Temat: Idealny portal z literaturą, konferencjami...?
Wojciech Dragan:
Jerzy B.:
Może mi Pan powie, do po co miałby czytać ten sam tekst po angielsku, niemiecku, chińsku lub hiszpańsku jeśli mogę go przeczytać po polsku?
Nie bardzo rozumiem to co Pan tu napisał
Nie zastanawiał się Pan czemu JĘZYK jest wyznacznikiem jakości czasopism? Czemu na listę nie dostają się polskojęzyczne? Jedna interpretacja głosi, że wszystko co polskie jest do luftu, druga, że nie ważne co się pisze, byle było po angielsku, bo świat nie
"leci" na jakość wiedzy a na łatwość przeczytania w jedynie słusznym języku ;-))
To po prostu odwrócenie Pańskich obserwacji i pokazanie, że równie dobre jest zupełnie odwrotne zdanie.
Podważa Pan ocenę polskich recenzentów i uważa, że wszystko co po polsku jest zawsze gorsze niż to co po angielsku i na liście?
Na jakiej podstawie?
Na podstawie własnych i cudzych doświadczeń - napiszę o swoich - moje publikacje znajdują się zarówno w czasopismach polsko-, jak i angielskojęzycznych. Recenzje, które otrzymywałem z polskojęzycznych czasopism były zwykle nic nie wnoszącymi opiniami nie dotyczącymi meritum tekstu. Często miałem wrażenie, że recenzenci w ogóle nie przeczytali mojego tekstu, że nie wiedzą o czym on jest. Ba, parę razy zdarzyło się, że recenzent nie znał podstawowych metod analizy statystycznej.
Dużo natomiast skorzystałem na recenzjach, które dostawałem z czasopism angielskojęzycznych - sugestie zmiany metody analizy, dodatkowe (nieznane mi uprzednio) pozycje literatury, czy też inne, alternatywne sposoby wyjaśniania moich rezultatów.
No to mamy do czynienia ze studium przypadku. Nie można Pana obserawacji na nic uogólnić. Jest nienaukowe. Wręcz przeciwnie - podawanie tego jako prawdy (co można zobaczyć w piewszych wypowiedziach) przy połączeniu z faktem błędnych artykułów w uznanych czasopismach wskazuje, że oceny dokonane na podstawie listy są jedynie pewnym przybliżeniem i nie są naukowo do utrzymania... przynajmniej na obecnym naszym poziomie polemiki. Może ktoś zrobił badania jakościowe?
Jakie Pan zna inne metody oceny wiedzy poza listą filadelfijską, że powtórzę pytanie?
Nie znam innych bardziej efektywnych.
Erystyka? Mam nadzieję, że tak. Inaczej jest to błąd wnioskowania. Zadałem pytanie o znane metody oceny a Pan odpowiedział, że nie zna "innych bardziej efektywnych". Ta odpowiedź może znaczyć równie dobrze, że nie zna Pan żadnych innych co, że Pan zna inne (jakie?) i że są mniej efektywne... (na jakiej podstawie?).
Niestety nie zdaje sobie Pan sprawy (a może nie chce?), że istnieje cała grupa nauk, która nigdy nie zostanie opublikowana na świecie, bo nikogo na świecie nie będzie interesowała... a społecznie, lokalnie będzie niezwykle użyteczna.
Doświadzenie uczy mnie, że jeżeli kogoś coś na świecie nie interesuje, to tym bardziej nie zainteresuje to kogoś lokalnie
Czyje doświadczenie i kogo uczy? Cóż to za banalne naukowo zdanie? Kiedyś czytałem pewien zestaw zabawnych sformułowań, tłumacząc wg owego schematu Pańską wypowiedź brzmiałaby ona jakoś tak: "Ja uważam, ale nie wiem jak to udowodnić, że wszyscy tak myślą, bo przecież mam rację". Jest Pan sobie w stanie wyobrazić wiedzę istotną jedynie dla lokalnej społeczności? Podpowiem banalny przykład. Wiedza o źródłach wody w terenach pustynnych jest cenniejsza niż dowolna teoria psychologiczna na liście filadelfijskiej, taki banał, ale dla tych kilku setek ludzi.
W psychologii przykładowo testy muszą być normalizowane i standaryzowane na danej populacji. Rozumiem, że wg Pana powinno się to robić po angielsku i publikować na liście filadelfijskiej?
Nie "muszą" a "powinny być" - to po pierwsze. Część testów nigdy nie wychodzi poza fazę eksperymentalną - są adaptowane w innych kulturach, ale nie normalizowane. Jedna sprawa to normalizacja i standaryzacja testów w danej populacji - z czego zazwyczaj powstaje regionalny podręcznik użytkownika (w danym języku). No chyba, że od razu wychodzi podręcznik miedzynarodowy. Druga sprawa to rezultaty adaptacji danego testu w danej, narodowej populacji. No niech Pan sobie wyobrazi, że takie rezultaty bardzo często zamieszczane są w czasopismach z listy filadelfijskiej. Ba, są nawet czasopisma, które są nastawione tylko i wyłącznie na publikacje tego typu (chociażby European Journal of Psychological Assessment)
"Nie muszą", bo jest za mało psychologów do roboty, a jest za mało, bo za bardzo pilnują monopolu... była o tym dyskusja i tu jej nie podejmujmy.
Myli się Pan - każdy test powinien być sprawdzany dla danej populacji, ale pragmatyka niestety pokazuje, ż koszty takiego testowania przewyższają korzyści... i tylko dlatego można mówić o "powinien".
Idąc niestety Pańskim tokiem wydany do polskiej wersji podręcznik albo opis w polskich czasopismach jest 3-5 razy mniej wart (albo nic nie wart) wobec opisu tego na liście filadelfijskiej. Jest to wg mnie absurdalne.
Ciekaw jestem, jakie Pan stosunek do dydaktycznych publikacji i dydaktyki w odniesieniu do nauki... idąc tym tokiem można by było dojść do wniosku, że pisane po polsku podręczniki są bez sensu...
Przecież dyskusja nie toczy się na temat podręczników tylko publikacji z analiz bądź badań własnych.
To niezwykle symptomatyczna odpowiedź. Nie musi Pan nic więcej pisać. Widać ewidentnie, że punkt siedzenia wyznacza punkt widzenia :-))
Przy okazji - wątek dotyczył przede wszystkim portali z literaturą i konferencjami... mniej listy filadelfijskiej ;-) A te konferencyjne materiały są zupełnie marnie oceniane i mało potrzebne... nie to co te filadelfijskie :-D
Jerzy B. edytował(a) ten post dnia 10.02.09 o godzinie 00:05