Temat: Szkolenie na żeglarza- dyskusja na temat typu jachtów...
Tomasz Serwański:
mam wrazenie ze koniecznie nie chcesz zrozumiec co ja probuje powiedziec :) moze upraszczajac:
Poczekaj. Żeby była jasność - nie doszukuję się podtekstów w Twoich postach, biorę je takimi jakie są.
- likwidacja 'musisz miec' dla patentow to sprawienie ze za sterami jachtow siada nie 100% ludzi po jakimkolwiek (abstrahujac od poziomu) szkoleniu, ale pewnie kilkadziesiat procent to ludzie bez jakichkolwiek podstaw teoretyczno/praktycznych (na zasadzie 'moge sprobowac to sprobuje'); gdybysmy na drogi wypuscili samochody ktore mozna prowadzic bez prawa jazdy (niech bedzie ze to tylko smarty, ograniczone do 40km/h) - bezpieczenstwo jazdy ucierpi czy nie?
Dlaczego przyrównujesz do samochodów? Podobne do jachtingu energie i podobne skutki złych decyzji występują w kolarstwie i narciarstwie.
Narty są fajnym przykładem - nie ma obowiązku szkoleń i patentów a na wielu stokach trudno jest dopchać się do dobrego instruktora. Ludzie niemałe pieniądze wydają na nieobowiązkową naukę.
Na nartach jest ogromna ilość wypadków i kontuzji, dochodzi do śmierci z powodu "nieumiejący jeździć pacan wjechał pod miszcza" a jednak nikomu nie przychodzi do głowy wprowadzenie patentów narciarskich.
Tomku - bez sarkazmu i ironii pytam - dlaczego uważasz, że w żeglarstwie bez obowiązkowych szkoleń i egzaminów nastąpi armagedon? Per analogia do innych krajów a nawet do 7,5 metrowej liberalnej Polski jakoś nie zauważa się Pandemonium na wodzie.
W skali bezpatentowego świata, rocznie, więcej wypadków i kontuzji następuje w krykiecie niż w żeglarstwie.
Pytasz jak statystyki wyglądają. Nie wiem jak w sezonie 2011, ale w 2009 jeden z członków Samosteru (znany z Żagli autor tekstów o Mazurach - Mariusz Główka) objechał powiatowe komendy policji w rejonie WJM, żeby zebrać statystyki z podziałem na przypadki (w centrali wszystko jest wrzucane do jednego wora - studnie, żaglówki i pijany rowerzysta co spadł z mostu znajdują się w "wypadki na wodzie").
Wyniki możesz przeczytać tutaj:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1305&page=360
zeby miec pelen obraz, a nie budowac go na przykladzie jednej firmy ktora podales - zapytaj ludzi ktorzy organizuja szkolenia
Od dwóch lat organizuję w Korsarzu (to taka mroczna menelnia w Warszawie) "Edukacyjne wtorki" - darmowe szkolenia żeglarskie. Chyba nie kwestią kasy jest frekwencja 50-100 osób co tydzień - na piwo wydają więcej niż wydaliby na kurs :-)
chodzi o generalna zasade: 'wtedy' szkolilo sie wiecej po prostu ludzi niz teraz, w efekcie plywanie bylo mniej dzikie..
Nie wiem jak wyglądaja proporcje - teraz szkół zeglarskich jest "jak psów". Wcale bym się nie zdziwił, gdyby było odwrotnie niż piszesz.
A nawet jeśli kiedyś szkoliło się więcej osób, to co z tego. Czy wtedy było bezpieczniej na morzu? IMHO nie, teraz elektroniką można nadrobić braki w wykształceniu. Co z tego, że ktoś nie potrafi zrobić pozycji z wysokości i głębokości - i tak, dzięki GPSowi i mapie elektronicznej zna swoją pozycję z dokładnością o niebo lepszą niż dawniej szkolony i maltretowany egzaminami j.k.ż.w.
moze to przyklad troche nie na miejscu, ale pamietamy 'Bieszczady'?
Co z tego przykładu wynika? Kol. Kędzielewska miała patent uzyskany po zdaniu egzaminu.
Może, gdyby nie ten jest obowiązkowy a przez to gówno warty kwit, Kędzielewska nie czułaby się tak pewnie na wodzie i bardziej uważała?
Nie wiem, gdybam. Nikt nie wie :-(
do wszystkich rejsow? bo nie sadze zeby obecnie plywalo sie bardziej bezkolizyjnie i bezwypadkowo..
A popatrz na orzeczenia IM. Jakoś mniej ich w ostatnich latach a jachtów wciąż przybywa i przybywa.