрятанное оспинками в бачки,
когда он ищет сигарету в пачке,
на безымянном тусклое кольцо
внезапно преломляет двести ватт,
и мой хрусталик вспышки не выносит;
я жмурюсь - и тогда он произносит,
глотая дым при этом, "виноват".

Январь в Крыму. На черноморский брег
зима приходит как бы для забавы:
не в состояньи удержаться снег
на лезвиях и остриях атавы.
Пустуют ресторации. Дымят
ихтиозавры грязные на рейде,
и прелых лавров слышен аромат.
"Налить вам этой мерзости?" "Налейте".

Итак - улыбка, сумерки, графин.
Вдали буфетчик, стискивая руки,
дает круги, как молодой дельфин
вокруг хамсой заполненной фелюги.
Квадрат окна. В горшках - желтофиоль.
Снежинки, проносящиеся мимо...
Остановись, мгновенье! Ты не столь
прекрасно, сколько ты неповторимо.

январь 1969

Zimowy wieczór w Jałcie

Pociągła twarz o rysach lewantyńskich,
dziobatą cerę ukrywają baczki;
kiedy wyjmuje papierosa z paczki,
bezbarwny pierścień na palcu rozbłyskiem
dwustuwatowym nagle wzrok poraża.
Moja soczewka jest bardzo wrażliwa,
mrużę więc oczy – i on się odzywa,
krztusząc się dymem przy słowie „przepraszam”.
Styczeń na Krymie. Czarnomorski brzeg
zima odwiedza jakby dla zabawy:
nie może nawet utrzymać się śnieg
na ostrych klingach wysokiej agawy.
Świecą pustkami restauracje. Dymi
paskudnie brudny ichtiozaur na redzie
i zalatuje laurami zgniłymi.
„Nalać wam tego paskudztwa?” „Nalejcie”.

A więc zmierzch, uśmiech i karafka. W mroku
gdzieś w dali barman, zaciskając dłonie,
jak młody delfin wznieca kręgi wokół
feluki chamsą po brzeg wypełnionej.
Czworokąt okna. Żółtofiolet pylą
odblaski garnków. Na tle ciemnej palmy
lecą śnieżynki. Zatrzymaj się chwilo
nie tyle piękna, co niepowtarzalna.

styczeń 1969

przełożyła Katarzyna Krzyżewska


В озерном краю

В те времена, в стране зубных врачей,
чьи дочери выписывают вещи
из Лондона, чьи стиснутые клещи
вздымают вверх на знамени ничей
Зуб Мудрости, я, прячущий во рту,
развалины почище Парфенона,
шпион, лазутчик, пятая колонна
гнилой цивилизации - в быту
профессор красноречия,- я жил
в колледже возле главного из Пресных
Озер, куда из водорослей местных
был призван для вытягиванья жил.

Все то, что я писал в те времена,
сводилось неизбежно к многоточью.
Я падал, не расстегиваясь, на
постель свою. И ежели я ночью
отыскивал звезду на потолке,
она, согласно правилам сгоранья,
сбегала на подушку по щеке
быстрей, чем я загадывал желанье.

1972

W krainie jezior

W te dni, w tym kraju, wśród dentystów, których
córki obnoszą kostiumy najlepsze
z Londynu, których zaciśnięte kleszcze
wznoszą jak sztandar nieznany do góry
czyjś Ząb Mądrości – ja, com w ustach zmieścił
ruinę starszą niż Partenon dumny,
ja, szpieg, dywersant, as piątej kolumny
cywilizacji zgniłej – a z profesji
profesor sztuki słowa – jam tu żył,
w college’u blisko Wielkiej Słodkiej Wody,
gdzie w każdy wtorek na tubylcach młodych
ćwiczyłem sztukę wypruwania żył.

Wszystko, com pisał w te dni, nieodmiennie
musiało kończyć się na wielokropku.
Nie rozpinając ni guzika, sennie
padałem w pościeli. I jeżeli w mroku
odnajdywałem gwiazdę na suficie,
gwiazda umiała, w myśl reguł ciążenia,
zbiec po policzku na poduszkę szybciej,
nim pomyślałem początek życzenia.

1972

przełożył Stanisław Barańczak
Marta K. edytował(a) ten post dnia 05.02.10 o godzinie 08:26
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Gennadij Ajgi

Тишина


А. Хузангаю

а что он делает в лесу?
шуршит как ветка... нет бесцельнее чем ветка
и с меньшею причиной
чем от ветра... —

не знак не действие... —

и существующее в нем
лишь то — что достоянье он
Страны-Преддверья... (далее — огонь)... —

и там
какой-то час
проявит предначертанность
конца... —

(а здешность — призрачна!.. —

и — ощущенья нет
которое
«страной» звучало)... —

он здесь — без полноты и без молчанья леса...
лишь затиханье — прошлого... и здесь его шуршанье
его последний признак... только — отзвук... —

(всё — в пустоте... безогненной... и даже —
вселенность исключая — леса)

1975

Cisza

A. Chuzangajowi

a co on robi w lesie?
Szeleści jak gałązka... nie bezcelowiej od gałęzi
i za przyczyną mniejszą
niż wiatr...-

nie znak nie akt...-

a to co w nim istnieje
to tylko to – że sam jesteś łupem
Kraju-Przedsionka... (dalej – ogień)...-

i tam
godzina któraś
niechybność uobecni
końca...-

(tutejszość zaś – widmowa!... –

i - brak doznania
co
„krajem” brzmiało)...-

on tu – bez pełni i bez milczenia lasu...
jedynie zacichanie – przeszłości... i tutaj jego szelest –
ostatni po nim znak... jedynie – oddźwięk...-

(to wszystko – w pustce ... bezognistej... nawet –
kosmiczność wyłączając – lasu)

1975

tłum. Adam Pomorski


Ещё об одном лесе

Из этого лесочка,
наконец,
навсегда или надолго,
исчезли грибы.
Это шло постепенно,
лет тридцать.
И теперь, когда я вспоминаю,
их исчезновение, их "уход"
кажется одним-единым действием,
будто — затиханием
одного очень долгого оркестра,
одного долгого хора.

2003

Jeszcze o pewnym miejscu

Z tego lasku,
nareszcie,
na zawsze albo na długo
znikły grzyby.
To szło stopniowo,
lat ze trzydzieści.
I teraz, kiedy wspominam
ich zniknięcie, ich „odejście”
wydaje się jednym-jedynym działaniem
niby – uciszaniem się
jednej bardzo długiej orkiestry,
jednego długiego chóru.

2003

tłum. Edward Balcerzan


Снова поля перед сном

В шуме
в сиянии! —

всё чище — яснее — прозрачнее
реют — лишь эти просторы:

(будто — сквозь всё: сквозь леса — сквозь строения —
сквозь облака) —

только они: "разговаривают" — "дружат" —
"играют" — "грустят" —

"в общем" — ликуют!

