konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

1.Zastanawiam się czemu ma służyć permanentne wklejanie przydługich wypowiedzi, poniekąd wątpliwych autorytetów? Naprawdę, wystarczy podać link.
2. Ustawa niewiele zmienia a jeszcze mniej będzie z niej wynikać. Każdy jej zapis można ominąć, co wiedzą wszyscy praktycy polskiego SW.
Najbardziej żałosne są dywagacje na temat "nowej jakości nauki w RP".
Tylko upośledzony nie przyjmuje do wiadomości że za 10mld złotych to można uprawiać "dywagacje" jak Diogenes w beczce a nie rozwijać nowoczesną naukę.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Tylko upośledzony nie przyjmuje do wiadomości że za 10mld złotych to można uprawiać "dywagacje" jak Diogenes w beczce a nie rozwijać nowoczesną naukę.
Ale chyba nie chcemy zmarnować jeszcze większej kwoty? Główny problem, to żeby choćby i te 10 mld trafiło do tych, którzy rozwijają naukę. Oczywiście układów rozbić się nie da, ale da się stworzyć warunki, by przy podziale pieniędzy nic one nie znaczyły.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Tomasz S.:

Ale chyba nie chcemy zmarnować jeszcze większej kwoty?

Nie ma mowy o większych kwotach bo ich nie będzie. Wystarczy przeanalizować projekt budżetu. Realnie może być nawet tylko mniej środków.
Główny problem, to żeby choćby i te 10 mld trafiło do tych, którzy rozwijają naukę. Oczywiście układów rozbić się nie da, ale da się stworzyć warunki, by przy podziale pieniędzy nic one nie znaczyły.

A kto może określać i na jakiej podstawie, kto rozwija a kto nie naukę? Np dla mnie może politologia to nie nauka. Proszę nie zganiać stanu naszej nauki na wyimaginowane problemy z jakimiś "układami". Trochę starsi koledzy za to widzą główny problem w braku lustracji. Inni krytykują indeksy. Ale to tematy zastępcze!
Bez zmiany struktury naszego SW nie ma mowy o reformie. SW nie przystaje do potrzeb społecznych i gospodarczych. Proszę przeanalizować liczbę szkół wyższych z uwzględnieniem ich specjalności. Część państwowych szkół powinna być zlikwidowana, gdyż stanowi chyba najdroższy na świecie system walki z bezrobociem. Jeśli to Pana szokuje to proszę uprzejmie porównać sobie stopień skolaryzacji w Europie. Że nie wspomnę o 400+ miejscu w rankingu szkół na świecie. Mam nadzieję, iż mało kto jest tak naiwny by sądzić, że nowa ustawa coś w tym pomoże.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
A kto może określać i na jakiej podstawie, kto rozwija a kto nie naukę? Np dla mnie może politologia to nie nauka.
No to chyba dość proste. Rozwija ten, kto ma efekty, czyli dobre artykuły, więc pieniądze trafiają do niego. Jeśli jest zbyt wielu w jakiejś dziedzinie, to płaci się tylko najlepszym.
Ile na jaką dziedzinę i ile w ogóle? O tym powinien decydować rząd, który wybierają wszyscy. Zawsze można założyć PPA (Polską Partię Antyhumanistyczną), wygrać wybory i żaden politolog się nie ostatnie ;).
Proszę nie zganiać stanu naszej nauki na wyimaginowane problemy z jakimiś "układami". Trochę starsi koledzy za to widzą główny problem w braku lustracji. Inni krytykują indeksy. Ale to tematy zastępcze!
Jak zastępcze, kiedy wszystkie decyzje o podziale pieniędzy są uznaniowe :/??? Powinien być jasny przelicznik: publikacja za 32p = 15k zł itd., wynagradzanie dydaktycznych w zależności od ocen studentów (wbrew pozorom są oni sprawiedliwi), pracowników organizacyjnych - w zależności od ilości dofinansowań ściągniętych do jednostki naukowej; to są proste i jasne kryteria, do tego trudno je zmanipulować.
Jeśli to Pana szokuje to proszę uprzejmie porównać sobie stopień skolaryzacji w Europie. Że nie wspomnę o 400+ miejscu w rankingu szkół na świecie. Mam nadzieję, iż mało kto jest tak naiwny by sądzić, że nowa ustawa coś w tym pomoże.
Nie, nie szokuje. A nowej ustawy nie znam dobrze, choć z tego co widziałem, to wiele dobrego nie przyniesie.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Tomasz S.:

