Temat: Jak układa się Wam współpraca z promotorem?
A mój promotor odłożył moją obronę o rok (swego czasu, bo już dawno po)i pojechał sobie zagranicę, a ja czekałem i czekałem, czy to znaczy, że mnie Bóg nie kocha? Swego czasu mnie to wkurzało, ale teraz widzę, że to było dobre,bo sie usamodzielniłem, finansowo i w myśleniu. To było tak jakby wykopali mnie z gniazda i przeżyłem!
Litości, pracuję trochę w biznesie i tam ludzie się smieją z nas, ludzi z doktoratami, że tyle lat na stypendiach albo u mamy na garnuszku...
Co do Boga, to on nie jest matką tylko Ojcem, a dowodem miłości jest chyba to, że dał Jezusa, za nasze grzechy, a nie to, że pani promotor swoim niezaradnym doktorantom pracę załatwiła. To ostatnie tym bardziej mnie wkurza, bo na uczelniach nie ma otwartego rynku pracy, tylko znajomości, znajomości i znajomości. Jak dla mnie to raczej dowód skorumpowania systemu,a nie miłości, w każdym razie nie Bożej, ewentualnie matczynych uczuć pani promotor.
Wojciech Roszka:
Moja promotorka ma iście matczyne podejście do swoich doktorantów. Zawsze służy pomocą, wyznacza ścieżki kiedy się człowiek zagubi, a z jej pokładów cierpliwości mogłoby czerpać pół uczelni. I co ważne, potrafi również znaleźć dla swych podopiecznych dodatkowe źródła dochodu, które w dodatku mocno wiążą się z pracą doktorską. Jej istnienie jest dowodem na to, że Bóg mnie kocha :)