Blazej Gorzolnik

Blazej Gorzolnik R&D Manager
Synthesis, Powder,
Can & Coil at DSM
Coating ...

Temat: slaby poziom doktoratow

Krzysztof D.:
pozwolę sobie wytłumaczyć ten fragment.
Chodzi o popularyzację swoich wyników badań, usłyszenie krytyki itd.
Żeby nie było sytuacji że ktoś ma 100 publikacji w lokalnej gazetce jakiejś wsi i uważał się za wielkiego naukowca, stworzono system oceny, na ile dane czasopismo jest ważne.
tak więc publikacja w "Nature" ma ileś tam punktów, a wspomniana gazetka 0 punktów.

Dzięki temu ludzie nie idą w ilość, tylko w jakość. Starają się napisać jedną publikację w ważnym, znanym czytanym czasopiśmie, niż 50 w byle jakich czasopismach.


Zdaje sie ze Impact Factor pelni podobna role do tego bardziej roznicuje poszczegolne czasopisma, ale co kraj to obyczaj.Blazej Gorzolnik edytował(a) ten post dnia 29.06.07 o godzinie 15:21

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

Z IF też jest problem. Są dziedziny "modne" w których trzaska się na kilogramy "odkryć". Zatem i cytowań jest proporcjonalnie dużo. Jest też problem doboru grupy badawczej, tj. tego, w czym te cytowania się sprawdza - obserwowane są bowiem tylko te czasopisma, które są obserwowane.

Skutek? Dziedziny rozwijające się skokowo lub dziedziny nauk stosowanych mogą w przeciwieństwie do nauk przeżywających obecnie swój rozkwit "nie istnieć" w cytowaniach lub być niemal niezauważalne. Sens miałby wskaźniki ważone... ale samo stworzenie wag i pełna obserwacja rynku wydawniczego to sztuka sama w sobie.
Blazej Gorzolnik

Blazej Gorzolnik R&D Manager
Synthesis, Powder,
Can & Coil at DSM
Coating ...

Temat: slaby poziom doktoratow

Jerzy B.:
Proponuje, żeby łacinnik publikował po angielsku. Matematycy też wzory tylko po angielsku powinni zapisywać nie mówiąc o chemikach. Ehhh... trudno prostą rzecz wytłumaczyć osobom, które myślą, że nauka sprowadza się do angielskiego.

Wbrew pozorom matematycy i chemicy publikuja po angielsku :)
Po prostu trzeba sie jakos komunikowac miedzy soba i tyle.

Ależ oczywiście - dlatego też powiedziałem, że bardziej się cieszę z edukacji u podstaw niż publikacji dla grona "samych swoich". Nauka dla ma być zabawą dla naukowców? Jakkolwiek potrafię sobie wyobrazić geniusza, którego badania i odkrycia rozumie 20 osób na świecie to doceniam też osobę, która wtłoczy już znaną wiedzę w głowy 20 000 osób i dzięki temu spowoduje, że ta grupa dołączy do grona otwartych na kolejne pomysły i informacje.

Moze warto rozroznic popularyzacje nauki od samej nauki?
Wiele naukowcow zajmuje sie i jednym i drugim ale to nie to samo.
Wytłumaczę to łopatologicznie: jeśli raport o zagospodarowaniu
odpadów w gminie Pipidowo Dolne powstaje w 2000 roku, to 10 lat
później jest kompletnie nieaktualny. Zaraz mi ktoś zakrzyknie,
że wykonane pomiary, obliczenia do raportu nie są "NAUKĄ" przez
duże "N". Że to "raport" a nie "praca badawcza"... itd.

dokladnie tak:) Dla mnie to juz nie nauka a zrobiony raport przez naukowca (co pozwala domniemywac ze zostal zrobiony porzadnie)
Blazej Gorzolnik

Blazej Gorzolnik R&D Manager
Synthesis, Powder,
Can & Coil at DSM
Coating ...

Temat: slaby poziom doktoratow

Jerzy B.:
Z IF też jest problem. Są dziedziny "modne" w których trzaska się na kilogramy "odkryć". Zatem i cytowań jest proporcjonalnie dużo. Jest też problem doboru grupy badawczej, tj. tego, w czym te cytowania się sprawdza - obserwowane są bowiem tylko te czasopisma, które są obserwowane.

Skutek? Dziedziny rozwijające się skokowo lub dziedziny nauk stosowanych mogą w przeciwieństwie do nauk przeżywających obecnie swój rozkwit "nie istnieć" w cytowaniach lub być niemal niezauważalne. Sens miałby wskaźniki ważone... ale samo stworzenie wag i pełna obserwacja rynku wydawniczego to sztuka sama w sobie.

Zgadza sie ze IF nie jest systemem doskonalym ale nic lepszego do tej pory nie wymyslono.
Co do mod i trendow w nauce, ano sa ale czy to zle ze sa? Wszedzie sa jakies wiec w nauce tez.

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

Blazej G.:

Wbrew pozorom matematycy i chemicy publikuja po angielsku :)
Po prostu trzeba sie jakos komunikowac miedzy soba i tyle.

To akurat był dowcip... całka wygląda w każdym języku tak samo...

Moze warto rozroznic popularyzacje nauki od samej nauki?
Wiele naukowcow zajmuje sie i jednym i drugim ale to nie to samo.

Wg słów osób lansujących "prawdziwą" naukę przez drukowanie w "prawdziwych" wydawnictwach, to rzeczywiście nie to samo... to pytanie ma głębszy sens... ale mi się już doprawdy nie chce tego sensu tłumaczyć.
dokladnie tak:) Dla mnie to juz nie nauka a zrobiony raport przez naukowca (co pozwala domniemywac ze zostal zrobiony porzadnie)

I tu się kompletnie nie zrozumieliśmy (może dlatego, że nie chciało mi się dokończyć tłumaczenia). Założenie, że nauka kończy się na pierwszym badaniu a jej późniejsze aplikacje są raportem/mniej istotną nauką wg mnie urąga zdrowemu rozsądkowi, metodologii (m.in. zasadom falsyfikacji nauki) i tworzy sztuczne, żałosne podziały. W dodatku jest zupełnie nie do utrzymania w naukach stosowanych, w których kolejne wdrożenia potrafią być równie istotne jak pierwotne analizy czy tworzenie ich metodologii.