kiedy wszystkie decyzje o podziale pieniędzy są uznaniowe :/??? Powinien być jasny przelicznik: publikacja za 32p = 15k zł itd.,

Fakt, każda uznaniowa forma jest drogą do patologii. Zaproponowany przelicznik, zresztą już znacznie wcześniej, jak najbardziej sensowny, niestety mało prowdopodobne by go wprowadzono z wiadomych względów (przy okazji tutaj mocno przyłożyłby Pan humanistom - zna Pan wydawnictwo filoz-socj za więcej niż 20pkt?). Ustalenie punktacji też może być dyskusyjne niemniej to chyba i tak najlepsza droga. Swego czasu postulowałem nawet podobną propozycję, by jeśli już habilitacja ma być utrzymana, powinna właśnie zależeć od sumarycznej liczby punktów (np.200) a w żadnym wypadku od uznaniowości czy decyzji kosztotwórczej CK.

wynagradzanie dydaktycznych w zależności od ocen
studentów (wbrew pozorom są oni sprawiedliwi),

Błąd. Ocena studentów może być wyłącznie dodatkowym składnikiem oceny dydaktyka nie jako podstawowa. Student nie jest w stanie prawidłowo ocenić poziomu wykładu, choć oczywiście inne aspekty, jak zrozumiałość czy stosunek do studenta tak. To może być ryzykowne i twierdzę to mimo braku problemów z AISECiem.

pracowników
organizacyjnych - w zależności od ilości dofinansowań ściągniętych do jednostki naukowej;

Kto to taki pracownik organizacyjny? Nie znam takiego stanowiska na uczelniach. Administracyjny? Wolne żarty, nie od nich zależy liczba zdobytych grantów. To jeden z absurdów w RP. Jeśli ministerstwo podawało kiedyś że w SW ma 170k etatów z czego 100k to naukowo-dydaktyczni (choć w istocie jest ich mniej) to stosunek jest porażający.
Przypominam sprawę Sorbony sprzed kilku lat, zwolnili ok.400 pracowników, była afera ale uczelnia dalej funkcjonuje lepiej. Czy byli potrzebni w takiej liczbie? Odpowiedź jest prosta.

Podsumowując
Z wieloma Pana tezami się nawet zgadzam. Niemniej zawsze bedę w polemice zwalczał poglądy o nadmiernej "wolności naukowej" na czyjś koszt. Publiczne SW nie może być koncertem życzeń i miejscem realizacji prywatnych pasji "wybitnych" jednostek. Państwowe SW ma realizować konkretne zadania dydaktyczne do przygotowania kadr dla gospodarki a prace naukowe powinny być rozliczane z celowości. Przy okazji, zasadniczy wpływ do budżetu nie mają składki przedsiębiorstw typu KGHM tylko "odpisy" Pana, moje i Zosi z biedronki. Nie wiem jak Zosia, ale ja nie chcę finansować "ważenia komarów". Moją pasją mogą być stare samochody i mogę napisać o tym nawet prace do najlepszych czasopism jeśli takie znajdę - Pan chciałby sfinansować mi ich zakup? Parafrazując: darmozjadom mówimy stanowcze, zdecydowane, raczej NIE.
Michał C.

Michał C. ...umiarkowanie w
dążeniu do prawdy
nie jest cnotą...