и необходимости — нет — "в подробностях"... —

словно и нам они шепчут
чтобы нам думалось ясно:

разве ("хотя бы") когда умирают — "подробности"
с собой забирают —

(уходят — чисто)

2003

Znów pola przed snem

w szumie
w lśnieniu! –

coraz czyściej – jaśniej – przejrzyściej
szybują – te ledwie przestwory:
(jak gdyby – przez wszystko: przez lasy – przez budowle –
przez obłoki)

tylko oni „rozmawiają” – „przyjaźnią się” –
„grają” – „smucą” –

„w ogóle” – triumfują! -

i konieczności – nie ma – „w szczegółach”...

zdaje się że i nam oni szepcą
iżby nam się myślało jasno:

czyżby („choćby”) gdy umierają – „szczegóły” zabierają ze sobą –

(odchodzą – czysto)

2003

tłum. Edward Balcerzan
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.10 o godzinie 06:55

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

René Char

Tu as bien fait de partir, Arthur Rimbaud!


Tes dix-huit ans réfractaires à l'amitié, à la malveillance, à la sottise des poètes de Paris ainsi qu'au ronronnement d'abeille stérile de ta famille ardennaise un peu folle, tu as bien fait de les éparpiller aux vents du large, de les jeter sous le couteau de leur précoce guillotine. Tu as eu raison d'abandonner le boulevard des paresseux, les estaminets des pisse-lyres, pour l'enfer des bêtes, pour le commerce des rusés et le bonjour des simples.

Cet élan absurde du corps et de l'âme, ce boulet de canon qui atteint sa cible en la faisant éclater, oui, c'est bien là la vie d'un homme! On ne peut pas, au sortir de l'enfance, indéfiniment étrangler son prochain. Si les volcans changent peu de place, leur lave parcourt le grand vide du monde et lui apporte des vertus qui chantent dans ses plaies.

Tu as bien fait de partir, Arthur Rimbaud! Nous sommes quelques-uns à croire sans
preuve le bonheur possible avec toi.

Dobrześ zrobił odjeżdżając, Arturze Rimbaud!

Dobrześ zrobił odjeżdżając, Arturze Rimbaud! Twoich
osiemnastu lat nie podbiła przyjaźń, niechęć i głupota
poetów Paryża, podobnie jak pszczele brzęczenie bezpłodne
twojej trochę szalonej rodziny ardeńskiej, dobrześ zrobił
rozpraszając je w wiatrach pełnego morza, ciskając je pod nóż
przedwczesnej gilotyny. Miałeś słuszność porzucając bulwary
gnuśnych, knajpki wierszolejów – dla piekła zwierząt, handlu
przebiegłych i codziennego powitania niewinnych.

Ten rozpęd absurdalny ciała i duszy, ten pocisk armatni, który
dosięgając celu każe mu się rozprysnąć – to, właśnie to jest
życie mężczyzny! Nie można, wyszedłszy z dzieciństwa, uciskać
bez końca swoich bliźnich. Wulkany nie zmieniają niemal swego
położenia, ale ich lawa przebiega wielką marność świata i przynosi
mu cnoty zwycięstwa, które śpiewają w jego ranach.

Dobrześ zrobił odjeżdżając, Arturze Rimbaud! Jest nas kilku
wierzących bezpodstawnie w możliwość szczęścia z tobą.

przełożył Artur MiędzyrzeckiAnna B. edytował(a) ten post dnia 11.02.10 o godzinie 22:20

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Ksenia Niekrasowa

Утро


Я завершила мысль,
вместив ее в три слова.
Слова, как лепестки
ощипанных ромашек,
трепещут на столе.
Довольная
я вытерла перо
и голову от строк приподняла.
В подвал упали из окна
концы лучей
от утреннего солнца...

Poranek

Myśl zakończyłam,
trzy słowa wystarczą.
Słowa, jak płatki
oskubanych stokrotek,
drżą nieśmiało na moim stole.
Zadowolona,
wytarłam pióro,
uniosłam głowę znad wierszy.
Do mojej piwnicy
wpadły przez okno
koniuszki promieni
porannego słońca...

* * *

А я недавно молоко пила -
козье -
под сочно-рыжей липой
в осенний полдень.
Огромный синий воздух
гудел под ударами солнца,
а под ногами шуршала трава,
а между землею
и небом - я,
и кружка моя молока,
да еще березовый стол -
стоит для моих стихов.

* * *

Piłam niedawno mleko –
kozie –
jesienią, w samo południe,
pod soczystorudą lipą.
Stężony błękit powietrza
dudnił
z nadmiaru słonecznych promieni,
pod nogami trawa szeleściła,
a ja
z kubkiem mleka w dłoni
siedziałam między niebem
i ziemią, i był jeszcze stół brzozowy,
dla wierszy mych postawiony.

Стихи о любви

Твоей руки
коснулась я,
и зацвела сирень...
Боярышник в сквере
Большого театра
цветами покрыл шипы.
Кратчайший миг,
а весна на весь мир.
И люди прекрасней ветвей
идут, идут,
излучая любовь,
что в сердце зажглась в моем...

Wiersz o miłości

Dotknęłam twojej ręki –
zakwitły wszystkie bzy.
Głóg na skwerku
przed Teatrem Wielkim
okrywa kolce kwieciem.
W mgnieniu oka –
na całym świecie wiosna.
Idą, idą ludzie,
piękniejsi od gałęzi,
roztaczając miłość,
co zapłonęła w sercu moim...

Мысли

Шла по Пушкинскому скверу,-
вокруг каждая травинка цвела.
Увидала юношу и девушку -
в юности лица у людей бывают
как цветы,
и каждое поколение
ощущает юность свою
как новость...

Myśli

Przechodziłam skwerem Puszkinowskim,
wokół rozkwitała każda trawka.
Zobaczyłam chłopca i dziewczynę...
Twarze młodych
są niczym kwiaty.
Każde pokolenie
młodość swą przeżywa
jak dobrą nowinę...

przełożyła Ałła SarachanowaAnna B. edytował(a) ten post dnia 11.02.10 o godzinie 22:20

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Erica Jong

Knives


The women he has had are all faces
without eyes.
He has entered them blind
as a cut worm.
He has swum their oceans
like a wounded fish
looking for home.

At nights when he can't sleep,
he dreams of weaving
backward up that river
where the banks
are fringed with mouths,
& weedy hair
grows amid the dark crusts
of ancient blood.

Tonight he is afraid & lonely
in a city of meat & knives.
I would go under his knife
& move so willingly
that his heart
might turn to butter
in his mouth.

Noże

Kobiety, które posiadł, są twarzami
bez oczu.
Wtargnął w nie na oślep
jak przecięty robak.
Przepłynął ich oceany
jak zraniony ryba
poszukująca schronienia.

