Temat: Ciepłe czy zimne
dopiero ubiegły maj wygnał mnie do chorwacji, wcześniej był tylko bałtyk i to w swoich najokrutniejszych sezonach
z pełną świadomością tego, co piszę mogę zapewnić, że zdarzyło się kilka sytuacji, kiedy ja i moja załoga byliśmy w miejscu, gdzie taka sama droga jest do życia, jak i do śmierci
choć zdaję sobie sprawę, iż brzmi to raczej literacko
za każdym razem łykając łzy obiecywałam sobie, że nigdy więcej. nIgdy nigdy, nigdy. i jak większość żeglarzy składających takie obietnice - łamałam je.
w maju, podczas rejsu wzdłuż wybrzeży chorwacji przeżyłam zupełnie coś nowego. nie zawiodłam się. wręcz przeciwnie, bo nastawiłam się, z niewadomych przyczyn, na niewiarygodną nudę. było bardzo przyjemnie. umiarkowanie wiało, wieczorami strumieniami lało się wino (na co na bałtyku zwykle nie mam najmniejszej ochoty), płynęliśmy z prędkością, z jaką wczesniej nie zdarzyło mi się jeszcze płynąć na samych żaglach, śpiewanie, opowieści dziwnej treści, nawet przez moment choroba morska większości załogi.
nagle usłyszałam - Anka, zamknij się w końcu! No tak, złapałam się na tym, że przez kilka dni wszystkie moje wypowiedzi zaczynały się od - A raz, jak płynęliśmy po Bałtyku...
Brakowało mi adrenaliny, zimna, stęchlizny. MOje zaskoczenie nie miało granic.
NIe oznacza to oczywiście, że nie zamierzem wrócić na Chorwację. Czemu nie. Jeśli mi zostanie trochę czasu po Bałtyku, lub Północnym:)