Temat: Sztuka przetrwania w Zimie-jak przetrwać
Rzecz w tym, że "survival" zaczyna się kiedy tracimy plecak wraz z zawartością. Cały szpej wcześniej "niezbędny" do "przetrwania", poszedł na dno, jestem cały mokry i już zamarzam. Czy rozpalę teraz ogień krzesiwem? Czy zdążę? To jest walka o przetrwanie.
I cieszę się, że jeszcze nie musiałem walczyć, bo raczej bym przegrał:P
Krótkie opowiadanie Jacka Londona o survivalu Zimą:
http://niniwa2.cba.pl/london_rozniecic_ogien.htm
Na zachętę dla leniwych:)
"Zdawać się mogło, że lewa odnoga strumienia posiada mniej źródeł, bo w ciągu pierwszej pół godziny marszu człowiek nie zauważył nic podejrzanego. Nagle stało się! W miejscu gdzie sypka, gładka powierzchnia śniegu świadczyła o absolutnie trwałym podłożu, lód załamał się najniespodziewaniej. Rozlewisko nie było głębokie. Człowiek odnalazł rychło pewny grunt, zdążył jednak przemoczyć nogi do połowy łydek.
Zirytował się, więc głośno przeklął swego pecha. Liczył, że około szóstej trafi do obozu i chłopców, ale wypadek oznaczał godzinę zwłoki, gdyż należało rozniecić ogień, wysuszyć mokasyny i skarpety. Przy takim mrozie był to kategoryczny nakaz. Człowiek wiedział to, więc bez namysłu wspiął się na stromy brzeg strumienia. U szczytu skarpy, między kilkunastoma niewielkimi świerkami, spoczywały uwikłane w podszycie zapasy opału pozostawione przez wiosenną powódź. Były to głównie drobne gałązki, chrust, patyki, uzupełnione jednak większymi kawałkami drewna oraz kłakami zeszłorocznej trawy - bujnej i wysuszonej doskonale. Człowiek znalazł kilka większych bierwion na podstawę ogniska, bo w przeciwnym bowiem razie nikłe płomienie zapadłyby w topniejący śnieg. Rozniecił ogień przytykając zapałkę do wyjętego z kieszeni skrawka suchej kory brzozowej. Zapłonęła łatwiej niż papier, więc człowiek położył ją na podstawie z bierwion i spiesznie sycił nowo narodzony płomień garściami trawy i najdrobniejszym chrustem.
Pracował bez pośpiechu, systematycznie, bo zdawał sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństwa. Stopniowo płomienie przybierały na sile, on zaś karmił je coraz grubszymi patykami. Przycupnął wśród śniegu, wyciągnął gałęzie z plątaniny zarośli, rzucał wprost na ognisko. Wiedział, że o niepowodzeniu nie może być mowy. Przy siedemdziesięciu pięciu stopniach niżej zera musi się udać pierwsza próba rozniecenia ognia - zwłaszcza jeżeli ktoś przemoczył nogi. Z suchymi nogami można biec i po pół mili, zmusić krew do prawidłowego krążenia. Ale w tej sytuacji bieg nie przyda się na nic. Nawet najszybszy ruch nie zdoła przeciwdziałać odmrożeniu."
Najbardziej podoba mi się zdanie:
"Zirytował się, więc głośno przeklął swego pecha." "Zamarzanie nie jest aż tak przykre, jak się ludziom zdaje. Istnieje wiele gorszych sposobów umierania."
Czarek Mockałło edytował(a) ten post dnia 08.02.10 o godzinie 22:50