Temat: KREATYWNY PEDAGOG - KREATYWNY UCZEŃ
Pani Aniu i Pani Ewo, zawodowa kreatywność, zresztą jak chyba wszystko na tym świecie, ma również swoje ciemne strony. Dobrze, że Panie o nich wspomniałyście, żeby ktoś nie pomyślał, że zawsze i wszędzie jest tak słodko czy „różowo”. Pozwolę więc sobie, opierając się na własnych obserwacjach, opisać krótko odcienie szkolnych/placówkowych kreatywności od najciemniejszego do najjaśniejszego.
Kreatywność pasożytnicza – przypisywanie sobie cudzych zasług, podłączanie się „na sępa” do czyichś działań/projektów/osiągnięć.
Kreatywność pasywna – bieganie do dyrekcji z ultrafantastycznym pomysłem wraz z wizją, kto ma co zrobić (rzecz jasna z całkowitym pominięciem pomysłodawcy lub jego bardzo łagodnym potraktowaniem zadaniowym). Wizjoner wchodzi jednak w rolę frontmena w kulminacyjnym momencie, czyli w czasie prezentowania efektów i oczywiście przyjmowania jako inicjator, lider oraz – jak o nim mówi dyrekcja - wzór do naśladowania (o zgrozo!), gratulacji, podziękowań, dodatku motywacyjnego lub innej nagrody dyrektora.
Kreatywność afiszowana – czyli strategia tych, których motto brzmi: im mniejszą rzecz robisz, tym więcej szumu zrób wokół niej, np. wykonają z uczniami lub podopiecznymi jakiś bzdet na zajęciach (najczęściej skądś ściągnięty), zrobią kilka fotek i gonią do dyrekcji z albumem, gdzie lansują siebie pod pretekstem chwalenia talentu uczniów, lub wysyłają na służbowego, a bywa, że prywatnego dyrektorskiego maila prezentację w PowerPoint’cie (tak na marginesie cichaczem zleconą do wykonania informatykowi-stażyście) – taką full wypas, na bogato – animowane gify, muzyczka w tle, cuda wianki i kolorowe jarmarki – z podszepnięciem szefostwu, że prezentacja jest idealna do promowania placówki. Na szczęście w miarę kumaty dyrektor wie, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Jeśli nie macie takiego, sami nim zostańcie ;-).
Kreatywność eksponowana – czyli np. nieinwazyjnie prezentowana w gablotach, na tablicach, w antyramach itp. Jeśli ekspozycja ma być pochwałą dla zaangażowania i pomysłowości uczniów i promować ich talenty – jest OK. A to, że kłuje w oczy zawistnych nygusów, należy mieć w głębokim poważaniu – tak prozdrowotnie dla siebie, a w nich niech kipi – szybciej pójdą na urlop zdrowotny ;-).
Kreatywność utajona – czyli wszystko to, co dzieje się w relacjach nauczyciel-uczniowie w czasie lekcji w klasowych czterech ścianach. Bez rozgłosu, bez lansu, bez wazelinowania. Dzięki temu nie ma wzajemnej męczarni i użerania się. To właśnie taką kreatywność miałem na myśli pisząc:
Sławomir Waśniewski:
...nie tylko daje satysfakcję i zadowolenie, ale pozwala również
przeciwdziałać rutynie, zwiększa atrakcyjność i efektywność nauczania i
wychowania, pomaga w budowaniu autorytetu, poprawia relacje z podopiecznymi...
Efekt takiej kreatywności – bezcenny, a praca lekka i przyjemna, bo nic nie jest robione na pokaz, lecz dla samego siebie, dla własnego komfortu i poczucia, że robi się dobrą robotę, o czym świadczą informacje zwrotne od uczniów i rodziców. Wówczas szybko – oczywiście oby jako skutek uboczny, a nie zaplanowany podstępnie zabieg – wieść o zasługach innowacyjnego belfra dotrze do dyrekcji. Niejeden dyrektor nie omieszka wtedy uznać tego za osobisty sukces, że właściwe dobrał kadrę i umiejętnie nią zarządza – niech ma tę chwilę pozornej i obłudnej autochwały – grunt, że twórczy belfer nie wyleci, bo nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka lub… - jako jednej z niewielu - kamuflującej faktyczną miernotę i przeciętność szkoły. Stąd moje:
Sławomir Waśniewski:
…mało która dyrekcja pozbywa się kreatywnych…
Skostniałe kumoterskie i antyinnowacyjne rządy uchodzą, dopóki nad placówką nie zawiśnie groźba likwidacji – a mało która, zwłaszcza będąca epicentrum nieróbstwa i „podszczypująca” kreatywnych – może być spokojna o swoje jutro. Jeśli szkoła z roku na rok musi udowadniać, że nie zasługuje na likwidację, jedynym rozwiązaniem są programy autorskie, innowacje, projekty edukacyjne i/lub wysokie kwalifikacje i nadzwyczajny dorobek pracowników (równoczesna praca na uczelniach wyższych, ośrodkach doskonalenia nauczycieli, publikacje, a nawet doktoraty) - nie ograniczają tego ani żadne regulaminy, ani przepisy. Wtedy już nie pomagają układziki i przyjaźnie – pasożyty i obiboki odpływają wielkim czółnem ;-).
To tyle wymądrzania się
Pozdrawiam serdecznie kreatywnych, a antykreatwnych… wysyłam na zdrowotny ;-)