Temat: 10 powodów dla zatrudniania doktorów : 1) WYJŚCIE POZA...
Justyna Świtalska:
Porownam tutaj sytuacje doktora i magistra: Czy ktos za sam dyplom magistra dostanie prace? Nie, z reguly dostaje ja za to, ze ma magistra PLUS... i tu dodajemy projekty licencje jezyki itd. I liczy sie calosc. A mimo to nikt nie powie, ze bez magistra ten czlowiek dostalby taka sama prace.
Jeżeli mamy porównywać to, to pozostańmy wśród potencjalnych pracowników z wyższym wykształceniem. Oczywiście człowiek bez magistra nie dostanie dobrze płatnej pracy umysłowej, ale skoro nie poszedł na studia to wybrał inną ścieżkę kariery. Porównujmy więc magistra i doktora.
Magister, w czasie kiedy doktor zajmuje się doktoratem (jeżeli zajmuje się nim na poważnie, to pracuje na pół gwizdka. Jeżeli wybiórczo to trzeba spytać o jakość jego doktoratu) pracuje, zdobywa ukierunkowane doświadczenie. W tym czasie może robić studia podyplomowe, kształcić się językowo, rozwijać nowe umiejętności na kursach (zajmie mu to mniej czasu, niż doktorowi pisanie doktoratu, to pewne - odpadają chociażby badania naukowe). Jest pełną gębą na rynku pracy od lat. Następnie na rynku pracy pojawia się doktor, który ostatnie pięć lat poświęcił badaniom naukowym, może i pracował - ale nigdy na tak wysokim poziomie zaangażowania, jak nasz magister. Jeżeli napisał doktorat z dziedziny, którą obecnie chce się zając zawodowo - to ma asa w rękawie. Jeżeli o czymś zupełnie innym - to gdzie jest jego przewaga nad doświadczonym zawodowo i szkolącym się w danej dziedzinie magistrem?
>Wydaje mi sie, ze doktorat
powinien byc traktowany w ten sam sposob. To nasze przyzwyczajenie kaze wielu (pracodawcom!) myslec, ze doktor=mol ksiazkowy, ze niczym innym niz praca naukowa sie nie zajmuje a jesli sie zajmuje, to doktorat powinien odsunac na bok, jak hobby. W coraz wiekszej ilosci krajow swiata studia doktoranckie OBOWIAZKOWO obejmuja rozne szkolenia, trening zawodowy, projekty w sektorze prywatnym.Osoby z takim doktoratem o wiele latwiej znajduja prace po obronie.
To byłoby super, ale polska praktyka wskazuje na coś innego, wiec obracajmy się wśród zastanej rzeczywistości, nie planów na przyszłość (o reformie polskiej edukacji wyższej mówi się już od 20 lat).
Przyjrze sie tez samym kompetencjom doktora, i to niezaleznie od dziedziny ktora sie zajmuje. Wezmy juz na tapete tego biedaka od kosciolka i odlozmy na bok te 5 wystaw itd. I co mamy? Czlowieka, ktory napisal 300 stron tekstu na temat czegos, co przez innych jest nieznane i zapomniane. I zauwazmy u niego kompetencje takie jak:
- praca w ekipie (bo uczestniczyl w kampaniach pomiarowych czy dendrochronologicznych i musial to przeprowadzic przeliczyc opracowac wprowadzic do bazy danych itd)
Jakiej ekipie? Po pierwsze nie dostałby środków na stworzenie zespołu do badania archiwów (bo premiowane są badania użyteczne dla polskiej gospodarki). Po drugie - gdyby je nawet zdobył, to na pewno nie na tyle, aby stworzyć zespół. Po trzecie - niezwykle rzadko się zdarza, aby doktorant w ogóle tworzył jakiś zespół (w naukach humanistycznych) - ja przynajmniej o czymś takim nie słyszałem. Praktyka, o której Pani pisze jest rzeczywiście dość powszechnie stosowana na Zachodzie, w Polsce średnio.