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Fakt, każda uznaniowa forma jest drogą do patologii. Zaproponowany przelicznik, zresztą już znacznie wcześniej, jak najbardziej sensowny, niestety mało prowdopodobne by go wprowadzono z wiadomych względów (przy okazji tutaj mocno przyłożyłby Pan humanistom - zna Pan wydawnictwo filoz-socj za więcej niż 20pkt?).

Wystarczy przejrzec liste ministerialna, np. Acta sociologica - 27 pkt, American Journal of Socioloy - 32 pkt, INQUIRY-AN INTERDISCIPLINARY JOURNAL OF
PHILOSOPHY 27 pkt - wiecej nie chcialo mi sie szukac.
Podsumowując
Z wieloma Pana tezami się nawet zgadzam. Niemniej zawsze bedę w polemice zwalczał poglądy o nadmiernej "wolności naukowej" na czyjś koszt. Publiczne SW nie może być koncertem życzeń i miejscem realizacji prywatnych pasji "wybitnych" jednostek. Państwowe SW ma realizować konkretne zadania dydaktyczne do przygotowania kadr dla gospodarki a prace naukowe powinny być rozliczane z celowości. Przy okazji, zasadniczy wpływ do budżetu nie mają składki przedsiębiorstw typu KGHM tylko "odpisy" Pana, moje i Zosi z biedronki. Nie wiem jak Zosia, ale ja nie chcę finansować "ważenia komarów". Moją pasją mogą być stare samochody i mogę napisać o tym nawet prace do najlepszych czasopism jeśli takie znajdę - Pan chciałby sfinansować mi ich zakup? Parafrazując: darmozjadom mówimy stanowcze, zdecydowane, raczej NIE.

Uniwerki zajmuja sie badaniami podstawowymi czyli wlasnie wazneniem komarow. A to, ze ludzie sa zbyt krotkowzroczni zeby to zrozumiec - to jest wlasnie epic fail powszechnej edukacji i chorej preferencji czasowej jednostek. Najlepiej by bylo to wszystko sprywatyzowac i bylby swiety spokoj.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Zaproponowany przelicznik, zresztą już znacznie wcześniej
A myślałem, że to mój pomysł :)
(przy okazji tutaj mocno przyłożyłby Pan humanistom - zna Pan wydawnictwo filoz-socj za więcej niż 20pkt?).
Michał odpisał, choć faktycznie, jak ktoś zajmuje się powiedzmy filologią polską, to ma drogę zamkniętą do publikacji poza krajem. Zresztą 40-punktowy Science też nie publikuje z każdej dziedziny, a 50 tysięcy za artykuł wypadałoby dać.
Błąd. Ocena studentów może być wyłącznie dodatkowym składnikiem oceny dydaktyka nie jako podstawowa. Student nie jest w stanie prawidłowo ocenić poziomu wykładu, choć oczywiście inne aspekty, jak zrozumiałość czy stosunek do studenta tak. To może być ryzykowne i twierdzę to mimo braku problemów z AISECiem.

Lepiej jak fatalni dydaktycy (nie tylko zdaniem studentów) tłuką nadgodziny, bo dogadali się z dziekanem albo broni ich związek?

Studenci dobrze wyczuwają nie tylko zrozumiałość zajęć czy podejście wykładowcy, ale też i poziom merytoryczny. To nie ważne, że sami mniej wiedzą. Po prostu widać czy ktoś rozumie o czym mówi, czy zajęcia prowadzi swobodnie, podając różnorodne analogie, czy może pisze z kartki. I nie jest też tak, że najlepiej oceniani są ci, u których łatwo zaliczyć. Przynajmniej nie było tak na żadnej z uczelni, na jakich studiowałem/uczyłem.

