konto usunięte

Temat: Publikacje artykułów

Patryk Kuzior:
Moim zdaniem lepiej napisać dobry tekst i próbować go opublikować w piśmie, które jest na wykazie. Ja nie miałem i nie mam z tym problemów... Zasada jest prosta - dobry tekst broni się samPatryk Kuzior edytował(a) ten post dnia 28.05.09 o godzinie 20:51

Zgadzam się w 99%.

konto usunięte

Temat: Publikacje artykułów

Gdzie publikować? To zależy co chcemy osiągnąć. Jeżeli myślimy głównie o karierze, wtedy walczymy o umieszczenie artykułu w czasopiśmie punktowanym. Jednakże, jeżeli chcemy wpływać na rzeczywistość, którą badamy (a nauka powinna mieć takie ambicje), to nie zawsze czasopisma punktowane do tego najlepiej się nadają. Omówię to na przykładzie. Historyk i dydaktyk historii chcąc poprawić lub zmienić edukację historyczną, bada jej przejawy i generuje lepsze rozwiązania. Potem publikuje wnioski i propozycje rozwiązań w czasopiśmie punktowanym. Ilu ma czytelników? Może kilkudziesięciu z branży (ale nie oni decydują o codziennej praktyce szkolnej). Jaki uzyskuje wpływ na rzeczywistość? Żaden. Jeżeli chce mieć czytelników to publikuje w „Wiadomościach Historycznych” (przed publikacją artykuły recenzują samodzielni pracownicy wyższych uczelni), które docierają do prawie każdej szkoły i uczelni, są co najmniej przeglądane przez kilka tysięcy osób zajmujących się w praktyce edukacją historyczną. Daje mu to przynajmniej szansę na wpłyniecie na praktykę. Ile za to ma punktów? Zero. System punktowania czasopism według decyzji ministerialnych urzędników lub innych biurokratów ma poważne luki. Niemniej, chcąc robić karierę należy słuchać urzędników a nie rozsądku i logiki. Ja wybieram publikacje w książkach będących rezultatem konferencji - przynajmniej mam miłe wspomnienia z samych konferencji.

konto usunięte

Temat: Publikacje artykułów

Zgadzam się w 100 proc.
W Wiadomościach Historycznych pojawił się kiedyś genialny artykuł M.Figeac, który w przypadku tematu mojej rozprawy jest bardzo ważny. Jak widać nie musi to być czasopismo punktowane etc żeby publikować świetne teksty.
Bartosz M.

Bartosz M. Ekonomista
transportu
pasażerskiego

Temat: Publikacje artykułów

Zbigniew Osiński:
Nie masz racji, publikacje z konferencji są tak samo
recenzowane jak artykuły w czasopismach. Nigdy nie
potkałem się z inną sytuacją. Przy habilitacji bardzo
ważny jest udział w konferencjach naukowych,
oczywiście z referatem. Publikacje w czasopismach też
się liczą, ale nie wiecej niż referaty na konferencjach.
Oczywiście mowa jest o poważnych konferencjach naukowych
organizowanych przez wyższe uczelnie, a nie o spotkaniach organizowanych przez różne firmy i
instytucje, w których uczestnicza głównie magistrzy.

Może to kwestia tego, że konferencje, w których uczestniczyłem, nie były dostatecznie poważne, ale dla mnie smutnym obrazem konferencyjnej rzeczywistości jest wzajemne pogłaskiwanie ludzi nauki i ucinanie w zarodku wszelkich przejawów kreatywności. W zasadzie żeby nie zostać posądzonym o osobiste antypatie do referenta najlepiej jest zadawać cięte pytania absolutnie do każdego referatu, dzięki czemu co prawda narazimy się na ostracyzm znakomitej większości uczestników konferencji, jednak to jedyny sposób na "pokazanie się" tym, którzy rzeczywiście zainteresowani są nawiązaniem ciekawych kontaktów i wymianą myśli. Ja na szczęście mam naprawdę fajnego promotora, który wręcz zachęca (w rozsądnym wymiarze) do przysłowiowego "wtykania kija w mrowisko".

Druga sprawa, która mnie kiedyś dawno (jeszcze w studenckich czasach) mocno poirytowała, to tematyka wystąpień. Sięgnąłem po pokonferencyjną publikację, sygnowaną przez PAN i w ogóle wszystkich świętych, dotycząca dość wąsko zarysowanego tematu (pod względem przestrzennym oraz przedmiotowym) i natknałem się na tekst szanowanej pani profesor, nie mający absolutnie żadnego związku z tematem przewodnim konferencji (i zarazem tytułem, pod którym wydano publikację zwartą).

