Temat: "Pożegnanie Zbigniewa Gacha: Odszedł wielki reporter i...

Zmarłego Zbigniewa Gacha, dziennikarza, reportażystę, felietonistę, satyryka, wspominają Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, lider podziemnej opozycji, Solidarności i koledzy dziennikarze.

Barbara Madajczyk-Krasowska

Zbyszek Gach nigdy nie był sam. Lubił towarzystwo, ale i towarzystwo lubiło jego, dlatego w czwartek w ostatniej drodze odprowadzał go tłum - rodzina, przyjaciele, znajomi. W imieniu środowiska dziennikarzy zmarłego pożegnał redaktor Tadeusz Woźniak.

Maciej Kraiński, poeta i kierownik Muzeum Tradycji Szlacheckiej w Waplewie, zadedykował mu wiersz. Ciepłych słów nie szczędził też marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, wspominając zaangażowanie Zbigniewa Gacha w działalność podziemnej Solidarności.
Było też pożegnanie muzyczne. Nad urną z prochami reportażysty zagrał m.in. saksofonista Przemek Dyakowski. Wszystkie te wystąpienia pokazują, jak wielobarwną i nietuzinkową postacią był Zbyszek. Człowiekiem, który dziennikarską pasję i ciekawość świata potrafił łączyć z odwagą wyrażania poglądów, a poczucie humoru z głęboką refleksją.

- Zbliżył nas strajk w Stoczni Gdańskiej. W śniegu i na mrozie chodził za mną krok w krok. Towarzyszył mi całą noc. Mówił, że wszystko chce opisać. Miał świadomość, że to może być ostatni opis w jego życiu, bo w każdej chwili mógł być atak, desant - opowiada Bogdan Borusewicz.

Działo się to w nocy z 15 na 16 grudnia 1981 r. Stocznia Gdańska była już po drugim ataku ZOMO. Borusewicz, któremu udało się uciec z esbeckiej obławy, wszedł do stoczni 15 grudnia po południu i od razu zaczął zabezpieczać bramy i przygotowywać zakład do obrony. Strajkujących było niewielu. Z kilkunastotysięcznej załogi strajkowało kilkaset osób.

Mimo że Zbyszek nie odstępował Borusewicza, to w chwili ataku na stocznię, do którego doszło nad ranem, byli przy innych bramach. Borusewicz z kolegami bronili bramy kolejowej od strony Stoczni Północnej, a Gach obserwował atak na historyczną 2 bramę z dachu budynku stoczniowych związków zawodowych.

"Opancerzony pojazd zbliżał się coraz prędzej, dziesięć metrów, pięć, trzy, dwa...! Sypnęło iskrami przy starciumetalu z metalem, a nasza pierwsza zapora prysła jak ślimak pod butem. Czołg kilkakrotnie się cofał i uderzał miażdżąc wszystko, co mu stało na drodze. Po sforsowaniu Bramy nr 2, podjechał do ustawionej nieco dalej, w poprzek drogi, potężnej stoczniowej lory na kołach z pełnej gumy, którą odsunął niczym zabawkę" - pisał Gach we wspomnieniach tej pamiętnej nocy, opublikowanych w prasie podziemnej, a po 1989 w "Tygodniku Gdańskim" i "Dzienniku Bałtyckim" (2000 r).

Zbyszek wtedy w stoczni próbował uciekać, ale złapał go patrol ZOMO. Został wywieziony do aresztu w Starogardzie Gdańskim Wyszedł po czterech dniach. Musiał jednak zapłacić grzywnę, w wysokości niecałych dwóch jego pensji, na którą skazało go kolegium ds. wykroczeń.