Dorosłym też czasem wydaje się, że dzieci nic nie rozumieją, a potem są zaskoczeni (zwykle niemiło :p).
Kto to taki pracownik organizacyjny? Nie znam takiego stanowiska na uczelniach. Administracyjny? Wolne żarty, nie od nich zależy liczba zdobytych grantów.
Nie, nie, to skrót myślowy. Chodziło mi o nowy rodzaj stanowiska. Bo jeśli ktoś nie radzi sobie naukowo ani dydaktycznie, to może dobrze sprawdzi się w roli kierownika projektu naukowego? Niech ściąga granty, szuka pracę innym i ją organizuje. Taka osoba jest cenna (i powinna być ceniona).

Administracyjni to czwarta grupa, obsługują pozostałych i powinno być ich tak mało jak się da.
Jeśli ministerstwo podawało kiedyś że w SW ma 170k etatów z czego 100k to naukowo-dydaktyczni (choć w istocie jest ich mniej) to stosunek jest porażający.
No faktycznie :(
Państwowe SW ma realizować konkretne zadania dydaktyczne do przygotowania kadr dla gospodarki a prace naukowe powinny być rozliczane z celowości.
Ale w ten sposób zamyka się drogę do wielu badań. Astronomia, historia, antropologia, filozofia, nie mówię już o matematyce. A w ogóle po co jakąś kulturę finansować, jak ludzie będą chcieli, to sobie stworzą prywatne muzea... Ja jestem przeciwny. Można przeznaczyć mniej pieniędzy, ale wtedy niech dostaną je najlepsi, tzn. tacy, którzy robią pracę przydatną innym.

A darmozjadów widzę np. pod postacią krajowych importerów (poradzę sobie z zakupem bez ich pośrednictwa) czy banków (bo co to za pomysł, by prywatny interes decydował o kreacji pieniądza).Tomasz S. edytował(a) ten post dnia 16.05.11 o godzinie 19:34

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Tomasz S.:

Lepiej jak fatalni dydaktycy (nie tylko zdaniem studentów) tłuką nadgodziny, bo dogadali się z dziekanem albo broni ich związek?

Słuszne spostrzeżenie, niemniej nie uzurpując sobie prawa do statystycznej wiedzy w zakresie problemu, śmiem twierdzić że fatalni dydaktycy unikają nadliczbowych godzin dydaktycznych. Pomijając fakt, iż minęły czasy gdy np za zaoczne płacono podwójnie, generalnie nadgodziny to żadna rewelacja chyba?
Nie, nie, to skrót myślowy. Chodziło mi o nowy rodzaj stanowiska. Bo jeśli ktoś nie radzi sobie naukowo ani dydaktycznie, to może dobrze sprawdzi się w roli kierownika projektu naukowego? Niech ściąga granty, szuka pracę innym i ją organizuje. Taka osoba jest cenna (i powinna być ceniona).

OK, nie czepiam się słówek. Niemniej jeśli ktoś na uczelni nie radzi sobie ani naukowo ani dydaktycznie to tym bardziej nie nadaje się do organizowania czegokolwiek, zwłaszcza pracy naukowcom.
Ale w ten sposób zamyka się drogę do wielu badań. Astronomia, historia, antropologia, filozofia, nie mówię już o matematyce. A w ogóle po co jakąś kulturę finansować, jak ludzie będą chcieli, to sobie stworzą prywatne muzea... Ja jestem przeciwny. Można przeznaczyć mniej pieniędzy, ale wtedy niech dostaną je najlepsi, tzn. tacy, którzy robią pracę przydatną innym.

Chyba za bardzo zasugerował się Pan poprzednią wypowiedzią młodego człowieka. Mylenie badań podstawowych z "ważeniem komarów" jest kompletnym niezrozumieniem problemu. Poważna reforma nie deprecjonuje humanistyki ani tym bardziej nauk podstawowych, tylko wprowadza porządek do struktury, który obecnie jest odwrócony (coś jak piramida dietetyki). Ostatnie Pana zdanie jest celowe - niech dostaną najlepsi, to to clou - trzeba pogodzić się że część jednostek powinna być zlikwidowana. A pro po czy Pana zdaniem finasnowanie z kasy budżetu wydziału np teologicznego jest normalne?
A darmozjadów widzę np. pod postacią krajowych importerów (poradzę sobie z zakupem bez ich pośrednictwa) czy banków (bo co to za pomysł, by prywatny interes decydował o kreacji pieniądza).

