Temat: Doktorat na wesoło, czyli co się komu zdarzyło w trakcie...
To tym razem będą krótkie anegdotki z życia wzięte.
Sytuacja pierwsza.
Doktorant oddaje "kawałek" pracy doktorskiej, trochę na siłę napisany, brak weny, milion innych usprawiedliwień, no w każdym razie jest to tzw. "cokolwiek". Promotor: "Hmmm, chude to dosyć... Żeby nie powiedzieć, że cienkie" (wszystko utrzymane w bardzo sympatycznym tonie)
Sytuacja druga.
Doktorant wyłuszcza promotorowi zakres niezbędnych danych, warunkujących (zdaniem doktoranta) możliwość jakiejś dedukcji, jakiegoś wnioskowania, wyciągnięcia statystyk, określenia, co z czym idzie w parze itp. Zakres rzeczywiście spory i taki jakby trudny do uzyskania. Stąd od razu doktorant wskazuje, że pewne dane można zastąpić innymi, pewne rzeczy uprościć, w każdym razie wywód doktoranta i tak jest długi i zaowalowany. W pewnym momencie Promotor pyta: "A nie wystarczyłoby zrobić analizę dynamiki sprzedaży?" W tym momencie doktorant wytrzeszcza oczy "A Panu Profesorowi wystarczą???" (wszystko także w sympatycznym tonie)
Obecnie jestem na etapie zbierania tych wszystkich danych ;-)