konto usunięte
Temat: Społeczne nastawienie do doktorantów
Nie za bardzo odpowiada mi sytuacja, w jakiej znajduje się doktorant, przynajmniej w Polsce. Z jednej strony jest nadal studentem (studia 3-go stopnia), ale nie posiada prawie w ogóle przywilejów studenckich (np. zniżek na bilety komunikacji publicznej). Z drugiej strony nie jest też pracownikiem, nie otrzymuje wynagrodzenia tylko stypendium, nie płaci podatków... Można powiedzieć, że doktorant jest dziwnym tworem, kimś pomiędzy studentem a pracownikiem.Z tego powodu nastawienie wielu ludzi do doktorantów jest niechętne. Są tacy, którzy twierdzą, że doktorat jest uciekaniem od odpowiedzialności i przedłużeniem studenckiej beztroski, zabawianiem się w laboratorium za pieniądze podatników. Twierdzą, że nie jest to żadna praca tylko kolejne, niekoniecznie potrzebne studia. W dodatku wysokość stypendium doktoranckiego wzbudza politowanie albo szyderczy śmiech. Pracodawcy też nie patrzą zbyt przychylnym okiem na doktorantów, a niektórym trzeba tłumaczyć na czym w ogóle polega zajmowanie się pracą naukową.
Piszę to pod wpływem kryzysu, który ostatnio mnie dopadł -- po roku doktoratu mam problem ze zdefiniowaniem własnej roli w społeczeństwie, mam poczucie małej użyteczności moich badań i ogólnej bezcelowości robienia doktoratu. Nie mogę zidentyfikować się z żadną grupą społeczną, wydaje mi się, że jestem w jakimś zawieszeniu między studiami a pracą. Od kilku miesięcy waham się między pozostaniem na doktoracie, a rzuceniem tego wszystkiego w diabły i zajęciem się czymś prostszym, ale bardziej praktycznym i pożytecznym.
Co o tym myślicie? Zapraszam do dyskusji.