Temat: Survival a komercja
Marek Bronisław H.:
Widocznie nie wszędzie byłeś w Polsce. Niedawno gość zgubił się na Biebrzy...No ale zaproszę Cię do siebie w zimie i wyrzucę bez mapy i sprzętu zobaczymy czy podtrzymasz swoje tezy...
Ok, chętnie :-) Pytanie tylko po co? W ramach hobby - super, ale czy kiedykolwiek ktoś na serio mnie wyrzuci bez mapy i sprzętu w zimę w okolicach Biebrzy? Prawdopodobieństwo jest tak małe, że ciężko je nawet określić. Akurat miałem okazję być w różnych dzikich miejscach w Polsce, na wspomnianej Ukrainie (w środku lasu) i jakoś żyję. Fakt, że sposobami funkcjonowania w naturze interesuję się od jakiegoś 3. roku życia, a i tak pewnie moja wiedza to jakaś cząstka niektórych tu obecnych. Cały czas jednak podtrzymuję, że człowiek jest na tyle przygotowany, na ile wymusza to na nim środowisko, w którym żyje. Gdybym mieszkał w górach czy lesie - woziłbym w aucie jakąś piłę łańcuchową, zapasową wodę czy co tam jeszcze. W centrum Poznania raczej się to nie przyda. Raczej, bo oczywiście raz na milion może no i wtedy mam pecha. Gdybym chciał jednak zapobiec każdej sytuacji, to bym zwariował :-)
Dostosowanie do sytuacji, to jest moim zdaniem klucz w pojęciu samego survivalu - w górach nie zachowuję się jak w centrum dużego miasta i odwrotnie. Idąc w nocy do lasu zabiorę latarkę, ale przecież nie noszę jej przy sobie idąc na kawę na Rynek :-)
Więc nie rozumiem ograniczania się do Polski jeśli chodzi o survival...W pierwszej lepszej ukraińskiej wiosce mamy już Sajgon...A to tak blisko...
Jaki sajgon masz na myśli?
Lecz jeśli chodzi o dziedzinę mającą pomóc w ratowaniu życia. To nie tak łatwo to łykam.
Firmy prowadzące obozy survivalowe czy "paraobozy" to nie szkolenie dla ratowników, dla których ratowanie życia to codzienna praca. Taki obóz to frajda z elementami szkolenia, które są dodatkiem. Przynajmniej ja tak to widzę. Nie brałbym survivalu aż tak poważnie.
Stąd moje wątpliwości co do niewidzialnej survivalowej ręki rynku oraz sprzedawania fałszywego poczucia bezpieczeństwa w wielu przypadkach...
Rynek i komercja właśnie wyparły te podstawowe umiejętności...Zresztą stąd wziął się survival dla angielskich żołnierzy którzy nie mili się gdzie nauczyć rozpalania ognia bo byli głównie z miasta...Dlatego myślę że komercja może pogorszyć jakość usług bo jest dla mas...
Zależy z jakim klientem masz do czynienia. Klientów, niestety, szablonowo się segmentuje i jeśli chodzi o zainteresowanych szeroko pojętym survivalem podzieliłbym na trzy grupy:
* firmy i ich pracownicy, którzy liczą na integrację na łonie natury - ma być trochę dziko, ale bez przesady - tutaj widzę gry integracyjne, elementy "ryzykowne" (mosty linowe, tyrolki, itp.), może jakieś gry nocne - przyjadą ludzie, którzy nigdy w życiu nie spali w namiocie i boją się komarów - bardzo łątwo ich zrazić i zepsuć zabawę (trudna sprawa)
* dzieci i młodzież (często "trudna"), która albo miała do czynienia z naturą (np. są w trakcie, albo po przygodzie z ZHP) albo nie i szukają przygód - tutaj zakładanie obozowisk,
działanie w grupie, gry nocne, podchody i te sprawy, rozpoznawanie roślin jadalnych, budowanie szałasów, szkolenie z pierwszej pomocy - uczestnicy pojechali na obóz świadomie lub (co ma miejsce niezwykle często) zostali zapisani przez rodziców... Statystycznie na pewno zniosą więcej niż pracownicy korporacji :-)
* "jestem hardkorem", mam zapas gotówki i lubię wyzwania czyli szukam kogoś, kto ma
doświadczenie, wiedzę i umiejętności i nie będzie się bał wyruszyć jako przewodnik w małej grupie na porządny, ciężki wypad. Do dyspozycji minimum (które osoba prowadząca uzna za konieczne) i tyle. Cel - przetrwać. Tutaj uczestnikiem są osoby świadome tego, na co się piszą, a nawet jeśli warunki okazały się nieco bardziej trudne niż to sobie wyobrażano, to trzeba wziąć się w garść i do przodu.
Popyt na wyżej wymienione 3 formy jest. Pod wszystkim możesz wkleić łatkę "survival", choć znajdą się tacy, dla których tylko ostatnia forma spełnia warunki. Nie da się wymieszać tych trzech grup, bo będą niezadowolone. Jeśli ktoś jest gotów zapłacić, to głupio byłoby nie kreować podaży. Jestem pewien, że taki wyjadacz (z tej trzeciej grupy) doskonale poprowadziłby zajęcia dla dwóch pozostałych. To on właśnie utrzyma się na rynku i osobiście z komuś takiemu powierzyłbym pieniądze i zaufanie znajomych. Znam parę takich osób i myślę, że przy takim podejściu do tematu jest spora szansa, żeby utrzymać się na rynku :-)
Marek Bronisław H.:
Czy porostu nie przejmujecie się takimi błachostkami i dostosowujecie się do środowiska w którym jesteście tu i teraz?
Survival :-)