Temat: Sampras czy Federer?
Odświeżę stary, ale ciągle aktualny wątek.
Sampras vs. Federer... Ja bardzo doceniam to, że jest obecnie ktoś taki jak Federer – tak naprawdę jedyna „kontynuacja” tego, co dla mnie w tenisie najlepsze (czyli gra Samprasa, Edberga, Graf, Beckera), ale ...
... obserwowałem bardzo uważnie karierę Samprasa od samego początku przez cały okres jej trwania i bardzo dobrze znam tamten klimat, a teraz wiem jak jest z Federerem. Przez jakiś czas już mi się zaczęło wydawać, że obecny tenis jest bardziej „wyśrubowany” od tego sprzed 20-15, a nawet 10 lat, ale kilka razy ostatnio miałem możliwość przypomnienia sobie obszernych fragmentów właśnie z tamtego czasu w wykonaniu Samprasa, czy Edberga (jakieś moje nagrania finałów na vhs i coś, co pojawia się w you tube). Powiem Wam, że oprócz tego, że powróciły wspomnienia, po prostu zadziwiło mnie to, że jednak tamten tenis z lat, powiedzmy 1990-2000 wcale nie ma się czego powstydzić przed obecnym, a w wielu momentach jest dużo, naprawdę dużo bardziej wartościowy niż nawet najlepsze fragmenty gry Federera w kluczowych spotkaniach. Po prostu, jak zacząłem porównywać to co zapiera dech w wykonaniu Federera, z tym, co wprawiało w osłupienie w wykonaniu Samprsa, to... wyniki wynikami, statystyki statystykami, ale wg mnie Federer musiałby jeszcze czegoś więcej dokonać, żeby tak zachwycać, jak Sampras w chwilach kiedy leciał wysoko nad ziemią składając się w powietrzu na sekundę przed atomowym smeczem, czy innym razem również w całości nad ziemią, równolegle do siatki na moment przed niesamowitym wolejem wygrywającym przełamanie gema serwisowego rywala, żeby po kilkunastu minutach stać się mistrzem Wimbledonu. Przy czym tego typu spektakularne rzeczy wcale nie odbywały się „pod publiczkę”, tylko były typową bronią, po którą sięgało się w najważniejszych, historycznych meczach w sytuacjach „najwyższej konieczności”.
Po latach można zapomnieć charakter i klimat – ale jeżeli znów przeanalizować grę Samprasa np. w Wimbledonie 1993, 1994 lub US Open ’95 itd. to widać, że dzisiejsza gra wcale nie jest szybsza, mocniejsza, dokładniejsza... - a jeżeli chodzi o emocje i klimat, to już zupełnie chyba nie ma porównania. To co wciąż najbardziej urzeka w przypadku tamtej epoki, to „odwaga” i bardzo niski poziom asekuranctwa – chodzi mi o to, że gdy Sampras grał najważniejsze piłki o mecz, lub w jego obronie – wielokrotnie zwyciężał podczas realizacji najbardziej ryzykownego, ale świadomie podejmowanego planu, który był wykonywany bez drżenia ręki i w przygotowaniu na naprawdę wszystko. Dzisiaj w podobnych sytuacjach nierzadko po prostu czeka się na to, żeby coś „samo się zrobiło”, natomiast tamci gracze (Sampras, Edberg) po prostu przez cały czas w pełni realizowali w każdym meczu to, co mieściło się w wachlarzu najlepszej wiedzy tenisowej i bez względu na to jak toczył się mecz, nie wycofując się strachliwie przed stosowaniem najbardziej wyrafinowanych metod na grę i wygrywanie.
Po prostu tenis na najwyższym poziomie za czasów Samprasa (i oczywiście wcześniej) nieodłącznie wiązał się z tym, żeby grać w świetnym stylu, znieść przeróżne przeciwności, umieć przegrywać i nie bać się ważnej wygranej.
Nie wiem, co byłoby gdy zestawić Samprasa z Federerem w tym samym czasie, ale pomimo tego, że Federer statystycznie już jest do przodu w porównaniu z Samprasem, uważam, że zdecydowanie większą wagę mają gra i wygrane Samprasa. Jeżeli ktoś chciałby skonfrontować to, co napisałem z własnymi odczuciami, to polecam wykopanie skądś takich wydarzeń jak, np.
- całość Wimbledonu 1993 oraz 1994 (kiedy to w szczytowej formie, świetny Ivanisevic został doprowadzony do rozpaczy w ostatnim secie turnieju i chyba do dzisiaj nie wie, co się wtedy wydarzyło... W tamtym meczu grało się cały czas z dokładnością maks. do 5cm – i oczywiście najmocniej jak można),
- jeżeli pamiętam, ćwierćfinał AO w 1995 roku (wygranie kosmicznego, nocnego meczu, gdzie Sampras oglądał Couriera w rozmazanym obrazie, bo przez łzy – powód chyba pamiętamy),
- niesamowita wygrana w którymś z meczów w finale p. Davisa 1995(?), gdzie w pierwszej sekundzie od ostatniej piłki człowiek nadawał się od razu do reanimacji, bo 100% sił zaangażował w to zwycięstwo (chyba był gotowy na śmierć wtedy, żeby tylko nie zawieźć kibiców ;-) )
- finał US ’95 – momentami wręcz elektryczne, wygrywane przez Samprasa wymiany wykorzystujące pełną szybkość nóg, piłki i całą geometrię kortu,
- ćwierć finał US Open 1996 – wymioty, konwulsje, brak sił – które nie przeszkodziły w tym, żeby grać na nieosiągalnym dla całej reszty poziomie.
I wiele, wiele innych, które były wygrywane, bądź przegrywane w najlepszym stylu i w kimacie, o jaki dzisiaj jednak naprawdę trudno.
Reasumując, jednak stawiam na Samprasa w tych porównaniach z Federerem.
Pozdrawiam :-)
Marek Czaja edytował(a) ten post dnia 31.10.09 o godzinie 17:54