Łukasz Felkowski

Łukasz Felkowski Student,
Politechnika
Krakowska im.
Tadeusza Kościuszki

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł Smuśkiewicz:
Miałem już nie komentować, ale trudno czytać takie rzeczy...
(...)
To jest właśnie dowód na to, że doktorat jest mało warty.
(...)
Z całą pewnością ja zaliczam się do "Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać"....bo nie zaliczę się do żadnej z 2 pierwszych grup.
Pracuję i sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, uwielbiam to co robię i postanowiłem pogłębić swoją wiedzę teoretyczną, skorzystać ze współpracy z jednym z najlepszych ekspertów w Polsce w tej dziedzinie, przy pisaniu rozprawy.
Nie sądzę, że jestem odosobniony w swoim podejściu do doktoratu, ale opinie takie jak powyższe tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że papier doktora nie jest nic wart i schowam go sobie do szuflady.

Chyba nie do końca zrozumiałeś to co napisałem. Jako przypadkowych doktorantów miałem na myśli ludzi bez pomysłu na siebie, takich którzy wybrali doktorat bo nie wiedzieli co ze sobą zrobić.

Co do papieru i tytułu doktora jest to już sprawa indywidualna. Jeśli tytuł jest samym celem w sobie to można mieć wątpliwości co do takiej osoby jako doktora (ale nie tylko, bo tyczy się to również inżynierów, magistrów itd.).

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł Smuśkiewicz:
Pracuję i sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, uwielbiam to co robię i postanowiłem pogłębić swoją wiedzę teoretyczną, skorzystać ze współpracy z jednym z najlepszych ekspertów w Polsce w tej dziedzinie, przy pisaniu rozprawy.
Nie sądzę, że jestem odosobniony w swoim podejściu do doktoratu, ale opinie takie jak powyższe tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że papier doktora nie jest nic wart i schowam go sobie do szuflady.

Pawel, bynajmniej nie jestes odosobniony ;)

Rowniez sadze, ze poza osobami realizujacymi sie wylacznie naukowo i osobami robiacymi po prostu papier, jest jeszcze trzecia istotna grupa.

Niemniej kwestia zwrotu z doktoratu to troche odrebna sprawa. U nas w kraju chyba rzeczywiscie tak troche jest, ze poza uczelnia doktorat postrzegany jest w nieco dziwny sposob. Nie wszedzie warto sie z tym odslaniac, pracodawcy moga sadzic, ze osoba (robiaca) doktorat bedzie poswiecala czas aktywnosciom nie przynoszacym natychmiastowego zwrotu lub po prostu bedzie zbyt ambitna. Osobiscie spotkalem sie z takimi opiniami...

Choc moze cos sie w tym kierunku zmienia i sa firmy, ktore szukaja osob z doktoratem - Analytics Manager
Łukasz Felkowski:
Chyba nie do końca zrozumiałeś to co napisałem. Jako przypadkowych doktorantów miałem na myśli ludzi bez pomysłu na siebie, takich którzy wybrali doktorat bo nie wiedzieli co ze sobą zrobić.

Lukasz, inaczej mowiac pominales jeszcze jedna grupe, do ktorej zaliczam sie razem z Pawlem, grupe poglebiajaca znajomosc pewnego interesujacego ich tematu bez wzgledu na to czy ma to jakies wymierne korzysci czy nie.

--
Adam Sobolewski
VBAdventure BlogAdam Sobolewski edytował(a) ten post dnia 02.01.12 o godzinie 11:26
Łukasz Felkowski

Łukasz Felkowski Student,
Politechnika
Krakowska im.
Tadeusza Kościuszki

Temat: doktorat i co dalej?

Adam Sobolewski:
Lukasz, inaczej mowiac pominales jeszcze jedna grupe, do ktorej zaliczam sie razem z Pawlem, grupe poglebiajaca znajomosc pewnego interesujacego ich tematu bez wzgledu na to czy ma to jakies wymierne korzysci czy nie.