Nocą, gdy nie może zasnąć,
śni o powtórnym
przepłynięciu tej rzeki,
której brzegi
obramowane są ustami,
a włosy zielsk
rosną wśród ciemnych osadów
dawnej krwi.

Dziś wieczór czuje samotność i lęk
w mieście mięsa i noży.
poddałabym się pod jego nóż
tak chętnie i ulegle,
że serce
stopniałoby mu jak masło
w ustach.

przełożyła Teresa Truszkowska

His Silence

He still wears the glass skin of childhood.
Under his hands, the stones turn mirrors.
His eyes are knives.

Who froze the ground to his feet?
Who locked his mouth into an horizon?
Why does the sun set when we touch?

I look for the lines between the silences.
He looks only for the silences.

Cram this page under his tongue.
Open him as if for surgery.
Let the red knife love slide in.

Jego milczenie

Zachował szklistą skórę dzieciństwa.
Pod jego rękami kamienie stają się zwierciadłem
Jego oczy to ostrza.

Kto zamroził ziemię pod jego stopami?
Kto usta mu zamknął w horyzont?
Czemu słońce zachodzi, gdy się dotykamy?

Szukam słów pośród milczenia.
On szuka jedynie milczenia.

Wsuń tę stronicę pod jego język.
Otwórz mu ciało jak podczas operacji.

Niech miłość wejdzie czerwonym ostrzem.

przełożyła Teresa Truszkowska

The Purification

Because she loved her husband
she found a lover.
Because she betrayed her husband with false fidelity
she went to bed with her lover.
Because she was no longer falsely faithful
she now felt honest.
Because she was honest
she told her lover she loved him.
Because she was honest
she told her lover she also loved her husband.
Because she was honest
her dishonest lover left her.
Because her lover left her
she felt betrayed.
Because she felt betrayed
she went back to her husband.
Now they had something in common.

Oczyszczenie

Ponieważ kochała męża,
znalazła sobie kochanka.
Ponieważ oszukiwała męża fałszywą wiernością,
poszła do łóżka z kochankiem.
Ponieważ przestała być fałszywie wierna,
poczuła się uczciwa.
Ponieważ była uczciwa,
powiedziała kochankowi, że go kocha.
Ponieważ była uczciwa,
powiedziała kochankowi, że kocha także męża.
Ponieważ była uczciwa,
nieuczciwy kochanek porzucił ją.
Ponieważ kochanek ją porzucił,
poczuła się zdradzona.
Ponieważ poczuła się zdradzona,
wróciła do męża.
Coś ich teraz łączy.

przełożyła Monika J. SujczyńskaMarta K. edytował(a) ten post dnia 23.02.10 o godzinie 09:35

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

Octavio Paz

Más allá del amor


Todo nos amenaza:
el tiempo, que en vivientes fragmentos divide
al que fui
del que seré,
como el machete a la culebra;
la conciencia, la transparencia traspasada,
la mirada ciega de mirarse mirar;
las palabras, guantes grises, polvo mental sobre la yerba,
el agua, la piel;
nuestros nombres, que entre tú y yo se levantan,
murallas de vacío que ninguna trompeta derrumba.

Ni el sueño y su pueblo de imágenes rotas,
ni el delirio y su espuma profética,
ni el amor con sus dientes y uñas nos bastan.
Más allá de nosotros,
en las fronteras del ser y el estar,
una vida más vida nos reclama.

Afuera la noche respira, se extiende,
llena de grandes hojas calientes,
de espejos que combaten:
frutos, garras, ojos, follajes,
espaldas que relucen,
cuerpos que se abren paso entre otros cuerpos.

Tiéndete aquí a la orilla de tanta espuma,
de tanta vida que se ignora y entrega:
tú también perteneces a la noche.
Extiéndete, blancura que respira,
late, oh estrella repartida,
copa,
pan que inclinas la balanza del lado de la aurora,
pausa de sangre entre este tiempo y otro sin medida.

Ponad miłość

Wszystko nam zagraża:
czas, który na drgające odcinki potnie i oddzieli
tego, kim byłem,
od tego, kim będę,
niczym maczeta żmiję:
na świadomość – prześwity prześcigane,
na spojrzenia – oślepione patrzeniem
na to, w jaki sposób patrzę,
na słowa – rękawiczki zszarzałe, kurz myśli na trawie, wodzie, skórze,
na imiona nasze, które powstają między mną a tobą,
na mury z pustki, których głos żadnej trąby
nie powali.

Nie pomieścimy się
ani w marzeniu, w jego zbiorach spękanych obrazów,
ani w pianie proroczej szaleństwa,
ani w miłości – wojaczce zębów i pazurów.
Poza nami,
na granicy bycia i przebywania,
wabi życie, o ileż prawdziwsze, przyzywa.

Na zewnątrz noc przeciąga się i oddycha,
pełna wielkich liści gorących
i skłóconych zwierciadeł:
walczą o lepsze owoce, szpony, oczy, grzywy liści,
łuki pleców błyszczące,
ciała, co przedzierają się pośród innych ciał.

Połóż się tutaj, na brzegu, gdzie jest tyle piany,
tyle życia, które się trwoni, nieświadome siebie:
ty także należysz do nocy.
Odpręż się i oddychaj pełnią swojej bieli,
niech poczuję twój puls szczodrobliwej gwiazdy,
bądź kielichem, chlebem,
który przechyla szalę w stronę jutrzni,
przerwą krwi, która płynie między czasem
policzalnym a czasem bez miary

przełożyła Krystyna Rodowska

Manantial

Habla deja caer una palabra
Buenos días he dormido todo el invierno y ahora despierto
Habla
Una piragua enfila hacia la luz
Una palabra ligera avanza a toda vela
El día tiene forma de río
En sus riberas brillan las plumas de tus cantos
Dulzura del agua en la hierba dormida
Agua clara vocales para beber
vocales para adornar una frente unos tobillos
Habla
Toca la cima de una pausa dichosa
Y luego abre las alas y habla sin parar
Pasa un rostro olvidado
Pasas tú misma con tu andar de viento en un campo de maíz
La infancia con sus flechas y su ídolo y su higuera
Rompe amarras y pasa con la torre y el jardín
Pasan futuro y pasado
Horas ya vividas y horas por matar
Pasan relámpagos que llevan en el pico pedazos de tiempo todavía vivos
Bandadas de cometas que se pierden en mi frente
¡Y escriben tu nombre en la espalda desnuda del espejo!
Habla
Moja los labios en la piedra partida que mana inagotable
Hunde tus brazos blancos en el agua grávida de profecías inminentes