No to już takie lekkie lewackie dywagacje. Politycy są znacznie lepszym przykładem, niemniej wątek dotyczy reformy szkolnictwa więc tego się trzymajmy.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Słuszne spostrzeżenie, niemniej nie uzurpując sobie prawa do statystycznej wiedzy w zakresie problemu, śmiem twierdzić że fatalni dydaktycy unikają nadliczbowych godzin dydaktycznych.

Jeśli mają minimum przyzwoitości, to tak. Ale nie wszyscy mają. Niektórzy to chcą nawet jeszcze wychowywać studentów...

Druga sprawa to średni dydaktycy, którzy nie pozwolą prowadzić zajęć tym młodszym, ale lepszym. No bo jak tu pozwolić, kiedy habilitowany dostaje za godzinę 2x więcej niż doktor, a tytularny jeszcze więcej? Co za problem wziąć 400 godzin w semestrze :/. A chyba zgodzi się Pan, że stopień naukowy nie ma przełożenia na jakość nauczania?

Musi istnieć stosowane w praktyce kryterium oceny jakości dydaktyki.
Pomijając fakt, iż minęły czasy gdy np za zaoczne płacono podwójnie, generalnie nadgodziny to żadna rewelacja chyba?

J.w., zależy dla kogo. Dla mnie żadna, ale niektórzy znajomi doktoranci bardzo sobie cenią :).
OK, nie czepiam się słówek. Niemniej jeśli ktoś na uczelni nie radzi sobie ani naukowo ani dydaktycznie to tym bardziej nie nadaje się do organizowania czegokolwiek, zwłaszcza pracy naukowcom.

To doprecyzuję: ,,nie radzi sobie DOBRZE''. A wśród tych, którzy nie wytrzymają ostrych kryteriów (i nie chodzi tu tylko o zdolności, ktoś może mieć prywatne problemy i już nie daje rady pracować na najwyższym poziomie), znajdą się osoby, które potrafią zorganizować pracę, czy znaleźć sponsora badań. Można dla nich powołać stanowisko ,,kierownik badań'', zwolnić z innych obowiązków, o to mi chodzi.

Tylko te reformy, co do których się zgadzamy (habilitacja/doktorat za określoną sumę punktów, wynagrodzenie za artykuły w zależności od punktów, a za organizację w zależności od ilości (wartości) złapanych grantów, ocena dydaktyki, zwolnienia...) trzeba zwyczajnie wprowadzić. Skoro M. Thatcher potrafiła sobie poradzić ze związkami i górnikami w latach 80-tych (a były strajki, był zamach na nią), to dlaczego tu jest większy problem?
A pro po czy Pana zdaniem finasnowanie z kasy budżetu wydziału np teologicznego jest normalne?

Nie wiem jak dokładnie to jest zorganizowane, ale: świeckie studia teologiczne - jak najbardziej państwowe; seminarium duchowne (kończące się święceniami kapłańskimi) - nie.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Tomasz S.:

Druga sprawa to średni dydaktycy, którzy nie pozwolą prowadzić zajęć tym młodszym, ale lepszym. No bo jak tu pozwolić, kiedy habilitowany dostaje za godzinę 2x więcej niż doktor, a tytularny jeszcze więcej? Co za problem wziąć 400 godzin w semestrze

Wow, jak odważnie...Sugeruje Pan, iż lepiej prowadzi zajęcia niż panowie prof. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN? Rozumiem, że jako "współpracownik" nie jest Pan etatowym pracownikiem uczelni i może sobie pozwolić nie tylko na samodzielne myślenie ale i wyrażenie takich poglądów. Gdyby zechciał Pan taką tezę postawić na jakiejś radzie wydziału czy istytutu pańska dalsza kariera naukowa "legła by w gruzach":):).
A chyba zgodzi się Pan, że stopień naukowy nie ma przełożenia na jakość nauczania?