Skończyłem definitywinie temat, do czasu pojawienia się jakichś nowych, niepowtarzalnych ;-) elementów.

Temat: slaby poziom doktoratow

Witold Tomasz M.:
Szanowni grupowicze,
może popatrzmy na problem z innej strony. Jak powiedział mi emerytowany nauczyciel akademicki, poziom dzisiejszych doktoratów to w przybliżeniu poziom przedwojennej matury w dobrej > (podkreślam to "w dobrej") ówczesnej szkole. To przekłada się > dalej, siłą rzeczy.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nam wszystkim może się bardzo chcieć, mozemy być bardzo ambitni i dociekliwi w swoich poszukiwaniach badawczych, ale sami doskonale też powinniśmy sobie zdawać sprawę z faktu, że (1)obrona magisterki to dziś żaden problem (szczególnie w szkole prywatnej (2)zaniżany poziom w jednym ogniwie, powoduje obniżanie poziomu całości systemu.

Muszę się z Panem zgodzić w kwestii obniżenia poziomu edukacji w naszym kraju. Wynika to nie tylko z niewłaściwej motywacji do zdobywania wiedzy wśród studentów szkół prywatnych jak i państwowych. Obniżanie poziomu edukacji w kraju jest skutkiem ubocznym PRL-u . Tylko, że odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, według mnie należy obciążyć wykładowców oraz doktorów i prowadzących takie uczelnie (prywatne) profesorów. Większość z nich uczy na tej czy innej uczelni państwowej. Często są to uczelnie renomowane. Być może, że tym stwierdzeniem uraziłem część gremium naukowego. Większość studentów chce łatwo lekko i przyjemnie zdobyć wyższe wykształcenie. Komercja niestety wkrada się też do społeczności naukowej i zysk finansowy ma priorytet dla niektórych wykładowców. Wydaje mi się jednak, że prawa ekonomii wyrugują z rynku uczelnie prywatne, które nie zapewnią odpowiedniego poziomu edukacji. Renoma uczelni, a przede wszystkim poziom kształcenia ma wpływ na znalezienie atrakcyjnej pracy. Prywatne uczelnie to nowość na polskim rynku edukacji i są wynikiem popytu na wyższe wykształcenie, którego nie są w stanie zapewnić same uczelnie państwowe. Mechanizmy ekonomiczne w długim okresie doprowadzą do zmiany sytuacji. To właśnie uczelnie prywatne będą zajmowały czołowe miejsca w rankingach uczelni. One muszą konkurować o studentów, nie tak jak uczelnie państwowe. Odpłatność za studia prywatne działa na ich niekorzyść a jednocześnie zmusi je do pracy nad swoją konkurencyjnością na rynku edukacji. Z drugiej strony ta odpłatność pozwoli im na zatrudnianie pracowników naukowych o wyższych kwalifikacjach i umiejętnościach poprzez ofertę wyższych zarobków. Do tej pory uczelnie prywatne były skazane na adeptów wyższego wykształcenia z odrzutu uczelni państwowych. Ludzie „drugiej kategorii”, mniej zdolni bo się nie dostali do szkoły państwowej. Chyba tak czasami są traktowani studenci uczelni prywatnych nawet przez gremium naukowe, i często przyjmuje się to za regułę. Sam zostałem tak potraktowany przez jednego „doktora”. Pozwolę sobie pominąć szczegóły owego incydentu ponieważ nie mam z tego powodu jakieś traumy. Uczelnie prywatne rywalizują o studentów również między sobą. Zapewniając lepszą bazę dydaktyczną, wyższy poziom kształcenia będą mogły przetrwać na rynku. Rynku, który się kurczy ponieważ wyż demograficzny chyba mamy już za sobą. Utrzymanie status quo w kwestii nieodpłatności studiów na uczelniach państwowych, osłabi konkurencyjność tych uczelni poprzez potencjalnie niższe dysponowane środki finansowe. Teza ta wymaga jednak dokładnego zbadania źródeł i wysokości finansowania działalności zarówno uczelni państwowych jak i prywatnych.
Zwiększenie ilości uczelni wyższych (powstanie prywatnych) w Polsce dało impuls wzrostowy popytu na pracowników naukowych o stopniu doktora i wyższym. Doktorat staje się więc dobrem bardzo pożądanym w naszym kraju ponieważ pozwala się wyróżnić z coraz większej rzeszy magistrów. Na rynku edukacji można z pewnością odnotować zwiększony popyt na doktorów. Natomiast w innych sektorach rynku pracy sytuacja z popytem na doktorów nie wygląda najlepiej. Z biegiem czasu powinna się zmienić a to z powodu napływu na rynek „świeżych” doktorów, którzy przy większej konkurencyjności, będą mieli mniejsze wymagania finansowe. Wzrost ilości doktorów w kraju przyczyni się do oddzielenia „plew od ziarna”. Zastanawia mnie jedno „Czy nastąpi deprecjacja wartości doktoratu?”. Wydaje mi się, że nie ponieważ zwiększy się konkurencja na polu nauki, na czym zyska kraj i my wszyscy. I tym optymistycznym akcentem zakończę trochę przydługie rozważania.

Pozdrawiam!