Un día se pierde
En el cielo hecho de prisa
La luz no deja huellas en la nieve
Un día se pierde
Abrir y cerrar de puertas
La semilla del sol se abre sin ruido
Un día comienza
La niebla asciende la colina
Un hombre baja por el río
Los dos se encuentran en tus ojos
Y tú te pierdes en el día
Cantando en el follaje de la luz
Tañen campanas allá lejos
Cada llamada es una ola
Cada ola sepulta para siempre
Un gesto una palabra la luz contra la nube
Tú ríes y te peinas distraída
Un día comienza a tus pies
Pelo mano blancura no son nombres
Para este pelo esta mano esta blancura
Lo visible y palpable que está afuera
Lo que está adentro y sin nombre
A tientas se buscan en nosotros
Siguen la marcha del lenguaje
Cruzan el puente que les tiende esta imagen
Como la luz entre los dedos se deslizan
Como tú misma entre mis manos
Como tu mano entre mis manos se entrelazan
Un día comienza en mis palabras
Luz que madura hasta ser cuerpo
Hasta ser sombra de tu cuerpo luz de tu sombra
Malla de calor piel de tu luz
Un día comienza en tu boca
El día que se pierde en nuestros ojos
El día que se abre en nuestra noche

Espacioso cielo de verano
Lunas veloces de frente obstinada
Astros desnudos como el oro y la plata
Animales de luz corriendo en pleno cielo
Nubes de toda condición
Alto espacio
Noche derramada
Como el vino en la piedra sagrada
Como un mar ya vencido que inclina sus banderas
Como un sabor desmoronado

Hay jardines en donde el viento mismo se demora
Por oírse correr entre las hojas
Hablan con voz tan clara las acequias
Que se ve al través de sus palabras
Alza el jazmín su torre inmaculada
He aquí que llega la palabra almendra
Mis pensamientos se deslizan como agua
Inmóvil yo los veo alejarse entre los chopos
Frente a la noche idéntica otro que no conozco
También los piensa y los mira perderse

Como la enredadera de mil manos
Como el incendio y su voraz plumaje
Como la primavera al asalto del año
Los dedos de la música
Las garras de la música
La yedra de fuego de la música
Cubre los cuerpos cubre las almas
Cuerpos tatuados por sonidos ardientes
Como el cuerpo del dios constelado de signos
Como el cuerpo del cielo tatuado por astros coléricos
Cuerpos quemados almas quemadas
Llegó la música y nos arrancó los ojos
(No vimos sino el relámpago
No oímos sino el chocar de espadas de la luz)
Llegó la música y nos arrancó la lengua
La gran boca de la música devoró los cuerpos
Se quemó el mundo
Ardió su nombre y los nombres que eran su atavío
No queda nada sino un alto sonido
Torre de vidrio donde anidan pájaros de vidrio
Pájaros invisibles
hechos de la misma sustancia de la luz

Źródło

Mów upuść słowo
Dzień dobry przespałem całą zimę i teraz się budzę
Mów
Łódź steruje ku światłu
Słowo lekkie na pełnych żaglach
Dzień ma kształt rzeki
Na jej brzegach błyszczą pióra twych pieśni
Słodycz wody w uśpionej trawie
Woda jasna samogłoski pitne
Samogłoski dla ozdoby czoła i stóp
Mów
Dotknij wierzchołka szczęśliwej pauzy
A potem skrzydła rozpostrzyj i mów bez wytchnienia
Przepływa w powietrzu zapomniana twarz
Przepływasz ty sama na swój wietrzny sposób nad polem kukurydzy
Dzieciństwo z kołczanem strzał swym bóstwem i figowcem koło domu
Zrywa się z uwięzi i przepływa wraz z wieżą i ogrodem
Przepływa przyszłość i przeszłość
Godziny przeżyte i godziny dla zabicia czasu
Przepływają błyskawice z jeszcze żywym w dziobie strzępem czasu
Stada komet nurkujących w moim czole
Wypisują twe imię na nagich plecach lustra!
Mów
Umocz wargi w kamieniu nie do wyczerpania
Zanurz białe ramiona w wodzie brzemiennej w prorocze widzenia

Ginie dzień
W niebie zbitym naprędce
Na śniegu niewidoczne są ślady światła
Ginie dzień
Otwierają się i zamykają drzwi
Ziarno słońca pęka bezszelestnie
Rozpoczyna się dzień
Mgła wywyższa równinę
Człowiek schodzi do rzeki
Odnajdują się razem w twoich oczach
Ciebie także pochłania dzień
Rozbrzmiewający w listowiu światła
W oddali gdzieś biją dzwon
Każde wołanie jest falą
Każda fala grzebie w sobie na zawsze
Jakiś gest słowo światło przez chmurę
Ty śmiejesz się i czekasz w roztargnieniu
Dzień zaczyna się u twoich stóp
Włosy ręka biel nie nazywają
Tych włosów tej ręki tej bieli
Widzialne i dotykalne – one są na zewnątrz
Lecz wraz z tym co wewnętrzne i bezimienne
Po omacku szukają się w nas
Stąpają po śladach języka
Wchodzą na most który podsuwa im ten obraz
Prześlizgują się
Między palcami jak światło
Jak ty sama gdy wymykasz mi się z rąk
Splatają się jak twoja dłoń z moją
Dzień zaczyna się w moich słowach
Światło dojrzewa aż stanie się ciałem
Cieniem twojego ciała światłem twego światła
Kolczugą upału skórą twego światła
Dzień zaczyna się w twoich ustach
Dzień zatraca się w naszych oczach
Dzień odsłania się w naszej nocy

Przestrzenne niebo letnie
Zwinne księżycowe o upartym czole
Gwiazdy nagie jak złoto i srebro
Zwierzęta światła w biegu na wezbranym niebie
Chmury o najrozmaitszych kształtach
Wyniosła przestrzeń
Noc rozlana
Jak wino na kamieniu ofiarnym
Jak morze ukorzone gdy pochyla sztandar
Jak zwietrzały smak

Są takie ogrody gdzie ustaje wiatr
By posłuchać sam siebie pośród liści
Tak jasnym głosem przemawia ulewa
Że odsłania się widok miedzy jej słowami
Jaśmin wznosi nieskalaną wieżę
Nadbiega słowo migdał
Moje myśli prześlizgują się jak woda
Widzę jak nikną między topolami
W bliźniaczej nocy ktoś kogo ja nie znam
Także je snuje patrzy jak znikają

Jak powój tysiącoręki
Jak pożar i jego żarłoczne upierzenie
Jak wiosna która szturmuje czas
Palce muzyki
Szpony muzyki
Płomienny bluszcz muzyki
Pochłania ciała i pochłania dusze
Ciała w gorących tatuażach dźwięków
Jak ciało boga w konstelacjach znaków
Jak ciało nieba całe w gniewnych gwiazdach
Spalone ciała spalone dusze
Przyszła muzyka i wydarła oczy
(Widzieliśmy tylko błyskawicę
Słyszeliśmy tylko szczęk broni światła)
Przyszła muzyka i wydarła język
Wielkie usta muzyki pochłonęły ciała
Wypalił się świat
Spłonęło jego imię imiona którymi się przyozdabiał
Został tylko świdrujący dźwięk w górze
Szklana wieża z gniazdem szklanych ptaków
Niewidzialnych
Ulepionych z tej samej materii co światło

przełożyła Krystyna RodowskaMarta K. edytował(a) ten post dnia 23.02.10 o godzinie 10:35
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Rafael Alberti

z tomu „Retornos de lo vivo lejano”, 1957

Retornos del amor en los balcones


Ha llegado ese tiempo en que los años,
las horas, los minutos, los segundos vividos
se perfilan de ti, se llenan de nosotros,
y se hace urgente, se hace necesario,
para no verlos irse con la muerte,
fijar en ellos nuestras más dichosas,
sucesivas imágenes.

