Temat: Wykształcenie a praca na żaglach
Z moich prawie 30-to letnich doświadczeń w pływaniach zawodowych wynika, że najważniejsze jest zamiłowanie i praktyka w zakresie psychologii - Praktyków w obsłudze, skomplikowanych nieraz urządzeń jachtowych, znaleść można w razie potrzeby w każdym porcie. Oczywiście lepiej jest kiedy można sobie samemu poradzić w takich przypadkach kiedy coś wysiada, ale dla stworzenia dobrej atmosfery w rejsie i dla pełnego usatysfakcjonowania wynajmujących trzeba potrafić z nimi postępować tak, aby nikogo nie urażając jednak trzymać inicjatywę mocno we własnych rękach - w taki sposób żeby wszyscy byli przekonani, że to ich idee są właśnie realizowane. Jest to nieraz bardzo trudne i dlatego właściwe ustawienie wymagań i postępowania wymaga od nas głębokiej znajomości ludzkiej psychologii. Wydaje się, że ważne także jest zainteresowanie samym pływaniem w taki sposób, żeby wynajmujący odniósł wrażenie, że sam to wymyślił i że go to rzeczywiście zajmuje.
Ja w swoich rejsach nie prowadzę wyraźnego i zapisanego w grafiku podziału na wachty, ale staram się tak rozdzielać udział płynących w zajęciach koniecznych nautycznie, żeby każdy otrzymał tyle do wykonania, ile go nie zmęczy, ale i by odbywały się zmiany na pełnionych właśnie funkcjach. Wiele jednak muszę zrobić sam i właściwie wszystko zależy od tego jacy to ludzie mnie wynajęli. Pływania nocne w tygodniowych rejsach robię jedynie na życzenie, a nocowania na kotwicy zawsze poprzedzam alternatywą wyboru zaznaczając, że na kotwicy zawsze musi być aktywny dozór kotwicy (świadomie nie nazywam tego wachtą kotwiczną, żeby nie popaść w konflikt z potrzebą urlopowego odpoczynku - taka nazwa jest mniej konfliktowa). Oczywiście podział ludzi do tego "dozoru" robię tak aby nikogo specjalnie nie zamęczyć. Sam jestem w tą wachtę zaangażpwany przez całą noc, ale ze swojej koi. Oczywiście inaczej zupełnie wyglądają te sprawy przy rejsach na dużych jachtach, gdzie poza mną jest jeszcze liczna zawodowa załoga. Wtedy dla tej załogi leci pełna dyscyplina żeglarska motywowana dobrą praktyką morską, a pasażerowie biorą w tym udział na zasadzie wolentariatu i bez rygorów. Mam wiele załóg, które co roku wracają do zaproszeń mnie na swoje rejsy co pozwala mi przypuszczać, że stosowany system jest chyba nienajgorszym rozwiązaniem. Oczywiście na małych jachtach często wyznaczam na stanowiska oficerskie takich, którzy już mają na swoim koncie po kilka rejsów morskich i staram się wykonywać swoje obowiązki częściowo za ich pośrednictwem. Jest jednak każdego roku kilka takich rejsów gdzie jestem osamotniony, bo reszta ludzi jest kompletnie zielona. Wtedy staram się tych, którzy wyrażają swoje zainteresowanie ostro podszkalać tak, żebym miał w razie potrzeby na kim się oprzeć. W takich przypadkach zdecydowanie odmawiam pływań nocnych, zachowując tym dla siebie pełną sprawność i wyspanie. Zdarzają się - niestety coraz rzadziej - załogi domagające się pełnego żeglarskiego rygoru podczas pływań - takie pływania są i dla mnie odpoczynkiem. W wolym czasie staram się na bazie "żeglarskich opowieści" przemycać wiedzę potrzebną każdemu do pływania jachtem po morzu.
Ten temat jest to temat rzeka i można całymi godzinami wgłębiać się w jego zakamarki, ale nie da się być dobrym i wyrozumiałym kapitanem jednocześnie nie wystawiając na pewien hazard spraw bezpieczeństwa żeglugi - dlatego wypośrodkowanie własnych wymagań jest tak ważne i tak bardzo zależy od ludzi z którymi się pływa. Najgorsze wrażenia mam z t.zw. ewjsów integracyjnych - ludzie na tych rejsach są mało zainteresowani rejsem i jachtem i każde wymaganie do nich skierowane przyjmują jako karę i grzech kapitana no i zamiłowanie do spożycia napojów wyskokowych w tych rejsach jest nienormalnie wysokie z czym usiłuję walczyć na zasadzie, że jeżeli mamy tylko pić to będziemy tylko stali w portach - zazwyczaj to nieco ogranicza ten popęd. Ja najczęściej jednak odmawiam prowadzenia rejsów integracyjnych, chyba że organizator uczestniczy w takim rejsie i pomaga mi w ograniczeniu spożycia alkoholu.