PS. To może być niezły temat pracy doktorskiej: „Wpływ mechanizmów rynkowych (konkurencji) na Polski system edukacji na poziomie wyższym”

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

Artur Leszek Pyzara:
Witold Tomasz M.:
Szanowni grupowicze,
może popatrzmy na problem z innej strony. Jak powiedział mi emerytowany nauczyciel akademicki, poziom dzisiejszych doktoratów to w przybliżeniu poziom przedwojennej matury w dobrej > (podkreślam to "w dobrej") ówczesnej szkole. To przekłada się > dalej, siłą rzeczy.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nam wszystkim może się bardzo chcieć, mozemy być bardzo ambitni i dociekliwi w swoich poszukiwaniach badawczych, ale sami doskonale też powinniśmy sobie zdawać sprawę z faktu, że (1)obrona magisterki to dziś żaden problem (szczególnie w szkole prywatnej (2)zaniżany poziom w jednym ogniwie, powoduje obniżanie poziomu całości systemu.

Muszę się z Panem zgodzić w kwestii obniżenia poziomu edukacji w naszym kraju. Wynika to nie tylko z niewłaściwej motywacji do zdobywania wiedzy wśród studentów szkół prywatnych jak i państwowych. Obniżanie poziomu edukacji w kraju jest skutkiem ubocznym PRL-u . Tylko, że odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, według mnie należy obciążyć wykładowców oraz doktorów i prowadzących takie uczelnie (prywatne) profesorów. Większość z nich uczy na tej czy innej uczelni państwowej. Często są to uczelnie renomowane. Być może, że tym stwierdzeniem uraziłem część gremium naukowego. Większość studentów chce łatwo lekko i przyjemnie zdobyć wyższe wykształcenie. Komercja niestety wkrada się też do społeczności naukowej i zysk finansowy ma priorytet dla niektórych wykładowców. Wydaje mi się jednak, że prawa ekonomii wyrugują z rynku uczelnie prywatne, które nie zapewnią odpowiedniego poziomu edukacji. Renoma uczelni, a przede wszystkim poziom kształcenia ma wpływ na znalezienie atrakcyjnej pracy. Prywatne uczelnie to nowość na polskim rynku edukacji i są wynikiem popytu na wyższe wykształcenie, którego nie są w stanie zapewnić same uczelnie państwowe. Mechanizmy ekonomiczne w długim okresie doprowadzą do zmiany sytuacji. To właśnie uczelnie prywatne będą zajmowały czołowe miejsca w rankingach uczelni. One muszą konkurować o studentów, nie tak jak uczelnie państwowe. Odpłatność za studia prywatne działa na ich niekorzyść a jednocześnie zmusi je do pracy nad swoją konkurencyjnością na rynku edukacji. Z drugiej strony ta odpłatność pozwoli im na zatrudnianie pracowników naukowych o wyższych kwalifikacjach i umiejętnościach poprzez ofertę wyższych zarobków. Do tej pory uczelnie prywatne były skazane na adeptów wyższego wykształcenia z odrzutu uczelni państwowych. Ludzie „drugiej kategorii”, mniej zdolni bo się nie dostali do szkoły państwowej. Chyba tak czasami są traktowani studenci uczelni prywatnych nawet przez gremium naukowe, i często przyjmuje się to za regułę. Sam zostałem tak potraktowany przez jednego „doktora”. Pozwolę sobie pominąć szczegóły owego incydentu ponieważ nie mam z tego powodu jakieś traumy. Uczelnie prywatne rywalizują o studentów również między sobą. Zapewniając lepszą bazę dydaktyczną, wyższy poziom kształcenia będą mogły przetrwać na rynku. Rynku, który się kurczy ponieważ wyż demograficzny chyba mamy już za sobą. Utrzymanie status quo w kwestii nieodpłatności studiów na uczelniach państwowych, osłabi konkurencyjność tych uczelni poprzez potencjalnie niższe dysponowane środki finansowe. Teza ta wymaga jednak dokładnego zbadania źródeł i wysokości finansowania działalności zarówno uczelni państwowych jak i prywatnych.
Zwiększenie ilości uczelni wyższych (powstanie prywatnych) w Polsce dało impuls wzrostowy popytu na pracowników naukowych o stopniu doktora i wyższym. Doktorat staje się więc dobrem bardzo pożądanym w naszym kraju ponieważ pozwala się wyróżnić z coraz większej rzeszy magistrów. Na rynku edukacji można z pewnością odnotować zwiększony popyt na doktorów. Natomiast w innych sektorach rynku pracy sytuacja z popytem na doktorów nie wygląda najlepiej. Z biegiem czasu powinna się zmienić a to z powodu napływu na rynek „świeżych” doktorów, którzy przy większej konkurencyjności, będą mieli mniejsze wymagania finansowe. Wzrost ilości doktorów w kraju przyczyni się do oddzielenia „plew od ziarna”. Zastanawia mnie jedno „Czy nastąpi deprecjacja wartości doktoratu?”. Wydaje mi się, że nie ponieważ zwiększy się konkurencja na polu nauki, na czym zyska kraj i my wszyscy. I tym optymistycznym akcentem zakończę trochę przydługie rozważania.

Pozdrawiam!

PS. To może być niezły temat pracy doktorskiej: „Wpływ mechanizmów rynkowych (konkurencji) na Polski system edukacji na poziomie wyższym”


Szczerze mówiąc - wspaniały zbiór stereotypów nt. polskiej nauki, popolemizowałby chyba z każdym zdaniem wypowiedzi, ale mi się nie za bardzo chce... w każdym razie zgłaszam votum separatum do... całości wywodu.