No tak. O tej grupie nie wspominałem, ponieważ rozważałem wyłącznie aspekt wynagrodzenia, a nie ambicjonalny i hobbistyczny :)

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
No tak. O tej grupie nie wspominałem, ponieważ rozważałem wyłącznie aspekt wynagrodzenia, a nie ambicjonalny i hobbistyczny :)
Nie dziwię się, że koledzy mogli poczuć się trochę urażeni, bo faktycznie jest sporo osób, które chcą się krótko mówiąc czegoś nauczyć. Sam dyplom może być mniej ważny i naukowa wartość badań też.

Jeśli o mnie chodzi, to mógłbym dożywotnie pozostać magistrem (ale system działa tak, że bez doktoratu w nauce nic się nie zdziała). Przestałem też się przejmować, że czegoś nie wiem, a ktoś inny wie, co w czasie studiów czasami mi przeszkadzało. Po prostu zależy mi, by robić coś pożytecznego naukowo, wcale niekoniecznie mającego w tej chwili praktyczne zastosowanie. Nie skończyć tak jak pewien profesor tytularny na moim wydziale - słownie CZTERY publikacje z listy JCR oraz słownie ZERO cytowań bez auto.

Temat: doktorat i co dalej?

Tomasz S.:
Co dalej, to także kwestia przypadku. A dokładniej, zależy to od znalezienia finansowania (nauki techniczne). Sama etatowa praca na uczelni wyklucza trwałe trzymanie wysokiego - także w skali światowej - poziomu badań. Niezbędne są jeszcze granty. Nie chodzi tu o zakup sprzętu, bo to oczywiste, ale o to, by nie szukać nadgodzin dydaktycznych, by nie gonić za kierowniczymi stanowiskami i pieniędzmi jakie dają, bo wtedy nie ma czasu ani siły na nic więcej.

Podobnie miałem z doktoratem. Gdyby nie projekt promotorski, to nie napisałbym najciekawszej części pracy. Gdyby nie inne dofinansowania, to musiałbym pracować na (prawie) cały etat poza uczelnią. W efekcie wyniki byłyby mało ciekawe i zrezygnowałbym z całej tej zabawy - szkoda męczyć się ponad 4 lata, po czym podpisać pod gniotem (chyba, że kogoś obchodzi tylko papier).

Zgadzam się w zupełności. A jeszcze bardziej zniechęcające jest to, że ma się za sobą ciekawy doktorat i zero możlwiości pracy na uczelni. Ba! Z doktoratem na rynku pracy też nie za wesoło, bo któż chce mieć pracownika lepiej wykształconego, jak sam jest? To w relacji: szef - podwładny i dodajmy w prywatnej firmie.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
pracy na uczelni. Ba! Z doktoratem na rynku pracy też nie za wesoło, bo któż chce mieć pracownika lepiej wykształconego, jak sam jest? To w relacji: szef - podwładny i dodajmy w prywatnej firmie.
Przyznam, że nie spotkałam się z takim podejściem. Moi pracodawcy cenili umiejętności, a nie wykształcenie.

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
Tomasz S.:
Podobnie miałem z doktoratem. Gdyby nie projekt promotorski, to nie napisałbym najciekawszej części pracy. Gdyby nie inne dofinansowania, to musiałbym pracować na (prawie) cały etat poza uczelnią. W efekcie wyniki byłyby mało ciekawe i zrezygnowałbym z całej tej zabawy - szkoda męczyć się ponad 4 lata, po czym podpisać pod gniotem (chyba, że kogoś obchodzi tylko papier).

Wydaje mi się, że to wszystko zależy od sposobu podejścia do doktoratu jak również do dalszego etapu kształcenia oraz rozwoju. Nie każdy ma to szczęście co do finansowania oraz do ciekawej pracy rozprawy. Jednak nie wydaje mi się, żeby ktoś wybierał studia doktoranckie tylko po to, żeby podpisać się pod gniotem, albo w celu zdobycia tylko papierka (który i tak może czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w zdobyciu pracy - czego chyba dotyczy temat postu).

