Temat: Co umiecie po szkoleniach zimowych?
Tomasz P.:
Hej Wojtku
Widzę, ze Twoje tematycznie ciesza sie popularnością, ale powiem tak ze skończyłem dwa pierwsze, trzeci mnie nie interesuje bo na desce jeżdzę jak wiesz moze i powiem ze mi nie wiele dały a prowadzone przez Twoich kolegów były. Wiecej mi dały wypady zimowe z kolegami oczywiście bardziej doświadczonymi niż ja.
Uważam ze jednak warto zrobic taki kurs.
Pozdrawiam
Chodzenie zimą z buta, a chodzenie na nartach/rozdzielanym na 2 dechy snowboardzie to dwie różne kwestie. Zasadniczą różnicą jest wybór tras wycieczek i ich realizacja w terenie.
W Tatrach tendencja jest taka, że ludzie zapisują się np. na kurs turystyki z buta, bo jest dla nich tańszy (dla tych co nie mają jeszcze własnego sprzętu ski-turowego/rozdzielanej deski/rakiet do kompletu z tzw. zwykłą deską). Ci co jeżdżą na nartach/snowboardzie zapewne często myślą, że biorąc narty/deskę będzie w terenie tak samo jak w przypadku łażenia tylko z buta. Mają prawo do takiego myślenia, aczkolwiek się mylą.
Piszesz, że skończyłeś 2 kursy, które niewiele Ci dały. Skoro niewiele, to dlaczego uważasz, że warto je robić?
Nie mam pojęcia kto konkretnie prowadził zajęcia na kursach, które odbyłeś. Szczerze nie ma to większego znaczenia w tej powiedzmy dyskusji.
Mnie te podziały przypominają rozmowę z bardzo rozsądnym instruktorem od paralotniarstwa. Kiedyś darł koty z innymi zakopańskimi instruktorami, a ich spór dotyczył koncepcji szkolenia/szkoleń. Mój znajomy uważał i uważa do dziś, że szkolącnowych adeptów paralotniarstwa należy szkolić ich od A do Z bez podziału na klasy, czy stopnie wtajemniczenia. Uważa, że nowicjusz, któremu da się prawo do latania tylko do pewnego pułapu (wysokości) po szkoleniu w bardzo wąskim zakresie prędzej czy później albo się zabije, albo zostanie trwale okaleczony. Nie trzeba znać się na tej mało bezpiecznej zabawie by się z taką argumentacją nie zgodzić. Oczywiście koncepcja do niej przeciwna stworzona została dla zwiększenia zysków i dania przyszłym kursantom złudnego poczucia profesjonalizmu prowadzonych w ten sposób szkoleń.
Ten przykład można żywcem przenieść na współczesny grunt przyziemnych górskich szkoleń, szczególnie zimowych. Zastanówmy się Tomku bez emocji i na tzw. chłopski rozum od czego należałoby zacząć zimową edukację w górach. Co jest ludziom tak na prawdę potrzebne? Sam napisałeś, że więcej dały Ci wycieczki z bardziej doświadczonymi kolegami, niż 2 przebyte kursy. Ja odczytuję te słowa jednoznacznie. Kluczem do sukcesu jest praktyka.
Dostępne kursy lawinowe w Polsce to w mniejszym lub większym stopniu dawka teorii i część praktyki. Ta druga jest zróżnicowana, ale czy jej część polega na odbyciu wycieczki pod okiem instruktora, który po drodze tłumaczy niuanse zimowego chodzenia?
Kursy turystyki zimowej oderwane od szkolenia lawinowego: ktoś wymaga świadectwa ukończenia drugiego przez zapisem na pierwsze? Robią na pierwszych, na samym początku sprawdzian z obsługi sprzętu lawinowego, który każdy zabiera ze sobą na zimową wycieczkę?
Od czego w ogóle zaczynamy wycieczkę? Od razu od wpakowania się w teren, w którym użycie raków i czekana oraz liny staje się niezbędne, czy od przejścia przez łatwy teren niewymagający użycia tych sprzętów, ale za to zagrożony zasypaniem przez lawinę?
Pomijając zimę turystyka górska od zarania dziejów wyglądała tak, że swą górską przygodę turyści zaczynali od łatwych spacerów stopniowo podnosząc sobie poziom trudności w celu odkrywania kolejnych nieznanych sobie terenów. Drogą ewolucji, a nie rewolucji człowiek zaczął się wspinać i z każdą dekadą podnosi stopień pokonywanych trudności i przesuwa granice możliwości własnego organizmu.
Stąd też można w logiczny sposób wykombinować własną drogę edukacji górskiej korzystając z tego co aktualnie jest dostępne.
Pozdrawiam i życzę samych udanych wycieczek.