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

trudno rozmawiać o zmianie poziomów doktoratu czy magisterium jak ma się niewiele lat, a tym samym słabe odnienie do przeszłości.
Raczej często mamy do czynienia z tym że osobom zaczynącym pracę nad doktoratem wydaje się kim to nie bedą po obronie, a tu się okazuje że ich doktorat niewiele znaczy.
Rafał Piszczek

Rafał Piszczek Prezes zarządu w
spółkach BioStat®,
DM Soft/MedFile

Temat: slaby poziom doktoratow

Artur Leszek Pyzara:
Witold Tomasz M.:
Szanowni grupowicze,
może popatrzmy na problem z innej strony. Jak powiedział mi emerytowany nauczyciel akademicki, poziom dzisiejszych doktoratów to w przybliżeniu poziom przedwojennej matury w dobrej > (podkreślam to "w dobrej") ówczesnej szkole. To przekłada się > dalej, siłą rzeczy.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nam wszystkim może się bardzo chcieć, mozemy być bardzo ambitni i dociekliwi w swoich poszukiwaniach badawczych, ale sami doskonale też powinniśmy sobie zdawać sprawę z faktu, że (1)obrona magisterki to dziś żaden problem (szczególnie w szkole prywatnej (2)zaniżany poziom w jednym ogniwie, powoduje obniżanie poziomu całości systemu.

Muszę się z Panem zgodzić w kwestii obniżenia poziomu edukacji w naszym kraju. Wynika to nie tylko z niewłaściwej motywacji do zdobywania wiedzy wśród studentów szkół prywatnych jak i państwowych. Obniżanie poziomu edukacji w kraju jest skutkiem ubocznym PRL-u . Tylko, że odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, według mnie należy obciążyć wykładowców oraz doktorów i prowadzących takie uczelnie (prywatne) profesorów. Większość z nich uczy na tej czy innej uczelni państwowej. Często są to uczelnie renomowane. Być może, że tym stwierdzeniem uraziłem część gremium naukowego. Większość studentów chce łatwo lekko i przyjemnie zdobyć wyższe wykształcenie. Komercja niestety wkrada się też do społeczności naukowej i zysk finansowy ma priorytet dla niektórych wykładowców. Wydaje mi się jednak, że prawa ekonomii wyrugują z rynku uczelnie prywatne, które nie zapewnią odpowiedniego poziomu edukacji. Renoma uczelni, a przede wszystkim poziom kształcenia ma wpływ na znalezienie atrakcyjnej pracy. Prywatne uczelnie to nowość na polskim rynku edukacji i są wynikiem popytu na wyższe wykształcenie, którego nie są w stanie zapewnić same uczelnie państwowe. Mechanizmy ekonomiczne w długim okresie doprowadzą do zmiany sytuacji. To właśnie uczelnie prywatne będą zajmowały czołowe miejsca w rankingach uczelni. One muszą konkurować o studentów, nie tak jak uczelnie państwowe. Odpłatność za studia prywatne działa na ich niekorzyść a jednocześnie zmusi je do pracy nad swoją konkurencyjnością na rynku edukacji. Z drugiej strony ta odpłatność pozwoli im na zatrudnianie pracowników naukowych o wyższych kwalifikacjach i umiejętnościach poprzez ofertę wyższych zarobków. Do tej pory uczelnie prywatne były skazane na adeptów wyższego wykształcenia z odrzutu uczelni państwowych. Ludzie „drugiej kategorii”, mniej zdolni bo się nie dostali do szkoły państwowej. Chyba tak czasami są traktowani studenci uczelni prywatnych nawet przez gremium naukowe, i często przyjmuje się to za regułę. Sam zostałem tak potraktowany przez jednego „doktora”. Pozwolę sobie pominąć szczegóły owego incydentu ponieważ nie mam z tego powodu jakieś traumy. Uczelnie prywatne rywalizują o studentów również między sobą. Zapewniając lepszą bazę dydaktyczną, wyższy poziom kształcenia będą mogły przetrwać na rynku. Rynku, który się kurczy ponieważ wyż demograficzny chyba mamy już za sobą. Utrzymanie status quo w kwestii nieodpłatności studiów na uczelniach państwowych, osłabi konkurencyjność tych uczelni poprzez potencjalnie niższe dysponowane środki finansowe. Teza ta wymaga jednak dokładnego zbadania źródeł i wysokości finansowania działalności zarówno uczelni państwowych jak i prywatnych.
Zwiększenie ilości uczelni wyższych (powstanie prywatnych) w Polsce dało impuls wzrostowy popytu na pracowników naukowych o stopniu doktora i wyższym. Doktorat staje się więc dobrem bardzo pożądanym w naszym kraju ponieważ pozwala się wyróżnić z coraz większej rzeszy magistrów. Na rynku edukacji można z pewnością odnotować zwiększony popyt na doktorów. Natomiast w innych sektorach rynku pracy sytuacja z popytem na doktorów nie wygląda najlepiej. Z biegiem czasu powinna się zmienić a to z powodu napływu na rynek „świeżych” doktorów, którzy przy większej konkurencyjności, będą mieli mniejsze wymagania finansowe. Wzrost ilości doktorów w kraju przyczyni się do oddzielenia „plew od ziarna”. Zastanawia mnie jedno „Czy nastąpi deprecjacja wartości doktoratu?”. Wydaje mi się, że nie ponieważ zwiększy się konkurencja na polu nauki, na czym zyska kraj i my wszyscy. I tym optymistycznym akcentem zakończę trochę przydługie rozważania.

Pozdrawiam!

PS. To może być niezły temat pracy doktorskiej: „Wpływ mechanizmów rynkowych (konkurencji) na Polski system edukacji na poziomie wyższym”


Ładnie, naukowiec Pana zdaniem powinien żyć z powietrza. Jeśli nauka polska będzie kiepsko finansowana to zawsze będzie tak, że będzie się chciało dorobić. Bo niby dlaczego człowiek z Phd przed nazwiskiem , dwoma fakultetami czy specjalizacjami któr przypłacił wieloma nieprzespanymi nocami ma zarabiać mniej więcej tyle co koleś z zawodowym wykształceniem który kładzie kafelki na budowie?

A co do wieloetatowości proponuję poczytać, jest od dwóch lat nowa ustawa o szkolnictwie wyższym i to nie jest tak hop siup mieć kilka etatów.

Pana zdaniem Naukowiec ma jeździć tramwajem, mieszkać w kawalerce i nie daj boże chcieć jakieś wynagrodzenie za pracę?