Dokładnie to, co ująłeś w ostanim zdaniu Twego postu, miałem na myśli. Odnoszę wrażenie, że w Polsce tytuł doktora w społecznym odbiorze zarezerwowany jest dla osób pracujących tylko na uczelniach, a jak wiadomo studia doktoranckie kończy i ostatecznie pisze oraz broni pracy dr więcej osób, niż jest wolnych miejsc na uczelniach. I w tym widzę problem.

Temat: doktorat i co dalej?

Tomasz S.:
Łukasz Felkowski:
Jednak nie wydaje mi się, żeby ktoś wybierał studia doktoranckie tylko po to, żeby podpisać się pod gniotem, albo w celu zdobycia tylko papierka (który i tak może czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w zdobyciu pracy - czego chyba dotyczy temat postu).
Oj, bardzo dużo takich osób jest, choć niewiele z nich przyzna się. Część pracodawców jednak docenia osoby z doktoratem (są tacy co dają bezzwrotne pożyczki, jeśli temat badań związany jest z pracą, a także finansują koszty przewodu); stopień naukowy na wizytówce robi wrażenie na osobach, które nie znają środowiska naukowego.

Skąd wiem? A jak inaczej ocenić motywację kogoś, kto przez dwa lata nie ma żadnych efektów (publikacji, konferencji - mimo pobierania stypendium), po czym albo rezygnuje, albo pisze denną pracę (np. na pewnej obronie zapytano doktoranta jaką metodą coś policzył, nie widział (!) i odpowiedział, że użył takiego a takiego programu MES - co ktoś celnie skwitował, że gdyby użył innego programu, to wynik pracy byłby inny :P?). Takie osoby powinny płacić ciężką kasę za doktorat, w odróżnieniu od tych, które efekty mają - tutaj im powinno się płacić.

Ogromna jest odpowiedzialność osób podejmujących decyzje o selekcji osób, których badania będą finansowane. Pomyłki będą się zdarzać, dlatego pisałem o jakiejś tam przypadkowości.


A ja wówczas pytam, to gdzie był promotor? Dlaczego rada instytutu/wydziału jednak dopóściła taką pracę do obrony i dlaczego taka osoba ma jednak dyplom z tytułem dr? Metodologia badawcza, to przecież podstawa!

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł Smuśkiewicz:
Łukasz Felkowski:
1. doktorant angażujący się w swoją pracę doktorską, która niejednokrotnie może wnieść więcej w świat nauki niż kolejną pozycję na półce w bibliotece... która jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w przemyśle, stąd też taki doktor ma problemy w zdobyciu pracy poza uczelnią (a może i na uczelni). Oprócz tego: usamodzielnienie finansowe, założenie rodziny, stabilizacje życiową można odłożyć gdzieś na nieokreśloną przyszłość, ponieważ stypendia, dodatkowe dofinansowania nie trwają wiecznie, a ich zdobycie to kwestia szczęścia.
2. doktorant, który również angażuje się w swoja pracę, ale pracuje na etacie, ze względu na brak szczęścia w finansowaniu jego studiów, badań itp. Decyzję takiego doktoranta można uznać za pełni świadomą, ponieważ musi on liczyć się z dodatkowym nakładem pracy, oraz pewnymi wyrzeczeniami. Wyniki jego pracy nie są na tym samym poziomie co w przypadku doktoranta, który 4 lata spędził tylko nad tematem swoich zainteresowań naukowych, ale za to doktor nr 2 zyskuje doświadczenie, które procentuje tym, że łatwiej zdobyć mu pracę poza uczelnią.

Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać.

Miałem już nie komentować, ale trudno czytać takie rzeczy...