¿Dónde estás hoy, en dónde te contemplo,
en qué roca, en qué mar, bajo qué bosque,
o en qué penumbra de estivales sábanas
o en qué calientes, nórdicas alcobas?

Ha pasado la siesta dulce de los azules
que la ancha isla nos tendió en el sueño.
Venus casi dormida aún, te asomas
al íntimo refugio de los barcos
y toda tú ya cantas como un puerto
amoroso de velas y de mástiles.

Tus cabellos tendidos vuelan de los balcones
a enredarse en la trama delgada de las redes,
a poner banderines en los palos más altos
y un concierto de amor en los marinos aires.

Luego, cuando al poniente retornan silenciosos,
blancos de sales y alas de gaviotas,
pongo en tu corazón desnudo mis oídos
y escucho el mar y aspiro el mar que fluye
de ti y me embarco hacia la abierta noche.

Powrót miłości na balkonie

Nadszedł czas taki, że lata minione,
Godziny, minuty, sekundy przeżyte
Przybierają twój profil i nami się sycą;
Wtedy staje się rzeczą pilną i potrzebą,
By nie ujrzeć, jak razem ze śmiercią odchodzą,
Utrwalić w nich nasze szczęśliwe, bez skazy,
Jedne po drugich, obrazy.

Gdzie jesteś dzisiaj, gdzie mam cię oglądać,
Na jakiej skale, nad morzem jakim, w jakim lesie,
Czy w cieniu na letniej polanie,
Czy w północnej alkowie ogrzanej?

Minął rozkoszny spoczynek w lazurach,
Które nam rozświetliła we śnie wielka wyspa.
Jeszcze, półsenna Wenus, ty się chylisz
Ku zacisznym schronieniom statków morskich
I całą sobą śpiewasz jak zatoka
W żaglach zakochana i w masztach okrętów.

Powiewają włosy twoje na balkonie,
By się wplątać między wątłe sieci oka,
By zatknąć chorągiewki na najwyższych drzewcach,
Zagrać koncert miłości na nadmorskich wiatrach.

Później, gdy o zachodzie powracają ciche,
Ubielone solą i skrzydłami mewy,
Ucho ci do serca przykładam nagiego,
Morze w nim słysząc oddycham twym morzem
I odpływam ku otwartej nocy.

tłum. Zofia Szleyen

Retornos del amor en la noche triste

Ven, amor mío, ven, en esta noche
sola y triste de Italia. Son tus hombros
fuertes y bellos los que necesito.
Son tus preciosos brazos, la largura
maciza de tus muslos y ese arranque
de pierna, esa compacta
línea que te rodea y te suspende,
dichoso mar, abierta playa mía.
żCómo decirte, amor, en esta noche
solitaria de Génova, escuchando
el corazón azul del oleaje,
que eres tú la que vienes por la espuma?
Bésame, amor, en esta noche triste.
Te diré las palabras que mis labios,
de tanto amor, mi amor, no se atrevieron.
Amor mío, amor mío, es tu cabeza
de oro tendido junto a mí, su ardiente
bosque largo de otońo quien me escucha.
Óyeme, que te llamo. Vida mía,
sí, vida mía, vida mía sola.
żDe quién más, de quién más si solamente
puedo ser yo quien cante a tus oídos:
vida, vida, mi vida, vida mía?
żQué soy sin ti, mi amor? Dime qué fuera
sin ese fuerte y dulce muro blando
que me da luz cuando me da la sombra,
sueńo, cuando se escapa de mis ojos.
Yo no puedo dormir. ĄCuántas auroras,
oscuras, braceando en las tinieblas,
sin encontrarte, amor! ĄCuántos amargos
golpes de sal, sin ti, contra mi boca!
żDónde estás? żDónde estás? Dime, amor mío.
żMe escuchas? żNo me sientes
llegar como una lágrima llamándote,
por encima del mar, en esta noche?

Powrót miłości w smutną noc

Przyjdź, miła moja, przyjdź w tę noc samotną,
smutną noc włoską. Twoje barki piękne
i silne tym są, czego mi potrzeba.
I twe wspaniałe ramiona, ud twoich
masywna długość, nogi ruch gwałtowny
i ta, co cię otacza,
a zarazem unosi, linia zwarta, płynna,
o morze szczęścia, o plażo otwarta.
Jak ci powiedzieć, miła, że w samotną
noc genueńską, gdy słychać, jak bije
błękitne serce przypływu, ty jesteś
tą, co nadchodzi poprzez morską pianę?
W tę noc tak smutną, pocałuj mnie, miła.
Powiem, ci miła, te słowa, na które
z miłości ustom nie stało odwagi.
Miła ma, miła, twoja głowa ze złota
leżąca przy mnie, cała w rozjarzonych
lasach jesiennych, to ona mnie słucha.
Usłysz mnie, wołam, tyś jest moim życiem,
tak, życiem moim, mym życiem jedynym.
Czyjże, czyj inny, mógłbym być ja, który
tylko dla twoich uszu śpiewam: miła,
moja kochana, ukochana moja.
Czym jestem, miła, bez ciebie? Czym byłbym
bez tego muru co – mocny a czuły –
światło mi daje, cień dając zarazem
i sen mi zsyła, chociaż sen odbiera.
Ja spać nie mogę. O ileż to razy
ciemne jutrzenki mrok rozdzierające
ciebie, o miła, nie mogły napotkać.
Ile zgrzywionych fal, bez ciebie gorzkich,
solą zaciekle biło w moje usta.
Gdzieś ty? Gdzie jesteś miła? Czy mnie słuchasz?
Czy mnie nie słyszysz, miła,
jak łzą powracam, aby ciebie wołać,
by poprzez morze wzywać cię tej nocy?

tłum. Irena Kuran-Bogucka

Retornos del amor en las arenas

Esta mańana, amor, tenemos veinte ańos.
Van voluntariamente lentas, entrelazándose
nuestras sombras descalzas camino de los huertos
que enfrentan los azules de mar con sus verdores.
Tú todavía eres casi la aparecida,
la llegada una tarde sin luz entre dos luces,
cuando el joven sin rumbo de la ciudad prolonga,
pensativo, a sabiendas el regreso a su casa.
Tú todavía eres aquella que a mi lado
vas buscando el declive secreto de las dunas,
la ladera recóndita de la arena, el oculto
cańaveral que pone
cortinas a los ojos marineros del viento.