Natomiast kwestia słabszego poziomu uczelni prywatnych jest niepodważalna. Zgodzę się, ze na prywatnej też można spotkać ludzi mądrych, ale średnio rzecz biorąc to wygląda kiepsko. Ekonomię studiują ludzie którzy mieli 30% z matematyki na maturze lub mniej Jak chcemy pogadać o poziomie to proszę zerknąć jakie są kryteria rekrutacji np. na SGH. Sam bym miał się ciężko dostać pewnie.Rafał Piszczek edytował(a) ten post dnia 14.12.07 o godzinie 00:33

Temat: slaby poziom doktoratow

zgadzam się z przedmówcą
Rafał Piszczek

Rafał Piszczek Prezes zarządu w
spółkach BioStat®,
DM Soft/MedFile

Temat: slaby poziom doktoratow

no i jeszcze ta "baza dydaktyczna" prywatnych uczelni - w skrócie często są to wynajmowane sale w szkołach. Oczywiście zdarza się że nie, ale tutaj znowu średnio rzecz biorąc lepiej jest na państwowych. Nie wiem czy sdobie kolega zdaje sprawę, ile taki np. instytut fizyki lub robotyki wydaje na utrzymanie bazy dydaktycznej, laboratoryjnej.

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

Artur Leszek Pyzara:
Witold Tomasz M.:
Szanowni grupowicze,
może popatrzmy na problem z innej strony. Jak powiedział mi emerytowany nauczyciel akademicki, poziom dzisiejszych doktoratów to w przybliżeniu poziom przedwojennej matury w dobrej > (podkreślam to "w dobrej") ówczesnej szkole. To przekłada się > dalej, siłą rzeczy.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że nam wszystkim może się bardzo chcieć, mozemy być bardzo ambitni i dociekliwi w swoich poszukiwaniach badawczych, ale sami doskonale też powinniśmy sobie zdawać sprawę z faktu, że (1)obrona magisterki to dziś żaden problem (szczególnie w szkole prywatnej (2)zaniżany poziom w jednym ogniwie, powoduje obniżanie poziomu całości systemu.

Muszę się z Panem zgodzić w kwestii obniżenia poziomu edukacji w naszym kraju. Wynika to nie tylko z niewłaściwej motywacji do zdobywania wiedzy wśród studentów szkół prywatnych jak i państwowych. Obniżanie poziomu edukacji w kraju jest skutkiem ubocznym PRL-u . Tylko, że odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, według mnie należy obciążyć wykładowców oraz doktorów i prowadzących takie uczelnie (prywatne) profesorów. Większość z nich uczy na tej czy innej uczelni państwowej. Często są to uczelnie renomowane. Być może, że tym stwierdzeniem uraziłem część gremium naukowego. Większość studentów chce łatwo lekko i przyjemnie zdobyć wyższe wykształcenie. Komercja niestety wkrada się też do społeczności naukowej i zysk finansowy ma priorytet dla niektórych wykładowców. Wydaje mi się jednak, że prawa ekonomii wyrugują z rynku uczelnie prywatne, które nie zapewnią odpowiedniego poziomu edukacji. Renoma uczelni, a przede wszystkim poziom kształcenia ma wpływ na znalezienie atrakcyjnej pracy. Prywatne uczelnie to nowość na polskim rynku edukacji i są wynikiem popytu na wyższe wykształcenie, którego nie są w stanie zapewnić same uczelnie państwowe. Mechanizmy ekonomiczne w długim okresie doprowadzą do zmiany sytuacji. To właśnie uczelnie prywatne będą zajmowały czołowe miejsca w rankingach uczelni. One muszą konkurować o studentów, nie tak jak uczelnie państwowe. Odpłatność za studia prywatne działa na ich niekorzyść a jednocześnie zmusi je do pracy nad swoją konkurencyjnością na rynku edukacji. Z drugiej strony ta odpłatność pozwoli im na zatrudnianie pracowników naukowych o wyższych kwalifikacjach i umiejętnościach poprzez ofertę wyższych zarobków. Do tej pory uczelnie prywatne były skazane na adeptów wyższego wykształcenia z odrzutu uczelni państwowych. Ludzie „drugiej kategorii”, mniej zdolni bo się nie dostali do szkoły państwowej. Chyba tak czasami są traktowani studenci uczelni prywatnych nawet przez gremium naukowe, i często przyjmuje się to za regułę. Sam zostałem tak potraktowany przez jednego „doktora”. Pozwolę sobie pominąć szczegóły owego incydentu ponieważ nie mam z tego powodu jakieś traumy. Uczelnie prywatne rywalizują o studentów również między sobą. Zapewniając lepszą bazę dydaktyczną, wyższy poziom kształcenia będą mogły przetrwać na rynku. Rynku, który się kurczy ponieważ wyż demograficzny chyba mamy już za sobą. Utrzymanie status quo w kwestii nieodpłatności studiów na uczelniach państwowych, osłabi konkurencyjność tych uczelni poprzez potencjalnie niższe dysponowane środki finansowe. Teza ta wymaga jednak dokładnego zbadania źródeł i wysokości finansowania działalności zarówno uczelni państwowych jak i prywatnych.
Zwiększenie ilości uczelni wyższych (powstanie prywatnych) w Polsce dało impuls wzrostowy popytu na pracowników naukowych o stopniu doktora i wyższym. Doktorat staje się więc dobrem bardzo pożądanym w naszym kraju ponieważ pozwala się wyróżnić z coraz większej rzeszy magistrów. Na rynku edukacji można z pewnością odnotować zwiększony popyt na doktorów. Natomiast w innych sektorach rynku pracy sytuacja z popytem na doktorów nie wygląda najlepiej. Z biegiem czasu powinna się zmienić a to z powodu napływu na rynek „świeżych” doktorów, którzy przy większej konkurencyjności, będą mieli mniejsze wymagania finansowe. Wzrost ilości doktorów w kraju przyczyni się do oddzielenia „plew od ziarna”. Zastanawia mnie jedno „Czy nastąpi deprecjacja wartości doktoratu?”. Wydaje mi się, że nie ponieważ zwiększy się konkurencja na polu nauki, na czym zyska kraj i my wszyscy. I tym optymistycznym akcentem zakończę trochę przydługie rozważania.