To jest właśnie dowód na to, że doktorat jest mało warty. Czy otrzymanie jakiejś jałmużny (stypendium) to rzeczywiście szczyt marzeń doktoranta? Czy przez 4 lata studiów potrzeba 8 000h żeby napisać dobrą pracę? Mam wrażenie, że dla wielu doktorat nic nie znaczy poza biletem do pozostania na uczelni. Może niektórzy myślą, że to lekka i przyjemna praca i może tak jest, ale czy warto się męczyć i klepać biedę przez 4 lata? Jeśli ktoś jest bystry i obrotny, będzie się męczył nad jakimiś teoretycznymi wywodami za 1500 zł miesięcznie?

Z całą pewnością ja zaliczam się do "Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać"....bo nie zaliczę się do żadnej z 2 pierwszych grup.
Pracuję i sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, uwielbiam to co robię i postanowiłem pogłębić swoją wiedzę teoretyczną, skorzystać ze współpracy z jednym z najlepszych ekspertów w Polsce w tej dziedzinie, przy pisaniu rozprawy.
Nie sądzę, że jestem odosobniony w swoim podejściu do doktoratu, ale opinie takie jak powyższe tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że papier doktora nie jest nic wart i schowam go sobie do szuflady.

Pozdrawiam

Konkluzja smutna, ale w sporej mierze prawdziwa. Inna rzecz, to owa motywacja i sposób jej realizacji, ale mnie to stan idealny, aczkolwiek rzadki. Myślę, że tylko zmiany systemowe mogą cos tutaj zmienić in plus.

Temat: doktorat i co dalej?

Adam Sobolewski:
Paweł Smuśkiewicz:
Pracuję i sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, uwielbiam to co robię i postanowiłem pogłębić swoją wiedzę teoretyczną, skorzystać ze współpracy z jednym z najlepszych ekspertów w Polsce w tej dziedzinie, przy pisaniu rozprawy.
Nie sądzę, że jestem odosobniony w swoim podejściu do doktoratu, ale opinie takie jak powyższe tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że papier doktora nie jest nic wart i schowam go sobie do szuflady.

Pawel, bynajmniej nie jestes odosobniony ;)

Rowniez sadze, ze poza osobami realizujacymi sie wylacznie naukowo i osobami robiacymi po prostu papier, jest jeszcze trzecia istotna grupa.

Niemniej kwestia zwrotu z doktoratu to troche odrebna sprawa. U nas w kraju chyba rzeczywiscie tak troche jest, ze poza uczelnia doktorat postrzegany jest w nieco dziwny sposob. Nie wszedzie warto sie z tym odslaniac, pracodawcy moga sadzic, ze osoba (robiaca) doktorat bedzie poswiecala czas aktywnosciom nie przynoszacym natychmiastowego zwrotu lub po prostu bedzie zbyt ambitna. Osobiscie spotkalem sie z takimi opiniami...

Czyli bycie ambitnym w polskich firmach niepopłaca? Dziwna postawa, ale jeśli tak jest, to nie dziwię się, że w polskiej gospodarce więcej kopiujemy od innych zamiast się rozwijać i wdrażać własne pomysły... To naprawdę smutne!

Choc moze cos sie w tym kierunku zmienia i sa firmy, ktore szukaja osob z doktoratem - Analytics Manager
Łukasz Felkowski:
Chyba nie do końca zrozumiałeś to co napisałem. Jako przypadkowych doktorantów miałem na myśli ludzi bez pomysłu na siebie, takich którzy wybrali doktorat bo nie wiedzieli co ze sobą zrobić.

Lukasz, inaczej mowiac pominales jeszcze jedna grupe, do ktorej zaliczam sie razem z Pawlem, grupe poglebiajaca znajomosc pewnego interesujacego ich tematu bez wzgledu na to czy ma to jakies wymierne korzysci czy nie.

--
Adam Sobolewski
VBAdventure Blog

Temat: doktorat i co dalej?