No i na koniec pozostaje mi tylko przychylić sie do głosu, że miejsce publikacji zależy od celu. Przecież zupełnie innym językiem będziemy pisać do profesora górnictwa, a innym - do dyrektora kopalni. To też w jakiś sposób stanowi poważną barierę pomiędzy nauką a światem zewnętrznym - stosowanie specyficznego języka sprawia, że osoby "z zewnątrz" rzadko korzystają z dorobku konferencyjnego, co powoduje nikłe ich uczestnictwo. A przecież ich pytania i spostrzeżenia mogłyby być bardzo cenne dla świata nauki...

konto usunięte

Temat: Publikacje artykułów

Bartosz Mazur poruszył dwa problemy warte komentarza.
1. Dyskusje w trakcie konferencji - odnoszę wrażenie, że są one w zdecydowanej wiekszości organizowane z myśla o zaprezentowaniu referatów, a nie dyskutowaniu o ich treści. Ewentualny czas na dyskusję jest najczęściej tak ograniczony, że niewiele z tego wynika. Poza tym trudno dyskutować z referatem, który był wygłaszany przez średnio 15 minut w postaci głownych tez, najczęściej bez ich głębszego uzasadnienia, bo na to nie ma referent czasu. Zasada - referaty umieszczamy w Internecie na miesiąc przed konferencją, a w jej trakcie tylko dyskutujemy, z trudem przebija się w polskiej nauce.
2. Udział w konferencjach osób spoza świata nauki - trochę inaczej widzę ten problem. Nie chodzi tu o język referatów, raczej o brak dobrej woli. Uczestniczyłem w organizowaniu konferencji, na którą pisemnie zaprosiliśmy kiladziesiat osób z oświaty (pracujących i mieszkajacych w tym województwie, w ktorym odbywała się konferencja). Temat konferencji dotyczył aktualnych problemów oświaty, wiele tematów miało praktyczne znaczenie. Niestety, nikt z zaproszonych nie przybył (a nie musieli nic płacić). Zero zainteresowania.
Bartosz M.

Bartosz M. Ekonomista
transportu
pasażerskiego

Temat: Publikacje artykułów

Motyw z wieszaniem materiału na internecie średnio do mnie przemawia. Znów - może mam zbyt małe doświadczenie, nazwijmy to, konferencyjno-naukowe, ale mając ograniczenia edytorskie w zakresie objętości referatu konferenyjnego z oczywistych względów jest on jedynie jakąś syntezą. I teraz rzeczywiście - dyskusja na ten temat jest porażką, bo z oczywistych względów będzie to "po łebkach". Tylko w tym momencie pytanie, czy konferencja ma być tylko spotkaniem towarzyskim, na którym referaty będą niejako "odsyłać" do materiałów źródłowych typu raporty badawcze, książki etc.? Ani w jedną, ani w drugą stronę niedobrze - jak ktoś tutaj powiedział, dobry tekst broni się sam i na tej zasadzie jeśli ktoś rzeczywiście przygotuje solidny materiał na konferencję, to powinien on być "niepodważalny". Wówczas rzeczywiście zarezerwowanie kwadransa na dyskusję na koniec każdej sesji jest w zupełności wystarczające. Tylko czy rzeczywiście temu mają służyć konferencje? Bo ja się zastanawiam, na ile celem konferencji jest "uruchomienie nowych trendów myślowych", wykorzystanie, że w danej chwili i w danym mijescu występuje nagromadzenie mózgów, które można wykorzystać dla wspólnego rozwiązania jakiegoś problemu. I jeśli rzeczywiście temat konferencji został jasno określony i organizatorzy trzymają się go, to rzeczywiście samo "zestawienie" treści artykułów może być katalizatorem fermentu poznawczego. Ja - rozkładając to na elementy pierwsze - widzę następujące możliwości "celowości konferencji":
a) prezentacyjny - każdy chce się w końcu pochwalić swoją działalnością, swoimi sukcesami, jeśli rzeczywiści materiały są dobrze przygotowane, to zaiste czas przeznaczony na dyskusje powinien być całkowicie organiczony i wypełniony oklaskami
b) burza mózgów - znaczna część poświęcona jest na różnego rodzaju panele dyskusyjne, z których wnioski są esencją konferencji i stanowią istotne novum, wzbogacają wiedzę każdego uczestnika, który właśnie po to przyjechał na konferecję, by taką wiedzę pozyskać
c) otwarcie na zewnątrz - wówczas dyskusja stanowi de facto zbiór pytań uszczegóławiających, kierowanych przez słuchaczy-praktyków do referentów w zakresie konkretnych implementacji przedstawianych treści.
Natomiast w żadnym razie nie powinno dojść do sytuacji, która faktycznie zaistniała podczas konferencji, kiedy to dwoje referentów omawiało wyniki badań sieci dystrybucji biletów jednorazowych i okresowych dla kilku ośrodków. Wszystko ładnie-pięknie, kolejne wykresy, tabele. Po referacie pytanie z sali, czy bilety jednodniowe zaklasyfikowano jako jednorazowe czy jako okresowe i niezależnie od tej klasyfikacji - w końcu są też kilkudniowe bilety, gdzie jest granica "jednorazowości/okresowości" biletów określona na potrzeby badań, które są prezentowane. Na sali zapanowała ciężka konsternacja ;-)

Odnośnie uczestnictwa "praktyków" - póki co pracuję w miejscu, gdzie wszelkie przejawy zdobywania wiedzy są bardzo bardzo mile widziane, może z 1/3 ludzi uczestniczy w jakichś podyplomówkach, conajmniej kilka osób ma poważną chrapkę na doktorat, więc może nie dostrzegam tak tego problemu ;-)

Pozdrawiam.

Następna dyskusja:

publikacje na uczelniach za...




Wyślij zaproszenie do