Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?
Sławomir L.:
Zaproponowany przelicznik, zresztą już znacznie wcześniej
A myślałem, że to mój pomysł :)
(przy okazji tutaj mocno przyłożyłby Pan humanistom - zna Pan wydawnictwo filoz-socj za więcej niż 20pkt?).
Michał odpisał, choć faktycznie, jak ktoś zajmuje się powiedzmy filologią polską, to ma drogę zamkniętą do publikacji poza krajem. Zresztą 40-punktowy Science też nie publikuje z każdej dziedziny, a 50 tysięcy za artykuł wypadałoby dać.
Błąd. Ocena studentów może być wyłącznie dodatkowym składnikiem oceny dydaktyka nie jako podstawowa. Student nie jest w stanie prawidłowo ocenić poziomu wykładu, choć oczywiście inne aspekty, jak zrozumiałość czy stosunek do studenta tak. To może być ryzykowne i twierdzę to mimo braku problemów z AISECiem.
Lepiej jak fatalni dydaktycy (nie tylko zdaniem studentów) tłuką nadgodziny, bo dogadali się z dziekanem albo broni ich związek?
Studenci dobrze wyczuwają nie tylko zrozumiałość zajęć czy podejście wykładowcy, ale też i poziom merytoryczny. To nie ważne, że sami mniej wiedzą. Po prostu widać czy ktoś rozumie o czym mówi, czy zajęcia prowadzi swobodnie, podając różnorodne analogie, czy może pisze z kartki. I nie jest też tak, że najlepiej oceniani są ci, u których łatwo zaliczyć. Przynajmniej nie było tak na żadnej z uczelni, na jakich studiowałem/uczyłem.
Dorosłym też czasem wydaje się, że dzieci nic nie rozumieją, a potem są zaskoczeni (zwykle niemiło :p).
Kto to taki pracownik organizacyjny? Nie znam takiego stanowiska na uczelniach. Administracyjny? Wolne żarty, nie od nich zależy liczba zdobytych grantów.
Nie, nie, to skrót myślowy. Chodziło mi o nowy rodzaj stanowiska. Bo jeśli ktoś nie radzi sobie naukowo ani dydaktycznie, to może dobrze sprawdzi się w roli kierownika projektu naukowego? Niech ściąga granty, szuka pracę innym i ją organizuje. Taka osoba jest cenna (i powinna być ceniona).
Administracyjni to czwarta grupa, obsługują pozostałych i powinno być ich tak mało jak się da.
Jeśli ministerstwo podawało kiedyś że w SW ma 170k etatów z czego 100k to naukowo-dydaktyczni (choć w istocie jest ich mniej) to stosunek jest porażający.
No faktycznie :(
Państwowe SW ma realizować konkretne zadania dydaktyczne do przygotowania kadr dla gospodarki a prace naukowe powinny być rozliczane z celowości.
Ale w ten sposób zamyka się drogę do wielu badań. Astronomia, historia, antropologia, filozofia, nie mówię już o matematyce. A w ogóle po co jakąś kulturę finansować, jak ludzie będą chcieli, to sobie stworzą prywatne muzea... Ja jestem przeciwny. Można przeznaczyć mniej pieniędzy, ale wtedy niech dostaną je najlepsi, tzn. tacy, którzy robią pracę przydatną innym.
A darmozjadów widzę np. pod postacią krajowych importerów (poradzę sobie z zakupem bez ich pośrednictwa) czy banków (bo co to za pomysł, by prywatny interes decydował o kreacji pieniądza).
Tomasz S. edytował(a) ten post dnia 16.05.11 o godzinie 19:34