Pozdrawiam!

PS. To może być niezły temat pracy doktorskiej: „Wpływ mechanizmów rynkowych (konkurencji) na Polski system edukacji na poziomie wyższym”

Również nie zgadzam się z każdym wypowiedzianym przez Pana zdaniem. Są to tylko i wyłącznie stereotypy, domniemania, domysły nie mające popracia w żadnych badaniach nad szkolnictwem wyższym w Polsce realizowanym chociażby przez UE i OBWE. Doradzam milczenie w komentowanych kwestiach do czasu uzyskania obiektywnej wiedzy na ten temat. W przeciwnym razie po raz kolejny wykaże się Pan niekompetencją.

Na przyszłość mniej wywodów, a więcej faktów.

P.S. Każdy kto choć trochę przebywał na stażach zagranicznych wie, że wymagania stawiane studentom na uczelniach państwowych w Polsce są jedne z najwyższych w Europie.
A polscy specjaliści np: inżynierowie, czy lekarze uchodzą za jednych z najlepszych na świecie.
Małgorzata D.

Małgorzata D. adiunkt, Uniwersytet
Warszawski

Temat: slaby poziom doktoratow

Jerzy B.:
Witold Tomasz M.:
Szanowni grupowicze,
może popatrzmy na problem z innej strony. Jak powiedział mi emerytowany nauczyciel akademicki, poziom dzisiejszych doktoratów to w przybliżeniu poziom przedwojennej matury w dobrej (podkreślam to "w dobrej") ówczesnej szkole. To przekłada się

jak czytam takie wypowiedzi, to się zastanawiam, czy to już uwiąd starczy czy tylko głębokie przekonanie, że "za mojej młodości wszystko było lepsze".

Tak, tak, zwłaszcza przed wojną wszystko było lepsze...
Małgorzata D.

Małgorzata D. adiunkt, Uniwersytet
Warszawski

Temat: slaby poziom doktoratow

Krzysztof D.:
Jerzy B.:
Znam tą teorię bardzo dobrze. Wypacza ona często sens nauki. Zakłada bowiem pełną biurokratyzację nauki. W myśl powyższego publikacja własnej książki przedstawiającej jakąś teorię czy wyniki badań może nie podlegać ocenie bo "nie recenzowana" "bo nie w uznanym wydawnictwie" "bo..." zaś publikacja czegokolwiek w "uznanym" czasopiśmie daje te punkty.

myślę że też chroni nas taka lista przed podejsciem niektórych osób w stylu "to sobie naprodukuję artykuły w czasopiśmie "Głos pipidówka"
i dzięki temu będę miał fajną dużą listę publikacji". W końcu nikt nie będzie ich czytał tylko oceni liczbę.

btw. Publikacja czegoś w czasopiśmie uznanym często jest trudna, bo wymaga właśnie recenzji. Często czeka się na publikację nawet rok.

Problem recenzji wydaje mi się bardzo ważny. Wiem, że nie we wszystkich czasopismach w Polsce, zwanych naukowymi, recenzowanie prac jest praktykowane, albo prace podlegają recenzji w zależnosci od stopnia naukowego. Ja osobiście spotkałam się też w "mojej działce" z takimi recenzjami, że mam podstawy twierdzić, że temat, który podjęłam jest "niepoprawny politycznie". Jakiś bełkot kompletny te recenzje, brak jakiegokolwiek zrozumienia zagadnienia i istoty badań naukowych (że przedstawiamy pewną hipotezę, a nie prawdę objawioną), w ogóle nie wiadomo jak na takie wytwory odpowiadać....

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

No cóż, recenzowanie w bardzo wielu wypadkach jest zwykłą fikcją. Niektóre wydawnictwa po prostu dziękują za przysłani i odpowiadają, że nie zostało zakwalifikowane. I tyle. Tak też bywa z konkursami. Po prostu gdzieniedzie działa krótko mówiąc sitwa, a gdzie indziej są ludzie, którym się nie chce. Jeszcze gdzie indziej najpierw się patrzy KTO a potem OD KOGO a dopiero wreszcie CO...
... ale to już nieco obok tematu, choć merytorycznie wiąże się z doktoratami.

... oczywiste błędy w recenzja powinny prowadzić do wykluczenia recenzenta z praw do recenzowania...

Temat: slaby poziom doktoratow

Szanowni Państwo!

Wbrew życzliwym radom pozwolę sobie na komentarz replik paru osób na tym forum. Zacznę od zacytowania komunikatu prasowego z Kancelarii Prezydenta odnośnie najnowszego raportu UNDP – Edukacja dla Pracy:

Wprowadzane od 1990 roku reformy zasadniczo zmieniły system oświaty. Pod względem ilościowym nastąpiło upowszechnienie szkolnictwa średniego i wyższego. Udział młodzieży kształcącej się w średnich szkołach ponadgimnazjalnych znacząco wzrósł z 74,8 % całej populacji w wieku ponadgimnazjalnym w roku szkolnym 1990/01 do 90,2 % w roku szkolnym 2005/06. W tym samym okresie 5-krotnie wzrosła liczba studentów z 9,8 % do 38 %. W ciągu ostatnich kilkunastu lat nastąpił duży postęp w kształceniu kluczowych kompetencji, takich jak znajomość języków obcych, informatyki, zdolności komunikacyjnych, pracy zespołowej i umiejętności uczenia się. Niedostatki dotyczą głównie kształcenia zawodowego, w tym szczególnie praktycznych umiejętności zawodowych. Wraz z pojawieniem się szkół niepublicznych i płatnych wzrosła konkurencja, zwłaszcza na poziomie szkolnictwa wyższego, ale też zaznaczyło się obniżanie jakości kształcenia i zmniejszenie udziału kształcenia na kierunkach o stosunkowo wysokich kosztach. To może być istotną barierą rozwoju gospodarczego w długim okresie.”

