Temat: Pustelnik i korona Himalajów
Tlen jest takim samym wspomaganiem, jak korzystanie z GPSa, Sherpy, butów termicznych, liofila albo małpy na poręczówce. Kazdy z tych problemów jest odpowiedzią na inną słabość człowieka tam na 8000.
Jeden korzysta z Sherpy, bo dzwiganie dziesiatek kilogramow depozytow go przerasta (tak po prawdzie to nie spotkalem nigdy himalaisty bez min. jednego swojego Sherpy, sam tez mialem Sherpow i uczciwie sie do tego przyznaje)
Inny korzysta z GPSa i mozna mu zarzucac ze duren, bo powinna mu przeciez wystarczyc tradycyjna mapa - ale sam doswiadczylem intensywnej mgly i wichury na 7000 i wtedy GPS byc moze uratowal mi zycie.
Dzis na popularnych osmiotysiecznikach (Cho, Everest...) praktycznie kazdy korzysta z poreczowek zakladanych przez Sherpow - i tu raczej uwage krytyczna mialbym do tych, co korzystaja z tych poteczowek, a nie chca sie zrzucić na wynagrodzenie Sherpow, ktorzy te poreczowki zakladali, choc wiadomo ze dla tych Sherpow to byla jedyna praca zarobkowa w tym roku.
A jeszcze inni korzystaja z tlenu (ja tez tak robilem, do czego sie zawsze przyznaje). Powody sa w zasadzie dwa. Jedni himalaisci znaja badania z ktorych wynika, ze przebywanie 1-2 dni na wysokosci 8000 bez tlenu moze miec negatywny wplyw na funkcjonowanie szarych komorek. Nie kazdy chce zejsc z gory nieco mniej sprawny koncepcyjnie niz na nia wszedl. Drugi powod jest banalny: zdolnosc aklimatyzacji (czyli w uproszczeniu produkowania czerwonych krwinek) jest indywidualna kwestia fiziologiczna, nieskorelowana ze zdolnosciami wspinaczkowymi czy kondycja. Innymi slowy, mozesz swietnie łoić, mozesz biegac maratony, ale jesli genetyka ustawila cie na wolniejsza produkcje czerwonych krwinek, to albo bedziesz aklimatyzowac sie nie miesiac lecz trzy, albo nie wejdziesz na szczyt lub okupisz to ryzkiem obrzeku mozgu albo pluc (czyli ryzyko smierci).
Oczywiście nie można porównywać wejść sportowych i prywatnych/amatorskich. Tych drugich nie ma co odnotowywac w ksiegach i archiwach - ale to nie znaczy ze one nie istnieja.
Dla mnie wejscie ktore "nie istnieje" to wejscie komercyjnego klienta ciagnietego na linie przez przewodnika, jezeli ten klient nawet nie wie jak sie zaklada raki czy odpala maszynke gazowa (i to nie jest zart, na Cho Oyo tego samego dnia co ja szczyt zdobyla Greczynka nie umiejaca zjechac na reverso po linie i Singapurczyk ktory nigdy wczesniej nie odpalal maszynki gazowej).
Ale jezeli na szczyt wchodzi ktos, kto sam zorganizowal wyprawe, wszedl na gore o wlasnych nogach, a Sherpowie tylko mu niesli bagaz, to sam fakt uzycia tlenu nie jest dla mnie zaprzeczeniem zdobycia szczytu. To zdobycie nie jest tak honorne jak bez tlenu, nikt tego nie bedzie archiwizowal ani w prasie opisywal, ale wejscie jest.
Rafał Szczepanik edytował(a) ten post dnia 05.05.10 o godzinie 22:58