To oczywiste, że ma Pan rację. Niemniej w świetle obowiązujących minimów kadrowych realna polemika na tym polu jest dość infantylna.
Musi istnieć stosowane w praktyce kryterium oceny jakości dydaktyki.

I akurat to jest sedno problemu. Nie wiem, czy istnieje realne, rzetelne kryterium oceny dydaktyki. O ile ocena nauki, którą Pan również podziela, związaną z punktacją, jest stosunkowo prosta, to dydaktyka jest bardziej subiektywna.
To doprecyzuję: ,,nie radzi sobie DOBRZE''. A wśród tych, którzy nie wytrzymają ostrych kryteriów (i nie chodzi tu tylko o zdolności, ktoś może mieć prywatne problemy i już nie daje rady pracować na najwyższym poziomie), znajdą się osoby, które potrafią zorganizować pracę, czy znaleźć sponsora badań. Można dla nich powołać stanowisko ,,kierownik badań'', zwolnić z innych obowiązków, o to mi chodzi.

To jest czysty populizm. Na uczelniach powinni pracować najlepsi z najlepszych. To nie ma być przytulisko miernot lub azyl dla nieudaczników życiowych. Tworzenie specjalnych stanowisk dla "sierot", na siłę by mieli co robić, otwiera też drogę do nepotyzmu. No bo kto zabroni zatrudnić za pomocą nieco nagiętej zasady synalka lub córeczki profesora tylko z tego tytułu, przecież "coś" musi robić? Mam nadzieję, iż z tych "naleciałości socjalistycznych" kiedyś Pan wyrośnie.
Thatcher potrafiła sobie poradzić ze związkami i górnikami w latach 80-tych (a były strajki, był zamach na nią), to dlaczego tu jest większy problem?

Brak logiki. Powyżej pokazuje Pan oblicze socjalne, tutaj postuluje wprowadzenie siłowe reformy. Mnie metody takie by odpowiadały.
Nie wiem jak dokładnie to jest zorganizowane, ale: świeckie studia teologiczne - jak najbardziej państwowe; seminarium duchowne (kończące się święceniami kapłańskimi) - nie.

No, no, jestem pod wrażeniem, iście Salomonowa odpowiedź. Istnieją dość szerokie grupy ludzi, którzy astrologię też uznają za naukę i co należy objąć ją państwowym systemem szkolnictwa?
Studiować i badać można sobie wszystko (nawet pornografię, jak gdzieś czytałem na dalekim wschodzie utworzono instytut jej poświęcony) co się tylko żywnie podoba. Przecież mamy demokrację, tylko proszę, "nie za moje pieniądze".

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Wow, jak odważnie...Sugeruje Pan, iż lepiej prowadzi zajęcia niż panowie prof. dr hab. inż. czł. rzecz. PAN?
Nie mówię o sobie. Są inni nadal młodzi i bez tytułów.
A co do mnie, to oceny miałem trochę powyżej średniej wydziałowej. I jestem z tego zadowolony, bo nie lubię dydaktyki, ale studentów dobrze traktowałem.
I akurat to jest sedno problemu. Nie wiem, czy istnieje realne, rzetelne kryterium oceny dydaktyki.
To trzeba wprowadzić takie jak proponuję, bo teraz nie ma żadnego.
No bo kto zabroni zatrudnić za pomocą nieco nagiętej zasady synalka lub córeczki profesora tylko z tego tytułu, przecież "coś" musi robić?
Zabroni tego kolejne kryterium - chyba pisałem, że ma to być ilość ściągniętej kasy (tzn. trzeba doprecyzować, w zależności od rozmiaru jednostki, liczby zespołów badawczych, chodzi mi o ideę). Nie lubię powtarzać 2x.
Jak już będą kryteria, to przyjdzie kontrola NIK i rozliczy. Sprawdzi faktury, umowy, pogada z szeregowymi pracownikami. Ja trzeba, to sprawę skieruje do sądu.
Brak logiki. Powyżej pokazuje Pan oblicze socjalne, tutaj postuluje wprowadzenie siłowe reformy. Mnie metody takie by odpowiadały.
Ja tu nie widzę braku logiki. Dość znam ekonomię i życie, by mieć swoje poglądy. Dla mnie prawicowo-liberalna ideologia (np. JKM) jest równie bzdurna co lewicowy populizm. Żadna partia mnie nie reprezentuje, ale to nie temat.