Allí estás, allí estoy contra ti, comprobando
la alta temperatura de las odas felices,
el corazón del mar ciegamente ascendido,
muriéndose en pedazos de dulce sal y espumas.
Todo nos mira alegre, después , por las orillas.
Los castillos caídos sus almenas levantan,
las algas nos ofrecen coronas y las velas,
tendido el vuelo, quieren cantar sobre las torres.

Powroty miłości na piaskach

Tego ranka, kochanie, mamy dwadzieścia lat.
Lekko idą, powolne, splatając się,
nasze bose cienie drogą wśród ogrodów,
które błękitom morskim przeciwstawiają swe zielenie.
Ty ciągle jesteś jak objawienie,
nadchodzące w ciemny wieczór światło,
kiedy chłopak klucząc za miastem odwleka
rozmyślnie, zamyślony, swój powrót do domu.
Ty ciągle jesteś ta, która przy mnie
idzie szukając sekretnej pochyłości na wydmach,
ukrytego zbocza piasku, tajemnego
trzcinowego gąszczu, który stawia
zasłony przed oczami żeglarskimi wiatru.

Tam jesteś, tam jestem naprzeciwko ciebie, sprawdzając
wysoką temperaturę fal szczęśliwych,
serce morza, które wzeszło w oślepieniu,
umierające w okruchach słodkiej soli i pianach.
Wszystko na nas patrzy później radosne na brzegach.
Zamki w ruiny rozpadłe swe blanki dźwigają,
wodorosty w darze dają nam wieńce, a żagle,
nabrawszy lotności, chcą śpiewać ponad wieżami.
Tego ranka, kochanie, mamy dwadzieścia lat.

tłum. Jan Zych

Retornos del amor recien aparécido

Cuando tu apareciste,
penaba yo en la entraña más profunda
de una cueva sin aire y sin salida.
Braceaba en lo oscuro, agonizando,
oyendo un estertor que aleteaba
como el latir de un ave imperceptible.
Sobre mí derramaste tus cabellos
y ascendí al sol y vi que eran la aurora
cubriendo un alto mar de primavera.
Fue como si llegara al más hermoso
puerto del mediodía. Se anegaban
en ti los más lucidos paisajes:
claros, agudos montes coronados
de nieve rosa, fuentes escondidas
en el rizado umbroso de los bosques.
Yo aprendí a descansar sobre tus hombros
y a descender por ríos y laderas,
a entrelazarme en las tendidas ramas
y a hacer del sueño mi más dulce muerte.
Arcos me abriste y mis floridos años
recién subidos a la luz, yacieron
bajo el amor de tu apretada sombra,
sacando el corazón al viento libre
y ajustándolo al verde son del tuyo.
Ya iba a dormir, ya a despertar sabiendo
que no penaba en una cueva oscura,
braceando sin aire y sin salida.
Porque habías al fin aparecido.

Powrót miłości świeżo objawionej

Kiedy się pojawiłaś,
cierpiałem we wnętrzu najgłębszej jaskini,
jaskini bez wyjścia, bez powietrza.
I tak konając miotałem się w ciemnościach,
słuchałem rzężenia, które trzepotało
jak bicie skrzydeł ukrytego ptaka.
Rozsypałaś nade mną swoje włosy
i wzniosłem się ku słońcu, ujrzałem, że były zorzą,
co nad morzem otwartym na wiosnę się ściele.
To było tak, jakbym przybył do najpiękniejszej
przystani południa. Tonęły w tobie
krajobrazy, te najbardziej lśniące:
przejrzyste, ostre góry w różowych
koronach ze śniegu i źródła
w kędzierzawych cieniach lasów ukryte.
Nauczyłem się odpoczywać na grzbietach gór
i w dół spływać rzekami i zboczami,
i długimi gałęziami drzew się oplatać,
i sen przemieniać w przenajsłodszą śmierć.
Otwarłaś mi drzwi lasu i moje lata młode,
świeżo wydobyte na światło, leżały
pod pieszczotą twojego gęstego cienia,
poddając pod wiatr wolny serce
i jego rytm równając z bujnym rytmem twojego.
Już mogłem spać spokojnie i wstawać mogłem wiedząc,
że już nie miotam się cierpiąc w tej ciemnej jaskini,
w jaskini bez wyjścia, bez powietrza.
Bo ty się nareszcie pojawiłaś.

tłum. Jerzy Kühn

Retornos del amor tal como era

Eras en aquel tiempo rubia y grande,
sólida espuma ardiente y levantada
Parecías un cuerpo desprendido
de los centros del sol, abandonado
por un golpe de mar en las arenas.

Todo era fuego en aquel tiempo. Ardía
la playa en tu contorno. A rutilantes
vidrios de voz quedaban reducidos
las algas, los moluscos y las piedras
que el oleaje contra ti mandaba.
Todo era fuego, exhalación, latido
de onda caliente en ti. Si era una mano
la atrevida o los labios, ciegas ascuas,
voladoras, silbaban por el aire.
Tiempo abrasado, sueño consumido.

Yo me volqué en tu espuma en aquel tiempo.

Powrót miłości takiej, jaką była

Byłaś podówczas duża, jasnowłosa,
masywna piana wrąca, uniesiona.
Zdawać się mogłaś ciałem wyłonionym
z samego wnętrza słońca i ciśniętym
fal uderzeniem na piaszczyste plaże.

A wszystko ogniem było w owym czasie.
Płonęła plaża wokół ciebie.
Szkłem połyskliwym z blasku się stawały
algi, mięczaki, muszle i kamienie,
którymi przybój fali w ciebie rzucał.

Wszystko to płomień był, żar, pulsowanie
fali gorącej w tobie. Jeśli ręka
lub usta śmiałość miały, popiół ślepy,
ulotny z sykiem wzlatywał w powietrze.
Czas gorejący i sen dopełniony.

A ja tarzałem się wówczas w twej pianie.

tłum. Irena Kuran-BoguckaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.02.10 o godzinie 17:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja współczesna na świecie

Peter Maiwald

Man hört auf mich!


Ich habe gesagt: Wolken:
bedeckt die Geliebte
wenn ihr die Sonne zu heiß wird.
Fluß: teil dich, wenn sie ans Ufer kommt.
Häuser: nehmt sie auf, wenn sie ermüdet
und Tische: laßt sie zu.
Wiesen: bindet ihr einen Strauß
und Vögel: singt ihr ein Lied,
wenn sie erwacht. Steine:
geht aus dem Weg, den sie nimmt
und Berge: versetzt euch, wenn nötig.
Meere: tragt ihren Körper zu den Kontinenten.
Städte: seid freundlich.
Menschen: liebt, die ich liebe.
Ich habe das gesagt. Nun geh.
Hab keine Angst. Man hört auf mich.