Ewa W.:
Sebastian Mrożek:
pracy na uczelni. Ba! Z doktoratem na rynku pracy też nie za wesoło, bo któż chce mieć pracownika lepiej wykształconego, jak sam jest? To w relacji: szef - podwładny i dodajmy w prywatnej firmie.
Przyznam, że nie spotkałam się z takim podejściem. Moi pracodawcy cenili umiejętności, a nie wykształcenie.

Umiejętności są dla mnie pochodną wiedzy, czyli wykształcenia, choć wpisują się w dychotomię: teoria - praktyka, aczkolwiek w mojej ocenie najważniejsze jest to, aby oba te obszary móc połączyć. Co do (ko)relacji wykształcenia i umiejętności, to napiszę tak: wykształcenie figuruje w CV i jest pierwszym formalnym wyznacznikiem oceny oraz decyzji o zatrudnieniu bądź też i nie, umiejętności też można oczywiście wpisać, aczkolwiek sprawdzalne są dopiero po zatrudnieniu, choćby na okres próbny. Nadto wszystko zależy przede wszystkim od procedowania samego przebiegu rekrutacji.

No i pogratulować postawy pracodawców. Choć jakoś nie porafię sobie wyobrazić wykładowcy niewykształconego, nieposiadającego wiedzy, bo co on wówczas przekazuje studentom/kursantom?

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
>
No i pogratulować postawy pracodawców. Choć jakoś nie porafię sobie wyobrazić wykładowcy niewykształconego, nieposiadającego wiedzy, bo co on wówczas przekazuje studentom/kursantom?
wykładanie jest głównym moim zajęciem od 2 lat, wcześniej od 3 roku studiów pracowałam na "rynku", więc to mierny personalny przytyk :) A teoria i praktyka naprawdę się przenikają, w większości dziedzin, chyba trudniej mają w tym zakresie jedynie humaniści - tak czy siak to trochę sztuczny podział, w końcu "najlepszą praktyką jest dobra teoria" :))
Jarosław Krajewski

Jarosław Krajewski Adiunkt, Ekspert

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
Ewa W.:
Sebastian Mrożek:
pracy na uczelni. Ba! Z doktoratem na rynku pracy też nie za wesoło, bo któż chce mieć pracownika lepiej wykształconego, jak sam jest? To w relacji: szef - podwładny i dodajmy w prywatnej firmie.
Przyznam, że nie spotkałam się z takim podejściem. Moi pracodawcy cenili umiejętności, a nie wykształcenie.

Umiejętności są dla mnie pochodną wiedzy, czyli wykształcenia, choć wpisują się w dychotomię: teoria - praktyka, aczkolwiek w mojej ocenie najważniejsze jest to, aby oba te obszary móc połączyć. Co do (ko)relacji wykształcenia i umiejętności, to napiszę tak: wykształcenie figuruje w CV i jest pierwszym formalnym wyznacznikiem oceny oraz decyzji o zatrudnieniu bądź też i nie, umiejętności też można oczywiście wpisać, aczkolwiek sprawdzalne są dopiero po zatrudnieniu, choćby na okres próbny. Nadto wszystko zależy przede wszystkim od procedowania samego przebiegu rekrutacji.

No i pogratulować postawy pracodawców. Choć jakoś nie porafię sobie wyobrazić wykładowcy niewykształconego, nieposiadającego wiedzy, bo co on wówczas przekazuje studentom/kursantom?


Umiejętności są może i pochodną wiedzy, ale zdecydowanie nie jest to ich element dominujący. Umiejętności to praktyczne stosowanie wiedzy, więc niezbędne jest doświadczenie, które w moim odczuciu ma na nie o wiele większy wpływ niż sama wiedza. Co do CV...osobiście podchodziłem do kilkudziesięciu procesów rekrutacji na różne stanowiska i na prawdę wyjątkiem były te w których nie miałem elementów sprawdzających moje umiejętności praktyczne (mówię oczywiście o pracy w prywatnych przedsiębiorstwach).

Mam jeszcze jedno przemyślenie...skoro część z obecnych na forum uważa, że pracodawcy ich nie doceniają to dlaczego nie otworzą własnych działalności i nie pozwolą aby rynek zweryfikował ich umiejętności...