Zamiast szukać dziury w poglądach (której nie ma), proponuję żeby zastanowić się dlaczego żadnego rządu nie stać na siłową reformę. Być może SW, mimo tych mld, to jest zbyt mało znacząca kwota i grupa ludzi, by rząd się tym naprawdę przejmował i decyzje powinny zapadać na poziomie województw?
Studiować i badać można sobie wszystko (nawet pornografię, jak gdzieś czytałem na dalekim wschodzie utworzono instytut jej poświęcony) co się tylko żywnie podoba. Przecież mamy demokrację, tylko proszę, "nie za moje pieniądze".
Czy Pan chce całkowicie zlikwidować niektóre rodzaje instytutów i szkół wyższych (czyli zlikwidować niektóre gałęzie nauki), bo są ,,społecznie nieprzydatne''? A które, tak konkretnie?Tomasz S. edytował(a) ten post dnia 17.05.11 o godzinie 11:06

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Tomasz S.:
A co do mnie, to oceny miałem trochę powyżej średniej wydziałowej. I jestem z tego zadowolony, bo nie lubię dydaktyki, ale studentów dobrze traktowałem.

"Ludzki pan" jak kiedyś mawiano. Niestety nie mogę się zgodzić. Jeśli ktoś nie lubi dydaktyki to praca na uczelni nie będzie go satysfakcjonować. Rozwiązaniem byłby np. jakiś instytut PAN.
To trzeba wprowadzić takie jak proponuję, bo teraz nie ma żadnego.

Jak w istocie więc wygląda Pana propozycja. Rozliczenie pracowników według opinii studentów - OK. Płacimy 100% za zajęcia przy ocenie powyżej 3,5
płacimy 50% przy ocenie powyżej 2,5 a poniżej nic? Przy negatywnych ocenach zwalniamy pracownika? Może inaczej: dajemy wybór studentom wykładowcy, pójdą do dobrego, zły dydaktyk nie dostanie zajęć w ogóle?
TEORIA. Przy obowiązujących minimach kadrowych, szczególnie w przypadku tzw uczelni prowincjonalnych zupełnie nierealne.
Jak już będą kryteria, to przyjdzie kontrola NIK i rozliczy. Sprawdzi faktury, umowy, pogada z szeregowymi pracownikami. Ja trzeba, to sprawę skieruje do sądu.

Jeśli NIK miałby być gwarantem sprawnego funkcjonowania nauki w Polsce to byłoby to kuriozum na skalę światową. Oczywiście byli tacy, którzy twierdzili iż "kontrola jest najwyższą formą zaufania" ale nie podzielam tej opinii. Z tą Pana propozycją się nie zgadzam bo jest zaprzeczeniem wolności akademickiej ale równocześnie gdyby miał Pan kiedykolwiek do czynienia z kontrolą na uczelni wiedziałby, że NIK byłby nieskuteczny.
Dość znam ekonomię i życie, by mieć swoje poglądy.
Zamiast szukać dziury w poglądach (której nie ma), proponuję żeby zastanowić się dlaczego żadnego rządu nie stać na siłową reformę. Być może SW, mimo tych mld, to jest zbyt mało znacząca kwota i grupa ludzi, by rząd się tym naprawdę przejmował i decyzje powinny zapadać na poziomie województw?