Będę wysłuchany

Powiedziałem: chmury,
zakryjcie ukochaną,
jeśli będzie jej za gorąco w słońcu.
Rzeko: rozdziel swe fale, gdy przyjdzie na brzeg.
Domy: przyjmijcie ją, gdy będzie zmęczona,
i stoły: dopuście ją do siebie.
Łąki: uwijcie jej bukiet
i ptaki: zaśpiewajcie jej pieśń,
gdy się zbudzi. Kamienie:
usuńcie się z drogi, którą będzie szła,
i góry: rozstąpcie się przed nią, gdy nadejdzie,
morza: przenieście jej ciało na kontynenty.
Miasta: bądźcie przyjazne.
Ludzie: kochajcie tę, którą ja kocham.
Powiedziałem. Teraz idź.
Nie bój się. Będę wysłuchany.

tłum. Jan Koprowski

Die Liebenden

Was hast du, Anna?
Du atmest so sehr.
Aber nein, Liebster.
Ich komme vom Kaufen.
Es war viel zu laufen.
Es ist die Tasche, Liebster.
Es ist die Tasche
schwer.

Was hast du, Anna?
Die Hand ist so kalt.
Aber nein, Liebster.
Es ist nur das Wetter.
Es fallen die Blätter.
Es ist der Winter, Liebster.
Es ist der Winter
bald.

Was hast du, Anna?
Dein Haar ist so grau.
Aber nein, Liebster.
Ich backe nur Kuchen.
Ich backe nur Kuchen.
Es ist das Mehr, Liebster.
Es ist das Mehl
schau.

Kochająca się para

Co ci jest, Anno?
Tak ciężko dyszysz.
Ależ nic, mój najmilszy.
Z zakupów powróciłam.
Tyle tam bieganiny.
Tylko ta torba, jedyny.
Tylko torba trochę była
za ciężka.

Co ci jest, Anno?
Taką masz zimną rękę, droga.
Ależ nic, mój złocisty.
To tylko ta pogoda.
Już opadają liście.
Idzie zima, kochanie.
Wkrótce zima
nastanie.

Co ci jest, Anno?
Włosy masz takie posiwiałe.
Ależ nic, mój najdroższy.
Ja tylko ciasto wypiekałam.
Ja tylko ciasto.
To mąka, miły mój.
To mąka,
spójrz.

tłum. Wanda Markowska

Ich war hungrig

Ich war hungrig,
aber deinTisch war leer.
Ich war arm,
aber du schriest nach mehr.

Ich war müde,
aber du sprangst zum Tanz.
Ich teilte,
aber du sagtest: ganz!

Ich ging nach Osten,
und im Süden warst du.
Ich suchte dich lange
und verlor dich im Nu.

Byłem głodny

Żyłem w głodu udręce,
Ale twój stół był pusty.
Byłem bardzo ubogi,
Lecz ty wołałaś: więcej.

Kiedy znużony byłem,
Ty się rwałaś do tańca.
A kiedy ja dzieliłem,
Tyś mi mówiła: wszystko.

Ja ku Wschodowi wyruszyłem,
Ty byłaś na Południu.
Długom cię szukał wszędzie,
A w mgnieniu oka utraciłem.

tłum. Wanda Markowska

konto usunięte

Temat: Poezja współczesna na świecie

James Tate

A Knock On The Door


They ask me if I've ever thought about the end of
the world, and I say, "Come in, come in, let me
give you some lunch, for God's sake." After a few
bites it's the afterlife they want to talk about.
"Ouch," I say, "did you see that grape leaf
skeletonizer?" Then they're talking about
redemption and the chosen few sitting right by
His side. "Doing what?" I ask. "Just sitting?" I
am surrounded by burned up zombies. "Let's
have some lemon chiffon pie I bought yesterday
at the 3 Dog Bakery." But they want to talk about
my soul. I'm getting drowsy and see butterflies
everywhere. "Would you gentlemen like to take a
nap, I know I would." They stand and back away
from me, out the door, walking toward my
neighbors, a black cloud over their heads and
they see nothing without end.

Pukanie do drzwi

Pytą mnie, czy kiedykolwiek myślałem
o końcu świata,
a ja mówię: - Ależ proszę, proszę do środka,
dam wam cos do zjedzenia, na litość boską. –
Już po kilku kęsach chcą rozmawiać o życiu
pozagrobowym. – Auć – mówię – zauważyliście tego
robaka, co z winogronowego liścia zostawia szkielet? –
Potem opowiadają o zbawieniu
i tych kilku wybranych, co siedzą u Jego boku.
- I co robią? – pytam – Tylko tak siedzą? -
Czuję się otoczony przez wyniszczonych zombi.
- Zjedzmy po kawałeczku ciasta z kremem cytrynowym,
które kupiłem wczoraj w piekarni Pod Trzema Psami. –
ale oni chcą porozmawiać o mojej duszy.
Ogarnia mnie senność i przed oczami widzę wszędzie
motyle. – Nie chcieliby panowie uciąć sobie drzemki?
Bo ja bardzo chętnie. –
Wstają i wycofują się przede mną tyłem
do drzwi, a potem ruszają w kierunku sąsiadów,
czarna chmura wisi nad ich głowami
i nie widząc nic, widzą nic bez końca.

Dream On

Some people go their whole lives
without ever writing a single poem.
Extraordinary people who don't hesitate
to cut somebody's heart or skull open.
They go to baseball games with the greatest of ease.
and play a few rounds of golf as if it were nothing.
These same people stroll into a church
as if that were a natural part of life.
Investing money is second nature to them.
They contribute to political campaigns
that have absolutely no poetry in them
and promise none for the future.
They sit around the dinner table at night
and pretend as though nothing is missing.
Their children get caught shoplifting at the mall
and no one admits that it is poetry they are missing.
The family dog howls all night,
lonely and starving for more poetry in his life.
Why is it so difficult for them to see
that, without poetry, their lives are effluvial.
Sure, they have their banquets, their celebrations,
croquet, fox hunts, their sea shores and sunsets,
their cocktails on the balcony, dog races,
and all that kissing and hugging, and don't
forget the good deeds, the charity work,
nursing the baby squirrels all through the night,
filling the birdfeeders all winter,
helping the stranger change her tire.
Still, there's that disagreeable exhalation
from decaying matter, subtle but everpresent.
They walk around erect like champions.
They are smooth-spoken and witty.
When alone, rare occasion, they stare
into the mirror for hours, bewildered.
There was something they meant to say, but didn't:
"And if we put the statue of the rhinoceros
next to the tweezers, and walk around the room three times,
learn to yodel, shave our heads, call
our ancestors back from the dead--"
poetrywise it's still a bust, bankrupt.
You haven't scribbled a syllable of it.
You're a nowhere man misfiring
the very essence of your life, flustering
nothing from nothing and back again.
The hereafter may not last all that long.
Radiant childhood sweetheart,
secret code of everlasting joy and sorrow,
fanciful pen strokes beneath the eyelids:
all day, all night meditation, knot of hope,
kernel of desire, pure ordinariness of life
seeking, through poetry, a benediction
or a bed to lie down on, to connect, reveal,
explore, to imbue meaning on the day's extravagant labor.
And yet it's cruel to expect too much.
It's a rare species of bird
that refuses to be categorized.
Its song is barely audible.
It is like a dragonfly in a dream--
here, then there, then here again,
low-flying amber-wing darting upward
then out of sight.
And the dream has a pain in its heart
the wonders of which are manifold,
or so the story is told.