- reprezentowanie ekipy, przedstawianie wynikow pracy swojej oraz ekipy
patrz punkt 1:)
- przyswajanie danych (kilkukrotnie szybsze niz u magistra)
A jaka to tajemna wiedza umożliwia doktorantowi szybsze przyswajanie wiedzy niż magistrowi? Warto by się nią podzielić i tym samym poprawić nieco poziom polskich studiów wyższych:) Przepraszam za złośliwość, ale ten argument należy do sfery spekulacyjnej - nie da się go naukowo obronić. Wszystko zależy od biologicznych uwarunkowań oraz od organizacji czasu i pracy. Studia doktoranckie nie uczą szybszego przyswajania wiedzy. No chyba, że przyjmiemy, że trzeba tak dużo jej przyswoić, że z czasem dochodzi się do mistrzostwa w analizie danych. Ale to akurat można osiągnąć innymi środkami:)
- analiza danych, wyciaganie wnioskow
Każdy, wystarczająco bystry człowiek potrafi analizować dane i wyciągać wnioski. Jeżeli mówimy o analizie naukowej - to jest to kwestia dostępnych narzędzi analizy - one też nie stanowią wielkiej tajemnicy. (przepraszam, że się tego tak czepiam, ale wyczuwam, że już zapomniała Pani, jak to było, gdy się było studentem. Ja jeszcze nie - dopiero rok temu obronił pracę magisterską:))
- samodzielnosc
Zależy od uwarunkowań społecznych. Doktorant posiadający rodzinne środki, może finansować się za ich pomocą, ale czy to znaczy, że jest samodzielny. Student może mieć biedną rodzinę i sam pracować na swoje wykształcenie. Kto jest bardziej samodzielny? No chyba, że mówimy o samodzielności naukowej, samodzielności badań - ale to akurat też pole do dyskusji.
- prowadzenie projektu od A do Z
Tu się zgodzę. Doktorat to droga przez mękę. Magisterium przy tym, to spacerek:)
a takze znajomosc jezykow... itd itd. Moznaby tu dolozyc cala liste ( to akurat mam od znajomego trenera rozwoju zawodowego;) )
Znajomość języków kompletnie jest niepowiązana ze studiami doktoranckimi. Każdy się ich może uczyć.
I czy nie jest to spora czesc kompetencji wymaganych przez kazdego pracodawce? Dlatego nie zakladalabym, ze doktor w niektorych przypadkach moze sie "nie nadawac do pracy". Uzaleznilabym to natomiast, owszem, od jego przygotowania i znajomosci wlasnych kompetencji (wielu nie ma o nich pojecia i nie potrafi ich, w konsekwencji, rozwijac i wykorzystywac. Bo ROZWIJAC je trzeba i owszem, ze definicji i za TYTUL nikt sie do pracy nie nada.
To prawda, aczkolwiek spojrzałbym na zupełnie inne kompetencje, które uzyskuje się w trakcie studiów doktoranckich - umiejętność profesjonalnego researchingu, dużo szerszy zakres wiedzy na konkretne tematy, rozwijanie kompetencji interpersonalnych poprzez uczestnictwo w konferencjach i dyskusjach. Wszystko to jednak są tzw umiejętności miękkie, które można nabyć inną drogą.
W pelni podzielam Panskie zdanie, uwazam jednak, ze jest to kolejny powod na to, aby nad problemem dyskutowac i wypracowywac jego rozwiazania. Sytuacja, ktora w tej chwili ma miejsce w Polsce, nie jest dla doktorow korzystna. Przez stereotypy tracimy setki ludzi stanowiacych wazny potencjal na rynku pracy. Kwestia polega wlasnie na tym, jak polaczyc doktorat z rynkiem pracy i jak przekonac zarowno samych doktorantow jak i uczelnie oraz pracodawcow, aby wspolpracowali i wszyscy wyciagali z tej wspolpracy korzysci.Justyna Świtalska edytował(a) ten post dnia 19.11.10 o godzinie 11:53
Niestety nad tym problemem głowią się ludzie od 20 lat w tym kraju.Obawiam się, że aby doszło do zmiany będzie musiała zaistnieć sytuacja kryzysowa, która umożliwi porozumienie wszystkich stron co do kształtu reform. W innym przypadku nie wierzę w dogadanie się państwa, naukowców i biznesu w celu stworzenia generalnych ram współpracy. O dziwo nasz system, będący w permanentnym kryzysie trzyma się nadal bardzo dziarsko:)