Temat: doktorat i co dalej?

Ewa W.:
Sebastian Mrożek:
>
No i pogratulować postawy pracodawców. Choć jakoś nie porafię sobie wyobrazić wykładowcy niewykształconego, nieposiadającego wiedzy, bo co on wówczas przekazuje studentom/kursantom?
wykładanie jest głównym moim zajęciem od 2 lat, wcześniej od 3 roku studiów pracowałam na "rynku", więc to mierny personalny przytyk :) A teoria i praktyka naprawdę się przenikają, w większości dziedzin, chyba trudniej mają w tym zakresie jedynie humaniści - tak czy siak to trochę sztuczny podział, w końcu "najlepszą praktyką jest dobra teoria" :))

Nie o przytyki mi chodzi! Bo one niewiele wnoszą do meritum sprawy. Zgadam się w całej rozciągłości, że praktyka i teoria przenikają się wzajemnie. Pytanie: Co z czego ewentualnie czerpie? Myślę, że praktyka weryfikuje teorię, ale ta znów stawia pytania praktyce, którą ta właśnie może falsyfikować bądź też i nie :-) Oczywistością jest też fakt, że co po takim wykładowcy, który wiele wie (niekiedy we własnym mniemaniu ;-)), a tej wiedzy nie potafi przenieść na odbiorcę/ przekazać mu jej. I tak oto mamy ów cytat, że "najlepszą praktyką jest dobra teoria"... Pozdrawiam serdecznie!

Temat: doktorat i co dalej?

Jarosław Krajewski:
Sebastian Mrożek:
Ewa W.:
Sebastian Mrożek:
pracy na uczelni. Ba! Z doktoratem na rynku pracy też nie za wesoło, bo któż chce mieć pracownika lepiej wykształconego, jak sam jest? To w relacji: szef - podwładny i dodajmy w prywatnej firmie.
Przyznam, że nie spotkałam się z takim podejściem. Moi pracodawcy cenili umiejętności, a nie wykształcenie.

Umiejętności są dla mnie pochodną wiedzy, czyli wykształcenia, choć wpisują się w dychotomię: teoria - praktyka, aczkolwiek w mojej ocenie najważniejsze jest to, aby oba te obszary móc połączyć. Co do (ko)relacji wykształcenia i umiejętności, to napiszę tak: wykształcenie figuruje w CV i jest pierwszym formalnym wyznacznikiem oceny oraz decyzji o zatrudnieniu bądź też i nie, umiejętności też można oczywiście wpisać, aczkolwiek sprawdzalne są dopiero po zatrudnieniu, choćby na okres próbny. Nadto wszystko zależy przede wszystkim od procedowania samego przebiegu rekrutacji.

No i pogratulować postawy pracodawców. Choć jakoś nie porafię sobie wyobrazić wykładowcy niewykształconego, nieposiadającego wiedzy, bo co on wówczas przekazuje studentom/kursantom?


Umiejętności są może i pochodną wiedzy, ale zdecydowanie nie jest to ich element dominujący. Umiejętności to praktyczne stosowanie wiedzy, więc niezbędne jest doświadczenie, które w moim odczuciu ma na nie o wiele większy wpływ niż sama wiedza. Co do CV...osobiście podchodziłem do kilkudziesięciu procesów rekrutacji na różne stanowiska i na prawdę wyjątkiem były te w których nie miałem elementów sprawdzających moje umiejętności praktyczne (mówię oczywiście o pracy w prywatnych przedsiębiorstwach).

Mam jeszcze jedno przemyślenie...skoro część z obecnych na forum uważa, że pracodawcy ich nie doceniają to dlaczego nie otworzą własnych działalności i nie pozwolą aby rynek zweryfikował ich umiejętności...