Pięciokrotny wzrost liczby studentów pokazuje jak w tak krótkim okresie następuje upowszechnienie edukacji na poziomie wyższym. Natomiast komunikat nie wypowiada się na temat wzrostu liczby pracowników dydaktycznych o wysokich kwalifikacjach. Myślę jednak, że tak dynamiczny wzrost liczby wykładowców nie nastąpił a to z uwagi na dłuższy proces nie tylko kształcenia teoretycznego ale i praktycznego. Skutkiem tego zjawiska musi być większa liczba studentów przypadająca na jednego wykładowcę co prowadzi do obniżenia efektywności przekazywania wiedzy. Stanie się tak nawet wtedy gdy wykładowca ma ponadprzeciętne umiejętności przekazywania wiedzy. Powstanie wyższych szkół prywatnych to efekt wzrostu popytu na wykształcenie wyższe, którego nie były widocznie w stanie zaspokoić szkoły państwowe. W pierwszej połowie lat 90 trzon wykładowców na tych uczelniach stanowili pracownicy uczelni państwowych. Pan Piszczek wspomina o nowej ustawie o szkolnictwie wyższym, która jest jakby nie było reperkusją wspomnianego nadmiernego obciążenia pracą kadry uczącej na kilku uczelniach. Powyższa konkluzja była podstawą do obciążenia winą za jakość przekazywanej wiedzy pracowników naukowych. Potrafię zrozumieć potrzebę podniesienia swoich dochodów poprzez większą ilość etatów ponieważ pensje tej grupy społecznej są rzeczywiście niskie. Szanowny Panie Piszczek natomiast co do płacy Pana kładącego kafelki na budowie – jego wynagrodzenie ustala rynek czyli popyt i podaż na jego usługi. Wynagrodzenie doktorów tylko po części ustalane jest przez mechanizm rynkowy. Powstanie szkół prywatnych daje alternatywę dla wykładowców co do miejsca zatrudnienia. Inną sprawą jest to, że wykładowcy na uczelniach prywatnych są oceniani nie tylko przez pracodawcę ale i również przez usługodawcę czyli studenta. Praca w takich realiach stawia więcej wyzwań przed pracownikiem naukowym. Na pewno jest trudniejsza, mniej komfortowa. Czytamy dalej:

„Podstawowym problemem polskiego systemu edukacji pozostaje niska jakość kształcenia. Jednym z potwierdzeń niewydolności systemu edukacji jest powszechne zjawisko korepetycji i dokształcania uczniów na kursach pozalekcyjnych, pozaszkolnych. Rozwój kompetencji ogólnych w procesie edukacyjnym wyprzedził kształcenie zawodowe.. Pojawił się wręcz regres w zakresie niektórych dyscyplin związanych z rozwojem i postępem cywilizacyjnym (matematyka, nauki fizyczne i techniczne).”

Regres ów po części jest skutkiem powstania szkół prywatnych, które dysponując ograniczonymi środkami finansowymi (w okresie pionierskim szkolnictwa prywatnego) swoją działalność musiały skoncentrować na niszach o niskiej kapitałochłonności. Przyczyn regresu można się doszukiwać również w niskim poziomie edukacji w sferze nauk przyrodniczych w szkołach średnich. Baza dydaktyczna uczelni prywatnych systematycznie się poprawia. Każde nowe przedsięwzięcie gospodarcze, zaczyna się w skromnych warunkach. Natomiast wzrastająca konkurencja na rynku oświaty spowoduje upadek części przedsiębiorstw zajmujących się kształceniem na poziomie wyższym. Doprowadzi do szeregu fuzji miedzy szkołami prywatnymi a nawet prywatnymi i państwowymi. Więc nie wykluczone jest wypracowanie przez taką instytucję marki porównywalnej do najlepszych uczelni państwowych. Dzięki podniesieniu renomy łatwiej będzie pozyskać kapitały, choćby na rynku giełdowym. Zwiększenie dysponowanych środków finansowych pozwoli takiemu przedsiębiorstwu wkroczyć w obszary naukowe zarezerwowane (jak do tej pory) wyłącznie dla uczelni państwowych. Przedsiębiorstwa prywatne w długim okresie nie mają szans na przetrwanie na rynku jeśli nie będą świadczyć usług na odpowiednim poziomie. W tym przypadku bez podniesienia poziomu edukacji. W przeciwnym razie pozostaną tylko wyłącznie uczelnie państwowe. Jednakże większe zdolności przystosowawcze do potrzeb rynkowych mają moim zdaniem przedsiębiorstwa prywatne a nie państwowe.

Pragnę podkreślić, że zgadzając się z wypowiedzią Pana Witolda Tomasza M. odniosłem się do samego faktu obniżenia poziomu edukacji, nie precyzując okresu na podstawie, którego przedstawiłem swoją opinię. Skoncentruje się teraz nad zarzutami stawianymi mi przez Pana Chełmeckiego. Otóż ów Pan raczy nie dostrzegać, że szkolnictwo polskie to nie tylko szkolnictwo państwowe. Nie przedstawia Pan faktów z tych raportów, co zarzucił Pan mojej poprzedniej wypowiedzi. Poziom merytoryczny takich opinii jest naprawdę niski. Szanowny Panie domniemania są często nazywane tezami. Nie kreuje się na eksperta w dziedzinie edukacji, ale mam wrażenie, że Pan tak. Natomiast wypowiadając się tu chciałem przeczytać opinię innych, być może dowiedzieć się czegoś więcej, porównać fakty i być może nawet przyznać rację oponentowi a znalazłem tu niezbyt pasujące do poziomu intelektualnego gremium stwierdzenia: „…jak czytam takie wypowiedzi, to się zastanawiam, czy to już uwiąd starczy czy tylko głębokie przekonanie, że "za mojej młodości wszystko było lepsze".
Zastanawia mnie jedno jeśli poziom merytoryczny dyskusji odpowiada poziomowi edukacji w naszym kraju, to odpowiedź już znam. Chyba że ktoś przekona mnie, iż jest inaczej.

