Temat: Żywność do plecaka-patenty minimalistyczne
Cześć.
Nie wymieniliście jeszcze serka topionego w postaci małej parówki.
Po rozgięciu nożem (jak klinem) blaszki zamykającej można ją zsunąć i "aplikować" serek bezpośrednio do ust podczas marszu. Zupełnie jak kosmonauta.
Do tego polecam małe (ok. 100 ml), plastikowe, zakręcane opakowanie po lekach lub suplementach. Można w nim umieścić suche płatki pełnoziarniste z żyta, pszenicy, jęczmienia lub owsa.
Te ostatnie płatki uważam za najgorsze.
Taki zestaw trzeba popić minimum 0,5l wody, aby nie doprowadzic do zaparcia.
Czasem używam również tartej bułki wymieszanej z otrębami pszennymi.
Ponadto z opakowań chwalę sobie kupowane w aptece pudełka zakręcane służące do zbierania moczu do analizy. Przed ich właściwym zastosowaniem doskonale nadają się np. do zapakowania jajka, obsypanego kaszą przeznaczoną do gotowania, do miodu lub dżemu.
Po ich opróżnieniu doskonale składają się jedno w drugie nie zajmując niepotrzebnie miejsca w plecaku i ograniczając ilość noszonego w nim powietrza.
No i moje ostatnie odkrycie - plastikowe butelki z szeroką szyjką po owocowych sokach jednodniowych. Noszę w nich porcję wody ogrzewanej od ciała pod ubraniem, zapasy płatków itp.
Są nieco za duże na jednorazową porcję. Wypełniam je więc czasem do połowy i dopełniam np. zapasową tobą foliową aby nie hałasowały podczas marszu.
Ich dodatkową zaletą jest możliwość umieszczenia w środku małego lnianego woreczka (uszytaje wcześniej "parówki") z ziarnem pszenicy lub cieciorki moczonej w ten sposób podczas marszu.
Można je później ugotować na ognisku lub nawet jeść bez gotowania.
Polecam również surową marchew, pietruszkę, a nawet ogórki (szczególnie dobrze zaspokajające pragnienie i nigdy nie rozlewające się do plecaka). Nie potrzebują wcale opakowań i po wcześniejszym umyciu nie wymagają obierania. Nie marnuję więc ani grama przenoszonego bagażu i nie wyrzucam go na śmieci, a jedząc je podczas marszu uzupełniam jednocześnie wodę w organiźmie.
Na dłuższe wyjścia staram sie przygotować suszone warzywa i owoce. Ścieram je na grubej tarce i suszę w ciągu doby. Nadaje się do tego rowniez dynia. Można je jeść po namoczeniu lub po namoczeniu i ugotowaniu. Suszone jabłka wraz ze skórkami znikają niestety w towarzystwie błyskawicznie.
Aaa...
Polecam jeszcze upieczone ziemniaki, pokroić w plastry i ususzyć.
Spróbujcie!
Jeszcze inne rozwiązanie stosuję na intensywnych szkoleniach, na których nie ma czasu gotować. Robię kanapki ze zwykłych kajzerek, które w przeciwieństwie do chleba, podczas przechowywania w osobnych torebkach foliowych miękną i przestają się kruszyć (torebki pozostawiam do zapakowania następnych kanapek , przygotowywanych podczas biwaku na cały następny dzień). Do środka wsypuję otręby pszenne, wkładam liście sałaty, jarmurzu, pokrzywy itp, co chroni pozostałe składniki kanapki przed zbyt szybkim zepsuciem. Tak zapakowane kanapki rozdzielam do głównej torby na jedzenie i jedną do kieszeni pod ubraniem. Po jej zjedzeniu (nawet na nawiększym mrozie), biorę następną kanapkę z zasobnika i umieszczam w kieszeni. W ten sposób jestem w stanie zjeść i napić się w dowolnych warunkach klimatycznych w czasie tzw. "przerwy na papierosa".
Generalnie lubię zaopatrywać się podczas wędrówki u odwiedzanych gospodarzy (choć ze względu na zmiany gospodarcze na wsi i specjalizację staje się to w Polsce coraz trudniejsze).
Żywność ładuję w większe opakowania, a z części robię jednorazową porcję dostępną do jedzenia podczas marszu.
Unikam w ten sposób noszenia zbędnych opakowań, a jednocześnie zapewniam sobie szybkie posiłki.
Pozdrawiam.
Jacek Drabarczyk