Zgoda! Doświadczenie to właśnie element, który łączy teorię i praktykę mając swoje obrazowanie w umiejętnościach. Mamy poniekąd definicję :-) Co do weryfikacji przez rynek, to już trochę inna historia, choć jest to oczywiście słuszna uwaga.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
A jeszcze bardziej zniechęcające jest to, że ma się za sobą ciekawy doktorat i zero możlwiości pracy na uczelni.
Możliwości pracy w jednostkach naukowych są, pod warunkiem, że wcześniej samemu znajdzie się dofinansowanie badań. Tak mi powiedziano wprost w jednostkach, gdzie szukałem pracy, to samo usłyszałem... w NCN (,,jak pana projekt dostanie od nas dofinansowanie, to wszędzie pana przyjmą''). Nic dziwnego - przychodzi człowiek, który na pewno wykona badania, idące także na konto jednostki (bo inaczej zwrot pieniędzy), do tego można trochę na nim zarobić (koszty pośrednie).

Mnie się podoba taki system (mimo, że nie wiem czy będzie mi sprzyjał), bo nie ma przeszkód, by zdolny i pracowity doktor zarabiał na nauce więcej od zasiedziałego profesora. Jedyna wada to ogromna niepewność, to wszystko są umowy czasowe. Z doświadczenia powiem, że potrzebna jest większa samodzielność niż przy etatowej pracy w biznesie, gdzie jak nie szef to klient zadba o to, byśmy mieli co robić ;).

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł Smuśkiewicz:
To jest właśnie dowód na to, że doktorat jest mało warty. Czy otrzymanie jakiejś jałmużny (stypendium) to rzeczywiście szczyt marzeń doktoranta? Czy przez 4 lata studiów potrzeba 8 000h żeby napisać dobrą pracę?
Z ciekawości policzyłem - mi to zajęło 4 lata, wymiar pół etatu (nawet po odejściu z biznesu nie sposób było dłubać przy doktoracie cały tydzień), ok. 4000 godzin.

Zgadzam się, że stypendium, tak jak i pensja asystenta, to jałmużna (poza tym kpina). Na szczęście nadeszły takie czasy, że z badań w ramach doktoratu można zarobić sporo więcej niż te marne 1500 / m-c.
Jarosław Krajewski

Jarosław Krajewski Adiunkt, Ekspert

Temat: doktorat i co dalej?

Tomasz S.:
Paweł Smuśkiewicz:
To jest właśnie dowód na to, że doktorat jest mało warty. Czy otrzymanie jakiejś jałmużny (stypendium) to rzeczywiście szczyt marzeń doktoranta? Czy przez 4 lata studiów potrzeba 8 000h żeby napisać dobrą pracę?
Z ciekawości policzyłem - mi to zajęło 4 lata, wymiar pół etatu (nawet po odejściu z biznesu nie sposób było dłubać przy doktoracie cały tydzień), ok. 4000 godzin.

Zgadzam się, że stypendium, tak jak i pensja asystenta, to jałmużna (poza tym kpina). Na szczęście nadeszły takie czasy, że z badań w ramach doktoratu można zarobić sporo więcej niż te marne 1500 / m-c.


Mi to również zajęło około 4000h i Tomek ma rację, że da się zarobić więcej. Nie wiem natomiast czy we wszystkich dziedzinach.Jarosław Krajewski edytował(a) ten post dnia 03.01.12 o godzinie 13:13

Temat: doktorat i co dalej?

Wszystko zależy od tego, jakie zapotrzebowanie jest na rynku, bo zarobki zasadniczo to przez niego i na nim są kształtowane. Cóż owe 1500 PLN to naprawdę brak szacunku państwa, bo uczelnie są zasadniczo w PL państwowe, dla osób, które są w jakiejś mierze wyznacznikiem jego potencjału intelektualnego. Mnie to smuci.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Jestem zadowolony że mam tytuł doktora. Czasami pomaga w zyciu ;-). Magistrem każdy moze zostać, no wprawie każdy ;-)

Następna dyskusja:

Doktorat i co dalej :(




Wyślij zaproszenie do