Pozdrawiam!!!

PS. Mam nadzieję, że nikt nie poczuł się urażony ponieważ "prawdziwa cnota krytyk się nie boi".Artur Leszek Pyzara edytował(a) ten post dnia 16.10.09 o godzinie 23:04

konto usunięte

Temat: slaby poziom doktoratow

Prawdy nieco w tym radosnym cytowaniu jest, ale niestety nie tyle, ile by chciał widzieć Artur. Miałem nie polemizować, ale przynajmniej odniosę się zdawkowo do kilku elementów:

1. Rzeczywiście wzrost liczby studentów nijak nie przystaje do zmiany liczby samodzielnych pracowników nauki. Warto sobie jednak zdać sprawę, że mimo tego, ogromne zmiany w technice i dostępności materiałów jakie się dokonały przez te kilkanaście lat po upadku socjalizmu realnego miały prawo ułatwić kształcenie: Internet, bazy komputerowe, zalew wcześniej niedostępnych książek, techniki multimedialne, itd.
Ponadto jak w każdym sektorze w Polsce (liczone choćby przerostami zatrudnienia) także w szkolnictwie wyższym drzemały niewykorzystane potencjały, które zostały aktywnie wykorzystane.
Wprowadzono studia licencjackie, czyli krótsze a zatem relatywnie łatwiejsze do ukończenia...
Tak więc proporcja wg mnie oscylowałaby nie jak podają liczby bezwzględne w stosunku 1:5, ale po uwzględnieniu też wzrostu liczby doktorów i samodzielnych jak 1:2 lub 1:3.

2. Mieszają się Ci cytaty z zakresu szkolnictw średniego i podstawowego z wysnuwaniem wniosków dla szkolnictwa wyższego. To niestety poważny mankament wywodu.

3. Przekonywanie Cię jest żmudne. Środowisko akademickie od lat zna wszystkie za i przeciw. To co przytaszasz to ledwie czubek góry lodowej... i dlatego po prostu nie chce mi się osobiście wdawać w polemikę. I jak sądzę stąd krótka i cięta riposta tego "że dawniej wszystko było lepsze".

Temat: slaby poziom doktoratow

to prawda, nie ma rzetelnych i całościowych badań, jednak spójrzcie tylko na wymagania dotyczące recenzji prac lub też na to, kto publikuje w biuletynach z tzw. listy filadelfijskiej
podpowiem że nie Polacy
przynajmniej w naukach społecznych, nie wiem jak to jest w ścisłychAgnieszka Wiącek edytował(a) ten post dnia 04.02.08 o godzinie 16:45

Temat: slaby poziom doktoratow

Jerzy B.:
Prawdy nieco w tym radosnym cytowaniu jest, ale niestety nie tyle, ile by chciał widzieć Artur. Miałem nie polemizować, ale przynajmniej odniosę się zdawkowo do kilku elementów:

1. Rzeczywiście wzrost liczby studentów nijak nie przystaje do zmiany liczby samodzielnych pracowników nauki. Warto sobie jednak zdać sprawę, że mimo tego, ogromne zmiany w technice i dostępności materiałów jakie się dokonały przez te kilkanaście lat po upadku socjalizmu realnego miały prawo ułatwić kształcenie: Internet, bazy komputerowe, zalew wcześniej niedostępnych książek, techniki multimedialne, itd.
Ponadto jak w każdym sektorze w Polsce (liczone choćby przerostami zatrudnienia) także w szkolnictwie wyższym drzemały niewykorzystane potencjały, które zostały aktywnie wykorzystane.
Wprowadzono studia licencjackie, czyli krótsze a zatem relatywnie łatwiejsze do ukończenia...
Tak więc proporcja wg mnie oscylowałaby nie jak podają liczby bezwzględne w stosunku 1:5, ale po uwzględnieniu też wzrostu liczby doktorów i samodzielnych jak 1:2 lub 1:3.

2. Mieszają się Ci cytaty z zakresu szkolnictw średniego i podstawowego z wysnuwaniem wniosków dla szkolnictwa wyższego. To niestety poważny mankament wywodu.

3. Przekonywanie Cię jest żmudne. Środowisko akademickie od lat zna wszystkie za i przeciw. To co przytaszasz to ledwie czubek góry lodowej... i dlatego po prostu nie chce mi się osobiście wdawać w polemikę. I jak sądzę stąd krótka i cięta riposta tego "że dawniej wszystko było lepsze".

Szkoda tylko ze studenci poziomow licencjackich i drugiego stopnia coraz rzadziej maja mozliwosc zobaczenia "na wlasne oczy" samodzielnego pracownika naukowego, a co dopiero mowic o mozliwosci dyskusji z takim pracownikiem. Poza tym jak ktos ma na seminarium np. 20 studentow (znam tez takie seminaria doktoranckie) to i najnowsze technologie tu nie pomogą [no chyba ze promotor jedzie "na amfie";)]. Taki promotor nie ma po prostu czasu, aby rzetelnie zająć się naukowymi wypocinami studentów. No i najczęściej jeden etat naukowca to fikcja. czasami glowie sie, bo z "matematycznego punktu widzenia" wychodzi mi, ze taki profesor to na przyklad potrzebuje 30 godzin dnia, aby pensum na tylu uczelniach wyrobic. No ale od czego sa asystenci :)

Następna dyskusja:

Egzaminy doktorskie - pozi...




Wyślij zaproszenie do