Śnij dalej

Niektórzy ludzie przechodzą przez życie
nie napisawszy nawet jednego wiersza.
Niezwykli ludzie, którzy bez wahania
otwierają czyjeś serce albo mózg.
Chodzą oglądać baseball najzwyczajniej w świecie
i grają po kilka rundek golfa, jak gdyby nigdy nic.
Ci sami ludzie zachodzą do kościołów,
jak gdyby to była w życiu naturalna rzecz.
Inwestowanie pieniędzy to ich drugie ja.
Wspierają polityczne kampanie,
Które nie mają w sobie ani krzty poezji
i obiecują brak poezji też na przyszłość.
Wieczorami siedzą wokół stołów
i udają, że niczego im nie brakuje.
Ich dzieci wpadają na kradzieżach w sklepie
i nikt nie powie, że właśnie poezji im brakuje.
Ich pies wyje przez całą noc, samotny,
bo więcej poezji łaknie w swoim życiu.
Dlaczego tak trudno jest im dostrzec,
że bez poezji ich życie to miazmaty?
Jasne, mają swoje bankiety i uroczystości,
krokiet i polowania, zachody słońca, plaże,
koktajle na balkonach i wyścigi psów,
i całe to ściskanie się, i całowanie, a nie zapominajmy
o dobrych uczynkach, o charytatywce,
o całonocnym niańczeniu maleńkich wiewiórek,
o napełnianiu karmników w zimowe miesiące,
o pomocy nieznajomej przy wymianie koła.
Jednak ciągle odczuwa się ów przykry odór
lekkiego rozkładu, delikatny i zawsze obecny.
Przechadzają się dumni i bladzi jak zwyciężcy.
Mają łatwość mówienia, dowcip i układność.
Kiedy są sami, co zdarza się rzadko, to zdębiali
gapią się godzinami w swoje lustrzane odbicia.
Było coś, co chcieli powiedzieć, lecz nic z tego:
- I jeżeli ustawimy statuetkę nosorożca
tuż obok pincety i okrążymy pokój trzy razy,
nauczymy się jodłować, zgolimy głowy, przywołamy
zza grobów naszych zmarłych przodków –
z punktu widzenia poezji to wciąż klapa i bankructwo.
Nie zanotowałeś nawet jednej spółgłoski.
Jesteś człowiekiem, który zmierza donikąd,
trwoni zasadniczą treść swojego życia, traci
głowę dla jednego nic za drugim, i tak w kółko.
Tamten świat nie potrwa może aż tak długo.
Promienna miłość czasu dzieciństwa,
sekretny kod radości wiecznej i bólu,
fantazyjne kreseczki pod powiekami:
całodzienna, całonocna medytacja, pętla
nadziei, ziarnko pragnienia, czysta pospolitość
życia poszukująca poprzez poezję zbawienia
albo łóżka, żeby się położyć, łączyć, odrywać,
badać, sycić znaczeniem rozrzutny mozół dnia.
Lecz okrucieństwem byłoby oczekiwać zbyt wiele.
To jest rzadka odmiana ptaka,
która wymyka się wszelkim kategoriom.
Jego piosenka jest niemal niesłyszalna.
Jest jak ważka, która pojawia się we śnie
to tam, to tu, tam i znowu tu –
bursztynowe skrzydełko w niskim locie,
wzbijające się w górę i znikające z oczu.
A ten sen ma ból w swoim sercu,
którego cuda są wielorakie,
lub przynajmniej tak się o tym mówi.

Never Again The Same

Speaking of sunsets,
last night's was shocking.
I mean, sunsets aren't supposed to frighten you, are they?
Well, this one was terrifying.
People were screaming in the streets.
Sure, it was beautiful, but far too beautiful.
It wasn't natural.
One climax followed another and then another
until your knees went weak
and you couldn't breathe.
The colors were definitely not of this world,
peaches dripping opium,
pandemonium of tangerines,
inferno of irises,
Plutonian emeralds,
all swirling and churning, swabbing,
like it was playing with us,
like we were nothing,
as if our whole lives were a preparation for this,
this for which nothing could have prepared us
and for which we could not have been less prepared.
The mockery of it all stung us bitterly.
And when it was finally over
we whimpered and cried and howled.
And then the streetlights came on as always
and we looked into one another's eyes?
ancient caves with still pools
and those little transparent fish
who have never seen even one ray of light.
And the calm that returned to us
was not even our own.

Nigdy więcej taki sam

Jeśli chodzi o zachody słońca –
ten wczorajszy był szokujący.
Zachody słońca nie powinny przecież zatrważać, prawda?
A jednak był przerażający.
Ludzie krzyczeli na ulicach.
Jasne, że był piękny, lecz o wiele zbyt piękny.
To było naturalne.
Moment kulminacji – jeden po drugim,
aż kolana same się uginały
i nie można było oddychać.
Kolory – zdecydowanie nie z tego świata,
ociekające opium brzoskwinie,
pandemonium mandarynek,
inferno irysów,
szmaragdy z hadesowych głębi,
wszystko wirujące, kłębiące się, kipiące
jakby wodziło nas za nos,
jakbyśmy doprawdy byli niczym,
a całe nasze życie miało nas tylko przygotować
na to, na co nic nie mogło nas przygotować
i na co nie moglibyśmy być przygotowani mniej.
Całe urągowisko użądliło nas boleśnie.
I kiedy wreszcie się skończyło
zaczęliśmy skomleć i płakać i wyć.
A potem jak zwykle zapłonęły uliczne latarnie
i patrzyliśmy sobie w oczy
- starożytne jaskinie z nieruchomymi sadzawkami
i tymi małymi przezroczystymi rybkami,
które nigdy nie widziały nawet promyczka światła.
I nawet spokój, który do nas powrócił
nie był nasz.

(z tomu Shroud of the Gnome. The Ecco Press, New Jersey 1998
przełożyła Barbara Bernhardt)

Następna dyskusja:

Poezja współczesna




Wyślij zaproszenie do