Temat: Trudne decyzje...
Zauważyłem pewną zasadę podczas swojej - szumnie mówiąc - kariery żeglarskiej. Prowadząc rejsy spotykam się często (nie tylko zresztą ja) z utyskiwaniem na niepopularne decyzje - dziś stoimy cały dzień w porcie, pływamy więcej niż dobę, nocujemy bez pryszniców, wody i prądu... Żeby to było tylko zwykłe narzekanie połączone jednak ze zrozumieniem - często jednak tworzy się atmosfera wrogości wobec prowadzącego, że "psuje nam wakacje".Z kolei gdy pływam jako załogant (często na "zimnych wodach", od Bałtyku "w górę") to wszelkie decyzje kapitana przyjmuję z pokorą i zrozumieniem - a przynajmniej staram się robić takie wrażenie. Jasne jest, że trzydniowe stanie w porcie, i to od pierwszego dnia rejsu nie napawa optymizmem, jednak w przeważającej liczbie przypadków tego typu nie spotykam się z chociaż jednym słowem negującym taką decyzję.
Czy to zależy tylko od pewnej - nazwijmy to - "świadomości żeglarskiej" załogi, czy też można ludziom jakoś skutecznie wyperswadować, że nie dość, że na jachcie nie ma demokracji (co akurat wszyscy(?) rozumieją), to jeszcze niepopularne decyzje są podejmowane tylko dla dobra załogi?