Oczywiście, nie posądzałem Pana o sprzyjanie sektom (jak UPR) ani ogólnie Pana poglądy mnie nie interesują. Chciałem tylko poznać zdanie "młodego akademika" w kwestii reformy nauki. Nie wnikam w Pana znajomość ekonomii, choć dziwi mnie brak oceny wielkości 10mld (wie Pan ile kosztuje jeden Abrams?). Minie wiele czasu, gdy nawet część z Pana postulatów zostanie zrealizowana w polskim SW a niektóre są prawie nierealne. Rząd robi tylko to co może przynieść mu korzyści polityczne, nawet nie udaje że sili się na merytoryczne zmiany.

Pozdrawiam i dziękuję.

konto usunięte

Temat: Reforma szkolnictwa wyższego - przełom?

Sławomir L.:
Jak w istocie więc wygląda Pana propozycja. Rozliczenie pracowników według opinii studentów - OK. Płacimy 100% za zajęcia przy ocenie powyżej 3,5
płacimy 50% przy ocenie powyżej 2,5 a poniżej nic? Przy negatywnych ocenach zwalniamy pracownika?

Nie trzeba (na początku) tak radykalnie. Krok 1 - wszystkim dydaktykom obcinamy o 1/3 podstawową pensję, a następnie oceny studentów tak przeliczamy na premie, by przeciętni nauczyciele dostawali nadal tyle samo. Najgorsi straciliby 30%, najlepsi - zyskali ich kosztem.

Zwolnienia, to później. Faktycznie trzeba by zmieniać minima kadrowe, łączyć małe jednostki, więc na początek tylko różnicowanie płac.
gdyby miał Pan kiedykolwiek do czynienia z kontrolą na uczelni wiedziałby, że NIK byłby nieskuteczny.

Na uczelni co prawda nie, ale miałem do czynienia z jedną kontrolą wydawania publicznych pieniędzy. Nie rozumiem dlaczego NIK miałby być nieskuteczny. Przychodzi człowiek, prosi dziekana/dyrektora o listę publikacji za ubiegły rok, prosi u umowy z pracownikami z tytułu praw autorskich i porównuje z taryfikatorem. Z wybranymi rozmawia czy wszystko było ok, czy nie było nacisków na dopisanie kogoś do artykułu, itd.

Podobnie z wynagrodzeniami dydaktycznych, prosi o bazę danych ankiet i same ankiety, sprawdza kilka czy dobrze wprowadzone, bierze umowy pracowników, itd...
Chciałem tylko poznać zdanie "młodego akademika" w kwestii reformy nauki.

Nie wiem na co to się Panu przyda, ale jeśli pomogłem, to się cieszę. Mam wrażenie, że ministerstwo konsultowało reformę z utytułowanymi osobami ze środowiska, a przecież główne zmiany nie zawsze idą w ich interesie. Gdyby faktycznie chcieli poznać opinię, to wybrali by próbę reprezentatywną dla wszystkich.

To co mogę dodać, to jasne kryteria habilitacji (np. to co Pan pisał, 200 pkt), ale także doktoratu (np. 40 pkt). W tej chwili sytuacja jest taka, że od paru miesięcy mam wyniki, które Promotor kwalifikuje na dwa dobre artykuły, ale w moim interesie nie leży ich pisanie i tłumaczenie (bo i tak siakieś tam mam), tylko rozprawa (którą trochę inaczej się pisze niż art.).

Podobnie jest przy habilitacji, a wiem to od znajomej, która właśnie ją pisze (przy tym lepiej ocenia swój doktorat). Lepiej napisać do szuflady i mieć stopień, niż posłać wyniki w świat, to taki kolejny absurd.

Pozdrawiam także.

Następna dyskusja:

Ankieta Ministerstwa Nauki ...




Wyślij zaproszenie do